/KS_479413_II_L_1_0001.djvu

			PRZEDMOWA.
0X6 1
.
Rozpoczęliśnry niniejsze wydawnictwo, powodując
się mocnem przekonaniem , że w społeczeństwie naszem
sporo jest osób, dla których oświata ludowa nie jest rze­
czą obojętną, dla których hasłem do zdobycia lepszej
przyszłości służy podniesienie poziomu umysłowego
warstw ludowych. Jednym ze sposobów szerzenia oświaty
jest bezwątpienia rozpowszechnianie książek i zakładanie
bibliotek. Lecz nie każda książeczka, przeznaczona dla
ludu, nadaje się do rozpowszechniania, Eok rocznie na
półkach księgarskich zjawia się pewna ilość wydawnictw
dla ludu, z pomiędzy których bardzo mało odpowiada
rzeczywistym potrzebom chłopa naszego. Niektórzy au-
torowie traktują go jak dziecko, inni znów widzą w nim
przedmiot eksploatacyi, ofiarowując mu pod sensacyj­
nymi tytułami jak najgorszą tandetę. (Podobnych spe­
kulantów szczególniej proteguje księgarnia Breslauera).
I jakżeż się dziwić potem, gdy dają się słyszeć głosy
włościan, narzekających na brak dobrych rzeczy do czy­
tania. Nieraz też ludzie inteligentni, którym, leży na
sercu oświata ludu, przy wyborze książek padają ofiarą
szumnych tytułów lub dobrych firm. Chcąc temu zapo-
biedz, rozpoczęliśmy opracowanie katalogu rozumowa­
nego książek, sprzedawanych w Królestwie. Jest .to
pierwsza praca u nas w tym kierunku, a więc pewnych
błędów trudno się było ustrzedz, tembardziej że i sam spo­
sób opracowywania znacznie wpływał na to. Nie ogra­
niczymy się tym zeszytem, lecz postaramy się nadal pro­
wadzić wydawnictwo, korzystając z zebranego materyału.
Petersburg dnia 1. maja 1897 r.
1000894450
		

/KS_479413_II_L_1_0003.djvu

			Antoszka. Dobre przykłady. (Warszawa 1894 r.
Druk Józefa Jeżyńskiego str. 82, cena kop. 5).
Autorka w swoim zbiorku przedstawia czytelnikowi
życiorysy ludzi, godnych naśladowania, t. j. takich,
„którzy wytrwałością i własną pracą dokonali dzieł nad­
zwyczajnych“. W żadnym życiorysie nie są uwzglę­
dnione warunki i okoliczności, dzięki którym dana oso­
bistość stała się historyczną postacią. AVskutek tego
czytelnik nigdy nie zdoła pojąć, jak postępować należy,
aby zostać np. papieżem, jak Sykstus V, lub prezyden­
tem Stanów Zjednoczonych, jak Abraham Linkoln.
Jeżeli autorka miała skromniejsze zadanie i chciała
tylko, aby czytelnik zachwycał się wzniosłemi cechami
jej bohaterów, to i w tym wypadku nastąpiło zupełne
fiasco, gdyż zgodzić się, niestety, nie można z niektó­
rymi przykładami szlachetności, podawanymi przez au­
torkę: dorabianie się majątku z niczego, jak np. Hor-
dliczko to zrobił, nie jest bynajmniej szlachetnem, ani
też wzniosłem.
Należy zwrócić uwagę i na to, że z powodu pomi­
nięcia warunków i okoliczności, towarzyszących zwykle
wypadkom, niektóre fakty eo ipso musiały być przekrę­
cone. Pomimo iż opracowanie literackie zaleca książe­
czkę, dla „Dobrych przykładów11 miejsca w bibliote­
czkach ludowych być nie powinno.
Antoszka. Dola Marynki-podrzutka. (AVar-
szawa. Obuchowski, r. 1893, str. 33, cena kop. 10).
Opowiadając losy życia Marynki i jej matki, au­
torka niezawodnie chciała za pomocą przykładu przed­
stawić krzywdę, jaką czynią matki porzuconym dzieciom
Katalog rozumowany.
		

/KS_479413_II_L_1_0004.djvu

			i następnie wykazać starą jak świat maksymę iż wystę­
pek zawsze bywa karany. Krzywdy, jakich doznaje Ma-
rynka od ludzi, nie są tak wielkie, gdyż okoliczności,
wśród których wychowała się ona, dla podrzutków są
wyjątkowe: los jest dla niej bardzo pobłażliwy, dając
jej opiekunkę w osobie niejakiej pani Czarneckiej. Dzieje
wychowania Marynki opowiedziane są żywo i zajmująco;
dalsze zaś jej losy są przedstawione bardzo pobieżnie
i zmiana, która nastąpiła w jej charakterze, dla czy­
telnika pozostanie zupełnie niezrozumiałą. O wiele lepiej
pod względem psychologicznym są opowiedziane losy
matki Marynki.
Autorka zdaje się sądzić, iż w wychowaniu ciepło
życia rodzinnego wywiera największy wpływ na ura­
bianie się charakteru, dlatego też dość sceptycznie za­
patruje się na wychowanie w zakładach dobroczynnych.
Książeczka ta nie może przynieść pożądanej korzyści,
ponieważ, przedstawiając wypadek wyjątkowy, kwestyi
zasadniczo nie rozstrzyga, a żadnych innych zalet zgoła
nie posiada.
Antoszka. Dwie żony, albo pokrzywdzony
jedynak — ze zdarzeń prawdziwych. (Warszawa, Ko­
liński, r. 1891. str. 12, cena k. T1^).
Przewodnią myślą tej książeczki jest chęć wykaza­
nia , jaki stosunek zachodzi między karą boską a nie­
wiarą małżeńską; okazuje się, że pierwsza drugiej
zawsze towarzyszy.
Włościanin zawiązuje bliższe stosunki ze swą sio­
strzenicą , następstwem czego jest troje nieprawych
dzieci; skrzywdziwszy swego prawego jedynaka na ko­
rzyść „niesakramentalnej“ córki, w nagrodę za to zo­
staje on wypędzonym i resztki życia prowadzi, jako
żebrak.
Fałszywe hasła klerykalizmu przenikają całe opo­
wiadanie : dzieci dzielą się tutaj na „sakramentalne“
i „znajdków“ ; syn pierwszej kategoryi postępuje
		

/KS_479413_II_L_1_0005.djvu

			i wszędzie idealnie, dzieci zaś drugiej — posiadają wiele
wad i na kaźdem miejscu są piętnowane nieprawem po­
chodzeniem; również niesympatycznemi są: despotyzm
męża i bydlęca pokora żony, zwłaszcza, wziąwszy pod
uwagę obojętne zachowanie się autorki.
Książeczka nie nadaje się do biblioteczek ludowych.
Antoszka. Jak i dlaczego się po wsiach że­
nią? (Warszawa, Koliński, r. 1888, str. 48, cena k. 10).
Książeczka składa się z czterech oddzielnych po­
wiastek , w których autorka chciała niezawodnie przed­
stawić zgubne skutki związków małżeńskich, zawiera­
nych z pobudek materyalnych. Niestety — tylko w „Kło­
potach Maryni“ są one do pewnego stopnia przedsta­
wione. Keszta zaś powiastek, jak „Wesele Stacha“ naucza,
że zła gospodyni może doprowadzić do ruiny gospodarkę
chłopską ; „Kochająca się rodzina“ nie daje żadnego ro­
dzaju morału; wreszcie powiastka „Do czego doprowa­
dziło wynoszenie się nad stan“ jest szkodliwą , gdyż
rozjątrza antagonizm narodowościowy, w tendencyjny
sposób przedstawiając niemca i jego rodzinę w jak naj­
gorszych kolorach. Powiastki są pozbawione wszelkiej
akcyi, wskutek tego nużą czytelnika, nic mu w zamian
nie dając.
Antoszlta. .Tak żyją w Czechach. Zwyczaje ipo-
wiastki czeskie. Przekład. (Warszawa, Koliński, r. 1889,
str. 48, cena k. 10).
Znaczna część materyału , zebranego przez autorkę,
nie zawiera w sobie żadnej tendencyi: jest to dość pro­
sty opis zwyczajów ludu czeskiego z dołączeniem pieśni,
dotyczących obrzędów ślubnych. Z pozostałego materyału
należy wyróżnić powieść: „Hanka i Tomek“, w której
opisane są tragiczne losy dwojga serc czeskich; treść
powiastki jest zajmująca i zarazem nasuwa na myśl mo­
rał, że rodzicom nie należy frymarczyó losem swych
dzieci.
		

/KS_479413_II_L_1_0006.djvu

			We wstępie autorka daje nam wiadomości co d»
geograficznego położenia Czech i objaśnia cel książeczki:
wywołania pożądanego naśladownictwa dobrego; przy-
tem obiecuje opowiedzieć o „sadownictwie i szkołach“,
lecz nie wypełnia tego i obok niezbyt pouczających rze­
czy daje parę fałszywych wniosków.
Rozdział: „Co może robić dobry nauczyciel“ należy
uważać za zupełnie chybiony. Styl jest dość szorstki, co
się daje uczuć szczególniej w przytaczanych pieśniach
ludowych; obrazki nie posiadają w sobie nic czeskiego.—
Ze względu na ubogą i mało wzbudzającą zainteresowa­
nia treść, książeczka ta pożytku żadnego nie przyniesie
i dlatego do nabycia kwalifikować się nie może.
Antoszka. Kobiety czeskie. (Warszawa, r. 1892,.
str. 22, cena kop. 20.)
Jest to luźna, niedokładnie opracowana kartka z dzie­
jów ruchu kobiecego w Czechach. Na tern tle autorka
rozsnuła mnóstwo uwag, które nie zainteresują ludu, gdyż
dotyczą sfer zupełnie dlań obcych. Główną wadą książki
jest brak zwięzłości i systematyczności, którym towarzyszą
niedokładność i niejasność opowiadania, oraz pobieżne
traktowanie, nie obejmujące całości poruszonej sprawy.
Język w ogóle dobry, czysty, co prawda dla przeciętne­
go czytelnika z ludu zgoła niezrozumiały. — Wszystko
to sprawia, że książka czyta się bez zajęcia; chłopa ani
nauczy, ani zabawi, lecz raczej usposobi go sceptycznie
do czytania.
Antoszka. 0 Czechach, ich kraju i życiu..
(Warszawa, Obuchowski, r. 1895, str. 84, cena kop. 25.)
Autorka zaznajamia czytelnika dość szczegółowo
z historyą i geografią Czech, a także ze stosunkami spo­
łecznymi , przemysłem i handlem tego kraju. Kwestye
społeczne traktowane są bezstronnie, zauważyć się je­
dnak daje pewna niechęć autorki ku niemcom; niechęć
ta jest prawdopodobnie powodem, że autorka
		

/KS_479413_II_L_1_0007.djvu

			powstania sekty husytów widzi tylko w nienawiści oże­
nków ku niemcom. Do zalet książki trzeba zaliczyć uwy­
datnienie tak dobrych jak i złych stron życia czecliów,
co nasuwa czytelnikowi myśl o podobnych objawach we
własnem społeczeństwie.
Przystępna forma dziełka również zaleca je do bi­
blioteczek ludowych.
Antoszka. Poczciwy Marcin i Felek niecno­
ta, czyli czem skorupka w młodości nasiąknie,
tern 11 a starość trąci. (Warszawa, Koliński, r. 1889,
str. 32, cena kop. 20.)
Z tytułu książeczki i poj edyńczych zdań można
wnioskować, że autorka chciała pokazać, jak wielkie zna­
czenie dla człowieka ma jego wychowanie w dzieciń­
stwie. Cel ten jednak nie został osiągniętym, bohatero­
wie bowiem powiastki już niemal od kolebki, kiedy jesz­
cze o żadnym wpływie zewnętrznym mowy być nie mo­
że, mają swoje wady (Felek) i swoje zalety (Marcin),
które z latami nie zmieniają się, lecz potęgują. Wspo­
mina także autorka o wyzyskiwaniu sieroty, mającej
własną rolę , przez brata-opiekuna, kwestya ta jednak
opracowana jest jednostronnie, stosunek zaś wydaje się
nienaturalnym.
Opowiadanie nie zaciekawia czytelnika, a fabuły
nie można zaliczyć do zręcznie obmyślonych; j ęzyk i styl
pozostawiają wiele do życzenia. Książeczki nie warto roz­
powszechniać.
Antoszlta. Prawdziwa historya o Szymku
parobku i Zofce Pawelcównej. (Warszawa ,_ r.
1891, str. 36, cena kop. 5.)
Na tle bezinteresownej miłości dwojga młodych lu­
dzi: parobka i gospodarskiej córki, autorka tworzy obra­
zek, uwzględniając w opowiadaniu wiele stron wiejskie­
go życia. — Można pogodzić się z losem, który chciał, aby
dobre zorganizowanie zabaw w wiosce było dziełem
		

/KS_479413_II_L_1_0008.djvu

			woprzybyłego księdza, można podziwiać nauczycielkę,
również nowoprzybyłą, która w tymże czasie, sumiennie
działając, potrafiła dobrze urządzić szkołę, — należy je­
dnak powątpiewać, czy odniesie się czytelnik krytycznie
do przedstawionego w opowiadaniu typu eks-żołnierza,
czy ideały tego bohatera , polegające na chęci zbogace-
nia się łapówkami na posadzie strażnika, wzbudzą wstręt
w każdym, a kwestya to jest pierwszorzędnej wagi.
Do zalet książeczki zaliczyć należy przedstawienie
kłopotliwego położenia bohaterki, nie umiejącej napisać
listu do swego ukochanego, i zaznaczenie bezzasadności
czapkowania przed strażnikiem, który, według światłego
objaśnienia autorki, „nie jest w niczem od rozsądnego
włościanina wyższy, a tylko robotę ma inną11. Lecz jeśli
zwrócimy uwagę na ustępy, świadczące o niedostępnej
wyższości dawnej dziedziczki nad eks-żołnierzem chło­
pem, który „zaufany w swej głupiej dumie przypuszczaj
iż panna (owa eks-dziedziczka) pójść za niego może“,
to otrzymamy zupełnie niepożądaną wiązankę , wobec
czego „Prawdziwą historyę“ uważać należy za nieodpo­
wiednią do czytania dla ludu , aczkolwiek język i styl
zasługują na uznanie.
Antoszka. Wygnane bez litości. Z prawdzi­
wego zdarzenia. (Warszawa, Koliński, r. 1891, str.
44, cena kop. 20.)
Na tle włościańskich stosunków, zabarwionych zna­
czną dozą intryg, autorka przedstawia smutną historyę
miłości wiejskiej dziewczyny. Temat to ulubiony przez
autorkę: wkrótce znów dosiada ona tegoż konika i przy­
tacza nowe długie opowiadanie o niedoli uwiedzionej
dziewczyny — niedoli, potęgowanej brakiem litości
ze strony otoczenia i poczucia winy ze strony winowaj­
cy. Po przeczytaniu tej powiastki uderza czytelnika
mnóstwo najrozmaitszych kwestyj, poruszonych nadzwy­
czaj pobieżnie (stosunek macochy do pasierbicy, żołnier­
ka, kwestya spadkowa, domy publiczne i t. p.).
		

/KS_479413_II_L_1_0009.djvu

			kie te tematy nie są należycie rozwinięte, a nieraz
nawet mimowoli przedstawione w fałszywem świetle (np.
domy publiczne). Styl i język mierne. Wobec wielu stron
ujemnych książeczka nie nadaje się do biblioteczek lu­
dowych.
A. P. doktor. O tern, co to jest ospa i co
trzeba robić, aby się od ospy uchronić.
(Warszawa, J. Jeżyński, r. 1891, str. 20, cena kop. 5.)
W pierwszej części książeczka daje tylko opis prze­
biegu choroby, nie wyjaśniając przyczyn jej powstawa­
nia. Następnie autor wyjaśnia istotę szczepienia ospy,
opisuje odkrycie Dżenera , mówi o znaczeniu i pożytku
szczepienia i nareszcie kończy kilku radami praktyczne­
mu W toku opowiadania stale zaznacza się , iż należy
zasięgać porady tylko u lekarzy. Język jest dobry, wy­
kład bardzo przystępny; książeczka ze względu na ko­
rzyść , jaką przynieść może, w biblioteczkach ludowych
jest pożądaną.
Bałucki Michał. Grześ niepiśmienny. (War-
szawa, druk Jeżyńskiego, r. 1889, str. 48, cena kop. 20.)
Autor postanowił dowieść, że nieumiejętność czyta­
nia i pisania sprowadza wiele upokorzeń i strat mate-
ryalnych. Cel został najzupełniej osiągnięty. Bohater
zmuszony jest w rozmaitych wypadkach wstydzić się,
żałować, tracić ojcowiznę, wreszcie na stare lata, by nie
być głupszym od swego 7-letniego syna , uczyć się po­
kryj omu. Opowiadanie jest zajmujące, połączone z hu­
morem. Zalety te kwalifikują książeczkę do rozpo­
wszechniania.
Brolis. Jurgis Durnialis, opowieść wiejska,
z rysunkami. (Warszawa, Jeżyński, r. 1890, str. 44, cena
kop. 10.)
Jurgis, bohater powiastki, tęgi rolnik, chłop złotego
serca, dla swej dobroci bez granic uważany jest w
		

/KS_479413_II_L_1_0010.djvu

			sce za niedołęgę i głuptasa. Lecz nieszczęście, które spada
na jego rodzinną wioskę, daje możność tej bogatej na­
turze wystąpić w całej pełni zalet, gdyż staje się on
zbawcą swych współmieszkańców.
Z tego krótkiego streszczenia widocznem już jest,
że autor przy pisaniu książeczki nie miał na celu żadnej
głębszej idei. A więc na „Jurgisa" zapatrywać się trze­
ba, jako na „sztukę piękną“, i z tego punktu widzenia
głównie go rozpatrywać. Przedsięwziętemu zadaniu au­
tor podołał w zupełności: cała opowieść czyta się z wiel-
kiem zajęciem z powodu zajmującego tematu, obrazowe­
go przedstawienia rzeczy, dobrego stylu i języka. A że
przy tych zaletach są tu jeszcze dość zręcznie przedsta­
wione stosunki rodzinne na wsi i zachowanie się władz
względem włościan, książeczka najzupełniej zasługuje
na uznanie.
Brzeziński M. Podarunek dla młodzieży.
(Książeczka dla tych , co nie chcą być ciemnymi.) Wy­
danie V, powiększone, ze 100 rysunkami. (Warszawa,
Wizbek, r. 1896, str. 391, cena kop. 50.)
Książeczka składa się z szeregu ułożonych syste­
matycznie pogadanek z dziedziny fizyki, nauk przyro­
dniczych i społecznych , przeplatanych ciekawie napisa-
nemi opowiadaniami, bajkami i wierszykami. Treścią
swoją książeczka zaciekawia czytelnika, usystematyzo­
waniem i wyczerpuj ącem traktowaniem kwestyj przynosi
mu ogromną korzyść, artystycznem zaś przedstawieniem
rzeczy rozwija zamiłowanie do czytania. Zaletę książe­
czki stanowi również i ta okoliczność, iż potrafi ona za­
ciekawić i zadowolić nie tylko młodszą generacyę, dla
której jest przeznaczoną, lecz i starszych ludzi.
„Podarunek“ można uważać za wzór ludowych dzie­
łek podobnej treści.
Brzeziński Mieczysław. 0 wnętrzu ziemi.
(Warszawa, Obuchowski, r. 1894, str. 104, cena kop.
		

