/KS_454429_III_L_0001.djvu

			JAN SAS ZUBRZYCKI
W I Ą Z A N I A
P O L S K I E
ŁĘK NADOKIENNY
Z KOŚCIOŁA Ś-GO JAKÓBA
W SANDOMIERZU
(Wewnątrz 40 rysunków)
t^iioir»6ni9T
Ir i
c
o
t>
		

/KS_454429_III_L_0003.djvu

			WIĄZANIA
		

/KS_454429_III_L_0005.djvu

			D8- JAN SAS ZUBRZYCKI
PROFESOR ARCHITEKTURY I ESTETYKI
WIĄZANIA POLSKIE
PRZYCZYNEK DO DZIEJÓW
BUDOWNICTWA CEGLANEGO W POLSCE.
5ł54'
CZCIONKAMI
ię
Rys. 2. Różyczka z cegły palonej nad trójliściem
odrzwi z kościoła św. Jakóba w Sandomierzu.
LWÓW 1916.
TŁOCZNI PRZY ZAKŁADZIE NARODOWYM IM. OSSOLIŃSKICH.
NAKŁAD
		

/KS_454429_III_L_0006.djvu

			I i *
„W tym ogólnym prądzie obecnego nam
czasu dzieje się, ze wszędzie, kędy swoi założą
bezczynne ręce, obcy ich miejsce zajmą a spa-
noszywszy się pochłoną ich, zniszczeniem gospo­
darzy za gościnność ich płacąc“.
(Józef Kremer w r. 1859.
„O
		

/KS_454429_III_L_0007.djvu

			Rys. 3. Cegia ozdobna z kościoła św. Jakóba w Sandomierzu,
w otoku okien nawowych.
P
rzyszedł pewien jegomość do sklepu
jednego z miast wielkich na północy
i oglądnąwszy rozmaite starożytności ze­
brane pyta dobrodusznie:
— Niema Pan co z zabytków pol­
skich?... może ryciny jakie, dzieła lub co
innego?...
Kupiec popatrzył okiem wielkiego
Rys. 4. Główka ksieżniczk1 j • • • i i L ■ l i • • - • i
Adelajdy, z gliny palonej, zdziwienia jakby chciał objawie mezado-
wykonana na odrzwiach ko- wolenie ze śmiałości niebywałej, a natrzą-
scioła sw. Jakoba w ban- e e .
domierzu. sając się pogardliwie odpowiada głosem
suchym:
— Co? polskiego?... A cóż jest polskiego?... Kto wi­
dział kiedy co polskiego?... Czy zna kto co polskiego?...
Po chwili milczenia, w ciągu której gość zawstydzony nie
wie co począć ze sobą, kupiec to widząc tem bardziej się
ośmiela i zapala, więc dodaje:
— Polski niema, Polska nic niema, wszystko co jest
		

/KS_454429_III_L_0008.djvu

			to obce, to nasze... niema nic polskiego i nie było nic
polskiego! !...
Z wyrazem bolu, w upokorzenie przechodzącego, gość
się obrócił, grzecznie pożegnał i wyszedł, doznając ciosu, na
który narażony jest na kuli ziemskiej jedynie ten człowiek,
który napomkni coś o Polsce. — Można powiedzieć, że jest
się dzikim z kraju nieznanego nawet w nauce, a jeszcze ktoś
przypuści na chwilę, że wśród ziomków tego szczepu dzi­
kiego będzie jakaś sztuka, jakiś objaw uczucia artystycznego —
lecz gdy się rzuci pytanie, ażali nie zna kto co polskiego,
wtedy zdumienie graniczy z bezczelnością. — Jakby to być
mogło, aby naród polski posiadał co polskiego?....
Rys. 5. Pas ceglany z kościoła św. Jakóba w Sandomierzu.
Oto... do czego my przyszli po upływie wieków i po
latach nauki nie tyle może obcej ile naszej własnej, pol­
skiej ! Jakżeby my chcieli, aby kupiec za granicą wiedział co
o zabytkach polskich, o starożytnościach polskich, kiedy my
sami nic o tern nie wiemy, aby one istniały jako polskie!...
Wszystko obce, nawiezione i przez obcych wykonane!... My
do niczego jesteśmy!...
Niestety! tak jest, bo my sami do tego dążymy.
Niechno tylko okażą się usiłowania jakie, aby zwrócić
uwagę na prawdę, która nas przecie w starożytności naj­
głębszej inaczej ceniła, wnet padnie wyrok nieprzebłagany:
to szaleniec!... Pisma Tadeusza Wolańskiego, ziemianina
z okolic Bydgoszczy — z Rybitw pod Pakością — już
w roku 1843 poruszyły sprawę posążnictwa starosławiań-
skiego i opisywały Światowida, jako boga Rugjan,
		

/KS_454429_III_L_0009.djvu

			drzytów, Pomorzan (w Szczecinie), Lutyków, Czechów, Mo-
rawców i Lechitów. Głos jego tem ważniejszy, że zjawił się
na pięć lat przed odkryciem bożka bohodzkiego — zatem
przed r. 1848., kiedy ze Zbrucza wydobyto sławny okaz
pierwotny. We wstępie dziełka p. t. „Schrift-Denk małe
der Slawen“ z r. 1850 pisze o Scytach i Sarmatach, od­
nośnie do których przytacza zdanie Herodota z rozdziału 46.
księgi IV, „jakoby on nie znał żadnego wielkiego człowieka,
któryby nie był Scytem, oprócz Anacharsisa".
Nie wiadomo, ażali znalazł się uczony jaki, któryby wy­
kazał, że zdanie owo Herodota jest nieprawdziwe — to tylko
pewna, iż prace i wywody T. Wolańskiego nie doczekały się
Rys. 6. Pas ceglany — wtłoczony — z kościoła św. Jakóba w Sandomierzu.
ani uznania ani zrozumienia. Jak u nas bywa — rzucono
wszystko na wiatr! Nie mogąc zaś zbić rzeczowo i naukowo
zdań miłośnika starożytności polskich — jednego z naj-
pierwszych zbieraczy polskich w dobie zrozumienia przeszło­
ści — pozbyć się go musiano krótkiem mianem obelży-
wem: zapaleniec.
W Encyklopedji Orgelbranda z r. 1903 czytamy: „Za­
palony miłośnik archeologji, w poczynionych przez się od­
kryciach, pomimo niezaprzeczonej nauki, uniósł się mrzon­
kami i najdziwaczniejsze potworzył baśnie“. Nato
tylko może się zdobyć nauka polska, że każdego kto idzie
przeciw prądowi utartemu w sposób najłatwiejszy mieni dzi­
wakiem i marzycielem. — Ze Wolańskiego nie rozumie i nie
ocenia nauka zagraniczna, to nie zadziwia nikogo, bo pisma
jego dążyły do obalenia gmachów uczonych... lecz
		