/KS_479413_II_L_1_0011.djvu

			Dziełko to daje ogólne wiadomości o kształcie i bu­
dowie ziemi, o jej rozpalonem wnętrzu, składowych czę­
ściach twardej skorupy ziemskiej, oraz o rozmaitych wy­
kopaliskach i skamieniałościach zwierząt przedpotopo­
wych. Wykład jest nadzwyczaj przystępny, urozmaico­
ny licznymi rysunkami i ciekawymi przykładami; n. p.
mówiąc o wulkanach, autor daje szereg malowniczych
opisów najgroźniejszych wybuchów i trzęsień ziemi;
w rozdziale o bogactwach mineralnych znajdujemy opisy
kopalń Dąbrowy i Wieliczki etc. Należy dodać, że autor
nie poprzestaje na prostem wyliczaniu faktów, lecz ob­
jaśnia je w możliwie przystępny sposób : mówiąc np. o
układzie różnych warstw w skorupie ziemskiej, objaśnia,
dlaczego warstwy te ułożyły się w ten , a nie w inny
sposób, objaśnia powstanie torfu, węgla kamiennego itd.
Zalety powyższe w związku z nader ciekawą i pożyte­
czną treścią przemawiają dostatecznie za książeczką.
Brzeziński ffi. Przygody myśliwca wśród
lodów północy i lasów południa, podług Fr.
Hofmana dla młodzieży. (Warszawa, księgarnia tanich
wydawnictw, r. 1891, str. 49, cena kop. 15.)
W ponętnej formie opowiadań o przygodach myśli­
wca autor zaznajamia czytelnika z kilkoma okazami
fauny krain podbiegunowych i podzwrotnikowych, oraz
z niektóremu zjawiskami, tam spotykanemi. Część nau­
kowa jest traktowana pobieżnie , wskutek czego książe­
czka nie może być uważana za dziełko popularno-nau­
kowe, należy zaś ją zaliczyć do belletrystyki. Żywe
i obrazowe opowiadanie już ze względu na treść wzbu­
dzi zaciekawienie w czytelniku; niepotrzebnie więc autor
stwarza sytuacye , z których bohater tylko dzięki nie­
przewidzianym okolicznościom zawsze wychodzi zwycięz-
ko, co czyni całe opowiadanie nieprawdopodobnem.
Książeczkę ozdabia kilka wcale udatnych rycin.
„Przygody myśliwca“ mogą być umieszczane w biblio­
teczkach
		

/KS_479413_II_L_1_0012.djvu

			Dawidowa z Szczawińskich Jadwiga. Kółka rol­
nicze w Glalicyi. Odbitka z „Głosu11 1890 r. (War­
szawa, 1890 r., str. 31, cena kop. 20.)
Kółka rolnicze, ich zadanie, środki którymi rozpo­
rządzają , przebieg działalności, przeszkody napotykane,
korzyści materyalne i moralne, sprawozdania z lepiej
prosperujących kółek — są to bezwarunkowo rzeczy cie­
kawe, jednak wobec braku realnego podkładu, kółka rol­
nicze w Królestwie li tylko jako utopia traktowane być
mogą. Trzeba wziąć pod uwagę i to, że książeczka ta
jest obecnie (1896 r.) pieśną niedośpiewaną: kółka rolni­
cze w Galicyi od 1889 r. przetrwały już drugie tyle cza­
su i uległy pewnym zmianom.
Książeczka widocznie jest przeznaczoną dla inteli-
gencyi, o czem świadczy opracowanie literackie, niema
więc racy i bytu rozpowszechnienie jej śród ludu.
Dyakowski 1$. Rośliny pokarmowe. (War­
szawa, Jeżyński, 1895 r., str. 128, cena kop. 20.)
Celem książeczki jest zaznajomienie czytelnika z ro­
ślinami pokarmowemi strefy gorącej, ich kulturą i upra­
wą, jakoteż z przygotowaniem ich do użytku. Chcąc upo­
rządkować obfity materyał , autor dzieli treść na części,
obejmujące poszczególne grupy roślin. Ważniejszym ro­
ślinom, jak ryż, herbata, poświęcono dłuższe opisy, przed­
stawiające mało znane, a ciekawe szczegóły uprawy ich
i zbioru.
Usterki bardzo nieliczne i nie dają się uczuwać.
Wogóle książeczka ta , zalecająca się dobrym układem
i językiem, zajmującą i przystępnie wyłożoną treścią,
może stanowić cenny nabytek dla biblioteczek ludowych.
Dygas A. Małgorzatka — mat u sin a pi e-
szczotka. (Warszawa, Jeżyński, 1890 r., str. 70, cena
kop. 15.)
„Małgorzatka11 — jest to utwór belletrystyczny,
w którym autor, tylko jako artysta, maluje
		

/KS_479413_II_L_1_0013.djvu

			z życia wiejskiego. Niema więc tam tendencyjnego przed­
stawienia dodatnich lub ujemnych stron życia wiejskie­
go, niema specyalnie zaznaczonych kolizyj między lu­
dźmi , różniącymi się swojem położeniem ekonomiczno-
społecznem. Wartość takiego rodzaju powieści stanowi
jej treść i opracowanie.
Jedno i drugie robi wrażenie dodatnie. Fabuła
wzięta jest z życia rzeczywistego. Nieszablonowe zakończe­
nie swoją oryginalnością wyróżnia tę książeczkę z pośród
innych ludowych. Nie można nie zaznaczyć i pouczają­
cej strony tej powiastki, np. autor w bardzo naturalny
sposób dowodzi czytelnikowi bezzasadności zabobonów
i przesądów. Oprócz tego wartość książeczki potęguje
język ludowy, którym autor włada doskonale, czego do­
wodzą i inne powiastki jego pióra.
Dygas A. Ucieszne przygody dziada
Florka i chłopca Beldonka w drodze do Czę­
stochowy. (Warszawa , Jeżyński , 1889 r,, str. 93, cena
kop. 15.)
Barwnie, obrazowo, bez śladu jakiejkolwiek tenden-
cyi kreśli Dygas przygody szczwanego lisa, dziada
Florka i dobrego, roztropnego chłopczyny, Beldonka.
Bealizm autora uwydatnił się w przedstawieniu że­
braka, który widzi w żebraniu jedyny korzystny proce­
der i na każdym kroku wyzyskuje ciemnotę i pobożność
ludu. Bystra obserwacya , wykończone typy, zajmująca
fabuła, żywa akcya, mistrzowski język ludowy, humor
i dowcip, tryskający z pod pióra autora — wszystko to
składa się na wysoce artystyczną całość. Książeczka ta
tylko zaleconą być może.
Dygasińskiego Adolfa. Kuba Gąsior. Opowiada­
nie prawdziwe. (Warszawa, nakładem „Głosu“ 1889 r.,
str. 94, cena kop. 15).
Małe parta — "warte czarta — dowodzi Dygas w ni-
niejszem opowiadaniu. Kuba Gąsior doszedł do
		

/KS_479413_II_L_1_0014.djvu

			dzy w nieuczciwy sposób; opatrzność karze go za to,
dając mu złych zięciów, nałogowych pijaków, którzy
mordują teścia, by prędzej po nim schedę odziedziczyć.
W toku opowiadania autor porusza wiele cieka­
wych kwestyj: wykazuje on zgubne skutki pijaństwa,
które doprowadza w powdastce dwie rodziny do nędzy
i popycha ich ojców do zbrodni; potępia znachorstwo,
powstaje przeciwko porzucaniu sukmany przez chłopów.
Słabe przeciwstawienie lekarzy-znachorom, niezupełne
wyświetlenie niemoralności takiego postępowania, jak
ofiarowanie pewnej części źle nabytego mienia na kościół,
następnie żyd karczmarz, będący typem możliwym,
chociaż nie powszechnym — wszystko to zaliczyć można
do wad książeczki. Pod względem literackim powiastka
jest opracowana bez zarzutu: pokuta jest obmyślona
i przeprowadzona bardzo umiejętnie, językiem ludowym
autor umie władać i wytrzymać go do końca, treść jest
urozmaicona licznemi śpiewkami. Książeczka nadaje się
bardzo do biblioteczek ludowych.
Dygasiński A. Opowiadanie Kuby Cieluchow-
skiego o jego emigracyi do Brazylii. (Warszawa,
Księg. Tanich Wydawnictw 1892 r., str. 124, cena k. 25).
Opowiadanie przygód Kuby i jego towarzyszy ma
na celu przekonanie czytelnika , że emigracya, rozpoczęta
i prowadzona w tych warunkach , w jakich się znajdo­
wali bohaterowie opowiadania , nie może doprowadzić do
celu, t. j. do poprawy hytu. Autor, biorąc za przedmiot
opowiadania losy kilkunastu emigrantów, znajdujących
się (dzięki obecności organisty Skrzypakiewicza , znają­
cego język niemiecki) w lepszych warunkach, niż więk­
szość naszych wiejskich emigrantów, zgodnem z prawdą
przedstawieniem tych losów, cel osiąga najzupełniej.
Niedbalstwo i niesumienność rządu brazylijskiego, tru­
dne dla naszego chłopa przystosowanie się do warunków
miejscowych — rodzaju pracy, jedzenia, klimatu — mu­
szą spowodować taką nędzę i choroby, jakie
		

/KS_479413_II_L_1_0015.djvu

			Cieluchowskiego i jego towarzyszy. Jeżeli dodamy do
tego bardzo zajmującą treść, wyborny język, prześli­
czne opisy natury, zastosowane do wyobraźni czytelni­
ków, dla których opowiadanie się przeznacza, wzrusza­
jące obrazy nędzy, pogrzebu na morzu, śmierci Kubusia
(syna Cieluch.) i t. d. wreszcie uwieńczenie dobrym skut­
kiem solidarnych wystąpień emigrantów przeciw uciskowi
i oszustwom urzędników — otrzymamy całość bardzo
pożądaną w biblioteczkach ludowych.
Dygasiński Adolf. „Przyjaciel koni“. Wydawni­
ctwo komitetu damskiego przy Warsz. Towarz. Opieki
nad zwierzętami. (Warszawa, Wizbek, 1895 r., str. 67,
cena kop. 25).
Powiastka pod tytułem „Przyjaciel koni“, wydana
nakładem Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, oczy­
wiście ma na celu wywrzeć wpływ na czytelnika w kie­
runku łagodnego i dobrego obchodzenia się ze zwierzę­
tami. Nie mówiąc już o tern, że tendencya ta, aczkolwiek
sympatyczna, nie należy wcale do ważnych kwestyj,
gdyż chłop nasz na wsi i tak jest dostatecznie przywią­
zany do zwierząt, które na niego pracują, trzeba zau­
ważyć , że cel ten nie został w zupełności osiągnięty.
Po przeczytaniu książeczki otrzymuje się wrażenie, że
autor chce dowieść, jakoby człowiek uczciwy, sumienny
i pracowity, a przytem dobrze obchodzący się ze zwie­
rzętami , — łaską i opieką Boską zostanie wynagro­
dzony nawet i w życiu doczesnem, gdyż nie inaczej
jak interwencyą Opatrzności można sobie wytłómaczyć
szereg wypadków, dzięki którym bohater powiastki
zawsze wychodzi tryumfująco. Zresztą , sam autor nieraz
zaznacza, że łaska Boska zawsze czuwa nad ludźmi
uczciwymi. Jak widzimy więc, kwestya dobrego obcho­
dzenia się ze zwierzętami, mimo że odgrywa tu zna­
czną rolę, nie stoi jednak na pierwszym planie. Oprócz
tych kwestyj autor porusza i parę innych, naprzykład
wykazuje intrygi żyda na wsi, dowodzi że
		

/KS_479413_II_L_1_0016.djvu

			jest szczęśliwem, gdy zostanie zawarte z miłości , nie
z wyrachowania i t. p.
Język i styl są dobre, opowiadanie żywe i zajmu­
jące , pomimo nawet tonu moralizatorskiego, jakim się
czasem posiłkuje autor. Dla wyraźnego jednak kierunku
klerykalnego książeczka nie zasługuje na rozpowsze­
chnianie.
El. An. Dla chleba. (Warszawa, Kopczyński,
1888 r., str. 23, cena kop. —).
Nowelka przedstawia życie młodego stadła : on — bie­
dny artysta, ona — córka majętnych rodziców, którzy
wyrzekają się jej dla związku, zawartego wbrew ich
woli. Celu ani tendencyi powiastka nie posiada, pod
względem zaś literackim grzeszy sentymentalnym roman­
tyzmem , dziwacznością epizodów, obcymi dla czytelnika
wiejskiego wyrazami, oraz niezrozumiałymi dla swej sub­
telności zwrotami. Wobec tego książeczka nie nadaje się
wcale do blioteczek ludowych.
F. 31. Sen Józia. — Przeróbka z powieści Z. Urba­
nowskiej : „Glucio zaczarowany“. (Warszawa, Księg.
Tanich Wydawnictw, 1891 r., str. 53, cena kop. 15).
Książeczka pod tytułem: „Sen Józia“ zaznajamia
małych czytelników z życiem stworzeń, jakie spotkać
można w każdym ogrodzie, na łące, lub w lesie; mamy
tam małych przedstawicieli wszystkich niemal rodzajów
i gatunków zoologicznych, jak oto : zwierzęta ssące, płazy,
ryby, ptaki i owady. W sposób popularny, gdyż wszystkie
stworzenia same opowiadają chłopcu, przemienionemu
w muszkę, o swojem życiu, autorka daje nam ogólne
o nich pojęcia; uważać jednak tego za wadę nie należy,
gdyż ścisłe, wyczerpujące, a suche wiadomości naukowe
mogłyby tylko nużyć małego czytelnika. Zycie pszczół
opisane jest dość szczegółowo.
Książeczka ta może z łatwością zastąpić tak zwane
pogadanki o rzeczach, coraz więcej zalecane dla
		

/KS_479413_II_L_1_0017.djvu

			lek; z tego też powodu ze wszech miar zasługuje ona
na rozpowszechnianie.
F. M. Stara Baśń, przeróbka z powieści J. I.
Kraszewskiego. (Warszawa, J. Jeżyński, 1889 r., str. 62,
cena kop. 15).
W powiastce zajmująco opowiedziane zostały dą­
żenia książąt słowiańskich do ujarzmienia wolnych kmieci
i do odebrania wiecom ich dawnego znaczenia, oraz walki
kmieci z drużyną książęcą i z niemcami w obronie swych
praw. Oddzielne epizody zaznajamiają czytelnika z by­
tem słowian, z ich wierzeniami, zwyczajami, wiecami
i ówczesnym stosunkiem do książąt. Dla czytelnika po­
zostaje nieco niezrozumiałem , dla czego niemcy prowa­
dzili ciągłe walki ze słowianami ? Żywe i zajmujące przed­
stawienie epoki, ciekawej ze względu na ówczesne sto­
sunki społeczne, wspaniałe opisy, czynią tę książeczkę
ze wszech miar godną zalecenia, szczególniej wobec
braku historycznych dziełek w literaturze ludowej.
Grcbarskl Stefan. „Markus i Aurelian“, opowia­
danie z pierwszych wieków chrześcijaństwa. (Warszawa,
„Przyjaciel Dzieci“, 1893 r., str. 115, cena kop. 25).
Opowiadanie ma na celu przedstawienie jednego
z okresów walki, jaką wyznawcy Chrystusa staczać mu­
sieli w imię nowej dla świata pogańskiego idei — idei
miłości i braterstwa. Autor dla dopięcia celu opowiada
koleje i przygody kilku chrześcian, nie pomijając przy-
tem warunków, w jakich się pierwsi chrześcijanie znaj­
dowali. Niedostateczna charakterystyka Kzymu pogań­
skiego , brak motywów i przyczyn tak zawziętego prze­
śladowania — jest wadą książeczki, jeśli ma być ona wier-
nem historycznem odbiciem owych czasów. A więc, o ile
książeczka da czytelnikowi prawdziwe wyobrażenie o prze­
biegu samej walki, o tyle może wytworzyć w jego
umyśle fałszywe pojęcie o doniosłości tego przełomu
duchowego, który ludzkość w owym czasie
		

/KS_479413_II_L_1_0018.djvu

			'Autor nie robi nawet wzmianki o tein, że idea chrze-
ściańska wyłoniła się, jako konieczny rezultat przyczyn
natury daleko ogólniejszej , a uwzględnia jedynie po­
wody okolicznościowe, na pozór trudno dające się zwią­
zać z ruchem i dążeniem ku wyznawaniu wiary Chry­
stusa. W sympatycznem świetle przedstawieni są pierwsi
męczennicy idei, niezłomne ich przekonania, niczem nie
dające się zachwiać i moc ducha, niezbędna dla jawnego
wygłaszania nowych zasad.
Opowiadanie, napisane stylem dobrym i poprawnym,
łatwo daje się czytać i z korzyścią może być zaliczonem
do biblioteczek ludowych.
Gloger Zygmunt. Popas w Sławopolu z rysun­
kami A. Brzesta. (Warszawa, M. Arct, 1891 r., str. 69,
cena kop. 20).
W książeczce pod powyższym tytułem Gloger opi­
suje idealną wioskę, na której powinni się wzorować
czytelnicy wiejscy. W Sławopolu wszystko jest idealne:
porządek i ład w wiosce, gospodarze wzorowi, rzemieśl­
nicy — włościanie jeden od drugiego lepszy, poszano­
wanie cudzej własności, zarówno jak i poczucie obo­
wiązku rozwinięte pomiędzy całą ludnością wioski, dobry
nauczyciel, wzorowa szkoła, uczciwy sklep (naturalnie
chrześciański), słowem wszystko, co może być najlep­
szego , napewno znajdujemy w Sławopolu.
Poglądy społeczne p. Glogera również idealnie są
skrystalizowane i nie nastręczają żadnej wątpliwości.
„Własność to świętość ziemska“. „Grosz powinien zawsze
przynosić pożytek“, t. j. w taki lub owaki sposób pro­
centować. „Pan Maciej więc wypożycza uczciwym i pra­
cowitym ludziom na procent szósty rocznie, a nigdy nie
bierze więcej , chociaż takowy nieraz dawać chciano“.
Te i tym podobne drobnomieszczańskie poglądy
przepełniają książeczkę , pod względem literackim napi­
saną bez zarzutu, i czynią ją dla biblioteczek ludowych
		

/KS_479413_II_L_1_0019.djvu

			Gloger Z. Skarb czy k. — Baśnie i powieści ze­
brane z ust ludu i książek. (Warszawa , wyd. 2-gie po­
mnożone , 1889 r., str. 64, cena kop. 15).
Zbiorek zawiera 14 powiastek, czyli raczej klechd,
w których niema przeprowadzonej żadnej głębszej idei,
lecz są tylko zwykłe morały. Niech człowiek będzie
pobożnym , uczciwym i pracowitym, a już Pan Bóg nim
się zaopiekuje: nagrodzi go chatą, pełnym trzosem
(Bieda), złotem, srebrem (Dwaj bracia), kieską chlebo-
clarką (Biedzidło i Okpidło), a dziewczynę wyda za
wielkiego pana (Wianek Haliny), lub za królewica
(Zwierciadło , Macocha). Wystawione są tu złe skutki,
płynące z niewdzięczności względem rodziców (Młynarz),
zazdrości (Zwierciadło), chciwości. (Bieda), (Złota Bybka),
pijaństwa (Chłopek — Wódkorób), a z drugiej strony —
powodzenie , otaczające we wszystkiem ludzi, 'nie posia­
dających owych wad. Z kwestyj drugorzędnych, poru­
szanych w książeczce, trzeba zaznaczyć: zachowywanie
tradycyj (W. H.), przyznawanie się do dawmego stanu
po poprawie losu (W. H.), przywiązanie do chaty ro­
dzinnej (M. Ł.) i wyśmiewanie zabobonów.
Opracowanie bajeczek pod względem literackim jest
bardzo słabe: styl niejednolity, wyrażenia często niezro­
zumiałe (naprz. palankowaó, kornet na łbie), ortografia
szwankuje. Wogóle książeczka nie może wywrzeć do­
datniego wpływu, a więc wobec braku zalet nie nadaje
się do biblioteczek ludowych.
Grabowski Bronisław. Na służbę Bożą. (War-
szawa , druk J. Jeżyńskiego, 1890 r., str. 46, cena k. 10).
Opowiadanie „Na służbę Bożą“ skierowane jest prze­
ciwko rozpowszechnionemu zwyczajowi przeznaczania
dzieci na księży, ażeby się zdrowo chowały. Istotną przy­
czyną choroby i śmierci dzieci Niecutów jest wilgoć;
bohater powiastki — jeden z całego rodzeństwa — wy­
rósł zdrowy, gdyż wychowywał się w suchej izbie , nie
zaś dzięki temu, że został ofiarowany na Służbę Bożą.
Katalog rozumowany.
		

/KS_479413_II_L_1_0020.djvu

			Klerykalny kierunek wybitnie jednak został zazna­
czony w kazaniach, stanowiących, apoteozę stanu du­
chownego — „stan kapłański jest największym, naj­
świętszym stanem“, „nauczycielstwo — to połowiczne
kapłaństwo“. Ezeczywista krytyka stanu księżowskiego
jest zdyskredytowaną, gdyż została wypowiedziana przez
pokątnego doradcę, którego autor — zupełnie słusznie
maluje w jaknajgorszych kolorach. Opowiadanie o nie­
cnym majstrze murarskim — niemcu i o jego dzieciach
może wzbudzić tylko antagonizm narodowościowy. Lite­
racka strona powiastki opracowana bez zarzutu; ksią­
żeczka jednak ze względu na jej klerykalny kierunek
w biblioteczce ludowej umieszczoną być nie powinna.
Grabowski Bronisław. Przypowieści i przypo­
wiastki. (Warszawa, G-ebetner i Wolff, Prószyński i Ko­
liński , 1890 r., str. 62, cena kop. 5).
Książeczka zawiera 45 powiastek, wziętych z naj­
rozmaitszych źródeł, przeważnie z języków obcych. Poza
szablonowymi morałami wybitnie się zakreślają przewo­
dnie myśli autora zarówno w doborze przypowieści, jak
i w jego własnych utworach. Jedyne źródło bogactwa —
to osobista praca (16, 17, 34), na którą jest dobry popyt
i za którą dobrze płacą (34). Kto posiada siłę muskułów,
zdrowie, jest zdolny do pracy, — przez to samo już posiada
wielki kapitał (35). Jeżeli wreszcie człowiek zdolny do
pracy znajduje się w biedzie , to powinien o tern pamię­
tać , iż jest on szczęśliwszy od niejednego bogacza, który,
będąc chorym, np. z powodu rozpusty (14), nie może
używać i rozkoszować się naturalnemi bogactwami przy­
rody, dostępnemi dla wszystkich. W kilku innych po­
wiastkach przedstawiona jest dobroć, sprawiedliwość,
przezorność — królów i księży.
Ważny czynnik w podobnych utworach — dowcip —
jest w niniejszej książeczce mało uwzględniony. Dlatego
też, zarówno jak i z powodu monotonnej formy, w której
czuć brak zdolnego pióra , książeczka nuży
		

/KS_479413_II_L_1_0021.djvu

			Nie od rzeczy będzie wskazać jeszcze na kilka nie­
zrozumiałych dla ludu wyrazów: krotochwila, Jowisz,
współobywatele , fabrykat, małe parta. Przez to ostatnie
wyrażenie bajka „Kradzione11, traci całkowicie swój efekt.
Tło dla przypowieści w większości wypadków jest
wzięte z życia obcego dla ludu, co również stanowi
wadę zbiorku. Książeczka nie nadaje się do biblioteczek
ludowych.
Głrajnert Józef. Kobieta w gospodarstwie
i w rodzinie. (Warszawa, Czerwiński, 1893 r., str. 48,
cena kop. 10).
Ciekawe to studyum ma na celu wyjaśnienie ko­
bietom "wiejskim obowiązków „względem Boga, bliźniego
i siebie samego“, a również wskazanie im czynności go­
spodarskich. Z poWagą i patosem, godnym wiejskiego
kaznodziei, przytacza autor ustępy z Pisma św., wygła­
szając przy tern i własne, głębokie myśli. „Najwyższym da­
rem bożym na ziemi jest: posiadanie pobożnej, przychylnej
i gospodarnej żony“, mówi autor (str. 1), inne zalety
uważając widocznie za niepotrzebne. W wychowaniu
dzieci zaleca się bezwzględna surowość; dzwonek i pęki
brzeziny nr aj ą doniosłe wychowawcze znaczenie: nie na­
leży jednak zbyt przeciążać dzieci „pracą zabijającą
umysł, jak oto: pasaniem i pilnowaniem bydła11. Nie li­
cujące z całością przepisy dla córek są jakby wycięte
z podręczników zachowywania się towarzyskiego w ro­
dzaju: „Pamiętaj, zastanów się!“ lub „1000 przepisów
salonowych11; „dorosłe córki nie powinny jeździć konno,
lecz w wolnych chwilach mogą się uczyć malarstwa,
muzyki i innych kunsztów11. — Lepiej wyświetlonem
jest stanowisko kobiety, jako gospodyni, ale i tu daje
się odczuwać brak wszechstronnego zbadania przedmiotu,
brak niezbędnych wiadomości naukowych. Zdarza się też,
że autor przeczy sam sobie, np. na str. 40 zaleca się
używanie do mleka naczyń glinianych, a już na str. 43
przeciwnie, używanie tychże potępia się.
		