/KS_454429_III_L_0010.djvu

			cem to lekkie a płytkie ocenianie prac poważnych przez
świat polski!...
Bożków przylwickich nie uznała nauka obca za
dzieła prawdziwe i sławiańskie. —Dzieło Mascha z r. 1771
Rys. 7. Pas ceglany z płytek kwadratowych z kościoła św. Jakóba w Sandomierzu.
z miedziorytami straciło wartość dla zagranicy — lecz nie
oznacza to, aby dzieło owo nie było skarbnicą dla sztuki
polskiej! — Jest tem cenniejszem, im rzadsze a jedyne dla
zobrazowania bożków tych, jakie poniszczono doszczętnie,
aby pamięć o nich zagasła! Jakże mógł kto, na obcej nauce
wychowany, zrozumieć opisy T. Wolańskiego! ? *).
Nie on pierwszy i nie ostatni z tego rzędu!
Pol Wincenty nie lepszego doznał losu. W liście do
żony z r. 1840 pisze: „On jeden (Bielowski) nie ganił mi
tego, żem się wziął do geografji naszego kraju“... a w sło­
wach tych mieści się wiele, bardzo wiele. Nie potrzeba ni­
czego dodawać w tym przedmiocie.
Jak zaś Pol na polu sztuki był cenionym, to najlepszym
wyrazem najpierw potwarz Klaczki. Posłuchajmy, jak ocenia
on prace jego: „Ale gdy, wyszedłszy raz z zaklętego koła
znarowionego szlachectwa, obecna nasza poezja wejrzała
*) Piekosoński Fr. w dziele p. t. „Kamienie Mikorzyńskie“ na str. 37
orzeka: „Ze gdy wykopalisko starego Sponholza dokonane w latach
między 1686 a 1697 przez starego pastora Sponholza w Przylwicach
jest faktem udowodnionym i autentyki przylwickie są faktem prawdzi­
wym a nie wymysłem lub urojeniem, to autentykami tymi być mogą
jedynie i są bałwanki przedstawione w dziele Mascha w liczbie 66
sztuk... Bałwanki przylwickie są jednak wyrobem miejscowym“... Nie
jest to niemożliwem, aby i Sławianin nie mógł przedstawiać lwów,
wszak stosunki z Arabami nie były trudne, owszem bardzo
		

/KS_454429_III_L_0011.djvu

			w owe heroiczne czasy, umiała tam tylko znaleźć temat do
archeologicznej rozprawki wiązaną i niewiązaną prozą i wśród
tylu bohaterów i półbogów wyszukała sobie — artystę, sny­
cerza, o którym nic nie wiedziała i też nic nie powiedziała,
którego życie tylko anekdotami wysztukować i którego rzeźby
tylko rymami ogawędzić mogła“.... *).
Są tacy, którym to dogadza takie orzeczenie — a nie­
szczęście polskie, że większość takich istnieje!
Na zdaniu Pola opierać możemy wszakże z dumą prace
Rys. 8. Cegła z plecionką ogniwkową i łamaną w otoku dużym nad odrzwiami
księżniczki Adelajdy w Sandomierzu.
nasze na każdem polu. Brzmi ono: „Jak długo trwa to prze­
konanie, że tylko pergaminowy dokument lub to jedynie, co jest
pisane, będziemy brali za materyał historyczny, tak długo
nie będziemy mieli historji“... Wielka to prawda w istocie —
a dodać można, że tak długo nie będziemy mieli historji
sztuki przedewszystkiem. — W świecie sztuki każdej nie
rządzą wypadki dziejowe, ani liczby zapisków kronikarskich,
ani zdania ludzi pojedynczych samowolnie rzucane bez
związku z przeszłością. W świecie sztuki panuje duch —myśl
i uczucie — zatem to, co pięknie a bardzo mądrze uchwycił
*) Sztuka polska — Paryż str.
		

/KS_454429_III_L_0012.djvu

			Pol zasłużony wielce. — Duch tradycji miejscowych jest tu
głównym wykładnikiem, rzec można jedynym dla zrozumienia
Rys. 9. Pas z cegieł ułożony, o wstędze przeplatanej na wzór ogniw łańcuchowych.
(Kościół św. Jakóba w Sandomierzu).
pierwiastków sztuki narodu każdego, lecz duch z głębią wie­
kową powiązany — nie krążący około pewnych lat zapatry­
wań naukowych. — Zaznaczyliśmy niewłaściwość łączenia tych
tradycji dopiero z postacią Pola i Grabowskiego, bo Pol my­
ślał o sile ducha podaniowego przez wieki płynącego. Ba­
dania ujemne usiłują wykazać, że winą Pola to tylko „poe­
tyczne oświetlenie.... zabarwione“... że zatem dlatego nie
miał Pol słuszności, gdy widział w Stwoszu „najwznioślej­
szego przedstawiciela sztuki średniowiecznej“.... Na co innego
dowodu nad same pomniki? Sam Ołtarz Marjacki dlaczego
niema równych sobie gdzieindziej?... Dlaczego na pomniku
Kazimierza Jagiellończyka i kardynała Oleśnickiego artysta sam
się nazwał Stwos?... czy przez nieuwagę wtrącił v, aby oka­
zać, że nie jest Stoss? W liście do rady norymberskiej
w r. 1506 podpisuje się artysta: Stwosz!
Twierdzą, że winą całej epoki romantycznej to naiwna
wiara w postać Stwosza bez zdawania sobie sprawy. Tylko
dzięki temu mogła przyjść do skutku praca odnowicielska
arcydzieła, albowiem epoka zdobyła się na cześć dziecinną, „do­
kumentującą jej naiwną może, ale szczerą cześć dla sztuki“...*)
Praca Kremera w tym przedmiocie to nie ma być prawda
*) Szydłowski Dr. Tad. Wit Stwosz w świetle badań... str. 20 i
		

/KS_454429_III_L_0013.djvu

			naukowa, albowiem Kremer nie wyłuszczył, jak to zagranicą
czynią, paragrafami dłuższego szeregu jałowych określeń, dla­
tego ośmiesza się dziś sława zachwytu jego!...
Tymczasem filozof i znawca sztuki w całem słowa zna­
czeniu podnosi uzasadnienia zachwytu: „Wpatrz się w oczy
tym postaciom a one ci wypowiedzą całą treść ówczesnego
świata. Co zaś w tym tryptyku jest tylko lekkiem, oddalo-
nem brzmieniem, to odzywa się w postaciach Wita Stwosza
pełnem a niebiańskiem słowem: rzewność, tęsknota i cicha
słodycz rozlewa się na tych ich twarzach“.... *).
Tak... wpatrz się w oczy postaciom Stwosza, a nie po­
trzeba ci pracy śledzienniczej na przekonanie się o swojskości
wyrazu. — Bije z twarzy polskość, którą się odczuwa a któ­
rej nie można zamknąć jak w szkatułce zdaniami wyroku
rozumowego. Przyznała to już nauka obca, że Stwosz jest arty­
stą, u którego niema niemieckich rysów charakteru...
a czy to nie ważne orzeczenie?...
Na każdy sposób obroną pochodzenia obcego Wita
Stwosza nie może być papier, na którym czytamy dzisiaj V i-
Rys. 10. Wiązanie cegieł tak zwane s tar o-s ła wi ans ki e,
ze samych wozówek złożone.
tus Alemanus de Norimberga, albowiem żadna nauka
nie wspomina o takiem określeniu artysty. — Rzecz zaronie-
nia pergaminu pierwotnego, który istniał jeszcze w r. 1585
*) Józef Kremer: „O Tryptyku“ — Wilno 1859
		

/KS_454429_III_L_0014.djvu

			i w r. 1655 — i którego odpis pierwszy mógł być jeszcze
za czasów Grabowskiego w odpisie polskiego tłumaczenia
daje wiele do myślenia. Znając sumienność badacza wielo­
stronnie udowodnioną nie podobna przyjąć, aby dopuścił
się on czynu i zamilczał o słowach: Alemanus de No-
r im b erg a. Wiemy, że za granicą nauka obca napisy na ka­
mieniu istniejące jako prawdziwe a pierwotne obala (Praga
Henryk de Polonia), a my nawet z papieru dowolnie naśla­
dującego czerpiemy źródła przeciw nam samym!...
Jest to godne zastanowienia...
Skutek jest taki, że nietylko obcy ale my sami pochła­
niamy dziedzictwo na rzecz tych, którzy nie patrzą na zało-
mu 1 inm illll
ii "■ r _jiü§ i IÜ
J^HH :	
			

/KS_454429_III_L_0015.djvu

			w badaniach sztuki i z rozwojem komisji do badania hi-
storji sztuki przy Akademji Umiejętności w Krakowie zaszła
istotnie wielka różnica co do ducha.
W miejsce zapatrywań, wychodzących z zasady W. Pola,
opierających się na „duchu tradycji miejscowych" —
wyłonił się duch wręcz przeciwny. „Występuje nowa gene­
racja historyków sztuki, ludzi odrębnych od dawniejszych
0 innych organizacjach umysłowych, innem wykształceniu,
innych poniekąd celach w ambicjach (! ?). To już nietylko mi­
łośnicy i zbieracze pamiątek narodowych, jak Grabowski
1 Rastawiecki, nie estetyzujący filozofowie, jak Józef Kremer,
lub dyletanci, jak Pol, lecz ludzie, którzy oddają się bada-
Rys. 12. Wiązanie cegieł polskie, złożone w każdej warstwie z wozówki
i z główki naprzemian.
niom dziejów sztuki, jako specjalnej umiejętności, słowem
fachowcy, zawodowi historycy sztuki, którzy odbywają studja
za granicą, gdzie historja sztuki staje się naówczas odrębną
nauką i dochodzi do coraz doskonalszego rozwoju". *).
W rzeczy samej nastała epoka nowa, której owoce dziś
już dobrze widzimy i której cele doskonale się uwidoczniły.
W ślad za wskazówką wytyczną prof. Sokołowskiego, wedle
której „krytyczna trzeźwość nakazuje nam się pożegnać
z marzeniami, których pełną była do niedawna nasza hi­
storja“ — żegnano naprawdę wszystko, co tylko miało pozór
*) T. Szydłowski,
Wit Stwosz w świetle badań naukowych i pseudo
naukowych
		

/KS_454429_III_L_0016.djvu

			swojskości i pierwiastku rodzimego, a rzucono się z zapałem
niebywałym w objęcia obczyzny.
Ci, którzy nie są już „miłośnikami“ (!) wedle słów po­
wyższych, stali się uczonymi, historykami zawodowymi, uczy­
nili ze sztuki naukę ciężką, która wychodzi z nauk wszech­
nic naszych na podstawie studjów za granicą!...
Trzeźwość jałowa, obracająca się w komórkach mózgu
bez podsłuchania najmniejszych drgnień serca, jest chlubą
tej nowej dziedziny wiedzy — a miłość „w duchu tradycji
miejscowych“ wyszydzona stała się nawet niebezpieczną
dla powagi, wprost w oczy sprawiedliwości zapatrzonej. —
Sprawiedliwość ma oczy zamknięte — zatem nie widzi się
rzeczy, które przeszkadzają na gościńcu. Panuje siła pocisku
rozumowego, wychodząca z zasady, iż tylko to jest prawdą,
co wiąże się z liczbą lat zapisanych, z nazwiskiem perga­
minu i co jest w zgodzie z nauką zagranicy.
Zatem... dążność owa, jasno nakreślona, obdarzyła pol­
ski świat naukowy wynikami trzeźwości, wedle której po
r. 1880 dowiadujemy się ku ździwieniu nas i obcych, że my
właściwie zgoła nic a nic nie posiadamy, czyli, że w przed­
miocie rozświaty jako naród zajmujemy stanowisko wprost po­
niżone, przynoszące nam hańbę. Nie mieliśmy ani architek­
tury, ani sztuki ceglarskiej, nie mieliśmy budownictwa dre­
wnianego własnego, ani rzeźby, ani malarstwa, ani zbrój i, ani
złotnictwa... słowem jednem niczego nie posiadaliśmy, bo
wszystko to było u nas z ręki obcej zaszczepione i uprawione.
Okazuje się jasno ta różnica, biegunowo przeciwna, pomię­
dzy badaniami w „duchu tradycji miejscowych" — a wywodami
trzeźwości bez marzeń! Skutek stanowi nagrodę dla „no­
wego pokolenia polskich historyków sztuki, którzy przyjmują
milcząco twierdzenie nauki niemieckiej o niemieckiem pocho­
dzeniu Stwosza“. — Przyjmują milcząco nietylko twierdzenie
nauki obcej o zagranicznem pochodzeniu artystów pra­
wie wszystkich bez wyjątku u nas pracujących, ale równo­
rzędnie wychodzą z założenia najbardziej zgubnego, żeśmy
nie posiadali zgoła niczego ani w obyczajach, ani w strojach,
ani w przyrządach życia codziennego, ani w przemyśle,
		

/KS_454429_III_L_0017.djvu

			w rękodzielnictwie, ani w żadnej gałęzi rozwoju oświato­
wego, coby było nasze! Wszystko mieliśmy brać od wszystkich,
a sami byliśmy narodem przedziwnie upośledzonym, narodem
bez żadnej zdolności szczególnie na polu twórczości w świę­
cie piękna!...
Znajdujemy się dziś w położeniu najboleśniejszem, ta-
kiem, że nietylko naród nasz nie wierzy już w siebie samego,
ale co gorsza za granicą pośmiewają się z takiego, który od­
waży się zapytać: „czy nie posiada pan co ze sztuki
polski ej?"
Co? istnieje jaka sztuka polska? jest jakie pojęcie
0 odcieniu jej choćby w jednym kierunku?
Nie! historycy sztuki i znawcy zawodowi orzekli, że
niema sztuki polskiej i nie było nigdy żadnej sztuki rodzi­
mej — a że znamię powagi nieograniczonej daje poglądom
takim Akademja Umiejętności — więc koniec wątpliwościom
1 kropka! Koniec i kropka!
Szczątki murów na na ostrowiu Lednicy to wpływ sztuki
obcej i to nawet bezpośrednio naśladownictwo szkoły Ra-
tysbońskiej — kaplica św. Prokopa w Strzelnie pochodzi
z wpływów niemieckich (Łuszczkiewicz — Pamiętnik III. 103).—
drzwi gnieźnieńskie obce, złotnictwo całe od Krakowa do
Wilna obce, malarstwo cechowe na wskroś obce, rzeźba obca
bez najmniejszego odcienia (wedle Sokołowskiego twarze
z ołtarza marjackiego wyłącznie niemieckie) — bu­
downictwo ceglane obce, budownictwo drewniane obce, (nor-
wegskie), ściany czołowe czyli attyki polskie to włoskie,...
jednem słowem zgoła wszystko obce... Podania nawet, klechdy,
narzędzia i stroje, to wszystko czerpane od wszystkich.
Jak wygląda na tle tej trzeźwości uczonej rozwój oświa­
towy narodu polskiego?... Jest to osobliwy okaz społeczno­
ści ludzkiej, która jedna jedyna nic nie miała, nic nie umiała
i niczego nie posiadała w przeciwieństwie rażącem do wszyst­
kich narodów całej Europy ze wszystkich stron świata, od
których brała wszelkie wyniki kultury, ponieważ kultura wszę­
dzie była tylko nie na ziemiach polskich!...
Łoziński Władysław mieni Barbona dlatego
		