/KS_479413_II_L_1_0022.djvu

			Dodawszy do tego brak wszelkiego systemu w wy­
kładzie , niepoprawny język, oraz liczne błędy drukar­
skie , otrzymamy całość ujemną pod względem tendencyi,.
treści i stylu.
tfrajnert Józef. 0 sławnym rycerzu, o giermku
Słowaku i jego ukochanej. Powiastka z pierwszej
wojny krzyżowej. (Warszawa, Prószyński, 1894 r., str„
74, cena kop. 10).
Przedstawić czytelnikowi w całej piękności „dawne
i sławne czasy głębokiej wiary i waleczności rycerskiej “„
kiedy ówcześni chrześcianie, owczym pędem wiedzeni,
rzucili się do wyzwolenia Ziemi Świętej z rąk niewier­
nych , — jest celem książeczki. Takiego jednak celu
osiągnąć nie może opowiadanie epizodów z wojen krzy­
żowych , prowadzone w szybkiem tempie, opowiadanie,
nie sięgające głębiej w te czasy, lecz zadawalające się
nadzwyczaj powierzchownem traktowaniem rzeczy. Dla
autora wojny krzyżowe są najzupełniej zrozumiałe wobec
obawy chrześcian XI-go wieku przed sądem ostatecznym,
wobec listów, pisanych z Palestyny i błagających chrze-
ściańską Europę o pomoc, wobec, wreszcie, takiej oso­
bistości , jak Pustelnik Piotr, „siedzący na osiołku,,
w swym włosianym habicie, z krzyżem w ręku, z bo-
semi nogami i odkrytą głową“.
Takie przedstawienie rzeczy nie jest pożądane, tein-
b ar dziej , że autor stale obałamuca czytelnika, otaczając
krzyżowców, (czasem „krzyżowników“ (P!)) aureolą cudo­
wności i sam święcie wierzyć się zdaje w cuda (str. 59:
sen i odnalezienie włóczni, str. 69 : widmo cheruba z pło­
mienistym mieczem).
Na tle wojen krzyżowych autor rozwija zwykłą
fabułę powieściową, przeplataną intrygami rywala, bi­
twami, które jednak nie mogą przeszkodzić połączeniu
się węzłem dozgonnym Numy — „krzepkiej“ Marty,,
z Pompiliuszem — dzielnym
		

/KS_479413_II_L_1_0023.djvu

			Klerykalny kierunek, nieudolne opracowanie , styl
i język, pozostawiające wiele do życzenia i brak jakich­
kolwiek stron dodatnich — najzupełniej decydują o zna­
czeniu książeczki.
Gfrajnert Józef. Pogadanki o ziemi naszej.
{Jak się tworzyła i z czego się składa). (Warszawa,
Czerwiński, 1890 r., str. 35, cena kop. 8).
Jest to próba utworzenia kompromisu między wyni­
kami badań naukowych o tworzeniu się skorupy ziemskiej
a objawieniem, zawarłem w podaniach starego testamentu.
Pomijając kwestyę potrzeby wynajdywania coraz
to nowych dowodów dla utrzymania przestarzałych wie­
rzeń, uważać należy, że próba pogodzenia tak zasadni­
czo różniących się poglądów filozoficznych , jak doktryny
celowości i hypotezy ewolucyi, musi doproVadzic do
absurdu. Nieudolność autora i jego nieuctwo doskonale
mu w tern dopomogły. O rzeczach trudnych autor pisze
nieprzystępnie, dając za mało porównań; pojęcia nie­
znane czytelnikowi często nie są wcale objaśnione; błędy,
rażące nawet powierzchownie obeznanych z naukami
fizycznemi , naiwne zapatrywania , — styl tak nieudolny,
że myśli, podane przez autora, mogą być zrozumiane
wprost odwrotnie, — oto wady, wobec których należy
usunąć książeczkę z biblioteczek ludowych.
Grajnert Józef. Słynne przygody Marcina
Mrągi. Powiastka historyczna z ziemi kaszubskiej.
(Warszawa , 1880 r., str. 74, cena kop. 10).
Poprzedzając właściwą powiastkę obszernym wstę­
pem, zawierającym (wobec braku mapki — bezcelowe)
przeliczanie wiadomości geograficznych i szczegółów
ubioru Kaszubów, autor stara się zaznajomić czytelnika
z ich historyą, geografią i etnografią. W rzeczy samej
wstęp ten jednak nie osiąga celu i dowodzi tylko braku
talentu u autora, ponieważ nie umiał on wpleść tych
szczegółów w samą powiastkę. Opisy historyczne
		

/KS_479413_II_L_1_0024.djvu

			do miejsc najsłabszych. AV toku całego opowiadania,
przeważa tempo galopowe: fakty, jak wezbrane wody,
tłoczą się jeden za drugim,, wzajemnie osłabiając wy­
wołane wrażenie. Dodajmy do tego niepoprawny język,
dosyć ciężki styl, a otrzymamy całość zbyt nieudolną,
aby mogła być przyjęta do biblioteczki.
Głrajnert Józef. Z warsztatu do pałacu. Po­
wiastka. (Warszawa, Koliński, 1890 r., str. 32, cena
kop. 10).
Powiastka przedstawia losy sieroty, który po części
dzięki własnym zaletom i zdolnościom, więcej zaś dzięki
okazywanej mu przez filantropów pomocy, wykształcił
się na budowniczego i doszedł do majątku. Na losy bo­
hatera wpłynął szczególny zbieg okoliczności; wobec
tego powiastka niczego nie dowodzi i nie może mieć ża­
dnego ogólnego znaczenia , chociaż z toku opowiadania
widocznym jest, iż autor starał się wykazać świetne re­
zultaty dobroczynności klasy posiadającej. Życiorys bo­
hatera posiada mało cech prawdopodobieństwa: cudowne
jego zdolności, niemożliwe wypadki w jednej fazie życia
bohatera, zaś same nieszczęścia w drugiej — oto co razi
uważnego czytelnika. Długie wyliczanie tego, co powi­
nien umieć budowniczy, jest zupełnie zbyteczne w ksią­
żeczce ludowej : nuży ono tylko czytelnika, dając mu
w zamian bez objaśnienia zupełnie dlań obce wyrazy
i pojęcia. Języka i stylu do udatnych zaliczyć nie można.
Książeczkę należy usunąć z biblioteczek ludowych.
Gfwiaździc. 0 wzajemnych obowiązkach sług
i gospodarzy. (Warszawa. Księgarnia krajowa. 1891 r.,
str. 31, cena kop. 10).
Książeczka ta , zawierająca wyjątki z ustawy pra­
wnej o najmie służących , byłaby pożyteczną, gdyby nie
komentarze, w jakie została zaopatrzona. Wbrew tytułowi
autor kładzie nacisk tylko na jednę stronę tych obo­
wiązków, mianowicie na obowiązki sług, i dowodzi
		

/KS_479413_II_L_1_0025.djvu

			wszelką władzę należy szanować, gdyż jest ona świętą,
że chlebodawca jest dobroczyńcą najemnika , za co na­
leży mu się wdzięczność, że wdzięczności tej tak brak
ludowi naszemu, który korzysta z dobroci panów i t. p.
Wobec tego zalecić jej nie można.
Dziwolągi te wypowiadają dwaj „dobroczyńcy ludu11
(tak ich nazywa autor) — miejscowy proboszcz i dzier­
żawca. Komentowanie w podobny sposób i tak już stron­
nej ustawy czyni książeczkę wprost szkodliwym nabyt­
kiem dla biblioteczki ludowej.
Heilpern II. O ziemi, słońcu i gwiazdach,
czyli o budowie świata, jego początku i końcu.
(Warszawa, Wizbek, 1896 r., str. 189, cena kop. 40).
Dziełko znanego popularyzatora nauk przyrodniczych,
Heilperna, przedstawia, jak zaznacza sam autor, popu­
larny, przeznaczony dla samouków wykład zasad kosmogra­
fii i kosmogonii. Autor zaczyna swój wykład od kulistości
ziemi, jej wymiarów, ruchu, zjawisk zależnych od for­
mowania się ziemi i wpływu na nią otaczających ciał
naszego systemu planetarnego; potem przechodzi do
księżyca , jako znajdującego się najbliżej ziemi; nastę­
pnie opisuje słońce, planety, komety, gwiazdy stałe,
mgławice i inne ciała niebieskie, wdając się mniej lub
więcej w szczegóły, stosownie do znaczenia opisywanych
światów we wszechświecie. W końcu systematyzuje
wszystko wyżej powiedziane co do pochodzenia i ruchu
ciał niebieskich i rozwija przed czytelnikiem teoryę La-
place’a i Kanta.
Wykład więc, jak widzimy, jest co do treści zu­
pełnie wyczerpującym i przedstawia pod względem ugru­
powania materyału harmonijną całość. Autor stara się
ominąć wszystkie drugorzędne kwestye i, wybierając
tylko ważniejsze i ciekawsze, nie obarcza umysłu czy­
telnika niepotrzebnym balastem. Co do popularności sa­
mego wyTkładu, widocznem jest, że autor, traktując
przedmiot zupełnie naukowo, chce go zrobić
		

/KS_479413_II_L_1_0026.djvu

			pnym dla możliwie najszerszego koła czytelników i oprócz
znajomości rachunków nic więcej od czytelnika nie wymaga.
Jednak autorowi nie zupełnie udaje się zniżyć do poziomu
umysłowego rozwoju chłopa, a więc całkowicie może
być on zrozumiałym tylko dla czytelnika, posiadają­
cego już pewną giętkość umysłu i zdolność do pojmo­
wania abstrakcyi. Do bibliotek ludowych więcej się
nadają książki, gdzie wykład jest bardziej poglądowym.
Brak ścisłości naukowej, w niewielu co prawda miej­
scach, daje się usprawiedliwić popularnością wykładu.
Dla samej metody można być tylko z najzupełniejszem
uznaniem; streszczenia w końcu rozdziału i pytania
mogą tylko umocnić w pamięci czytelnika treść ksią­
żeczki. Podział na niewielkie rozdziały również ułatwia
czytanie. Język jest bardzo dobry i zrozumiały; wszystkie
terminy naukowe są dostatecznie objaśnione.
Książeczka nadaje się do biblioteczek ludowych.
H. W. Pogadanki o niebie i ziemi. Spolszczył
H. W. w wydaniu drugiem uzupełnił M. B. (Warszawa,
Księgarnia Tanich AVydawnictw, 1891 r., str. 86, cena
kop. 20).
Jest to nadzwyczaj popularny, zastosowany do umy­
słu czytelnika z ludu, wykład główniejszych zasad geo­
grafii matematycznej. Autor nader systematycznie zazna­
jamia czytelnika najpierw z rzeczami więcej zrozumiałem!,
poczem przechodzi stopniowo do rzeczy bardziej zawiłych,
objaśniając każde mniej zrozumiałe zjawisko znakomicie
wybranymi przykładami, wziętymi z życia każdego prze­
ciętnego chłopa. Za zaletę książeczki należy uważać
formę dyalogu, którą się autor bardzo umiejętnie posłu­
guje, i która oprócz tegor że jaśniej tłumaczy istotę rze­
czy, ogromnie urozmaica i ożywia dosyć często suchy
sam przez się temat. Szkoda tylko, że autor zanadto
zwięźle opisuje każde zjawisko, tak, że całkowitą ko­
rzyść czytelnik może osiągnąć dopiero po kilkakrotnem
przeczytaniu
		

/KS_479413_II_L_1_0027.djvu

			Dobry język oraz wyraźne rysunki zupełnie odpo­
wiadają zaletom książeczki, zasługującej na jakn aj szer­
sze rozpowszechnianie.
Iskierka. O Kubie Mądrali, gospodarzu z Cie­
mnej Wólki. Napisała Iskierka, przerobił dla swych
czytelników pisarz Gazety Świątecznej. (Warszawa, Księ­
garnia krajowa, 1888 r, str. 56, cena kop. 10).
W książeczce tej autorka starała się wyświetlić
wiele ujemnych stron życia wiejskiego: brak ośwdaty
u ludu, zawieranie małżeństw dla pieniędzy, pijaństwo,
przesądy, chciwość, pieniactwo i t. p. Wobec jednak tak
szerokiego zakresu żadna z tych kwestyj nie została do­
statecznie wyświetloną, jeden tylko krańcowy antysemi­
tyzm. na tle którego osnuta jest cała fabuła, znalazł
zupełne ujście w powiastce. Żyd na wsi, zdaniem autorki
nietylko wyzyskuje chłopa, lecz namawia go do złego,
pobudza do kradzieży, jednem słowem zabija go moral­
nie i materyalnie, zmuszając potem iść o kiju i torbie.
Postać ex-żołnierza Janka, przedstawiona ze strony do­
datniej , wydaje się również mało prawdopodobną, gdyż
żołnierze na wsi bywają najczęściej elementem demora­
lizującym. Wreszcie kaznodziejski ton, spotykany do­
syć często, i szablonowe zakończenie powiastki, w któ­
rej wszyscy ludzie dobrzy zostali przez Pana Boga wy­
nagrodzeni , a źli ukarani, znacznie obniżają wartość
literacką książeczki, pomimo iż język jej zastosowany
jest do wymagań literatury ludowej, akcya jest żywą,
a charakterystyka osób i stosunków wiejskich udatną.
Wogóle, książeczkę uważać można za zbyteczną w bi­
blioteczkach ludowych.
Janek z Bielca. Prawdziwa historya o pi­
jaku Urbanie. Z obrazkami Fr. Kostrzewskiego. (War­
szawa, Księgarnia krajowa, 1884 r., str. 24, cena kop. 6).
Powiastka ma na celu przedstawić czytelnikowi
opłakane skutki pijaństwa i wzbudzić wstręt ku
		

/KS_479413_II_L_1_0028.djvu

			Za bezpośrednią przyczynę tego nałogu autor uważa złe
wychowanie, dlatego też na wstępie zwraca się z prze­
strogami do rodziców i na poparcie swego zdania przede
stawia rozwój nałogu u Urbana, bohatera powiastki.
Książeczka jest napisana nader przystępnym językiem,
lecz całość jej pod względem literacko-estetycznym po­
zostawia bardzo wiele do życzenia. Wreszcie illustracye
Kostrzewskiego, które wiele miejsca w książeczce zaj­
mują, mogą przynieść tylko ujmę ich autorowi; świad­
cząc o lekkiem przezeń traktowaniu tych, dla których
są przeznaczone, ośmieszają one książeczkę i wartość
jej sprowadzają do minimum.
Janek z Bielca. (J. K. G-regorowicz). O urwisie
Dyrdusiu (Warszawa, 1889 r., cena kop. 10).
W powiastce pod powyższym tytułem są wykazane
zle skutki zbyt pobłażliwego wychowania. Lecz kwestya
ta w życiu naszego ludu spotyka się tak rzadko i temat
książeczki jest tak jednostronny, że a priori wartość jej
dla ludu sprowadzić można do zera. Sam autor też zaj­
muje stanowisko bierne: wytykając tę jednę ujemną
stronę wychowania, nic nie mówi czytelnikowi, jakiem
być ono właściwie powinno. Wskutek tego utrwala
go w tern przekonaniu, że li tylko despotyzm w życiu
rodzinnem jest dobry. A wiadomo, że chłop nasz i tak
już dość często chwyta za rzemień...
Wobec tego książeczkę można uważać za zbyteczną,
pomimo formy, która jest najzupełniej zadowalająca.
Junosza Klemens. Dziadowski wychowanek.
(Warszawa, Wizbek, 1895 r., str. 75, cena kop. 20).
Jeśli autor powiastki miał na celu przedstawienie
losu dziecka — sieroty na wsi, to niezbyt Szczęśliwie
wywiązał się z zadania , biorąc za temat niezwykły wy­
padek zaopiekowania się dzieckiem przez jakiegoś dobro-
czyńcę-clziada. Zresztą brak głębszej treści zdaje się
wskazywać, że autorowi chodziło w danym razie li tylko
o samą
		

/KS_479413_II_L_1_0029.djvu

			W toku opowiadania niemile rażą czytelnika : zby­
tni nacisk, położony na pobożność ludu, zalecanie piel­
grzymek do Częstochowy, szablonowo - idealna postać
proboszcza i etyka w duchu klerykalnym. Styl dobry,
język wolny od błędów, opisy i charakterystyka chłopów
niezłe. Wobec jednak klerykalnego kierunku powiastka
nie zasługuje na rozpowszechnianie.
Junosza Klemens. Łaciarz. Obrazek. (Warszawa,
Gebethner i Wolff oraz Ed. Koliński, 1887 r., str. 30,
cena kop. 5).
W barwnym, zgodnym z prawdą opisie życia bie­
dnego wiejskiego krawca-żyda autor przedstawił los
klasy rzemieślniczej, żyjącej w strasznej nędzy mate-
ryalnej , zmuszonej krwawą pracą nad siły zdobywać
kawałek chleba. Myśl o wyzysku klas pracujących przez
posiadające jest tylko poruszoną. W kwestyi semickiej
autor zajmuje stanowisko obojętne, chociaż prawie we
wszystkich opisach życia i zwyczajów żydów czuć iro­
nię. Klerykalne zabarwienie, a także dość często spoty­
kane zdania konserwatywne - szlacheckie i naiwno - opty­
mistyczne obniżają wartość książeczki, opracowanej pod
względem literackim bez zarzutu. Książeczka nadaje się
do biblioteczek ludowych.
Junosza Klemens. Zając. Powiastka wiejska.
(Warszawa, Centnerszwer, 1895 r., str. 24, cena
7% kop.).
Autor maluje obrazek z jarmarku w małem miaste­
czku i opisuje przygody gospodarza Gila z żoną, któ­
remu nic się złego nie stało, pomimo iż mu zając prze­
biegł drogę. „Zając“ napisany jest z werwą i humorem;
styl i język są bardzo dobre i całość pod względem artysty­
cznym przedstawia się dodatnio. Kie mówiąc już o celu
książeczki , jakim jest zwalczanie przesądów ludu, ksią­
żeczka ta, choćby dla zalet literackich tylko, zaleconą
być może do biblioteczek
		

/KS_479413_II_L_1_0030.djvu

			K. B. O wściekliźnie. Czy można zabezpie­
czyć o cl wścieklizny ludzi, pokąsanych przez
psy wściekłe? (Warszawa, J. Jeżyński, 1891 r., str. 19,
cena kop. 5).
Książeczka, dając rady, pozwalające odróżnić zwie­
rzęta wściekłe od zdrowych , i wskazując sposoby racyo-
nalnego zachowywania się w razie pokąsania, zaznajamia
jednocześnie czytelnika z metodą leczenia według Pa-
steur’a. W toku opowiadania autorka zbija szeroko roz­
winięte u ludu przesądy, tyczące się tej choroby. Jasny
i przystępny wykład czyni książeczkę zupełnie zrozu­
miałą dla każdego, do czego przyczynia się i język,
odznaczający się czystością. Szkoda, że w ksią­
żeczce zostały uwzględnione tylko zewnętrzne objawy
choroby, a pominięte zupełnie zmiany patologiczne w or­
ganizmie ; rozszerzyłoby to bardzo umysłowy widnokrąg
ludowego czytelnika i pozwoliłoby rozumieć, dlaczego,
irp., jad wściekłego zwierzęcia szkodliwym jest tylko
wtenczas , gdy do krwi się dostanie , lub dlaczego uką­
szenie w głowę i szyję więcej przedstawia niebezpie­
czeństwa od ukąszenia w inną część ciała. Ze względu
jednak, iż omawiana kwestya jest na wsi stale na po­
rządku dziennym, książeczkę uważać należy za nieodzo­
wnie potrzebną w każdej biblioteczce ludowej.
Kłrkor W. Ję dre k-M a 1 a r z. (Warszawa, A. Pa-
jewski, 1893 r., str. 43, cena kop. 10).
„Jędrek-Malarz“ jest napisany bez tendencyi, przed­
stawia ciekawą do czytania powiastkę, opowiedzianą
w nader żywy i zajmujący sposób. Język jest dobry,
styl — obrazowy; dyalogi dają krótkie, lecz dosadne
charakterystyki osób działających. Niestety! trudno się
zgodzić ze społecznymi poglądami autora. W ustroju
obecnym odróżnia on dwie kategorye ludzi: chłopów i pa­
nów, co też przy każdej sposobności stara się zaznaczyć
użyciem odpowiedniego przydomka: „pan“, „pani“, lub
też jego opuszczeniem. Szkoła — to most nad
		

/KS_479413_II_L_1_0031.djvu

			przepaścią , która rozdziela te dwie kategorye ludzi , to
dla każdego chłopa droga do „państwa“. „Nie żałujmy
jeno pieniędzy na szkoły“, a będziemy mieli więcej Jędr­
ków , którzy potrafią nietylko namalować obraz do ko­
ścioła. lecz nawet kupić sobie majątek ziemski.
Książeczka nie nadaje się do biblioteczek ludowych.
Kirkor Witold. Walek-Muzykant. Opowiada­
nie Wojciecha z Kornelówki. (Warszawa , A. Pajewski,
r. 1883, str. 60, cena kop. 15.)
Powiastka pod tym tytułem ma wiele wspólnych
cech z poprzednią powiastką tegoż autora. Przedstawia
ona małżeństwo, zawarte z wzajemnej miłości i przywią­
zania młodej pary, nie zaś, jak to często bywa w życiu
wioski — dla widoków materyalnych. Żałować należy, iż
autor pozwolił bohaterowi swemu, parobkowi wiejskie­
mu , ożenić się z gospodarską córką dopiero wtedy, gdy
ten tylko dzięki swym zdolnościom do muzyki został pier­
wszym skrzypkiem u Namysłowskiego i dorobił się gro­
sza. Za zasługę zaś poczytać należy autorowi, iż w opo­
wiadaniu przedstawił typ rozsądnego chłopa, który zwal­
cza przesądy i przywary wsi: zbija on zabobon, iż ognia
od pioruna gasić nie wolno, powstaje przeciwko kilko­
dniowym weselom u chłopów i ogólnie używanym
swatom.
Kardynalną, nie do przebaczenia wadę stanowi apo­
teoza pana i pańskości. Nieuczciwy wreszcie antysemi­
tyzm, kłamliwe przedstawienie inteligenta, jako filantro­
pa , w osobie lekarza , naiwne zapatrywania autora na
niektóre zajęcia, jako na nieszlachetne, nieudolny opis
Warszawy — czynią książeczkę nieodpowiednią dla biblio­
teczek ludowych.
Kleiber Józef. Co znaczy zaćmienie słońca,
przepowiedziane na dzień 7,19. sierpnia 1887 roku. (Na­
kładem redakcyi „Kraju“, r. 1887, str. 22, cena kop.
		

/KS_479413_II_L_1_0032.djvu

			Książeczka była wydana "w celu zaznajomienia czy­
telnika z przyczyną zaćmienia słońca, które miało nastą­
pić w 1887 r. Zostały tam również opisane okoliczności,
które miały towarzyszyć zaćmieniu, i wskazane miejsca,
gdzie ówczesne zaćmienie można było obserwować.
Przystępny wykład, pomimo drobnych usterek, każe
przypuszczać, że treść książeczki będzie zrozumianą. Ksią­
żeczka, chociaż okolicznościowa, jest odpowiednią dla bi­
blioteczek ludowych , ponieważ może usunąć przesądne
śród ludu tłómaczenie tak prostego zjawiska.
Kowerski Jan. Zgoda buduje, niezgoda
niszczy. Powiastka nagrodzona na konkursie,, Gazety
Świątecznej“. (Warszawa, księgarnia krajowa, r. 1887,
str. 72, cena kop. 10.)
Myśl przewodnią , wymienioną w tytule książeczki,
autor szczęśliwie przeprowadza , opisując przygody pe­
wnej chłopskiej rodziny, która chciała za pośrednictwem
pokątnego doradcy wydziedziczyć rodzonego brata. Ży­
we opowiadanie, czysty język, dobry styl i udatna cha­
rakterystyka występujących osób zalecają książeczkę. Za
zasługę poczytać należy autorowi, że do swego opowia­
dania wprowadził dodatni typ chłopa rozsądnego, dobre­
go spostrzegacza i krytyka, który nie daje się-wziąć na
lep przyjemnych słów pokątnego doradcy i stara się ra­
tować od ostatniej ruiny swych sąsiadów; tern bardziej
więc dziwi czytelnika, po co autor włożył w usta rozsą­
dnego człowieka nierozsądną teoryę równości, polegającej
na podziale dóbr na równe części między wszystkich
ludzi, i przez to obniżył wartość książeczki. Do wad
zaliczyć należy przedstawienie idealnych stosunków dwo­
ru do wioski, które są możliwe, lecz nie powszechne,
i przebijający w książeczce antysemicki prąd. Książe­
czka dla wymienionych wyżej wad nie może być zaleca­
ną do
		

/KS_479413_II_L_1_0033.djvu

			Krasicki Ignacy. Wybór bajek. (Warszawa, Na-
sierowski, r. 1891, str. 78, cena kop. 15.)
Zbiorek zawiera wiele bajek, temat których jest dla
ludu obcy lub niezrozumiały; wiele z nich jest przesiąknię­
tych burżuazyjnymi poglądami: „nie zazdrość bogatym:
poprzestań na swojem; nie narzekaj, bo może być gorzej ;
nie dąsaj się na silnych; całuj bat, który cię bije“, —
oto morały większości z nich. Są też bajki, niepożądane
dla ludu z innych powodów, np. te, w których autor
wzbudza nieufność do lekarzy. Ponieważ lepsze bajki
Krasickiego weszły do innych zbiorków, brak więc w bi­
blioteczkach ludowych niniejszej książeczki nie da się
odczuć.
Kraszewski J. I. 0 pracy. (Warszawa, Księgarnia
krajowa K. Prószyńskiego, r. 1884, str. 46, cena k. 71/2.)
Autor najwidoczniej wychodzi z zasady, że mówić
a rohić są to dwie bardzo różne rzeczy. Mianowicie da­
jąc nam tu początkowe pojęcia z ekonomii politycznej,
bardzo przekonywająco dowodzi on, że stolarz nie powi­
nien robić butów, lub szewrc drukować książek, a jednak
zapomina zupełnie o tern, że biorąc się do ekonomii, sam
staje w położeniu owego stolarza lub szewca. A może
słynny nasz pisarz w ten sposób chciał tylko lepiej do­
wieść swej tezy? — w takim razie udało mu się to jak
najlepiej. — Ażeby uniknąć zarzutu gołosłowności, przy­
stąpimy do bliższego rozpatrzenia książki. Wszędzie
i zawsze główną przyczyną działań ludzkich jest Bóg,
a celem chwała boska. Człowiek pracuje przeważnie dla
tego, że „prawo Boże w sercu człowieka zasiało nasienie
pracy“; jednem z największych dobrodziejstw podziału
pracy jest zniżenie ceny Pisma św. do kilkunastu zło­
tych i rozpowszechnienie książek do nabożeństwa pomię­
dzy prostymi ludźmi. „Pan Bóg dał ludziom różne zdol­
ności, a krajom rozmaite owoce i płody naumyślnie“, aby
utrzymując z sobą stosunki i prowadząc handel „żyły
w zgodzie i braterstwie, a nauka Chrystusowa
		

/KS_479413_II_L_1_0034.djvu

			przez morza i góry do najdalszych końców świata“.
„Gdzie zamiana odbywa się tylko między mieszkańcami
jednego kraju, a z oddalonymi krajami nie ma żadnego
stosunku, sprzeciwia się to pewnie woli Bożej, która na­
kazała podział pracy między różnemi częściami ziemi
tak samo, jak między mieszkańcami jednego kraju“.
Lecz autorowi tego wszystkiego jest mało, przecho­
dzi więc następnie do apoteozowania obecnego ustroju
kapitalistycznego. „Fabrykant i rzemieślnik zarówno są,
użytecznymi ludźmi, i można powiedzieć, że są sobie ro­
dzonymi braćmi. Rzemieślnik jest nam użyteczny, bo
nabywa zdolności zaspokajania naszych potrzeb i zawsze
jest gotów im zadośćuczynić. Fabrykant jeszcze może
być użyteczniejszy, bo z profesyi swojej stara się, aby
wyroby jego były tanie i potrzebom odpowiednie, i za­
spokaja żądania daleko większej ilości ludzi“. A jak
wspaniale wyglądają sentencye, wypowiedziane ü conto
prawa własności, kapitału i procentów, albo też krytyka
programów najnowszych ekonomistów! Dodajmy do tego
wytworny język i styl, jak np.: „A przyjdzie pły­
nąć statkiem takiemu , co umie pisać i czytać, to sobie
obrachuje choć w nocy po gwiazdach, gdzie się znajduje,
i zapisze sobie, co wydał i na co ekspensował
i może sobie każdą razą zajrzeć do książki, a znaj­
dzie w niej każdy grosz“, — a otrzymamy całość, dobrą
może w epoce niedźwiedzia jaskiniowego, lecz nie na
schyłku XIX wieku.
Kwiatkowski A. Dobre chęci w sklepiku.
(AVarszawa, Fr. Czerwiński, r. 1894, str. 83, cena k. 10.)
W książeczce tej autor przez usta młodego subjekta.
daje cały szereg rad i wskazówek dla ludzi, chcących
się poświęcić zawodowi kupieckiemu, a to: co do obowiąz­
ków kupca względem jego klientów, co do sposobu pro­
wadzenia handlu, postępowania z współzawodnikami itd.
Będąc szczerze przekonanym o ogromnych usługach, ja­
kie oddaje społeczeństwu stan kupiecki, i uznając
		

/KS_479413_II_L_1_0035.djvu

			zupełnie słuszne te ogromne zyski, które daje handel
kupcom przy obecnych stosunkach społecznych , autor
stara się wpoić w czytelnika swoje przekonanie, uzupeł­
niając je całym szeregiem przykładów, przeważnie zapo­
życzonych od Smilesa. Jak widzimy więc, kierunek ksią­
żeczki jest czysto burżuazyjny i może wywrzeć na czy­
telnika wpływ tern szkodliwszy, że autor dzięki swej
naiwności i dobroduszności bez granic, stara się przeko­
nać, że miliony te mogą być zapracowane uczciwie. Smi-
les jest niewyczerpanem źródłem przykładów i powaga
jego jest tak wielką dla autora, że niektórych rozdziałów
nie może czytać „bez wzruszenia“. Że za pomyślność
w prowadzeniu interesów, przedewszystkiem należy się
wdzięczność Panu Bogu, o tem autor ani na chwilę nie
wątpi. Ideał człowieka — to kupiec, który uzbierał mi­
liony i stał się filantropem. „Pracuj , a Bóg ci dopomo­
że“, tak zaczyna Smiles , a ja tak kończę“, powiada au­
tor. Chociaż pod względem stylu i języka książeczce nic
zarzucić nie można, to jednak wskazany wyżej kierunek
czyni ją wielce szkodliwą dla ludu.
Kwiatkowski A. Droga do szczęścia. (War-
szawa, Fr. Czerwiński, r. 1894, str. 48, cena kop. 71/2.)
Książeczka na temat o szczęściu przedstawia apo-
logię pracy nad siły, i jako taka , jest przesiąknięta na-
wskróś burżuazyjnymi poglądami i morałami, nieodpo­
wiednie dla ludu opracowanie literackie i wyraźnie wste­
czne tendencye nakazują usuwać książeczkę niniejszą
z bibliotek ludowych.
Kwiatkowski A. Skarby utracone. (Warszawa,
Czerwiński, r. 1893, str. 62, cena kop. 15.)
Zamiast nowej prawdy, którą obiecuje nam autor
w nagłówku, książeczka daje szereg rozdziałów przepeł­
nionych mdłemi rozumowaniami na temat pracy, oszczę­
dności , wychowania dzieci etc. Punktem ciężkości tego
traktatu jest szczęście osobiste, t. j. dobrobyt materyal-
Katalog rozumowany.
		

/KS_479413_II_L_1_0036.djvu

			ny, co daje się osiągnąć przez pracę i oszczędność. Dzi­
wną atoli jest troskliwość autora o pracodawców,— prze­
ciwnie , — pracujący stanowczo nie zasługują na dobrą
zapłatę. „Pracujcie, gdyż leniwi wstręt budzą w praco­
dawcach.“ (str. 41). Wogóle autor dał dowody należytego
zrozumienia moralności burżuazyjnej , pozostając na po­
ziomie zdawkowych morałów.
Styl suchy i ciężki, niefortunne dyalogi, fabryko­
wane przykłady, opowiadania znajomych autora, przyta­
czane w toku sążnistych własnych jego rozumowań , —
wszystko to, pozbawiając książeczkę literackiej wartości,
pomnaża tylko jej ujemne strony.
Malinowski Milguj. Mieszkania ludzkie, ja­
kie gdzie były, jakie są i do jakiej doprowadzono je do­
skonałości. (Warszawa, „Zorza“, 1891, str. 56, cena k. 15.)
Książeczka składa się z dwóch części: pierwsza jest
szkicem socyologicznym stopniowego rozwoju mieszkań
ludzkich , drugą zaś część stanowią wskazówki , tyczące
się budowania domów mieszkalnych na wsi. Pierwsza
część zawiera bardzo wiele ciekawych, chociaż dosyć
nieudolnie ugrupowanych wiadomości; druga zaś nie
zdradza wielkiej erudycyi autora w danym przedmiocie
i stanowi poniekąd nawet niepotrzebny balast.
Książeczka ilustrowana jest licznymi rysunkami.
Co się tyczy języka, stylu, a nawet ścisłości wyrażeń,
to książeczka nie może zadowolić nawet najskromniej­
szych wymagail. Pomimo to jednak książeczka ze wzglę­
du na treść i w braku innych w tym samym przedmio­
cie, może być czasowo zaliczoną do katalogu biblioteczek
ludowych.
Malinowski M. Kasi praojcowie, opowieść
według starych ksiąg. (Warszawa, „Zorza“, r. 1889, str.
101, cena kop. 20.)
Historyczne dziełko M. Malinowskiego p. t. „Nasi
praojcowie“ ma na celu zadanie bardzo ważne w
		

/KS_479413_II_L_1_0037.djvu

			■styi oświaty ludowej , mianowicie zaznajomienie czytel­
nika z liistoryą pochodzenia narodu polskiego i rozwo­
jem form społecznych w czasach , niezupełnie jeszcze
zbadanych przez historyę. Autor opisuje kraje, zamiesz­
kiwane przez naszych praojców, ich religię, obyczaje, ro­
dzaj zajęcia, stosunki z sąsiadami, zwraca uwagę na ów­
czesny stan społeczno-ekonomiczny, wykazując ewolucyę
społeczną : (powstanie rolnictwa, powstanie siły zbrojnej,
wyodrębnienie się klasy panującej z księciem na czele).
Sympatyzując oczywiście z patryarchalnym ustrojem,
panującym w owej epoce i chcąc go nieraz przeciwsta­
wić czasom dzisiejszym, autor zanadto optymistycznie
zapatruje się na ówczesne stosunki społeczne i stan mo­
ralny ogółu.
Podawanie za pewniki niektórych faktów niezupeł­
nie jeszcze stwierdzonych naukowo, dowodzi również
braku ścisłości historycznej autora. Ze względu na swą
formę, książeczka składa się z dwóch części: pierwsza
charakteryzuje byt słowian owej epoki w formie opowia­
dania starca-wdeśniaka o dawnych dziejach. Strona lite­
racka tej części książki, a mianowicie styl i dyalogi po­
zostawiają wiele do życzenia. Daleko udatniejszą pod tym
względem jest część druga, która stanowi tylko stresz­
czenie „Starej Baśni“ Kraszewskiego i zawiera opowia­
danie o rządach Popiela, jego śmierci i obraniu Piasta
na króla. Chociaż książeczka zrozumianą być może tylko
przez czytelnika, posiadającego odpowiednie wiadomości
z geografii, w każdym razie jest to pożądany nabytek
dla bibliotek ludowych, zwłaszcza wmbec braku dobrych
dziełek treści historycznej.
Malinowski M. Rozmowy nauczyciela z go­
spodarzami o powinnościach rodziców.
(Warszawa, „Zorza“, r. 1888, str. 94, cena kop. 15.)
Nauczywszy się pedagogii „niby u majstra w ter­
minie“, autor czuje się dość pewnym by wypleniać złe,
które zjawia się w postaci „wódki, wypalającej na żółto
		

/KS_479413_II_L_1_0038.djvu

			żołądek , tytoniu , sprowadzającego zarazem dychawicę-
i ogłupienie“ i t. p. By wyplenić to złe, autor rozpoczy­
na wykłady i w tym celu prosi miejscowego księdza o
nagankę słuchaczy. Treść wykładu stanowi umiejętność
wszczepiania 4ch cnót: 1) prawdziwego rozsądku , czyli
roztropności, 3) umiarkowania w jedzeniu, piciu, śnie
zabawach i t. p., 3) siły woli do dobrego, 4) sprawiedli­
wości“. Na początku wykładu autor twierdzi, że umysł
dziecka to tabula rasa, na której da się wszystko wypi­
sać, dziedzicznym zaś jest tylko temperament; jednakże
po wprowadzeniu do wykładu Boga, tenże autor zdanie
zmienia i ostatecznie staje się gorliwym zwolennikiem
uczuć wrodzonych. Co się tyczy wykładu, to nie wytrzy­
muje on żadnej krytyki: dowodzenia sprowadzają się do
w ierdzeń , że białe — to białe, porównania i reguły są
śmieszne. Autor mimochodem opowiada o „wielu dzi­
wnych czynach boskich“, jak oto: Bóg „odsuwa słońca,
by nam nie było za gorąco“ i pamiętając o „życiu i po­
żywieniu każdego“, pozwala wszem tworom nawzajem
się zjadać.
Dziełko to, jako pełne fałszywych poglądów i nie­
udolne pod względem opracowania — do nabycia się nie
nadaje.
Marczewska Aleksandra. Zięciowie — powiastka
napisana dla rolników i rzemieślników. (Warszawa, 1879,
str. , cena kop. 40.)
Dla czego tak mało małżeństw szczęśliwych ? czyż­
by tak dużo było złych ludzi na świecie P
Takie sobie zadała pytanie autorka i by mocniej
uwydatnić swą odpowiedź, opisuje dolę aż czterech żon,
z których jedna tylko wyszła zamąż z miłości i była
względnie szczęśliwą. Wady mężów i nie wyrozumiałość
żon—oto są główne powody nieszczęśliwego pożycia, po­
czerń następuje ogólna konkluzya, że to wszystko dało­
by się usunąć, gdyby tylko rodzice zastanawiali się głę­
biej nad moralną wartością narzeczonych; gdyby
		

/KS_479413_II_L_1_0039.djvu

			na wydaniu były mniej lekkomyślne i z obawy staropa­
nieństwa nie zgadzały się na zamążpójście bez miłości;
gdyby wreszcie rodzice wychowywali swe dzieci więcej
bogobojnie i sami dawali przykład w tym kierunku. Re­
ligijność autorki doprowadza ją aż do śmieszności , co
widocznem jest, gdy jako powód nudzenia czytelnika
wystawia motyw, że małżeństwo jest rzeczą świętą, t. j.
sakramentem i zachwala zabobony, byleby one były po­
łączone z głęboką wiarą; nie sposób też zamilczeć o za­
chwalaniu odrębności kastowej.
Opowiadanie mało budzi zainteresowania ze wzglę­
du na brak akcyi i zbyt gwałtowne wtłaczanie jej
w ramki tendencyi. Język i styl są mierne. Książeczka
nie nadaje się do biblioteczek ludowych.
Marrene Walerya. Józwa Szymczak, nowela.
(Warszawa, Wł. Szulc, r. 1882, str. 40, cena kop. .)
Na tle stosunków wiejskich autorka barwnie ma­
luje demoralizujący wpływ nędzy materyalnej, która ni­
gdy nie opuszczała chaty bohatera powiastki. W wyka­
zaniu tego wpływu przeważnie uwzględnionym został
stan psychiczny biednego Józwy. Bardzo trafnie i silnie
jest zaznaczony kontrast między dobrobytem obywatela
ziemskiego a nędzą chłopa. Czytelnika razi nieco opty­
mistyczne zapatrywanie się autorki na stosunek dworu
do wsi, oraz pozostawienie bez komentarzy przesądów
chłopa.
Książka jest napisana językiem nieodpowiednim dla
ludu, pełnym wyrazów obcych i niezrozumiałych. Dla tej
wady książeczka, chociaż posiada treść i tendencyę od­
powiednią, nie nadaje się do biblioteczek ludowych.
Matuszewski Ignacy. Bajdy i baśnie. (Warsza­
wa, Księgarnia tanich wydawnictw, r. 1892, str. , cena
kop. 15.)
Książeczka zawiera sześć bajek , z których cztery
są wzięte z „Tysiąca i jednej nocy“, a dwie z
		

/KS_479413_II_L_1_0040.djvu

			sena. Te ostatnie zarówno pod względem myśli, jak i opra­
cowania są znacznie lepsze. W jednej (Nowe suknie hra­
biowskie) autor w nader dowcipny sposób przedstawia
głupotę udzielnego księcia i jego dworzan, a także słu­
żalczość tych ostatnich. W drugiej (Anioł) obok niezłej
myśli znajdujemy ładną, poetyczną formę. W czterech
innych bajkach razi czytelnika zbytnie moralizowanie.
Wszystkie, dzięki swym fantastycznym obrazom ze świata
nadprzyrodzonego, mogą dać tylko szkodliwy pokarm
wyobraźni ludowej, rozwijając wiarę w rzeczy nadprzy­
rodzone.
Pomimo, iż język jest dobry, opowiadanie żywe,
jednak etyka , oparta na religii i klerykalny kierunek
książeczki — ostatecznie decydują o jej wartości.
Mazurek Stanisław ksiądz. Jak z sobą żyją
źli małżonkowie, a jak dobrzy żyć powinni.
Lwów. Macierz polska, r. 1883, str. 57, cena centów 8.)
Opisując poszczególny wypadek złego małżeńskiego
pożycia, autor usiłuje dowieść, że pociąga ono za sobą
zgubne skutki, a mianowicie: upadek dobrobytu, upodle­
nie charakterów i pijaństwo, gdyż ciągłe s"wary domowe
wypędzają małżonków do karczmy. Następnie opisane
są błogie rezultaty zgody, która zapanowuje dzięki wpły­
wowi i morałom księdza. Sympatycznemi nad wyraz są
częste wzmianki o potrzebie oświaty i konieczności czy­
tania, tudzież myśl o założeniu we wsi czegoś w rodzaju
klubu czy resursy włościańskiej z biblioteczką do ogól­
nego użytku. Jednak ton mentorski, naiwność fabuły,
zbyt wpływowe i wybitne stanowisko księdza, który ka-
żdem niemal słowem wywołuje wzruszenie i łzy, mogą
sprowadzić li tylko uśmiech na usta czytelnika. Jeśli zaś
ta książeczka nie zdoła kogo rozśmieszyć, to chyba znie­
chęci jedynie do czytania wydawnictw ludowych.
Mickiewicz Adam. Bajki. (Warszawa, Nasierowski,
r. 1894, str. 32, cena kop.
		