/KS_454429_III_L_0018.djvu

			że jest miasteczko Barbona koło Padwi i ma się on nazy­
wać nie Barbon lecz di Barbona — tak ma być, albowiem
tego pożąda trzeźwość rozumowa nowych kierunków
w sztuce! — Wedle Łozińskiego Petrus Crassowski po-
Rys. 13. Wiązanie cegieł holenderskie, w Anglji flamandzkiem zwane,
składające się z wartwy wiązania polskiego i z warstwy główkowej.
chodzić musi z Carasso pod Bellinzoną, chociaż pode Lwo­
wem jest Kras ów, skąd brano kamień do budowli
lwowskich!...
Tak pociski raz rzucone lecieć musiały w jednym kie­
runku wytycznym, aby stworzyć siłę taranu, kruszącego już
nietylko tradycje w duchu miejscowym, lecz działającego na­
wet na szkodę naszą, poniżej naszej godności własnej!
Ten nowy kierunek trzeźwości naukowej mieni krótko —
węzłowato każdą usilność dla wydobycia na jaw pierwiastków
rodzimów: szowinizmem! A czyż kierunek trzeźwości na
rzecz obcych nie jest szowinizmem także?... Przecież „chauvi-
nisme“ nie odnosi się tylko do polskości? — Jest on wy­
obrażeniem każdego kierunku przesadnego, na wzór wielbi­
ciela cesarza!... Jest u nas zatem w tym kierunku szowi­
nizm polskości i szowinizm obczyzny!...
Jeżeli Kremer nasz widzi w postaciach ołtarza Marjac-
kiego „rzewność, tęsknotę i cichą słodycz“ a nie
orzeka polskości wybitnej — to więcej mieści się w tem
słuszności jak w gołosłownem twierdzeniu Sokołowskiego,
który widzi tam twarze „wyłącznie niemieckie". Szo­
winizm Kremera opiera się na głębokiem poczuciu ducha
		

/KS_454429_III_L_0019.djvu

			dowego — podczas gdy ten drugi jest wynikiem suchej
pracy mózgowej, bez uzasadnień podkładu uczuciowego.
W sztuce sam rozum nic nie zdziała. Musi tu być przywo­
łaną do pomocy zdolność poczucia artystycznego, aby wła­
śnie znaleźć się w środowisku twórczości, nie tyle z rozumu
ile z serca płynącej!...
Zapytajmy przeto, czy nie możnaby przyjść do rozstrzyg­
nięcia, które miłośnictwo jest większe, czy miłośnictwo wolne,
oparte na duchu podań wiekowych a rodzimych, czy miłośnictwo
sztucznie a nagle uprawiane na podstawie „studjów za
granicą“?...
Które jest większym obowiązkiem człowieka ? które szla­
chetniejsze?
Nic dziwnego, że studja zagraniczne czynią z nas żoł­
nierzy i szermierzy w imię obczyzny, albowiem oddalamy się
tą drogą od przeczystej krynicy wyczucia drgnień serca na­
rodowego, a tak nie rozumiemy już wiele i co gorsza stajemy
się naprawdę „obcymi sobie samemu“.
To tylko wielce dziwne, dlaczego w przedmiocie sztuki
WZMmm
Rys. 14. Wiązanie holenderskie z odznaczeniem w warstwach polskich
raz wozówek, drugi raz główek.
jako twórczości wolnej a niepodległej, jako wyrazu dla kształtni
ze serca a nie z rozumu idącej, dlaczego w tym kierunku
zadawalniamy się samemi orzeczeniami pergaminów i zapi­
skami dziejopisów ?... Dlaczego tu nie ma mieć znaczenia
zdanie tych ludzi, którzy sami są twórcami piękna, sami są
artystami, działającymi sercem raczej jak rozumem?... „Miej
serce i patrzaj w serce“ — to hasło nigdzie tak nie jest do-
		

/KS_454429_III_L_0020.djvu

			sądne jak w zakresie sztuki pięknej. Sercem można rozumieć
piękno narodowe a nie rozumem wszechludzkim. Serce jest
zdolne do wtajemniczenia się w prądy ducha podaniowego,
wiekowego, a nie rozum idący za rydwanem postępu na-
.iŁJjL. J
Rys. 15. Wiązanie polskie na murach Rys. 16. Wiązanie polskie w jedlinkę czyli w okłos
rzymskich zwane „opus isodomum". w murach rzymskich, zwane „opus spicatum“.
(H. Otte). (H. Otte).
giego! Sercu wierzyć można, czy pojmuje a odgaduje on włas­
ność rodzimą — a nie rozumowi, który jest rachmistrzem
bezwględnymL.
Potrzeba na to dowodów?...
Mamy w ręku rzecz wymownie świadczącą, iż jest
w tern słuszność, ponieważ wgłębimy się w tajnie sztuki
polskiej na zasadzie prawdy dziejami stwierdzonej. Prowadzi
nas szczere uczucie miłości, któremu tem śmielej ufamy i wie­
rzymy, im jaśniej spostrzegamy, jak dzielnie popierają nas
wypadki rzeczywiste a nie z domysłów czerpane.
Wywleczenie na wierzch i na widownię stanu artystycz­
nego Polski pierwotnej z czasów Mieczysława I, Bolesława
Chrobrego aż do Kazimierza Wielkiego będzie przekonaniem,
że nie Polska od obcych, lecz przeciwnie narody obce brały
od Polski!...
Łączmy przeto miłośnictwo „podań wiekowych“ z mi-
łośnictwem „trzeźwości naukowej“.
Jednym z najgroźniejszych ciosów dla sztuki i nauki pol­
skiej to orzeczenia profesorów Sokołowskiego M. i Łuszczkie-
wicza Wład. odnośnie do staropolskiego budownictwa
		