/KS_479413_II_L_1_0041.djvu

			Książeczka zawiera 14 bajek, które poci względem
artystycznym i literackim, jak i inne utwory naszego wiesz­
cza , przedstawiają prawdziwe arcydzieła. Treść niektó­
rych bajek jest zapożyczoną z Lafontaine’a; reszta — to
samoistne pomysły autora. Charakterystyczną cechą pra­
wie wszystkich tych bajek jest niezrównany humor i dow­
cip. Do najlepszych dla swej treści zaliczyć można bajkę
„Król chory i lisy“, gdzie autor w sposób bardzo dow­
cipny otacza lwa, pożerającego inne zwierzęta, aureolą
najjaśniejszego władcy. Książeczka nie jest ludową i z tej
racyi niektóre miejsca z powodu języka i subtelności
artystycznych nie będą zrozumiane przez czytelnika.
Pomimo to jednak wartość literacka każe ją zalecić do
biblioteczek ludowych.
Mizera Marcin. Do Ameryki po złoto. Z opo­
wiadania wędrowca Macieja Świdra. (Warszawa. J. Po­
znański, 1888 r., str. 104, cena kop. 20).
Dziełko to należy do całej kategoryi książek naszej
literatury ludowej, omawiających kwestyę emigracyi
chłopów do Ameryki. Przyczynę emigracyi autor błędnie
widzi w namowach niemców i żydów, należących do
stowarzyszenia stręczycieli, chcących się zbogacić na
skupywaniu za bezcen ziemi od chłopów i wyzyskiwaniu
ich podczas drogi przez swoich agentów. Niemiec i żyd
to podług autora plaga dla chłopów naszych i emigran­
tów w szczególności. Położenie emigrantów, tak podczas
podróży, jak i po ich przybyciu na miejsce przedsta-
wionem jest w jak najgorszem świetle: w tym celu je­
dnak autor zupełnie niepotrzebnie nasyła na nich takie
wyjątkowe klęski, jak rozbicie się statku, chorobę
i stratę krewnych, a ostatecznie napad dzikich i pożar,
co czyni całe opowiadanie mało prawdopodobnem. Je­
dyna pociecha nieszczęśliwych emigrantów w księdzu-
misyonarzu, który jest ich aniołem opiekuńczym.
Ogólny ton książki jest religijny, często klerykalny.
Na pierwszym planie stoi tendencya przedstawienia
		

/KS_479413_II_L_1_0042.djvu

			gracyi w jaknajgorszem świetle, i dla tendencji tej
autor poświęca wszystkie inne względy.
Wobec wyżej wymienionych wad i wielu jeszcze
innych usterek książeczka nie zasługuje na rozpowsze­
chnianie.
Morzycka Faustyna. Bez rodziny. Według po­
wieści H. Malot’a. (Warszawa, Wizbek, 1895 r., str 165,
cena kop. 10).
Opowiadanie przedstawia przygody podrzutka, zna­
lezionego na paryskim bruku. Okoliczności zmuszają go
prowadzić żywot tułaczy i znosić biedę, nieodłączną od
trybu życia wędrownego kuglarza. W ciągu opowiadania
przed czytelnikiem przesuwają się i inne przykłady niedoli
ludzkiej , stworzonej przez istniejący obecnie porządek
społeczny; widzimy więc robotnika, £>ozbawionego sposobu
do życia przez kalectwo, poniesione przy pracy; starego
żołnierza, skazanego na żywot żebraka i t. p. Ponieważ
rzecz dzieje się we Francyi, niektóre zjawiska codzien­
nego życia mogą być niezrozumiałemi dla czytelnika.
Do braków również zaliczyć należy zbyt wybujałą fan­
tazję autora, dochodzącą do przyjiisywania zwierzętom
inteligencji nieomal ludzkiej. Styl i język są bez zarzutu.
Zajmujące to opowiadanie, niepozbawione i w przeróbce
wartości literackiej , zaciekawd młodych czytelników,
a może być czytane z pożytkiem nawet i przez ludzi
dorosłych.
Morzycka Faustyna. O ojcowiznę, czyli: Jak
sobie jeden chłop z Niemcami poradził. Prze­
róbka z powieści Bolesława Prusa „Placówka“. (War­
szawa, Jeżowski, 1887 r., str. 125, cena kop. 20).
Książeczka ta jest przeróbką z powieści Prusa „Pla­
cówka“. Wyższej kulturze niemieckich kolonistów autor
przeciwstawia wytrzymałość naszego chłopa na niepowo­
dzenia i przywiązanie jego do ziemi rodzinnej. Szkoda,
że autor trochę po dyletancku traktuje tę walkę
		

/KS_479413_II_L_1_0043.djvu

			miczną, gdyż straty strony zwalczanej są często przy­
padkowej natury, a i ostateczna przyczyna bankructwa
drugiej strony, kolonistów, jest zbyt niewygodnie wy­
brana dla nich: Ślimak w walce z "wyższą kulturą, po­
winien był ustąpić z ojcowizny. Oprócz tej głównej kwe-
styi natrafić można w książce na masę drugorzędnych,
jak np. wzajemne stosunki włościan, zgodnie z prawdą
przedstawiony stosunek wsi do dworu, zapatrywanie
chłopa na handel, jako na zarobek niebardzo rzetelny
i t. p.
Jeżeli do tych zalet treści dodać doskonałe odtwo­
rzenie osób pod względem psychologicznym, dobry ję­
zyk, styl, przedmiotowość autora, np. w kwestyach na­
rodowościowych , to śmiało pomieścić można tę przeróbkę
w biblioteczce ludowej.
Morzycka F. Wielki charakter czyli życie
Beniamina Franklin a. (Warszawa, 1897 r., nakład
A. Bzążewskiej, str. 74, cena kop. 25).
W sposób przystępny i jasny autorka rozwija przed
czytelnikami życie Beniamina Franklina. Jako człowiek,
uczony, działacz społeczny i polityczny, Franklin impo­
nuje siłą charakteru, energią, inicyatywą , żelazną wolą
i pracą. Książeczka zyskałaby jednak bardzo na tern,
gdyby autorka zaniechała cytat; nauki poczciwego Ry­
szarda , zbyt są przesiąknięte „praktycznością“ yanke-
sów z ich dewizą: czas to pieniądz, żeby mogły odpo­
wiadać współczesnemu ideałowi stosunków ludzkich;
przytoczenie na str. 72 źle przetłumaczonej epitafii ró­
wnież do szczęśliwych pomysłów nie należy. Pomijając
jednak drobne usterki, jak niezrozumiałe dla czytelnika
słowa: parlament, konstytucya, i t. p., jak nieścisłość,
z jaką autorka traktuje elektryczność, ■— książeczkę zaleca
wiele kwestyj , w niej poruszonych; dążenie do oświaty,
powstanie instytucyj społecznych i politycznych, stosu­
nek metropolii do kolonii, wreszcie sama walka o niepo­
dległość może nasunąć wiele
		

/KS_479413_II_L_1_0044.djvu

			Książeczka napisana jest dobrym językiem i wydana
bardzo starannie.
Morzycka E. Snopek, czyli książeczka do
czytania i nauki dla dzieci. W wydaniu drugiem
uzupełnił M. B. (Warszawa, Księg. Tanich Wydawnictw.
1891 r., str. 296, cena kop. 49).
Są to wypisy, przeznaczone dla początkującej wiej­
skiej dziatwy; treść ich jest wzięta przeważnie z życia
wioski, co należy poczytać autorce za wielką zasługę.
Wybór powiastek, opowiadań, bajeczek jest dobry,
niekiedy bardzo trafny, bądź to dla tendencyi, bądź dla
wyśmienitej metody wykładowej, ułatwiającej zapamię­
tanie rzeczy trudniejszych.
Szczególnemi zaletami wyróżniają się opisy zwie­
rząt, ujęte w formę powiastek, najzupełniej odpowiada­
jących umysłowi małych czytelników.
Metodę, jaką autorka kierowała się przy układaniu
wypisów, uważać należy za wyśmienitą: dziecko z po­
czątku dowiaduje się o rzeczach, dotyczących go najbli­
żej — o otaczających go ludziach, o chacie i sprzę­
tach , rodzinie, ubraniu , zwierzętach domowych ; nastę­
pnie otrzymuje pewne wiadomości o najgłówniejszych
rzemiosłach, o szkole, zwierzętach wogóle, o wodzie,
drogach i mieście, o porach roku i t. p. Książeczka nie­
zawodnie znacznie rozwinie umysł młodociany i zachęci
go do czytania.
Pożądanem jest, by w następnem wydaniu została
usuniętą powiastka „Proboszcz i dzieci“, jako zbyt ide­
alnie przedstawiająca stanowisko księdza na wsi.
Nieinojewski Ludwik. Marysia Ochocianka.
Obrazek ludowy. (Warszawa, J. Unger, 1881 r., str. 75,
cena kop. 5).
Złe wychowanie dzieci jest przyczyną zwichniętego
życia — oto temat książeczki. Fabuła przeprowadzona
dosyć umiejętnie, psychologia bohaterki rozwinięta
		

/KS_479413_II_L_1_0045.djvu

			sekwentnie, lecz całość razi w wielu miejscach. Kościół
i kij —są to jedyne środki wychowawcze, które nie po­
zwalają zejść z drogi cnoty. 0 szkole jest tylko wzmianka)
zupełnie niewystarczająca, znacznie jaśniej wypowiedział
się autor o potrzebie pomocy lekarskiej i o skutkach
uciekania się do znachorów. Powiastka przeplataną jest
głębokiemi (?) rozmyślaniami nad nieporządkiem na wsi,
nad pijaństwem i karczmą, pięknością i zbawiennością re-
ligii, nad stanowiskiem żony, (według autora gospodyni
i sługi męża) i t. d. Dobrym również jest proboszcz,
tłumaczący chłopu, że za dzieci nie trzeba odprawiać
mszy św., „bo niewinne duszyczki schodzą czystemi z tego
świata“. Kie zawsze szczęśliwe naśladowanie, języka lu­
dowego , błędy, niedbała korekta i wyżej wymienione
braki najzupełniej decydują o losie książeczki.
OTbuszek Wacław. „O sławnym żeglarzu Ma-
giellanie“ czyli pierwsza podróż naokoło
świata. (Warszawa, Wodzyński, 1893 r., str. 72, cena
kop. 15).
W książeczce nie znajdujemy żadnej przewodniej
idei. Jest to tylko opis podróży, opowiadanie, w którem
autor porusza różne kwestye historyczne i społeczne.
Mówi o znaczeniu wypraw krzyżowych, o rozwoju han­
dlu wszechświatowego , dotyka kwestyi religijnej , potę­
piając nawracanie ogniem i mieczem ludów dzikich na
wiarę chrześcijańską. W kwesty ach społecznych autor
stoi na gruncie walki klas. Brak jednak ścisłości nauko­
wej i błędne oświetlenie niektórych faktów znacznie
zmniejszają wartość książeczki. Zarzucić można również
autorowi niekonsekwencyę: usprawiedliwia on postępo­
wanie swego bohatera, chociaż przedtem zasadniczo je
potępił.
Główną wartość książeczki stanowią podawane
w niej wiadomości geograficzne, które mogą rozszerzyć
horyzont umysłowy czytelnika , pomimo że są
		

/KS_479413_II_L_1_0046.djvu

			wane dosyć pobieżnie. W języku trafiają się pewne dzi­
wolągi , jak np. „800 lat temu w tył“ i inne.
W ogóle jednak szala stron dodatnich zdaje się prze­
ważać.
Okoński W. Klemens Boruta. (Warszawa, Ko­
liński, 1889 r., str. 39, cena kop. 71/2).
„Klemens Boruta“ jest to obrazek z życia śląskiego:
w nader jaskrawych kolorach przedstawia on ciężkie po­
łożenie dworskiego najmity, który pomimo najusilniejszej
pracy nie jest w stanie poprawić swego losu przy obe­
cnych społecznych warunkach. W toku opowiadania au­
tor porusza , a właściwie nasuwa czytelnikowi masę kwe-
styj — zagadnień obecnego bytu , czasami wychodzących
daleko poza zakres wąskiego życia najmity. Wyzyskanie
w tym celu chwili klęski głodowej należy przyznać za
bardzo udatne.
Głęboka znajomość stosunków życiowych, ludzi
i ich charakterów znacznie potęguje wartość książeczki.
Doskonały język, giętki, lekki a plastyczny styl sta­
nowią nieodłączne przymioty całego opowiadania.
Szkoda wielka, iż dla literackiej subtelności ję­
zyka, a czasami wskutek nieznanych dla wiejskiego
czytelnika wyrazów, nie wszystkie myśli będą przez
niego zrozumiane.
Olszewski W. „Bajki nie bajki“. Z rysunkami
Fr. Kostrzewskiego. (Warszawa, Jeżyński, 1889 r., str.
70, cena kop. 12).
Zbiorek składa się z bajek Mickiewicza, Kryłowa
(przekład Glińskiego), Fr. Morawskiego, I. Krasickiego,
Niemcewicza, Lafontaine’a i innych. Autor zbiorku w wy­
borze swym uwzględnił bajki, poruszające kwestye spo­
łeczne, wskutek czego została usuniętą, a przynajmniej
urozmaiconą zwykła monotonność bajek treści moralizu-
jącej. Do ciekawych pod tym względem bajek zaliczamy:
„Drzewa“ (rządy silnych opierają się na braku
		

/KS_479413_II_L_1_0047.djvu

			ności śród słabych), Rzeka i wieśniacy, Słoń woje­
wodą (wyżsi i niżsi urzędnicy są połączeni wspólnością
nieprawych zysków, wyżsi często patrzą na rządzonych
oczami niższych), Szyna żelazna (renegaci są gorsi, od
wrogów), Filiżanka , Koń cugowy i koń roboczy (zesta­
wienie próżniaka i pracującego, pana i chłopa) i inne.
Obok tych mamy wiele bajek bez głębszej myśli,
lecz za to tryskających prawdziwym humorem i dow­
cipem.
Co do formy zewnętrznej — stylu i języka — to
0 ich wytworności mówią najlepiej nazwiska autorów.
Wogóle książeczkę tę jako jednę z najlepszych w tym
rodzaju należy uważać za najzupełniej odpowiednią dla
bibliotek ludowych.
Olszewski W. (M. Brzeziński). Maszyny parowe
1 koleje żelazne. Wydanie drugie z 14 obrazkami.
(Warszawa, J. Jeżyński, 1890 r., str. 48, cena kop. 10).
W książeczce p. t. „Maszyny parowe“... autor obja­
śnia działanie pary, przedstawia w głównych zarysach
maszynę parową i parowóz, podaje wreszcie szkic histo­
rycznego rozwoju kolei żelaznych. Wobec zupełnej nie­
świadomości ludu w danym kierunku, jest to olbrzymie
zadanie, któremu autor książeczki nie całkowicie podo­
łał. W toku opowiadania należy objaśnić wiele kwestyj,
czego w książeczce , niestety, nie znajdujemy (o prężności
pary, o sile tarcia). Budowa i działanie maszyny paro­
wej i parowozu są przedstawione zbyt szczupło i po­
bieżnie , by mogły być należycie zrozumiane. Po za tem
książeczka posiada kilka nieścisłych, nawet błędnych
wyrażeń (np. gwizdawka — wązki otwór), oraz parę
poglądów, z którymi się zgodzić nie można, np., jakoby
maszyny miały sprowadzić wiele złego na ludzi. Ksią­
żeczkę jednak należy uważać za pożyteczną, gdyż da
ona w każdym razie czytelnikowi pewne wiadomości z zu­
pełnie nieznanej mu
		

/KS_479413_II_L_1_0048.djvu

			Olszewski Wiktor (Brzeziński). Sprawa o wóz
czyli Historya o jednym wójcie i jego pisa­
rzu. (Warszawa, Nasiorowski, 1888 r., str. 53, cena
kop. 10).
W powiastce, osnutej na tle stosunków gminnych
w czasie wyborów, autor usiłuje przekonać czytelnika,
że przy dobrych chęciach i energicznie prowadzonej agi-
tacyi można usunąć niektóre złe strony życia gminnego.
Cel został osiągnięty najzupełniej.
Sposób opracowania książeczki, zarówno pod wzglę­
dem treści, jakoteż stylu i języka, może służyć innym
autorom za wzór, jak należy pisać powieści dla ludu.
Można zrobić autorowi chyba tylko ten jeden za­
rzut , że niektóre rozdziały mało mają ze sobą związku
i mogły by być bez szkody dla całości opuszczone
(Wesele).
Czytanie książeczki powńnno być zalecanem i z pe­
wnością nie pozostanie bez wpływu na bieg spraw gmin­
nych.
Orzechowski Pawcl. Pielgrzymka do Często­
chowy i Jerozolimy poprawił do druku pisarz „Gła-
zety Świątecznej“. (Warszaw'a , Prószyński, 1886 r., str.
195, cena kop. 25).
Sądząc z często spotykanych ubolewań autora, że
Polska dostarcza tak mało pielgrzymów do Jerozolimy,
•wnosić można, iż autor miał na celu skłonić współro­
daków do tej dalekiej pielgrzymki. Pomijając wiele kwe-
styj, widocznych tylko dla inteligentnego spostrzegacza,
opowiadanie dostarcza czytelnikowi tak ciekawych wia­
domości, jak np. jak się nazywają po turecku pomarań­
cze i w jakiej są cenie w Konstantynopolu; jakiej gru­
bości są śwńece w jasnogórskim klasztorze i kto je ofia­
rował i t. p.
Poruszając wiele innych, nie mniej ciekawych, dru­
gorzędnych kwestyj i mając możność nieraz po drodze
zawdzięczać swoje życie Opatrzności, autor dociera
		

/KS_479413_II_L_1_0049.djvu

			reszcie do Jerozolimy i przeliczywszy wszystkie świece
u grobu Pańskiego, szczęśliwie wraca do kraju.
0 ile zaś pielgrzymka autora do Jerozolimy odbyła
się szczęśliwie, o tyle wycieczka jego po laury literackie,
pomimo pomocy pisarza Gazety Świątecznej, przedstawia
smutne fiasko : książeczka jego co do języka, stylu i wogóle
pod względem literackim stoi niżej wszelkiej krytyki.
Poroniony ten utwór, posiadający li tylko strony
ujemne, pod żadnym względem nie może być tolerowa­
nym w biblioteczkach ludowych.
Orzeszkowa Eliza. Chłopski adwokat. Przeróbka
z powieści „Niziny11 z rysunkami. (Warszawa, J. Jeżyń-
ski, 1890 r., str. 77, cena kop. 15).
Powiastka wykazuje wyzysk i oszustwa, jakich do­
puszczają się pokątni doradcy, do których lubią, a czę­
ściej muszą się udawać o poradę nasi włościanie. W opo­
wiadaniu poruszone są i inne niemniej ważne kwestye,
dotyczące bezpośrednio życia włościan, jak oto — wy­
zyskiwanie parobków przez rządcę, nieprawe stosunki
wyrobnicy z ekonomem (które kończą się pozostawieniem
jej na łasce losu wraz z dwojgiem dzieci). Za wadliwe
uważać należy, iż nie została zaznaczona w należyty
sposób różnica między pokątnym doradcą a adwokatem.
Szkoda, że zdanie, jakoby ziemia powinna być ogólną
własnością włościan, zostało wygłoszone przez oszusta
i i że fakt samowolnego ukarania winowajcy jest pozosta­
wiony bez komentarzy.
Pomimo to, ze względu na doniosłość poruszonych
w powiastce kwestyj i jej literackie zalety — zajmu­
jące opowiadanie, trafną charakterystykę osób działają­
cych — książeczkę należy zaliczyć do odpowiednich,
a nawet pożądanych w biblioteczkach ludowych.
Orzeszkowa E. „Czarownica11, przeróbka z po­
wieści „Dziurdziowie“. (Warszawa, J. Jeżyński, 1889 r.,
str. 54, cena kop.
		

/KS_479413_II_L_1_0050.djvu

			W przeróbce z powieści Orzeszkowej „Dziurdziowie“
została uwydatnioną, dość żywotna kwestya wiary ludu
wiejskiego w istnienie czarownic, mających styczność
z „nieczystą siłą“ i mogących za pomocą rzucania cza­
rów wywoływać różne nieszczęścia.
Dlatego też został zmienionym prawdopodobnie
pierwotny tytuł powiastki. Przedstawienie z dodatniej
strony bohaterów powiastki — Pietrusi (czarownicy) i jej
męża, oraz racyonalne wyjaśnienie całego szeregu faktów,,
z powodu których ogólnie okrzyczano Pietrusię czaro­
wnicą — są to bardzo dobre środki do obalenia prze­
sądu. Szkoda, że na komentowanie niektórych faktów
zwrócono zamało uwagi.
Fakt potępienia przez sąd samowolnej rozprawy
Dziurdziów z rzekomą czarownicą może wywrzeć również
tylko korzystny wpływ na czytelnika.
Niezupełnie zgodne z prawdą jest wystawienie w po­
staci ex-żołnierza tak dodatniego typu pod względem umy­
słowym i moralnym, jakim jest Michałek— Kowalczyk.
Strona literacka w przeróbce wiele ucierpiała: styl
i język nie są należycie wytrzymane.
Ze względu na przewodnią myśl — walkę z prze­
sądem — książeczka zasługuje na rozpowszechnianie.
Eliza Orzeszkowa. Kramarz, obrazek wiejski..
(Warszawa, Gebethner i Wolff i Prószyński, 1885 r.,.
str. 50, cena kop. 5).
2 a wielką zasługę autorce poczytać należy, iż po­
starała się zerwać maskę z niesympatycznej dla ludu i le­
kceważonej przezeń postaci żyda. Jest to chyba jedyna
książeczka w literaturze ludowej , która nie przedstawia,
żyda, jako uosobienie szachrajstwa, złodziejstwa i t. p.
przymiotów, lecz zawiera analizę jego duszy. W „Kra­
marzu“ czytelnik znajduje tężsamą mięszaninę uczuć,
myśli i dążeń, jakie wstrząsają nim samym, obok stron
poziomych spotyka wznioślejsze, odkrywa pierwiastki,
nakazujące szanować w tej lichej postaci godność
		

/KS_479413_II_L_1_0051.djvu

			Autorka przytem nie idealizuje zbytnio żydów, lecz wska­
zuje również na przywary i błędy, charakteryzujące ów
naród i stanowiące obecnie tak wielką zaporę do zbliże­
nia się z innymi.
Natomiast niezupełnie sympatycznie przedstawiają
się przypowieści, wypowiadane przez „Kramarza“. Ce­
lem ich jest dowieść, iż trzeba się godzić z ciężkimi
warunkami życia, gdyż są „wielkie ludzie miłosiernego
serca“, którzy robią tak dużo dobrego, że wkrótce na
świecie nie będzie „ani głodu, ani kłótni, ani takich, co
głupi, ani takich, co płaczą i w sercu swojem krzyczą,
że im bardzo źle“.
Braki te jednak pokrywają się w zupełności śli­
cznym stylem, nadzwyczaj pięknymi opisami letniego
wieczoru i nocy, jako też ciepłem, wiejącem z całego
obrazka.
Piotrowski Feliks. Skąd się wzięły kamienie
na polach naszych i jak się utworzyły? (War-
szawa, Obuchowski, 1894 r., str. 32, cena kop. 10).
Autor książeczki pragnie wyjaśnić ludowi pocho­
dzenie kamieni, znajdujących się na polach naszej ziemi,
i w tym celu wykład zaczyna od opisania lodowców, któ­
rymi objaśnia t. zw. głazy narzutowe. Następnie zasta­
nawia się nad powstawaniem kamieni, granitów, gneisów,
skał osadowych najmłodszych.
Wykład jest dosyć popularny i przystępny, spoty­
kają się tu jednak niedokładności i miejsca niejasne.
Wogóle jednak książeczka kwalifikuje się do biblio­
tek ludowych, chociażby tylko dlatego, że rozszerza ho­
ryzont wiedzy czytelnika.
Potocki Antoni. O Janie Gutenbergu i o tern,
jak ludzie nauczyli się pisać i drukować.
(Warszawa, Obuchowski, 1893 r., str. 48, cena kop. 12).
Książeczka opisuje i objaśnia ewolucyją znaków
i przyborów pisarskich; najwięcej miejsca jest poświę-
Katalog rozumowany.
		

/KS_479413_II_L_1_0052.djvu

			cone wynalazkowi Gutenberga i jego biografii. Książe­
czka jest napisana dobrym językiem, jasno i zrozumiale.
Jest ona nader pożądaną w biblioteczkach ludowych,
gdyż w sposób bardzo przystępny zaznajamia czytelnika
z jednym z najświetniejszych wynalazków ludzkości
i z biografią wynalazcy.
Promyk Kazimierz. Ciekawe zjawiska w świę­
cie, co choć ludzie na nie ciągle patrzą, ale
ich zwykle nie rozumieją. (Warszawa, księgarnia
krajowa, r. 1889, str. 80, cena kop. 15.)
Książeczka podaje wiadomości o najczęściej spoty­
kanych w świecie zjawiskach fizycznych. Z początku au­
tor w formie powiastki daje pojęcie o nieprzenikliwości
ciał, potem wykłada o powietrzu i jego ciśnieniu, o ba­
rometrze , mówi dalej o procesie oddychania, przechodzi
następnie do wykładu o cieple, przyczem opowiada w jaki
sposób urządzają się balony, skąd się bierze ciąg w ko­
minach , jakiem winno być urządzenie pieców, skąd się
bierze wiatr, uwzględnia również wilgoć w powietrzu,
tworzenie się mgły, rosy, szronu, obłoków i chmur, śnie­
gu i gradu, stara się dalej wyjaśnić, co to są grzmoty
i błyskawice, i dla tego poświęca cały rozdział nauce
0 elektryczności, uczy nareszcie, co to są gromochrony
1 kończy swoje opowiadanie wykładem o tęczy.
Za wielką zasługę poczytać należy autorowi, że się
podjął wyjaśnić tyle ciekawych, a bardzo powszednich
zjawisk, — szkoda tylko wielka, że brak specyalnego wy­
kształcenia naukowego stanął na przeszkodzie dobrym jego
chęciom, tam zwłaszcza, gdzie szło o popularne wyłożenie
nieustalonych dotychczas w nauce objaśnień, jak np. o two­
rzeniu się gradu. Bardzo często również spotkać się mo­
żna z nieścisłością wyrażeń, jak np. „na świecie nic cał­
kiem zginąć nie może, może tylko albo ukryć się jakoś
przed okiem naszem, albo zamienić się w rzecz inną11.
Klasycznem i niezbyt szczęśliwem jest także
		

/KS_479413_II_L_1_0053.djvu

			dwóch rodzajów elektryczności do chłopa i kobiety
w małżeństwie.
Pomimo jednak tylu usterek i wad, książeczka po­
winna być umieszczona w biblioteczkach ludowych, ze
względu na to, iż przeczytanie jej pozwoli czytelnikowi
nieco krytyczniej patrzeć na zjawiska , które ciągle mu
się przed oczy nasuwają i choć niektóre rozumieć dokła­
dnie, szczególniej wobec braku innych podobnej treści dzie­
łek. Język i styl ku osiągnięciu takiej korzyści bynaj­
mniej nie staną na przeszkodzie.
Promyk K. Elementarz, na którym nauczysz
czytać w 5 albo 8 tygodni. (Warszawa, księgarnia krajo­
wa, r. 1892, str. 31, cena kop. 31/2.)
Metoda, jaką przyjął autor, zasadza się li tylko na
-wyma-wianiu dźwięków, przez co znacznie ułatwia się
składanie sylab , a następnie wyrazów. Sposób ten stoi
o wiele wyżej od dawnego t. z. sylabizowania, t. j. wy­
mawiania wszystkich liter oddzielnie, a później łączenia
ich, przyczem wypadały samogłoski, stojące przy spół­
głoskach. Autor postarał się jeszcze o jaknajsystematy­
czniej sze ułożenie książeczki, a więc z początku idą wy­
razy bardzo łatwe, składające się z jednej lub dwóch
jednakowych sylab, później coraz trudniejsze, nakoniec
zaś całe powiastki. Szkoda tylko, że pomiędzy temi opo­
wiadaniami zamiast kawałków, odznaczających się czy
to stylem, czy też szerszjuni poglądami, znajdujemy po
większej części wypisy z katechizmów^, lub bogobojne
nauki. Niewiadomo również, w jakim celu trzyma się
autor takiej pisowni, jak: „sto j isz, sto j i“ i t. d.
W braku jednakże w tym kierunku dziełek , odpo­
wiadających wszystkim wymaganiom , „Elementarz“
Promyka zaleca się dla biblioteczek ludowych.
Promyk K. Józef Ignacy Kraszewski.
O jego życiu i wielkiej pracy pisarskiej. (Warszawa,
księgarnia krajowa, r. 1888, str. 32, cena kop.
		

/KS_479413_II_L_1_0054.djvu

			Książeczka pod powyższym tytułem przesuwa przed
oczami czytelnika obrazy, malujące życie Kraszewskiego,
przed którymi sam autor staje w zachwycie bez żadnego
wyrazu krytyki. Język i styl niewiele pozostawiają do
życzenia i zalecają książeczkę. Życiorysy jednak wybi­
tnych osobistości o tyle są pożądane, o ile dotyczą ży­
wotnych stron stosunków społecznych, lub też o ile za­
znajamiają czytelników z różnemi dla nich ciekawemi
kwestyami, ponieważ zaś książeczka Promyka nie odpo­
wiada tym wymaganiom, przeto uznać trzeba, że rozpo­
wszechnienie jej jest zbyteczne.
Promyk K. Nauka poprawnego pisania,
dla użytku szkolnego, domowego i dla samouków. (War­
szawa, księgarnia krajowa, r. 1891, str. 64, cena kop. 15.)
Książeczka przedstawia przeznaczony dla początku­
jących zbiór zasadniczych reguł pisowni. Autor za po­
mocą całego szeregu ćwiczeń uczy unikać błędów orto­
graficznych; w tym celu wyrazy i głoski, na które chce
zwrócić uwagę ucznia, odbite są grubszemi czcionkami.
W niektórych wypadkach są podane reguły gramatyczne.
Język nadzwyczaj jasny ; treść ćwiczeń bardzo odpowie­
dnia i zupełnie dla ludu wiejskiego zrozumiała. Podane
w końcu wzory rewersów i listów mogą się nieraz przy­
dać. Książeczka więc zasługuje w zupełności na rozpo­
wszechnienie.
Promyk It. Obrazowa nauka czytania
i pisania. (Warszawa, nakładem Prószyńskiego, 1894,
str. , cena kop. 15.)
Książeczka daje do rąk uczącego zrozumiałe wska­
zówki i najlepszą't. zwJdźwiękową metodę uczenia dzieci.
Metoda ta o wiele prędzej prowadzi do celu , uczy nie
mechanicznie, lecz przyzwyczaja dziecko do myślenia,
wyrabia w niern większą samodzielność i w ten sposób
zachęca do nauki. Strona techniczna tej metody jest
w książeczce zadawalającą ; dobór wyrazów i
		

/KS_479413_II_L_1_0055.djvu

			dnich im obrazów dość zrozumiały dla dziecka — tak, że
o ile można sądzić a priori, elementarz powinien swój
cel osiągnąć. — Co do pierwszej części, to trudno pomi­
nąć pewne usterki; tak np. autor dla doboru stosownych
dźwięków poświęca myśl, lub stawia przy sobie najró­
żnorodniejsze zdania (ä la Ollendorf). — Druga część
książki zawiera tak zwane czytanki, t. j. urywki dla
wprawy w płynnem czytaniu. Jedne z nich są opisowe,
inne mają tendencyę moralną ; zaznaczyć można, że za
często pobudką do czynu moralnego służy nagroda lub
kara boska. W każdym razie książeczka kwalifikuje się
do nabycia.
Promyk K. 0 księdzu Stanisławie Sta-
szycu. Wydanie 6te. (Warszawm, r. 1888, księgarnia
krajowa, str. 31, cena kop. 5.)
Książeczka zawiera życiorys Staszyca ze szczegól-
nem uwzględnieniem działalności jego nad podniesieniem
oświaty i dobrobytu w kraju. Najwięcej uwagi zwwóco-
no na założone przez Staszyca Towarzystwo Rolnicze
Hrubieszowskie, oraz na działalność jego w innych in-
stytucyach: w Towarzystwie Przyjaciół Nauk, Komisyi
Wychowania publicznego, w Wydziale przemysłu i rze­
miosł i t. d. W końcu dziełka spotykamy krótką cha­
rakterystykę Staszyca. — Książeczka ze wszech miar za­
sługuje na rozpowszechnienie : wielu prawdopodobnie na­
sunie ona myśl, jak dalecy są oni od tego, czem być
mogą i joowinni. Język dobry, dla ludu zrozumiały.
Promyk K. Pierwsza książeczka dla wpra­
wy w czytaniu. (Warszawa, księgarnia krajowa, 1890,
str. 31, cena koj). 4.)
„Pierwsza książeczka“ j^rzedstawia nader skromny,
a w dodatku zupełnie nieusystematyzowany zbiorek naj­
różnorodniejszych kawałków: czytelnik znajdzie tam ra­
dy, jak najlepiej suszyć buty, opowiadanie o Mikołaju
Beju z Nagłowic, sposób przeciwko gąsienicom,
		

/KS_479413_II_L_1_0056.djvu

			poranną i wieczorną obok krakowiaków do śpiewania,
znajdzie 011 tam kilkanaście powiastek i wierszyków,
w których dość wyraźnie przebija zasada : „gdzie praco­
witość , wytrwałość, ochota , tam nie zabraknie złota11.
Z podanych w książeczce rad i wskazówek czytelnik nie­
zawodnie może pewną korzyść wyciągnąć. Pomimo to
„Pierwszą książeczkę“ można usunąć z biblioteczek lu­
dowych wobec „Snopka“ i „Podarunku dla młodzieży“,
tembarclziej, iż niektóre rady praktyczne np.: „Jakie po­
winno być mieszkanie wieśniaka“ są daleko obszerniej
traktowane w innych wydawnictwach ludowych.
Promyk K. Prawdziwe opowiadania czyli
Druga książeczka do czytania. (Warszawa, księg. krajo­
wa, r. 1887, str. 47, cena kop. 5.)
„Druga książeczka“ przedstawia nieusystematyzo-
wany zbiorek opowiadań, podań, wierszy oraz pogadanek
z najróżnorodniejszych gałęzi wiedzy ludzkiej. Wybór
opowiadań jest nader nieudatny — większość z nich nic
nie da umysłowi czytelnika.
Pod względem naukowym książeczka jest opraco­
wana po dyletancku — bardzo słabo: mówiąc o kalenda­
rzu, autor zdobył się na wyliczenie główniejszych świąt
kościoła katolickiego, lecz nawet nie próbował wyjaśnić
co to jest rok. — Również nieudatnie są opracowane po­
gadanki z dziedziny medycyny, mówiąc np. o ratowaniu
zaczadzonych, autor ogranicza się wyłącznie podaniem
sposobu, zupełnie nie tłumacząc, po co należy wykony­
wać odpowiednie ruchy. W końcu zbiorku jest umie­
szczony poradnik dla kupujących książki, w którym au­
tor najbardziej zaleca swoje własne rzeczy. — „Druga
książeczka11 jest zbyteczną w bibliotece ludowej, tembar-
dziej , że doskonale mogą miejsce jej zastąpić inne wy­
dawnictwa , posiadające daleko większą wartość w kie­
runku
		

/KS_479413_II_L_1_0057.djvu

			Promyk K. Stopniowe opisanie świata.
(Warszawa, księg. krajowa, r. 1884, str. 76, cena kop. 15.)
Książeczka zaznajamia czytelnika z najelementa.r-
niejszemi wiadomościami z dziedziny kosmografii i geo­
grafii. Systematyczne przedstawienie kwestyi stanowi
wielką zaletę książeczki. Autor prowadzi wykład geo­
grafii stopniowo, począwszy od ziem, leżących nad rzeką
Wisłą, jej dopływami, oraz nad rzekami innemi, wpada-
jącemi do Bałtyku ; — tym sposobem najpierwej i naj­
obszerniej zaznajamia czytelnika z krajami, najwięcej
go interesującymi. Następnie autor posuwa się w głąb
Europy za pomocą dróg wodnych i kolei żelaznych, wy­
chodzących z Warszawy; mówi wreszcie nieco o pań­
stwach, nie sąsiadujących z Polską, oraz o innych czę­
ściach świata. — Należy żałować, iż tak udatna myśl
wiele straciła w wykonaniu autora. Pomijając zbyt po­
bieżne opisy, zwłaszcza państw nie sąsiadujących z Pol­
ską , trzeba zaznaczyć, iż brak dobrej mapki stanowi
kardynalną wadę książeczki, gdyż nie pozwala czytelni­
kowi należycie korzystać z podawmnych wiadomości. —
W kwestyach naukowych spotykamy czasami błędne ob­
jaśnienia, oraz wiele miejsc niejasnych i mało zrozumia­
łych, wskutek nader skróconej formy książeczki. Język
jest dobry i odpowiedni dla dziełek popularno-nauko­
wych. Książeczka nie może być zalecaną dla samouków,
chociaż jest doskonałym podręcznikiem przy nauczaniu.
Prószyński Konrad. O pożyczkach i kasach
pożyczkowych po wsiach i miastach , z dodatkiem
objaśnień o Towarzystwie kredytowem ziemskiem. (War­
szawa, Księgarnia krajowa, r. 1888, str. 61, cena kop. 15.)
Znaczenie pożyczek, oraz zasady, według których
tworzą się instytucye pożyczkowe dla ludu , oto co sta­
nowi główną treść książeczki pod powyższym tytułem.
Do zalet książeczki bynajmniej nie należy brak racyo-
nalnego, rozumnego wyjaśnienia , w jaki sposób zwracać
pożyczki, skąd brać pieniądze do ich zwrotu i t. d. ?
		

/KS_479413_II_L_1_0058.djvu

			natrętne pytanie zbywa się słowami: „za rok , da Bóg,
jakoś długi się spłaci z nowych zbiorów“. Takie obja­
śnienie nie wytrzymuje najpobłażliwszej krytyki. Zasady
tworzenia się instytucyi pożyczkowych wyłożone są pra­
widłowo. Wykład jest przystępny dla czytelnika i ksią­
żeczka może być zrozumianą przez każdego, kto do czy­
tania się przyzwyczaił.
Zwracanie uwagi na to, aby rozsądnie prowadzić
wybory na urzędy gminne i nie dawać za byle kim
swych głosów, — dowodzenie, że o ratunku dla siebie
trzeba myśleć samemu, — że kasy zakładane przez d o-
brodziej ów (kapitalistów), zawsze to nie to, co sto­
warzyszenia, zawiązane bez niczyjej łaski, — je dnem
słowem przyuczanie czytelnika do samorządu jest zaletą
książeczki. Wielka jednak szkoda, iż autor nie zwrócił
uwagi na to, że kasy, o jakich mowa, nie są i być nie
mogą kluczem, otwierającym raj na ziemi dla wszyst­
kich, że one przynoszą korzyść tylko osobom, znajdują­
cym się i tak już w lepszych warunkach, to jest posia­
daczom , a nie parobkom bezrolnym i rzemieślnikom, bez
narzędzi pracy. — Teorya dorobku, którą autor książe­
czki porusza , polegająca na zaoszczędzaniu „z tygodnia
na tydzień, z miesiąca na miesiąc“, czyli na odmawianiu
sobie lepszego pokarmu, ubrania, widowisk jarmarcznych
i t. d., tamując wszelki postęp, który wszakże nie polega
na zmniejszaniu potrzeb ludzkich, psuje jeszcze bardziej
wrażenie. Jeżeli do tego dołączymy ustęp, który tu cy­
tujemy : „Mądrzy i zacni ludzie w kraju powinni.... ob­
myślę ć sposoby na to (aby ogół gospodarskich dzieci nie
wyszedł na biednych wyrobników), a rząd chyba także
zechce przyłożyć swą rękę ku temu, ażeby stan włościań­
ski od zupełnego upadku zabezpieczyć“, to otrzymamy
wiązankę faktów, na mocy których powinniśmy złożyć
książkę do kosza.
Prus B. Michałko. (Warszawa, J. Jeżyński, r.
1889, str. 35, cena kop.
		

/KS_479413_II_L_1_0059.djvu

			Barwnie, bez śladu tendencji, przedstawia Prus
obrazek z życia zahukanego „durnego Michałka“, który
godzi się z myślą, iż „od tego on przecie biedny chłop,
żeby dźwigał nędzę na karku, a w sercu obawę i żal“;
prawdziwie maluje on tę wielką szlachetną duszę, która,
nie widząc własnej krzywdy, jest w stanie jednak upo­
mnieć się za pokrzywdzonym, która, przyjmując z poni­
żającą wdzięcznością drobne zazwyczaj usługi inteligen­
tów, w cichości duszy potrafi wykonywać bohaterskie
czyny. — Z tego pełnego prawdy obrazka tryska nieraz
głębsza gorycz , żal i współczucie autora dla jego „dur­
nego“ bohatera.
Temat obrazka został umiejętnie "wyzyskany: w to­
ku opowiadania jest zgrabnie przedstawiona nieuczciwość
pośredników w pracy — pisarzy, dozorców i t. p., jest
dobrze naszkicowany charakter murarzy warszawskich
i zacofane ich poglądy. Sympatye autora zawsze są po
stronie pokrzywdzonego, czy jednak czytelnik ludowy
zdoła uchwycić tę dość subtelną stronę utworu , czy nie
zgodzi się z poglądami Michałka, jest to pytanie, odpo­
wiedź na które ostatecznie określi wartość „Michałka“
dla bibliotek ludowych. Na teraz uważać należy, iż ksią­
żeczka może być dawaną do czytania, chociażby dla jej
literacko-ar ty stycznych zalet.
11. M. Cygańskie dziecko, z powieści J. I.
Kraszewskiego „Chata za wsią“. (Warszawa, J. Jeżyński,
r. 1890, str. 76, cena kop. 12.)
Jest to ładny obrazek z życia wiejskiego, napisany
na tle dramatu , j aki się rozgrywa między rozkochaną
parą młodych ludzi, nie mogących się pobrać wskutek
przeszkód, zawierających się w różnicy ich pochodzenia
i różnicy majątkowej.
Umiejętne wyzyskanie strony uczuciowej dramatu,
żywe i trafne określenie charakterów mało ucierpiało,
pomimo znacznego skrócenia powieści. Zarzucić można
autorowi zbytnie idealizowanie bohaterki (Marysi),
		

/KS_479413_II_L_1_0060.djvu

			chodzące nieraz do nieprawdopodobieństwa. Dzielność
Tomka, bohatera powieści, i szlachetność Marysi, córki
cygana, bardzo sympatycznie usposabiają czytelnika do
całej książeczki i wzbudzają szczere zaciekawienie. Gładki
styl i clobry język potęgują wrażenie.
W toku opowiadania zostały poruszone i inne cie­
kawe kwestye: antagonizm rasowy, bezzasadność przesą­
dów i plotek , rodzinne i wogóle wiejskie stosunki. Po­
nieważ jednak nie zostały one należycie wyświetlone,
zatem zasadniczego znaczenia mieć nie mogą. Książeczka
jako całość, przedstawia się zadawalająco.
R. 31. Egipcyanie. Ich religia, zwyczaje, urzą­
dzenia społeczne, nauki i sztuki przed tysiącami lat.
Z rysunkami. (Warszawa, Księgarnia tanich wydawnictw,
r. 1892, str. 47, cena kop. 12.)
Autor zaczyna od opisu przyrody Egiptu i bytu
jego dzisiejszych mieszkańców; przechodzi następnie do
czasów starożytnych, mówi o religii Egipcyan, podkre­
ślając zależność wyobrażeń religijnych od otaczającej
przyrody, o rządach kapłańskich i o przejściu władzy
w ręce faraonów; w ostatnich rozdziałach charakteryzuje
zwyczaje egipckie, stan rzemiosł, nauk, i zaznacza, że po­
datki nadmierne, jak niegdyś tak i teraz, są przyczyną
nędzy klas pracujących. Historya rozwoju pisma egip-
ckiego daje pojęcie wogóle o powstaniu sztuki piśmien­
niczej. Upadek teokracyi nie został zupełnie zrozumiale
przedstawiony.
Pomimo swego szczupłego zakresu , książeczka jest
napisana dość wyczerpująco, wobec czego nadaje się do
biblioteczek ludowych.
Różański Stefan. Nauka rachunków dla sa­
mouków. Wydanie drugie. (Warszawa, J. Jeżyński,
r. 1889, str. 104, cena kop. 20.)
Książeczka podaje wiadomości w zakresie czterech
działań arytmetycznych. Treść wyłożona jest
		

/KS_479413_II_L_1_0061.djvu

			wo, dokładnie i zrozumiałe dla dorosłego czytelnika ze
sfery ludowej.
Autor przytacza wiele zadań i podaje na końcu ksią­
żeczki odpowiedzi. Uwzględniając umysłowy poziom czy­
telnika, autor podaje zadania, wzięte z życia codziennego,
przytacza też kilkanaście przykładów z dziedziny histo-
ryi i geografii kraju naszego. Do wad książeczki zali­
czyć należy nieudatny sposób oznaczania, przyjęty przez
autora w rozdziale o odejmowaniu, który wraz z omył­
kami drukarskiemi w tern miejscu utrudni czytelnikowi
zrozumienie treści. Usterki jednak są tak małe, że ksią­
żeczka z pożytkiem może być rozpowszechnianą.
8. K. Czego nas Kopernik o obrotach
ziemi nauczył. Pierwsze początki astronomii. (War­
szawa, Gebethner i Wolff, Prószyński i Koliński, r. 1890,
str. 82, cena kop. 5.)
Książeczka przedstawia popularno-naukowy wykład
pierwszych początków astronomii. Autor opisuje stano­
wisko ziemi we wszechświecie i rozpatruje jej obrót
około własnej osi i naokoło słońca. Stosownie do tego
książeczka jest podzieloną na dwie części, rozpatrujące
poszczególnie te dwa obroty ziemi. W opowiadanie wple­
ciony jest krótki życiorys Kopernika i wyjaśnione są
jego zasługi dla astronomii, jedno z zastosowań której,
mianowicie kalendarz, jest wyłożony na końcu. Książe­
czka w żadnym razie nie odpowiada tytułowi, ponieważ
nie zawiera pierwszych początków astronomii w takiej
formie, aby ją każdy zrozumiał. — Pochodzi to głównie
z pragnienia autora być ścisłym w wyrażeniu swoich
myśli, przez co traci dużo jasność wykładu. Treść jest
bez zarzutu i gdyby zebrać mniej faktów i oblec je
w formę bardziej popularną, to książeczka odpowiadała­
by zupełnie swemu przeznaczeniu. Wobec jednak wy­
mienionych "wad, dziwaczności niektórych wyrażeń, braku
względnie wielu wyjaśnień i kilku poważnych błędów
drukarskich , książeczka może być zalecaną dla
		