/KS_454429_III_L_0021.djvu

			wnianego i ceglanego, z czasów przed Mieczysławem I-szym
i z okresu przed Kazimierzem Wielkim.
Praca wielka i obciążona wywodami, niesłychanie w głąb
sięgającymi, wyszła nakładem Akademji Umiejętności kra­
kowskiej w r. 1876 pod tytułem: „Ruiny na Ostrowie
jeziora Lednicy“.
Łatwo poznać, jak powaga nazwisk uczonych i sława
Akademji Umiejętności podziałały silnie na umysły polskie...
Nastał nieoczekiwany zwrot ujemny w dążeniach badawczych
na polu sztuki, albowiem dzieło od razu wykreśliło zapalne
porywy dawne w duchu podaniowym, naszym, a poczytywało
sobie za zasługę nieocenioną otrzeźwienie społeczeństwa!...
Zimnymi dowodami, wielce niebezpiecznymi, upozorowano
zeskład dochodzeń tak, że świat uczony w Polsce z bólem,
ale z koniecznością, przyjął wyroki i poddał się pod jarzmo
niewolnicze osobliwego zdarzenia.
Na książce: „Ruiny j eziora Lednicy“, oparła się od
r. 1786 cała umiejętność nasza w przedmiocie sztuki polskiej
i... na nieszczęście... rozpowszechniła się wkrótce za granicą,
a zakorzeniła tak potężnie w przekonaniach ogółu, jakby to
rady już nie było na taki srom dojmujący i na takie wyzbycie
nas ze wszystkiego!
Oto zdanie smutne:
„Przez wiek X i XI zatem budynków kamiennych świec­
kich u nas nie było; w wieku XII mogły się pojawiać co
najwięcej mury otaczające niektóre grody; przez wiek XIII
wzniosły się murowane wieże, a w miejscowościach wyjątko­
wych zamki; w wieku XIV zaledwie, jednocześnie z silniej­
szym społecznym i politycznym rozwojem, zaczęło się nasze
drewniane budownictwo powszechniej, chociaż zawsze powoli,
na kamienne zamieniać. Najmłodsze dzieci cywilizacyi, staliśmy
pod tym względem przez początkowe wieki historyi o wiele
niżej od Czech i od Rusi, a nigdyśmy nie dorośli do wyso­
kości narodów zachodnich“ — (str. 115).... W ciągu dalszym
czytamy... „nie można kamiennego, zamkniętego w sobie bu­
dynku świeckiego odnosić do pierwszych trzech wieków Pia­
		

/KS_454429_III_L_0022.djvu

			O ile straszniejsze są takie zdania, zrozumiemy lepiej,
gdy równocześnie uprzytomnimy sobie twierdzenie odnoszące
się także do budownictwa drewnianego w Polsce w czasach
przedchrześcijańskich.
„Dachami kryte i zdobne świątynie były najświetniejszym
tej kultury owocem; dlatego też w Polsce, która się rozwi­
jała w zupełnie odmiennych warunkach i w przedhistorycz­
nych czasach na tej wysokości stad nie mogła, nietylko
0 murowanych ale co więcej, nawet o drewnianych, ale
na większą skalę podobnie do nadbałtyckich wynoszonych
budynkach, nie mogło być mowy“ (str. 84).
Wszystkie te słowa, rozpaczą nas nasycające, początek
swój wywodzą od założenia:.... „w Polsce właściwych świą­
tyń (przed chrześcijaństwem) na jej ziemiach nie było“....
(str. 77.)... „bo świątynie to były zagrody co najwyżej z da­
chami, bez ścian, bo ptactwo przelatywało z końca jednego
na koniec drugi" i t. d.
Wynik jest taki, iż skoro budownictwo ceglane zaledwie
w wieku XIV zaczęło się u nas rozwijać, to stało się to do­
piero pod wpływem obcych co raz silniej napływających. Za­
tem sztuki ceglanej niema u nas wcześniejszej nad wiek XIII,
a co się rozwinęło, wszystko jest naleciałością zachodu, bier­
nie do nas z błogosławieństwem dla nauki powyższej przy­
niesioną. — Zatem mury Ostrowia z jeziora Lednicy to nie
szczątki świątyń z czasów Mieczysława I lub wcześniejszych,
jak to głosiła gorąca miłość do tradycji żywej, lecz to zaby­
tek znacznie późniejszy pod wpływem „sztuki Ratysbońskiej“ (?)
1 to nie kościółek P. Marji przez Dąbrówkę zakładany, lecz
to pozostałość wieku XIII.
Rzec można bez wahania, że myśli wypowiedziane w dziele
M. Sokołowskiego stały się zasadą dla całego kierunku no­
wego, który nazwano epoką trzeźwo ści rozumowej, w prze­
ciwstawieniu do okresu zapalnego tradycji miejscowych.
Skutek był i jest taki, że przestano się łudzić, zaniechano
marzeń i pożegnano się z pragnieniami. — Cała sztuka pol­
ska od czasów pogaństwa do lat ostatnich to jedno
		

/KS_454429_III_L_0023.djvu

			tworzenia u nas przez ludzi obcych, z zagranicy napływają­
cych. My Polacy nie mamy żadnej sztuki!!!
Skoro tylko na taki jeden wynik podstawowy zdobyła
się trzeźwość nowa, w dumę się wzbijająca, już nie było
tamy na powstrzymanie prądu szalonego. Nie mamy budo­
wnictwa drewnianego, bo to naśladownictwo sztuki Nor-
wegskiej, nie mieliśmy architektury przedchrześcijańskiej, nie po­
siadamy stylu Średniowiecznego ani stylu Odrodzenia, nie
istnieje sztuka złotnicza polska, bo to wszystko augsburskie
i t. d., nie było polskiego malarstwa cechowego, nie było
zbroji polskich, bo chełm nawet pochodzi od helm itd.—
Słowem, naród polski, gorszy od plemienia najdzikszego, który
Rys. 17. Wiązanie polskie t. zw. w organki, wrębem kładzione.
przecie wszczepione posiada pierwiastki własne. — Naród
polski upośledzony doszczętnie żył tylko cudzym dorobkiem
naukowym i artystycznym, żywił się obczyzną, wszystko brał
od wszystkich, a nic nie dawał nikomu, bo nigdy niczego nie
posiadał własnego! Cóż to za sromota!...
Podcienia, czy drewniane czy murowane, to nie nasze —
dlatego słuszniej może byłoby, gdyby zwano je „pergola“
jak na wystawie Sztuki Stosowanej w Krakowie. Attyki czyli
czoła to nie nasze, więc stosowniej mówić, że to styl wło­
ski... Gdy tak my sami sobie wyroki popisali, co się dziwo­
wać takiemu badaczowi, jak Kohte Juljan, który zestawiwszy
cztery tomy spisu zabytków księstwa Poznańskiego, wszystko
co do joty przypisał artystom zagranicznym. Ani jednego ka­
wałka, ani jednego pomnika niema tam ściśle polskiego —
a pomnik Jana Michałowicza z Urzędowa (biskupa Izbień-
skiego) to ścisłe naśladownictwo szkoły
		