/KS_479413_II_L_1_0062.djvu

			z tem tylko zastrzeżeniem, że będzie czytaną przez lu­
dzi, którym omawiany przedmiot nie jest obcym.
Sobieski St. Zgubiono! (Baciąż, Mayzner, r. 1884,
str. 53, cena kop. 5.)
Wyświetlenie kwestyi żydowskiej jest najbliższym
celem książeczki. Spotykamy tu dwa zdania : pierwsze,
że prawo bytu w danem społeczeństwie mają tylko te
jednostki z pomiędzy żydów, które się zasymilowały ze
środowiskiem pod wszystkimi względami z wyjątkiem
religii; cała zaś masa żydów, podniecana do wyzyskiwa­
nia i pasorzytnictwa przez talmud , nie biorąca udziału
w życiu społecznem, nie zasługuje bynajmniej na tole-
rancyę. Drugie zdanie głosi , że żydów takich , jakimi
oni są , stworzyły okoliczności, warunki ekonomiczne,
prawa wyjątkowe, należy więc znosić takowe i nie wy­
różniać w niczem żydów, a wtedy staną się oni rzeczy­
wistymi członkami tego społeczeństwa, wśród którego
żyją. Ta ostatnia myśl, pomimo iż określa stanowisko
autora, ma jednak tak słabą przewagę (i w dodatku jest
włożona w usta żyda), że ryzykowną rzeczą jest dawać
podobną książeczkę niedostatecznie rozwiniętym umysło­
wo czytelnikom.
Przedstawienie wojny amerykańskiej, na tle której
odbywa się metamorfoza przekonań bohatera, jest dal­
szym celem książeczki. Szkoda tylko, że autor dla ten-
dencyi poświęca prawdę historyczną : wojna wybuchła
nie w imię cywilizacyi, przyczynią jej była nie ludzka
chęć zniesienia niewolnictwa w południowych stanach
Ameryki, lecz chęć zrównania ekonomicznych warunków,
odebrania przewagi, jaką miały południowe stany nad
północnymi, dzięki niewolnictwu.
Fabuła zdradza błędy w budowie: np. ostatni roz­
dział wydaje się zbytecznym i nie licuje z całością; psy­
chologia bohatera szwankuje, język pozostawia wiele do
życzenia, np. na każdej niemal stronicy spotyka się pro-
wincyonalizm : sp oglądnął, zamiast
		

/KS_479413_II_L_1_0063.djvu

			Sosnowski Paweł. Brazylia, jej przyroda
i mieszkańcy. (Warszawa, Księgarnia Tanich Wy­
dawnictw, 1892 r., str. 87, cena kop. 20).
Książeczka pod powyższym tytułem podaje wiado­
mości o Brazylii, niegdyś kolonii portugalskiej. Autor
z początku opowiada, w jaki sposób i kiedy została od­
kryta Brazylia, skąd pochodzi jej nazwa, jakim był ówcze­
sny stan tego kraju , jak sprowadzono następnie robotnika
dla uprawy ziemi i jak się z nim obchodzono, przecho­
dzi potem do czasów obecnych, objaśniając, w jaki spo­
sób Brazylia zdobyła swą niezależność, przy jakich oko­
licznościach zniosła potem niewolnictwo u siebie i dla­
czego obecnie przyjmuje z ochotą emigrantów; mówi
następnie o obszarze Brazylii, jej wodach, faunie, florze,
klimacie, ludności, ilustrując podawane wiadomości li-
cznemi rycinami; opisuje dalej zajęcia mieszkańców,
szczególniej uwzględniając rolnictwo i górnictwo, i koń­
czy swe opowfladanie kilku wiadomościami o położeniu
i bycie kolonistów polskich w Brazylii, zaczerpniętemi
z różnych źródeł, a między innemi i z „Opowiadań Kuby
Cieluchowskiego“. O ile nie można zgodzić się z twier­
dzeniem autora, dotyczącem zdobycia niezależności przez
brazylijczyków, o tyle zasługuje na uznanie porównanie
bytu niewolnika przed uzyskaniem wolności z bytem
najmity po zniesieniu niewolnictwa. Inne wiadomości nie
stoją w rażącej sprzeczności z danemi nauki, chociaż
nie są wyczerpuj ącemi z powodu szczczupłych rozmia­
rów tej pracy. Jasny i zrozumiały język ułatwia czy­
tanie tej książeczki, najzupełniej zasługującej na uznanie.
Starki Juliusz. Pan Bartłomiej czyli tkacze
w Komarowie. (Z 3 rysunkami). (Warszawa, Wizbek,
1896 r., str. 51, cena kop. 12).
Bohater powiastki, młody i energiczny tkacz, or­
ganizuje spółkę wytwórczą wśród swmich braci mieszczan.
Po chwilowym kryzysie, z którego wybawia spółkę
„stara, wysoka, a pięknie okuta skrzynia“
		

/KS_479413_II_L_1_0064.djvu

			(ojca bohatera), interesy spółki rozwijają się, a bohater
wstępuje w związki małżeńskie z nauczycielką wiejską,
również marzącą o przedsiębiorstwie — założeniu szwalni.
Wogóle działacze p. Starkla umieją połączyć dobro
ogółu z dobrze zrozumianym interesem własnym. G-łówne
zadanie autora — wyjaśnienie korzystnych stron spółki —
nie zostało należycie wykonane. Tak strona teoretyczna
spółek, ich organizacya, jak i wprowadzenie w życie
zasady samopomocy jest traktowane bardzo pobieżnie.
W rzeczywistości organizatorowie musieliby wiele wal­
czyć z konserwatyzmem mieszczan i z żydami na polu
handlu. Przypadkowa pomoc Bartłomieja nadaje przed­
siębiorstwu filantropijny charakter. Opowiadanie nieraz
grzeszy przeciwko prawdzie i składa się z epizodów,
nieudolnie skleconych w całość. Pomimo niektórych zalet,
jak dobry język i niezłe ilustracye , książka bez szkody
może być usuniętą z biblioteczek ludowych.
Ster Sewer, lekarz. O suchotach czyli gru­
źlicy, jak się tej choroby wystrzegać. (War­
szawa , 1890 r., str. 8, cena kop. 21/2)-
Broszurka zawiera wstęp i dwa rozdziały; wstęp
traktuje o spustoszeniach wśród ludności pracującej,
sprawianych przez suchoty. Pierwszy rozdział mówi
o suchotniczych bakteryach i drogach, jakiemi owe ba-
kterye dostają się do organizmu człowieka; drugi —
o warunkach , sprzyjających rozwojowi suchot i środkach
ostrożności, jakie należy przedsięwziąć, chcąc uniknąć
zarażenia. Niektóre z podanych rad są bardzo trudne
do wypełnienia np., „kto kaszle, niech całe ciało obmywa
spirytusem z terpentyną coćlzień“ i t. p. Cała książeczka
jest wyłożona językiem zrozumiałym, w sposób receptowy.
Do bibliotek ludowych nadaje się.
Syrokomla WŁ Kęs chleba. Gawęda z pól nad-
niemeńskich. Biblioteka Mrówki. T. 19. (Lwów, Księgar­
nia Polska , str. 43, cena 20
		

/KS_479413_II_L_1_0065.djvu

			Na tle nadniemeńskich łanów zawiązuje się ekono­
miczna walka o dzierżawę majątku pomiędzy starym
dzierżawcą, poczciwym szlachcicem Łagodą, a chciwym
zysku Zaborą. Pierwszy był to człowiek ludzki dla chło­
pów, rolnik zacofany, modlący się wiecznie i częściej
spoglądający w niebo, niż na ziemię; Zabora zaś wszę­
dzie widział tylko interes własny i więcej ufał samej
uprawie roli, aniżeli miłosierdziu bożemu, stawiał młyny,
kopał kanały i dobrze mu się działo. Autor jednak, za­
ślepiony tendencyą, że clileb , na którym łzy ludzkie
(Łagody) ciążą, jest trucizną, nie daje za wygranę i ka­
rze za to nie samego Zaborę, ale jego chłopów. Niewia­
domo, dlaczego autor staje się dla nich tak okrutny:
każdy, kto zje kawałek chleba , pochodzący ze zboża
Zabory, umiera, lub conajmniej choruje, tymczasem
o losie Zabory decydować pozostawiono samemu czytel­
nikowi. — Co do artystycznej i literackiej wartości poe­
matu , to zawiera on bardzo wiele miejsc ślicznych,
prawdziwych pereł poezyi, zupełnie zrozumiałych dla
ludu. Szkoda, że mdły klerykalizm, którym nieomal
każdy wiersz jest przesiąknięty, porównanie znachora
z doktorem na korzyść pierwszego (str. 37) i wreszcie to,
że autor każe pokutować za grzechy bliźnich ludziom
niewinnym, nie pozwalają na zalecanie tej książeczki do
biblioteczek ludowych.
Syrokomla Władysław. Wielki czwartek. Obra­
zek wioskowy. Biblioteka Mrówki. (Lwów, Księgarnia
Polska, str. 50, cena 20 cent.).
„Wielki Czwartek“ jest to wyidealizowany obrazek
z życia wioski. Językowi tego utworu można postawić
jeden zarzut, mianowicie, że w przedmowie jest dość
dużo wyrazów' niezrozumiałych dla ludu. Wogóle jednak
wiersz jest bardzo ładny, opisy natury prawdziwie poe­
tyczne : stanowi to poważną zaletę obrazka. — Wobec
jednak tego, że cała treść nosi na sobie wybitne
		

/KS_479413_II_L_1_0066.djvu

			klerykalizmu i że przedmowa nie zostanie zrozumianą,
książeczka nie kwalifikuje się do rozpowszechniania.
Szyller-lłacki Leopold. Wędrówki i jjrzygody.
Powieść pouczająca. (Warszawa, L. Szyller, 1885 r., str.
95, cena kop. 20).
W książeczce tej autor chciał wypełnić zadanie
zbyt wielkie i wskutek tego nadał swemu dziełku chara­
kter encyklopeclyczno-wychowawczy; z tego też powodu
nie przedstawia ono całości. Poruszonych kwestyi życio­
wych znajdujemy tam bardzo wiele ; niektóre z nich są
rozstrzygane przez osoby, zjawiające się jako „deus ex ma­
china“. Jedną z takich osób jest starzec, który między
innemi, ma ochotę nauczyć bohatera trochę geografii
Polski, lecz wykład oparty na wyliczaniu miejscowości,
bez dodania przytem mapki, nie może przynieść czytel­
nikowi pożądanej korzyści. — Krytykę tego dziełka
znajdujemy po części w samym jego epilogu. Oto są
własne słowa autora. „W powieści tej znajdują się nie­
które zdania, lub ustępy całe, które do toku opowiada­
nia nie koniecznie potrzebne były. Pochodzi to po części
ze zwykłej u starych (jakim jest piszący) gadatliwości“. —
Taż sama- przyczyna wpłynęła ujemnie na obrobienie
dziełka i z literackiej strony. — Mamy już wiele książek
ludowych, w których kwestye poruszane przez „Wę­
drówki i przygody“, jak np. stosunek dworu do wsi,
wyzysk przez pokątnych doradców i t. p., są traktowane
poszczególnie i przedstawione w innem świetle, daleko
więcej zgoclnem z prawdą życiową
By niedopuszczać zatem „makulatury“ do bibliote­
czki ludowej, nie należy tam umieszczać „Wędrówek
i przygód“.
Tarczyński Hip. B. Michał Kubicki, pięknej
odwagi strażak. Obrazek z natury. (Warszawa, na­
kład Warszaw. Tow. Opieki nad zwierzętami, 1881 r.,
str. 16, cena kop.
		

/KS_479413_II_L_1_0067.djvu

			Kochać zwierzęta, jak siebie samego, oto tenden-
cya książeczki. Autor nie zadawala się jednak opisem
samego faktu wyratowania psa z ognia, lecz wbrew
wszelkiemu prawdopodobieństwu zmusza furmanów do
ulżenia koniom pod wpływem nie tyle samego czynu
strażaka., ile kazanka księdza, który się wczas autorowi
pod rękę nawinął. Wysoce niesympatycznem w książeczce
jest wynagrodzenie strażaka za wyratowanie psa: autor
szczególnie akcentuje poklepanie po ramieniu bohatera,
wręczenie mu pieniężnego datku przez „pana oberpolic-
majstra“ i udzielenie pieniężnej nagrody przez Towarzy­
stwo Opieki nad zwierzętami , uznanie zaś tłumu , zebra­
nego przy ogniu, list pochwalny od Towarzystwa , wre­
szcie zadowolenie wewnętrzne — pozostają na drugim pla­
nie. „Tak to czyniący dobrze jednają sobie szacunek
i ludzkie serca11, powiada autor, myśląc zapewne o kie­
szeni bohatera.
Pod względem literackim książeczka też nie przed­
stawia wartości: chociaż sam pożar opisany jest nieźle,
jednak w wielu miejscach autor się powtarza i niepo­
trzebnie wylicza nic nie mówiące szczegóły; tu i owdzie
spotykają się zdania bez podmiotu i nieudatne wyrażenia
n. p. „dudnienie ognia11 i t. p.
Stawiając wynagrodzenie pieniężne ponad wszelkie
inne, książeczka więcej może szkodzić ludziom, ani­
żeli przynieść korzyści zwierzętom.
Tarczyński Hip. B. „Skarb w lesie“ albo kogo
Sobie piękna Cesia za męża wybrała? (War­
szawa. — Autor, 1891 r., str. 57).
Książeczka niniejsza podaje przykłady, które wy­
kazują, że poczciwość zawsze zostanie wynagrodzoną,
chciwość zaś ukaraną.
Fabuła rozwinięta jest słabo: zawsze jakiś traf nie­
przewidziany pomaga autorowi wyświetlić jego założenie.
Z kwestyj drugorzędnych, poruszonych w ksią­
żeczce , można wskazać na oryginalną filipikę przeciwko
Katalog rozumowany.
		

/KS_479413_II_L_1_0068.djvu

			surdutom „niemieckim“ i protegowanie siermięg wło­
ściańskich.
Język jest niezły, lecz opisy słabe. — Dziwna prze­
sada w rozmowach chłopów, niezwykły sentymentalizm,
monologi lub gromkie frazesy o „honorze panny“, wy­
głaszane przez wiejską dziewczynę, wszystko to razi
z estetycznego punktu widzenia.
Grłówne znaczenie „Skarbu w lesie“ polega na umo-
ralnianiu czytelników, gdyż żadnych kwestyj o szerszym,
społecznym zakroju autor nie porusza. Wobec więc
braku głębszej treści i znacznych usterek w formie ze­
wnętrznej , książeczka ta do biblioteczek ludowych się
nie nadaje.
Walczakiewicz Fr. Koń za półtora złotego
i jeszcze litkup do tego. (Warszawa, nakład au­
tora, 1888 r., str. 28, cena kop. 5).
Autor obrazka zdaje się chce pobudzić czytelnika
do łagodniejszego obchodzenia się z końmi. Jednakże
oprócz zdania, że „słusznem jest otaczać opieką nieme
stworzenie, które Bóg dla użytku i pomocy ludziom
stworzył“, nic nie znajdujemy więcej na poparcie rze­
komej myśli przewodniej autora: nędzna szkapa znako­
micie się poprawiła raczej skutkiem dziwnie szczęśliwego
wypadku, niż dzięki pieczołowitości Piotra. Opowiadanie
jest rozwlekłe i dlatego nudne; język nie jest wolny od
wyrazów cudzoziemskich.
Wobec braku tendencyj wstecznych, książeczka
może być czytaną bez szkody, w biblioteczkach jednak
jest zbyteczną.
Walczakiewicz Fr. Nad naszą Wisełką. Obra­
zek z życia Warszawy. (Warszawa, nakład autora,
1886 r., str. 88, cena kop. 20).
Na tle błahych interesów życia codziennego autor
przedstawia miłość dwojga młodych ludzi, zakłóconą
czasowo przez intrygi „eksbaleryny“; idealizuje
		

/KS_479413_II_L_1_0069.djvu

			fakty i charaktery i bezcelowo grzebie się w brudach.—
Książeczka nie grzeszy nawet pretensyą do zaliczenia
jej w poczet wydawnictw ludowych, gdyż jest napisaną
stylem i językiem dla ludu niedostępnym, chociażby ze
względu na obce wyrazy. Wogóle całość przedstawia się
nadzwyczaj nieudolnie.
TYalczakiewicz Franciszek. W 450-1 ecie wyna­
lezienia drukarstwa. (Warszawa, nakład autora,
r. 1890, cena kop. 10.)
Autor po przepisaniu biografii Gutenberga z j akichś
wypisów i całego szeregu dat, nazwisk i miast z Bandt-
kego, nie zadał sobie trudu połączyć to jakąś myślą
przewodnią, któraby dała pewne pojęcie o rozwoju dru­
karstwa u nas; po zapełnieniu tak nieudolnie skompilo­
wanym materyałem całej książeczki, kończy ją wreszcie
utyskiwaniem na współzawodnictwo w drukarstwie i przy­
pomina dawne czasy, kiedy to cechy starały się ograni­
czyć ilość pracujących. — Książeczka nie nadaje się do
rozpowszechnienia.
Waligórska Marya. Za Smyrą, czyli herszt szwar-
cowników. (Warszawa, J. Jeżyński, r. 1890, str. 120, cena,
kop. 20.)
W powiastce tej autorka przedstawia złe następ­
stwa zajmowania się szwarcowaniem spirytusu przez po­
granicznych włościan.
Łatwy czasowy zarobek powoduje pijaństwo, które
następnie sprowadza lenistwo, rozpustę , zaniedbanie go­
spodarstwa rolnego, a tern samem upadek moralny i eko­
nomiczny. Myśl ta jest przeprowadzona dobrze.
Przyczynę, wywołującą szwarcownictwo, autorka
chce widzieć w braku lub nieurodzajności gruntów^, a
więc w nędzy, lecz w wielu miejscach przeczy sama
sobie. Słabą stronę opowiadania stanowi wytworzona
w wyobraźni autorki ręka sprawiedliwości, karząca
wszystkich przewrotnych, a nagradzająca
		

/KS_479413_II_L_1_0070.djvu

			Miejscowy proboszcz, wprowadzony do opowiadania
wcale niepotrzebnie, przedstawiony jest zbyt idealnie,
chociaż morały jego nie znaj duj ą uznania nawet w umy­
śle szwarcownika Cyganka. Potępianie zabobonów i li­
chwy zasługuje na uznanie. Styl jest lekki i przystępny
dla ludu, fabuła zajmująca i przeprowadzona zręcznie.
Książeczka nadaje się do biblioteczek ludowych.
Wery ho Marya.  Z życia zwierząt. Pies — dla
młodszych dzieci. (Warszawa, nakład kasy im. dr. Mia­
nowskiego, r. 1889, str. 68, cena kop. 20.)
Zbiorek zawiera powiastki i opowiadania o psach,
ich zaletach i cechach, oraz o korzyści, jaką one oddają
człowiekowi.
Książeczka jest ozdobiona wcale dobrymi rysunka­
mi, które zaznajamiają czytelnika z różnemi odmianami
psów. W ogóle opowiadania napisane są zajmująco, kilka
z nich jednak -wydaje się niezupełnie prawdopodobnemu
Całość sprawia dodatnie wrażenie.
Książeczka nie jest przeznaczoną dla ludu, o czern
świadczy oprócz formy literackiej jej dosyć wysoka cena.
Weycliertówna W. Książeczka dla tych,
którzy chcą dobrze mówić, czytać i pisać
po polsku. Dla młodzieży. (Warszawa, Księgarnia ta­
nich wydawnictw, r. 1893, str. 78, cena kop. 25.)
Krótki zbiór prawideł syntaktycznych i etymologi­
cznych, oraz niezbędne przykłady i dwojaki rozbiór sta­
nowią treść książeczki.
Całość pod względem języka i przystępności przed­
stawia się zadawalająco. Pobieżność, szczególniej w trak­
towaniu etymologii, zupełnie niejasny dział o zgłoskach,
wreszcie liczne drobne usterki i błędy drukarskie zna­
cznie zmniejszają wartość książeczki.
Wobec jednak braku w literaturze ludowej książe­
czek podobnej treści, niniejsza w biblioteczkach ludo­
wych zawsze będzie
		

/KS_479413_II_L_1_0071.djvu

			Wicek z Warszawy. Trzydzieści morgów.
(Warszawa, J. Jeżyński, r. 1890, str. 31, cena kop. 10.)
Źle nabyte mienie szczęścia nie przynosi — oto za­
sadnicza myśl opowiadania „Trzydz. morg.“ Szkoda je­
dnak, iż nieszczęśliwy los Jagny warunkuje się tylko na-
trętnością spólnika przy oszustwie, niemca Aplasa, jej
zaś wyrzuty sumienia zupełnie nie prześladują,.
Stan psychiczny Bartka jest przedstawiony zanadto
pobieżnie, by mógł zadowolić czytelnika.
W toku opowiadania przelotnie jest poruszona kwe-
stya, czy grunt powinien należeć do tego, kto na nim
pracuje. Zamiast nazwiska Aplasa w opowiadaniu często
zupełnie niepotrzebnie używa się „Niemiec“.
Język jest dobry, autor lubi posiłkować się krót-
kiemi zdaniami; opowiadanie jest żywe i zajmujące, a
że nie posiada reakcyjnych tendencyj, nadaje się do bi­
blioteczek ludowych.
Wieluniak Józef. Ciekawe wiadomości
z Brazylii. (Warszawa, Kopczyński, r. 1891, str. 32,
cena kop. 5.)
Książeczka jest napisana w formie listów wiejskie­
go emigranta do brata. Autor dosyć udatnie przedstawia
opłakany stan emigrantów z powodu ciężkich walk z ota­
czającą ich przyrodą, braku zarobków na miejscu, nie­
znajomości języka i niesumienności władz brazylijskich.
W opowiadaniu czytelnik znajduje wskazówki co
do warunków życia w Brazylii, dowiaduje się np. o ce­
nach produktów spożywczych i t. d.
Język jest wogóle niezły, pomimo drobnych usterek.
Do biblioteczek ludowych książeczka się kwalifikuje.
Władkowski. Miłość i pieniądze. (Warszawa,
Obuchowski, r. 1894, str. 37.)
Główna myśl, którą autor chciał przeprowadzić
w swej powiastce, daje się streścić w następujący spo­
sób: małżeństwo powinno być zawierane wyłącznie z
		