/KS_454429_III_L_0024.djvu

			Zapanowała epoka zgrozy na polu niewiary we własne
siły narodowe. Zdawaćby się mogło, że to doostatka wytę­
żona siła nieszczęsna, aby wytracić do cna myśl i uczucie
narodowe!... Posiane niedowierzanie gorzkie wydało owoce
przewidziane. Zwątpienie oplątało pierś każdego miłośnika —
a kiedy dla ludzi dawnego ducha tradycyjnego stało się ono
przyczyną niemocy i słabości, to dla pokoleń młodych, wy­
chowanych w nauce takiemi źródłami zasilanej, jest śmiercią!!!
Zniechęcenie, obojętność, lekceważenie i nawet pogar­
dzanie zabytkami, oto następstwa niewiary!
Niedostatkiem potępienia owego to jeszcze ta okoliczność
arcyważna, że żaden głos obrony nie znajdował posłuchu
z tej przyczyny prostej, iż przeciw powadze mężów wiedzy
JL//- • ••
III' II ^ -
x "
Ą\'X=r">
\
!i III
yf/
11
r ~iß
JMK»
— 1
iiiiiił
1
¥ j
■
\f
&
Rys. 18. Wiązanie polskie t. zw. w krokiewki.
i przeciw Akademji Umiejętności nikt siły nie próbował ze
skutkiem dobrym. — Któż sprosta u nas potędze takich
czynników ?....
Trwa przeto tragizm położenia naszego i krzewią się co­
raz dalej w przyszłość twierdzenia złowróżbne. Kościół S-go
Jakóba w Sandomierzu ma być w związku chyba ze sztuką
którą?... lombardzką! Kościoły krakowskie to tylko
przez obcych budowane, a kościółek S-tej Anny w Wilnie
to zjawisko przynależne do odcienia każdego tylko nie pol­
skiego. To samo szczyt domu z dawnej świątyni Perkuna
w Kownie.
Sztuka rzymska przez Greków i Etrusków pielęgnowana
i wykonywana jest przecie sztuką mimo to rzymską! Ale
sztuka polska choćby nawet przez obcych wykonywana
		

/KS_454429_III_L_0025.djvu

			może być sztuką polską, lecz jest rozciągłością sztuki euro­
pejskiej.
Przyszło się do tego, żeśmy na prawdę wyzbyli się sa­
mochcąc, w imię wrzekomej miłości prawdy bezwzględnej, zgoła
całego dorobku sztuki pięknej i jesteśmy tak hojnymi dla
obcych, jakby tego nie zdołała okazać żadna na ziemi naro­
dowość inna! Poniżej godności własnej nietylko przyznajemy
się do niedołęstwa straszliwego, ale co gorsza przemocą walczymy
o zbijanie każdego głosu w obronie własnej, a z rzutem wspa­
niałomyślności składamy ofiary całej Europie, byle tylko siebie
wydziedziczyć z zasługi choćby najmniejszej!.... Od Węgrów,
Persów, Turków, Skandynawców i innych narodów dawnych
mieliśmy brać wszystko począwszy od ubrania, skończywszy
na klejnotach złota — sami nic zgoła nie mieliśmy, ani dla
siebie ani dla drugich.
W takim pomroku nędzy duchowej i kultury pozostając
dziwno nawet, żeśmy byli narodem, który był wielkim ? który
miał przecie sławę, był głośnym!...
Do takich wyników prowadzą nauki nasze w przedmiocie
sztuki polskiej! Oto zgroza!
Cios po ciosie! Cios dla ciosu!....
Biernie spoglądając na bieg nurtów wartkich, jakie nas
zalewają i jakie grożą potopem, nie dojdziemy chyba do celu
żadnego, a staniemy się tylko ofiarą o jedną więcej....
To przekonanie usprawiedliwia wystąpienie nasze, aby
zaznaczyć przecie czynniejsze nieco stanowisko w obec poglą­
dów, jakie niezadługo święcić będą już półwiekową istność
swoją.
Do zabrania zaś głosu ośmiela nas przekonanie w istnienie
rzeczy nowych od początku w głębi zasad naszych tkwiące,
przekonanie, wychodzące nie z teorji nowoczesnych, lecz
z dziejów prastarych. Im silniej jest umocowane ono na pod­
walinach rzeczywistości, do dziś dnia będącej dla całego
świata świadectwem pierwszorzędnego znaczenia, tern gwał­
towniej domaga się pomszczenia sprawy, choćby dla popró­
bowania możliwości, o ile dadzą się ustalić zapatrywania na­
sze w granicach prawdy
		

/KS_454429_III_L_0026.djvu

			Byłoby przecie niesłusznem objawianie dalej w przyszłość
lękliwości naszej przed potęgą wyrazu już utartego, ponie­
waż mamy drogę wykazania, o ile wyraz sądu naszego nie
jest w zgodzie ze sprawiedliwością nauki samej, nie tyle na­
szej, ile obcej, zatem o tyle pewniejszej, im bardziej pozba­
wionej barwy czysto podmiotowej.
Czynimy to zaś nie z pobudek żadnych innych, jak
tylko w chęci najlepszej rozświetlenia zagadnień, w samej
rzeczy najdonioślejszych, tak dla nauki jak i dla sztuki polskiej!
iiw ii mira
!!!!!{•
UuMiiibiStfiiiijji
Rys. 19. Wiązanie polskie „w okłos“ w pasie ceglanym, poziomo
		

/KS_454429_III_L_0027.djvu

			Rys. 20. Cegły starożytne z kościoła św. Jakóba w Sandomierzu.
N
a kościele św. Jakóba w Sando­
mierzu są wiązania cegieł wielce
dla nas ważne. W ścianie szczytowej
wschodniej, południowej i północnej
występuje układ polegający na tem, że
w każdej warstwie po dwóch cegłach
wozówkach (podłużem) zjawia się
jedna cegła główką (wpoprzek). Na
tablicy VI. „Sprawozdań komisyi
do b ad. hist. Szt. w Polsce"
umieścił Łuszczkiewicz szkic tego wią­
zania, lecz bardzo niejasno i pobieżnie. Lepiej ocenić można
prawidłowość jego z tablic albumu Architektonicznego Mar-
coni’ego, skąd stwierdza się stan budowy przed przeróbkami
ostatniemi. — Łuszczkiewicz nie przywiązuje wielkiej wagi do
wiązania i na podstawie zapisków dziejowych mieni zabytek
dziełem wieku XIII, co się utarło i co stało się powodem do
twierdzenia, jakoby u nas dopiero w wieku XIII. sztuka ce-
glarska przyjęła się po ustąpieniu budownictwa ciosowego.
Rys. 21.
Głowa Leszka Białego z gliny
palonej, na odrzwiach kościoła
św. Jakóba w
		

/KS_454429_III_L_0028.djvu

			Twierdzi Łuszczkiewicz, że to zasługa Dominikanów „zastą­
pienia zupełnie cegłą kamienia", po zagaśnięciu zna­
czenia Cystersów. — Tyle tylko przyznaje badacz sztuce ro­
dzimej, że „staro Sławiańska biegłość w wyrobach z gliny,
jej modelowaniu w ozdoby i jej rytych rysunkach, zyskuje
napowrót szerokie pole do pracy w pomnikach architektury
chrześcijańskiej a stosuje to odrazu z tą biegłością polski ro­
botnik, jak tego kościół nasz jest dowodem pewnym". —
Zdanie ostatnie wielce słuszne a prawdziwe nie jest w zgo­
dzie z przypuszczeniem, aby to dopiero Dominikanie w wieku
XIII cegłę wprowadzili do architektury polskiej. — Wiązanie
cegieł sławiańskie, o którem dopiero co wspomnieliśmy,
jest tego dowodem aż nadto dosadnym. — W Polsce było
ono od dawna w użyciu, jeszcze wcześniej, zanim wykształ­
cił się układ drugi, tak zwany polski. O wiązaniu polskiem
mówi Mothes 1), że zjawia się w Niemczech już w wieku XII
(„Der polnische oder gothische Verband kommt in Deutschland
im 12. Jahrhundert vor...“). A wiemy ze źródeł innych, iż
wiązanie sławiańskie (czyli wenedyjskie, wędyjskie) jest o wiele
starszem od polskiego, (Bötticher). Skoro wiązanie polskie
było już w stuleciu XII rozpowszechnione po Niemczech,
o ileż głębszej starożytności sięga wiązanie sławiańskie. Nie
wspomina o niem dzieło Wanderley’a, które wszakże do­
kładniej omawia wiązanie polskie. Znajdujemy tam zdanie
ważne: „Der polnische oder gotische Verband unterscheidet
sich dadurch von den bisher ganannten Verbänden, dass in
keiner Schaar die Längsfugen durchgehen“. — W dalszym
ciągu czytamy: „In der That findet der polnische Verband,
nach der Art jetzt keine Verwendung mehr, sondern nur wenn
das Äussere des Ziegelmauerwerks in „figuriertem Verbände“
ausgebildet werden soll, wählt man noch die „äussere“ Ver­
teilung der Steine nach polnischer Art, ohne sich im In­
nern der Mauer nach dem eigentlichen polnischen
*) Mothes Dr. Oscar, Baurath, Architekt: Illustrirtes Bau Lexikon —
Band III str.
		

/KS_454429_III_L_0029.djvu

			Verband zu richten“1). — Myśl tę wielce poważną musimy
przetłumaczyć na polskie: „W rzeczy samej nie znajduje te­
raz wiązanie polskie żadnego więcej zastosowania, chyba tylko
gdzie lico muru ceglanego ma być wykonane w układzie
wzorzystym, tam obiera się dla obkładki zewnętrznej po­
dział cegieł wedle sposobu polskiego, bez stosowania
wewnątrz muru właściwego wiązania polskiego“.
Zajmują uwagę naszą tutaj dwie rzeczy: najpierw nazwa
wiązania polskiego, które dodatkowo raz tylko przybiera
miano wiązania gotyckiego, podczas kiedy uczony w zdaniu
Rys. 22. Cegły w otoku łęku sklepiennego nad oknami nawy z kościoła św. Jakóba
w Sandomierzu.
posługuje się często określeniem sposobu polskiego; a po-
wtóre przyznanie malowniczości i wzorzystości całemu ukła­
dowi polskiemu, który dziś jeszcze wszędzie, w świecie całym,
znajduje zastosowanie, ponieważ niema innego wiązania bar­
dziej odpowiedniego dla wydobycia rysunków i wzorów zdo­
bniczych w płaszczyźnie ścian ceglanych.
Breymann wprawdzie w wydaniu VI nazywa wiązanie
owe najpierw „der gotische“, a potem „der polnische“, je-
x) „Die Konstruktionen in Stein: Germano Wanderley — archi­
tekt — profesor str. 11. i
		

/KS_454429_III_L_0030.djvu

			dnak zestawienie takie nie jest sprawiedliwe i nie zgadza się
z prawdą rzeczywistą. — Marx Erwin wszakże w dziele
„Handbuch der Architektur“ (III. 1. Konstruktions-Elemente)
mówi: polnischer oder gotischer Verband. Breymann atoli
przyznaje przy sposobności tej, że wiązanie sławiańskie (wę-
dyjskie) jak polskie jest obliczone na wydobycie zdobności
skutkiem wielkiej odmiany w rozkładzie cegieł: „wiązania
obydwa dozwalają zmian wzbogaconych przy wzorach zdo­
bniczych ich płaszczyzn i dlatego występują w sztuce ceglar-
skiej na piękno obliczonej".
Myliłby się wszakże ktoś bardzo, ktoby na zasadzie tej
twierdził, że właściwości owe dowodzą tylko jednostronnie
zalet pięknych, a są pozbawione dobroci właściwej i mocy. —
Prawda to, że obydwa wiązania polskie, do dzisiejszych mu­
rów litych zastosowane, okazują wadliwości skutkiem wpada­
nia spojów wozówkowych w pion ponad sobą, tak, że nie
są krzyżowane cegłami od dołu i góry, w pewnych od­
stępach. Tak — ale nie należy zapominać, że w wiekach
dawnych nie murowano na wskroś cegłami. Cegły służyły
tylko za obkładki — wewnątrz których dawano gruz mie­
szany z wapnem starem. Była to oszczędność cegły, przezna­
czona Ii dla liców zewnętrznych i wewnętrznych, a skutkiem
tego mury wypadały grube i ciepłe, mury nadziane, na­
dziewane, wypełniane. To wszakże, że zachodzą tu w za­
stosowaniu prawie same calówki, cegły całe, bez połówek
prawie — mówi o mocy technicznej samej strony użytkowej.
Tak zatem obydwa wiązania nasze, jak sławiańskie
i polskie mają tę wartość rzeczywistą, że odpowiadają wa­
runkom mocy i trwałości, a nadto w stopniu wyższym doga­
dzają zmysłowi upodobania widoków malowniczych i wzo­
rzystych.
Jestto znamię całkowicie zresztą właściwe charakterowi
szczególnie lechickiemu, który do dziś dnia zachowuje zami­
łowanie do pięknego wyglądu raczej jak do porządku ściśle
rozumowego.
Mając owo atoli na uwadze, przychodzi nam postawić
pytanie, co to ma oznaczać, że do dziś dnia w
		

/KS_454429_III_L_0031.djvu

			świata dochowały się dwie nazwy: wiązanie sławiańskie i wią­
zanie polskie?... Stało się tak u nas, że my najzupełniej nie
przywiązujemy do tego znaczenia żadnego, dlatego jakkol­
wiek biją nam w oczy te prawdy, opieramy się na wywo­
dach historyków polskich i powtarzamy, iż u nas sztuka ce-
glarska dopiero w wieku XIII się rozwinęła i jest ślepem po­
wtórzeniem sztuki zagra­
nicznej. — Gdyby tak być
miało, tem dziwniej razićby
nas powinno, dlaczegóż ni­
gdzie indziej w żadnym
kraju i u żadnego narodu
nie wytworzyły się wiąza­
nia mianem szczepu okre­
ślone tylko u nas w Polsce?
Obcokrajowcy nie nazwa­
liby sposobów swoich u nas,
na ziemi naszej zaszczepio­
nych wiązaniem sławiań-
skiem lub polskiem!...
A jednak wiązania owe są
tak głęboko wkorzenione
w dziejach stuleci całych,
że wykreślić ich nic nie
może! Zatem godzi się za­
stanowić, co to znaczy?...
„Der polnische oder
crnthisnhpgotniscne  Vprhanrlveroand  Ry3’z 23- kościoła Ce2ła św. 2 plecionką Jakóba w  o Sandomierzu.linjach kolistych,
kommt inDeutschland
im XII Jahrhundert vor“... pisze Mothes. Jeżeli
w tym czasie było już wydoskonalone i do wysokości
gałęzi własnej wykształcone, ileż wieków przyjąć potrzeba
na okres wprowadzenia, rozkrzewienia i wyszkolenia samego,
bez ostatnich granic wypięknienia?... Zatem gdyby tylko
dwa wieki na to liczyć, wtedy możnaby określić, że wią­
zanie polskie pochodzi ze stulecia X. z czasów Mieczy­
sława I-go. — Ustaliwszy to pobieżnie, należałoby teraz
		