/KS_479413_II_L_1_0072.djvu

			łości, gdyż tylko takie może prowadzić do szczęścia. Te­
za ta jednak nie została popartą żadnymi faktami, prócz
morałów, wypowiedzianych przez autora przy odpowie­
dnich okolicznościach, i prócz zapewnień na dwóch osta­
tnich stronicach, że i w danym wypadku też tak się stało.
Cała zaś treść powiastki sprowadza się do zalotów
ekonoma, skierowanych ku ładnej Marysi i bogatej pan­
nie respektowej. Jakkolwiek powiastka jest napisana ży­
wo i zajmująco, wogóle jednak pod względem literackim
pozostawia wiele do życzenia.
Nieudolne przeprowadzenie fabuły, zbytnie morali­
zatorstwo, nienaturalne opisy, niestosowny dla ludu ję­
zyk, zupełnie nie na miejscu będące rozumowanie Antka
o potrzebie i korzyści nauki dla chłopa i inne jeszcze
usterki, wszystko to składa się na uznanie tej książeczki
za zupełnie nieodpowiednią dla ludu.
Zaleski Stan. Szczepan, dr. med. Pogawędka
o podawaniu pierwszej pomocy obumierają­
cym, czyli ludziom, będącym wstanie śmierci pozornej.
(Warszawa, Gebethner i Wolff, Prószyński, r. 1886, str.
48, cena kop. 5.)
Autor podaje sposoby, jakimi w razie braku pomocy
lekarskiej należy ratować będących w stanie śmierci po­
zornej , jakoteż otrutych grzybami, ukąszonych przez
psa wściekłego i zagrożonych upływem krwi.
Podane wiadomości autor starał się usystematyzo­
wać ; niestety, więcej widać to ze spisu rzeczy książeczki,
niż z jej treści.
Uznając w zasadzie za dobre w podobnych książe­
czkach przedstawienie ze szczegółami pojedyńczego wy­
padku, przyznać należy, że w „Pogawędce“ opowiadanie
„o tern co się dwom parobkom w Osinach zdarzyło“, po­
zbawiło książeczkę jej treściwości i uczyniło ją miejsca­
mi zbyt rozwlekłą. Najobszerniej jest traktowanem za-
gorzenie; w pogawędce o zagorzeniu otrzymuje
		

/KS_479413_II_L_1_0073.djvu

			skromne wiadomości o gazach ; zupełnie mylnie w ksią­
żeczce tej autor wzmiankuje o ciągu w piecu.
Język i styl „Pogawędki“ pozostawiają wiele do
życzenia; nieprawidłowo zbudowane okresy są oczywiście
ulubione przez autora.
Brak rysunków, w jakie zwykle bywają zaopatrzo­
ne podobne książeczki, utrudnia znacznie zrozumienie
treści.
Książeczka niniejsza może być z korzyścią zastą­
piona w biblioteczkach ludowych przez „Co robić, gdy
kto zachoruje?“, Zielczaka.
Zielezak Józef." Corobić ażeby być zdrowym
i długo żyć? (Warszawa, Jeżyński, r. 1889, str. 55,
cena kop. 10.)
Książeczka przedstawia popularny wykład hygieny
w zastosowaniu do wioski i jej mieszkańców. Zawiera
ona bardzo wiele praktycznych rad i wskazówek poży­
tecznych, i jako taka spełnia najzupełniej swoje zadanie.
Oprócz tego autor wykazuje, jak ważną jest solidarność
mieszkańców wioski w kwestyi hygieny, oraz stara się
dowieść, iż obecność lekarza na wsi jest nieodzowną.
Dobre opracowanie literackie powiększa wartość tej
książeczki, już ze względu na treść zasługującej na roz­
powszechnienie.
Zielezak Józef. Co robić, gdy kto zachoruje?
Wydanie trzecie, poprawione. (Warszawa, Księgarnia ta­
nich wydawnictw, r. 1896, str. 40, cena kop. 6.)
Autor w przystępnej formie podaje sposoby natych­
miastowego ratowania chorych, radząc jednak w razie
poważniejszych cierpień zwracać się koniecznie do leka­
rza. Sposoby te są po większej części znane w codzien-
nem życiu, zebranie ich atoli w jednę całość ze wzglę­
dów praktycznych ma dla ludu niemałe znaczenie.
Do zalet książeczki zaliczyć też trzeba objaśnienia
powstania i przebiegu niektórych chorób, podane w
		

/KS_479413_II_L_1_0074.djvu

			tkich słowach, oraz ilustracje, dobrze objaśniające treść.
Również korzystnem jest dowodzenie autora, że każda
choroba jest objawem wadliwego funkcjonowania orga­
nizmu, nie może zaś być skutkiem przyczyn nadprzyro­
dzonych , źe więc dla jej leczenia znać się trzeba na
ludzkim organizmie; z tego punktu widzenia autor po­
tępia znachorstwo. Wykład jest bardzo treściwym , ję­
zyk i styl nie pozostawiają nic do życzenia.
Książeczka najzupełniej nadaje się do biblioteczek
ludowych.
Ziclczak Józef. Poradnik dla kobiet, które
chcą być zdrowe mi. (Warszawa, Księgarnia tanich
wydawnictw, r. 1893, str. 39, cena kop. 10.)
Książeczka mówi pokrótce o chorobach kobiecych,
szczególniej zaś uwzględnia okres ciąży i porodu. Zale­
cane środki są proste i zawsze wykonalne; w ważniej­
szych wypadkach autor każe koniecznie zwracać się do
lekarza, niejednokrotnie powstając przeciwko znachorom
i babskim lekom. Do zalet książeczki zaliczyć należy
zbijanie przesądów ludu względem niektórych chorób,
oraz podkreślenie myśli, że lepiej za pomocą prostych
środków ustrzedz się choroby, aniżeli potem długo i nie­
raz ciężko chorować.
Zrozumiały język i dobry styl ostatecznie przema­
wiają za książeczką.
Zmorski Roman. Baśń o Sobotniej górze,
z podań ślązkich. (Warszawa, J. Jeźyński, r. 1891, str.
20, cena kop. 9.)
Baśń, w której, jak to się najczęściej zdarza, dwóch
braci, przedstawicieli siły i oręża, jest mądrych, a trzeci
— prosty chłopek w siermiędze ■—nosi miano głupiego,
maluje przytomność umysłu, dzielność i inne podobne
zalety pogardzonego przez braci głuptasa. Opowiadanie
jest zajmujące, pełne fantastycznych, lecz nieprawdopo­
dobnych obrazów, jakie zwykle spotkać można w
		

/KS_479413_II_L_1_0075.djvu

			ciach. Szkadliwemi dla czytelnika są niektóre wyrażenia
i alegorye, jak np. djabeł nazywa się tu poprostu „Niem­
czykiem“. Bzecz jest napisana językiem klechd. Baśń —
ze względu na swą szablonową, nic nie dającą treść —
nie nadaje się do biblioteczek ludowych, mimo dużych
zalet literackich.
Zorjan E. Chrzest Mieczysława, powieść
historyczna z X. wieku, wydanie drugie. (Kijów, Korej-
wo, r. 1896, str. 138, cena kop. 30.)
Autor kreśli nam obraz społeczeństwa dawnej Pol­
ski, ginącej w przedhistorycznym mroku, oraz wyjaśnia­
jąc pobudki i czynniki, wchodzące w grę przy wprowa­
dzeniu chrześciaństwa do Polski, z talentem opisuje przej­
ście od śtarej religii pogańskiej — do nowej, chrześciańskiej.
Zapatrując się na historyę, jako na ciągły łańcuch
przyczyn i skutków, autor bardzo umiejętnie oświetla
historyczne fakty; pomimo formy powieściowej pozostaje
wiernym historyi, i chociaż tematem powieści jest chrzest
Polski, zręcznie unika klerykalizmu. Szkoda tylko, że
tak pobieżnie została zaznaczoną kwestya powstania
władzy książęcej i rycerstwa, oraz pierwotne nagroma­
dzenie bogactw. Styl i język są bez zarzutu. Książeczka
posiada wysoką wartość społeczną i literacką i stanowi
cenny nabytek dla biblioteczek ludowych.
Zorjan E. W walce z pohańcami, powieść hi­
storyczna. (Grdańsk, B. Milski, r. 1895, str. 71, cena k. 25.)
Czasy poprzedzające bitwę pod Wiedniem, obfite
w najazdy tatarów i walki z turkami, służą za ramy
obrazu, który przedstawia losy dzielnego młodzieńca Ste­
fana i jego ojca. Kulminacyjny punkt tej walki — wy­
prawa wiedeńska, zajmuje zaledwie dwie i pół stronic,
za to wiele miejsca zajmują banalne dyalogi bohaterów
powieści z królem Sobieskim, z Sąsiadem Maruszyńskim,
sztywną figurą , odgrywającą w powieści rolę „ojca na­
rzeczonej bohatera“ i z turkami, którzy się różnią od
		

/KS_479413_II_L_1_0076.djvu

			chrześcian tylko tem, że wspominają, ciągle „Mahometa
i dzień jego11.
Autor nie przedstawia turków jako okrutników,
co można zarzucić wielu przeznaczonym dla ludu opisom
wyprawy wiedeńskiej.
Fakty historyczne opisane blado i pobieżnie, słabo
powiązane z treścią , niewyzyskane należycie epizody
(bytność bohaterów w Stambule), niesmaczne rozumowa­
nia o klejnocie szlacheckim, chropowaty język i niedbała
korekta — wszystko to nie zrobi na czytelniku dodatnie­
go wrażenia.
Duchy Czarnego boru czyli kamienne serce.
(Warszawa, druk Jeżyńskiego, r. 1890, str. 50, cena k. 10.)
Autor w bajce „Duchy Czarnego boru11, wyprowa­
dzając na scenę biednego węglarza, który się zbogacił
dzięki pomocy duchów, zwraca uwagę czytelników na
demoralizujący wpływ pieniędzy, który się wyraża we­
dług autora w wyrafinowanym egoizmie ludzi bogatych
i w bezzasadnem poszanowaniu ogółu dla nich.
Oprócz tej zasadniczej myśli, spotykamy jeszcze
kilka przelotnych zdań o wyższości rozumu nad boga­
ctwem, o jednakowej szlachetności wszystkich zajęć (rze­
miosł), o zabobonach (str. 4); myśli te wprawdzie nie są
rozwinięte, lecz tylko rzucone, wobec tego mogą być nie
zauważone przez czytelnika.
Żywe i zajmujące opowiadanie jest urozmaicone fan­
tastycznymi obrazami. Książeczka zasługuje na rozpo­
wszechnienie.
Nauka rachunków, książeczka pierwsza.
Cztery działania z liczbami całkowitemi. Wydanie trze­
cie. (Warszawa, Gebethner i Wolff, Prószyński, r. 1886,
str. 96, cena kop. 5.)
Książeczka przeznaczoną jest dla osób praktycznie
już obytych i to dosyć dobrze z rachunkiem pamięcio­
wym. Pierwsze 28 stronic poświęcone są
		

/KS_479413_II_L_1_0077.djvu

			w rachunku pamięciowym i w przedstawianiu liczb za
pomocą cyfr. Następnie rachunek piśmienny jest podzie­
lony na dwie części: działania z liczbami mniejszemi od
1000 i większemi. Podobna metoda może być dobrą ze
względu na to, że się odrazu nie utrudnia umysłu czy­
telnika zbyt wielkiemi liczbami i następnie druga część
może być odpowiedniem powtórzeniem pierwszej. Błę­
dów drukarskich niema. Zasadniczym błędem jest brak
odpowiedzi na zadania: zaledwie mała część trudniej­
szych zadań została uwzględnioną. Wykład jest przy­
stępny, lecz zbyt suchy. Książeczka prędzej może słu­
żyć jako podręcznik dla czytelników, mających nauczy­
cieli , niż dla samouków. Dla bibliotek ludowych za­
lecamy bardziej książeczkę p. t. „Nauka rachunków“,
Różańskiego.
Pan Laborski w małem miasteczku,
opowiadanie. (Warszawa, T. Paprocki, r. 1883, str. 56,
cena kop. 10.)
Opowiadanie „Pan Laborski“ pokazuje „ile zdolny
i dobrej woli człowiek uczynić może dla miejscowości,
w której zostaje“ : w ciągu lat czterech Laborski, nau­
czyciel wiejski, zdołał podnieść dobrobyt miasteczka,
przyczyniwszy się do naprawy dróg, potrafił wpłynąć
na wewnętrzne uporządkowanie miasteczka, założył czy­
telnię, kasę pożyczkowo-wkładkową, stworzył harmonię
między żydami i chrześcianami, ożenił sję, zaś obecnie
stara się o założenie straży ochotniczej !
Aczkolwiek pożądanem byłoby dla nas bardzo po­
pchnąć zaśniedziałe nasze społeczeństwo do pracy i dzia­
łalności w granicach legalnych , to jednak, co zdziałał
Laborski dla miasteczka P., jest w obecnych naszych sto­
sunkach po prostu utopią.
Kwestyi semickiej nie rozstrzyga się tak łatwo
i nie rozstrzygnie się jej w taki sposób, jak to uczynił
autor. Wypowiadane przez małomiasteczkowego żyda
twierdzenia o nieuzasadnionych poglądach
		

/KS_479413_II_L_1_0078.djvu

			aczkolwiek bardzo często zupełnie trafne, dziwnie
brzmią w jego ustach. Książeczka maluje ideały, ale
nie typy.
Język nie należy do najlepszych. Ponieważ nie mo­
żna się zgodzić ze sposobem przeprowadzania porusza­
nych w opowiadaniu kwestyj , przeto książeczkę uznać
należy za zbyteczną w biblioteczkach ludowych.
Prawo o służbie w wojsku. (Warszawa, wy­
dawnictwo „Gazety Świątecznej11, r. 1893, str. 56, cena
kop. 10.)
W książeczce są ugrupowane i objaśnione prawa
o służbie w wojsku. Formułowanie ich jest krótkie i ja­
sne, język bez zarzutu.
Uświadamianie klas upośledzonych co do tych nie­
licznych praw, które im przysługują, jest bez zaprzecze­
nia pożytecznem i z tego powodu niniejsza książeczka
zasługuje na jak najszersze rozpowszechnienie śród ludu..
Sobotni wieczór, rozmowa dwóch robotników
o tern , jak przepędzić niedzielę. (Warszawa , r. 1878,
str. 18.)
Książeczkę tę należy zaliczyć do rzędu kaznodziej­
skich, nabożnych. Jest ona od początku do końca zbio­
rem cytat z biblii, ewangelii i listów apostolskich o czce-
niu sabbatu. Od siebie autor dodaje tylko to, jak nie­
szczęsne skutki pociągają za sobą zabawy, urządzane
w niedzielę i zaleca modlitwę i rozmyślania nad Pismem
Świętem, jako jedyne odpowiednie zajęcie w dzień świą­
teczny. Książeczkę wobec tego zalecić można członkom
bractw kościelnych i dewotkom. Dla ludu jest ona zby­
		

/KS_479413_II_L_1_0079.djvu

			SPIS KRYTYK.
A n to s z k a. Dobre przykłady . . . . .
str.
1
„ Dola Marynki podrzutka . . . . 1
„ Dwie żony, albo pokrzywdzony jedynak 2
„ Jak i dlaczego się po wsiach żenią? . 3
„ Jak żyją w Czechach . . . . . 3
„ Kobiety czeskie . . . . . . 4
„ O czechach, ich kraju i t. d. 4
„ Poczciwy Marcin i Felek niecnota. 5
„ Prawdziwa historya o Szyinku parobku
i o Zofce Pawelcównej . . . . 5
„ Wygnane bez litości . . . . . 6
A. P. 0 tem, co to jest ospa . . . . . 7
Bałucki Michał. Grześ niepiśmienny 7
Brolis. Jurgis Durnialis . . . . . 7
Brzeziński M. Podarunek dla młodzieży 8
„ „ Pogadanki o wnętrzu ziemi . 8
„ „ Przygody myśliwca . . . . 9
Dawidowa Jadwiga. Kółka rolnicze w Galicyi 10
Dyakowski B. Rośliny pokarmowe . . . . 10
D y g a s A. Małgorzatka, matusina pieszczoszka 10
„ „ TJcieszne przygody dziada Florka i chłopca
Beldonka . . . . . . . 11
Dygasiński Adolf. Kuba Gąsior . . . . 11
„ „ Opowiadanie Kuby Cieluchowskiego 12
„ „ Przyjaciel koni . . . . 13
El. An. Dla. chleba . . . . . . . 14
F. M, Hen Józia . . . . . . . . 14
. Stera baśń . . . . . . . . 15
; Gębay sik-ł^-fie fan. Markus i Aurelian 15
G1 pg. ęiyy g'mi u n t. Popas w Sławopolu 16
'? )/j‘V Skarbczyk: Baśnie i powieści 17
fcłat(jF.^kł ;B.r o n i s ł a w. Na służbę Bożą . 17
• ■ „ Przypowieści i przypowiastki
		

/KS_479413_II_L_1_0080.djvu

			str.
Graj nert J. Kobieta w gospodarstwie i rodzinie . .1 9
„ „ O sławnym Rycerzu, o Giermku Słowaku
i jego ukochanej . . . . .2 0
„ „ Pogadanki o ziemi naszej . . .2 1
„ „ Słynne przygody Marcina Mrągi . .2 1
„ „ Z warsztatu do pałacu . . . .2 2
Gwiaździe. O wzajemnych obowiązkach sług i gospo­
darzy . . , . . . . . .2 2
Heilpern M. O ziemi, słońcu i gwiazdach . . .2 3
H. W. Pogadanki o niebie i ziemi . . . . .2 4
Iskierka. 0 Kubie Mądrali . . . . . 25
Janek z Biele a. 0 pijaku Urbanie . / . .2 5
„ „ 0 urwisie Dyrdusiu . . . .2 5
Junosza Klemens. Dziadowski wychowanek . . 26
„ „ Łaciarz . . . . .2 7
„ „ Zając . . . . . 21
K. B. O wściekliźnie . . . . . . .2 8
Kir kor Witold. Jędrek-Malarz . . . . .2 8
„ „ Walek-Muzykant . . . .2 9
Klej ber Józef. Co znaczy zaćmienie słońca . . 29
Kowerski Jan. Zgoda buduje, niezgoda niszczy . 30
Krasicki Ignacy. Bajki . . . . . .31
Kraszewski J. I. 0 pracy . . . . .31
Kwiatkowski A. Dobre chęci w sklepiku . . .3 2
„ „ Droga do szczęścia . . .3 3
„ „ Skarby utracone . . . .3 3
Malinowski M. Mieszkania ludzkie . . . .3 4
„ „ Nasi praojcowie . . . .3 4
„ „ Rozmowy nauczyciela z gospodarzami 35
Marczewska Aleksandra. Zięciowie . . .3 6
Marrene Walery a. JózwTa Szymczak . . .3 7
Matuszewski Ignacy. Bajdy i baśnie . . .3 7
Mazurek Stan. ks. Jak z sobą żyją źli małżonkowie,
a jak dobrzy żyć powinni . . . . .3 8
Mickiewicz Adam. Bajki. . . . . .3 8
Mizera Marcin. Do Ameryki po złoto . . .3 9
Morzycka Faustyna. Bez rodziny, według Malot’a . 40
„ „ O ojcowiznę . . .4 0
„ „ Wielki charakter, czyli życie
Beniamina Franklina . .41
Morzycka R. Snopek . . . . . . .42
Niemojowski Ludwik. Marysia Ochocianka . . 42
Obuszek Wacław. O sławnym żeglarzu Magiellanie .
		

/KS_479413_II_L_1_0081.djvu

			str.
Okoński W. Klemens Boruta . . . 44
Olszewski Wiktor. Bajki, nie bajki . . .4 4
„ „ Maszyny parowe i koleje żelazne 45
„ „ Sprawa o wóz . . . 46
Orzechowski Paweł. Pielgrzymka do Częstochowy
i Jerozolimy . . . . . . . . 46
Orzeszkowa Eliza. Chłopski adwokat . . 47
„ „ Czarownica . . . . . 47
„ „ Kramarz . . . . . 48
Piotrowski Feliks. Skąd się wzięły kamienie na po­
lach naszych? . . . . . . . 49
Potocki Antoni. O Janie Gutenbergu . . .4 9
Promyk Kazimierz. Ciekawe zjawiska w świecie . 50
„ „ Elementarz . . . 51
„ „ Józef Ignacy Kraszewski . 51
„ „ Nauka poprawnego pisania . 52
„ „ Obrazowa nauka czytania i pisania 52
„ „ 0 księdzu Stanisławie Staszycu . 53
„ „ Pierwsza książeczka dla wprawy
w czytaniu . . . 53
„ „ Prawdziwe opowiadania, czyli
druga książeczka do czytania . 54
„ „ Stopniowe opisanie świata . 55
Prószyński Konrad. 0 pożyczkach i kasach poży­
czkowych . . . . . . . . 55
Prus Bolesław. Michałko . . . . . .5 6
B. M. Cygańskie dziecko . . . . . 57
„ „ Egipcyanie . . . . . . . 58
Bóżański Stefan. Nauka rachunków dla samouków . 58
S. K. Czego nas Kopernik o obrotach ziemi nauczył . 59
Sobieski St. Zgubiono! . . . . . .6 0
Sosnowski Paweł. Brazylia, jej przyroda i mieszkańcy 61
Starki Juliusz. Pan Bartłomiej, czyli tkacze w Ko-
marowie.  . . . . . . . . 61
Ster Sewer. O suchotach czyli gruźlicy . . .6 2
Syrokomla Wł. Kęs chleba . . . . .62
„ „ Wielki czwartek . . . 63
Szyller-Kacki Leopold. Wędrówki i przygody . 64
Tarczyński H i p. B. Michał Kubicki, pięknej odwagi
strażak . . . . .6 4
„ „ „ Skarb w lesie . . . .6 5
Walczakiewicz„
 Franciszek. Koń za półtora złotego 66
„ Nad naszą Wisełką .
		

/KS_479413_II_L_1_0082.djvu

			Walczakiewic z Franciszek. W 450-lecie wynale­
zienia drukarstwa . . . . . . .67
Waligórska Marya. Za smyrą . . . 67
Wery.ho Marya. Z życia zwierząt. Pies . . .6 8
W e y c h e r t ó w n a W ł. Książeczka dla tyc.k , którzy chcą
dobrze mówić, czytać i t. d. . . . . .6 8
Wicek z Warszawy. Trzydzieści morgów . . .6 9
Wielu niak Józef. Ciekawe wiadomości o Brazylii . 69
Władkowski. Miłość i pieniądze . . . .6 9
Zaleski Stan. Szczepan. Pogawędka o podawaniu
pierwszej pomocy obumierającym i t. d. . . .7 0
Zielczak Józef dr. Co robić, aby być zdrowym i długo
żyć? . . . . . . . 71
Zielczak Józef dr. Co robić, gdy kto zachoruje? . 71
„ „ Poradnik dla kobiet . . .7 2
Z morski Roman. Baśń o Sobotniej Grórze . .7 2
Zorjan E. Chrzest Mieczysława . . . . .7 3
„ „ W walce z poliańcami . . . . .7 3
— Duchy czarnego boru, czyli kamienne serce . .7 4
— Nauka rachunków. Książeczka pierwsza. Cztery dzia­
łania z liczbami całkowitemi . . . . . 74
— Pan Laborski w małem miasteczku . . .7 5
— Prawo o służbie w wojsku . . . 76
— Sobotni wieczór, rozmowa dwóch robotników o tem,
jak należy przepędzać niedzielę . . . .7 6
Biblioteka im Hieronima
Łopacińskiego uj Lublinie
lltll