/KS_454429_III_L_0032.djvu

			znaczyć okres powstania wiązania sławiańskiego, jakie ma być
o wiele starszem od polskiego. W tym względzie nie odbie­
glibyśmy wcale od prawdy, gdybyśmy powiedzieli, że kościół
Marjacki na górze Harlung (Charłąk), na starem Mieście
Zgorzelca, przeistoczony ze świątyni Trzygławy to budowa
może wcześniejsza jak z wieku VIII... („diese im 800 Jahr
gestandene Marien Kirche“... jak opisuje Heinss
w dziele Adlera str. 6.). Świątynia Trzygławy musiała być
w związku ze świątynią drugą na górze Hawel w Zgorzelcu,
a tak wprowadzają nas one obie w świat przedchrześcijański,
gdzie widnieją na tle narodów sławiańskich miasta przesła­
wne ze świątyniami okazałemi: Arkona, Rostok, Lubika
(czyli Lubeka), Hambór (Hamburg), wyspa Rugja, Wo­
lin, Uznojmo (Usedom) i t. d. — Mamy przeto do czy­
nienia z narodem sławiańskim, który zamieszkiwał kraje nad
rzeką Odrą i nad Łabą. — Pierwszy szczep zwał się Obo-
drytami (po obu stronach Odry) — drugi nosił nazwę Po-
łabianów. Niesłusznie przemieniają niektórzy pierwszych
na Obotrytów z obca lub na Bodrytów. Obodryci są zwią­
zani z Odrą, zatem d nie należy zmieniać na t.
Największy rozgłos pozyskała stolica Obodrytów Ra­
dź i erz, w języku obcym znana nam jako Retra.
Wszystkie te miejscowości noszą tak wybitnie sławiań-
skie nazwy, że nie potrzeba żadnego dowodu innego na upe­
wnienie nas o pierwotności ludów tu zamieszkujących. —
Brzmienia owe trudne nadzwyczaj dla mowy przybyszów ule­
gły wielkim zmianom, lecz dadzą się stanowczo odkryć i od­
tworzyć. — Meklemburg to słowo pochodne od pierwo­
tnego miasta M i k 1i  n b ó r, albowiem w staro-sławiańszczyźnie
miejscowości powstawały od imienia do boru przywiązanego.
Miklin, Miklit, Miklot, to imię sławiańskie w podobień­
stwie do Niklit, Nikit. — Bór stale przemieniano na burg,
stąd Meklemburg. Obodryci zwani byli Wendami, We-
nedami, a do nich należały takie miasta wielkie jak Stary-
gród, Dobierzan, Brzemię, Brunświk i Maydebór,
z którego powstał Magdeburg. Maydebór to nazwa używana
jeszcze w wieku XVII, czego dowodem najlepszym
		

/KS_454429_III_L_0033.djvu

			polska, wydrukowana w r. 1629 w Krakowie, w Drukarni
Franciszka Cezarego tytuł nosząca: „Artykuły prawa Mayde-
burskiego". — Oto co nas naprowadza na pewność, jaki duch
pierwotnie panował w ziemiach owych, które były wzorem
dla Polski nie tylko pod względem Prawa, ale i w przed­
miocie Sztuki. — Prawo to maydeburskie było wyrazem
ducha sławiańskiego od
wieków tu żyjącego, du­
cha, który wytworzył inne
nazwanie „Dziewin“, jakie
stało się przyczyną dla
Magd-burg.
W wyroku nieprzy­
chylnym dla wykopaliska
Przyłwickiego czyli Przył-
bickiego (Prilwitz) padły
ofjarą wszystkie posążki i
oto zgładzono pomniki
sztuki, które w dziele M a-
sza nazwano okazami tak
ważnymi jak z Herkulanum.
A jednak były to w rzeczy
samej najprawdziwsze oka­
zy sztuki Ob od ryt ów,
które szczęściem, że oca­
lały przynajmniej w rysun­
kach dokładnych i miedzio­
rytach *).
W związku nierozer­
walnym z taką biegłością
sztuki było wysoko wy­
kształcone ceglarstwo, któ­
re musiało obejmować budowle tak świątyniowe jak i świeckie
Radzierza czyli Retry, tego miasta wielkiego, bogatego i roz-
1) Die gottesdienstlichen Alterthümer der Obotriten aus dem Tempel
zu Rhetra am Tollenzer-See. Nach den Originalien auf das ganaueste ge-
mahlet und in Kupferstichen...herausgegeben vonDaniel Wogen.Berlin 1771.
Rys. 24. Cegła o plecionce z kół powstałej —
koła są nieco oddalone od
		

/KS_454429_III_L_0034.djvu

			ległego, jakie rozciągało się aż na dziewięciu wzgórzach po­
między wodami jeziora Tołęcza (ToIIenze). Masudy opisuje ja­
kąś świątynię nadmorską, nad którą wznosi się kopuła — mu­
siały kopułami być przybrane świątynie i Radzierza (czyli Redar-
jowa). Na przypuszczenie takie tem śmielej wpadamy, ile że
wiemy, iż epoka przedchrześcijańska w tej części Europy jak i w zie­
miach polskich zdobyła się na objawy sztuki rodzimej i w in­
nych kierunkach. Garncarstwo stało na wyżynie doskonałości
i piękna zdobniczego, to samo tkactwo, o wyrobach stano­
wiących istotę płatu to znaczy płacenia. — Sztuka popiel­
nicowa z grobami wielce zajmującymi i sztuka grodzi­
skowa to wytwór uprawy ducha u Sławian rodzimego. Stąd
szczegóły sztuki odlewniczej ze spiżu i wyroby z cegły pa­
lonej a szkliwem powleczone, są obrazem znacznego wydo­
skonalenia sztuki. Wiadomo nam, że Slawianie u kolebki
swojej znali już wyrazy odnoszące się do nazwy budyn­
ków rozmaitych i części składowych tychże ł). Stawianie
znali sztukę odlewnictwa prawie wszystkich kruszców jeszcze
przed epoką chrześcijańską w Polsce panującą. To wszystko
razem przekonywa nas niezbicie, że poziom sztuki u Sławian
w ogóle a u Obodrytów nad Odrą i Łużyczan był tak
rozwiniętym, że nic zgoła dziwnego w przypuszczeniu kopuły
nad świątyniami staropogańskiemi czyli nad bóżnicami. —
Jeżeli zaś ponadewszystko sztuka owa Obodrytów i Łuży­
czan wydała nawet wiązania cegieł własne, niezmiernie wy­
bitne a pierwotne, nigdzie w świecie zgoła stanowczo i wręcz
przedtem nieznane, to służy to za objaw wykształcenia budo­
wnictwa tak potężnego, iż chyba nie brakowało w niem ani
łęków sklepionych, ani sklepień, ani kopuł.
Z jednej strony bogactwo narodu rosło przez handel
bursztynem, który nietylko był w rękach Sławian skutkiem
posiadania morza własnego, ale który nawet ze ziemi wydo­
bywano w dorzeczu Narwi aż po Ostrołękę. Morze w staro­
żytności miało nazwę sławiańskiego czyli wenedyjskiego. Były
]) Czermak W. Dr. Profesor. Illustrowane Dzieje Polski tom I.
str. 165 oraz Krek: Einleitung in die slavische Literaturgeschichte
str.
		

/KS_454429_III_L_0035.djvu

			i góry wenedyjskie. Z drugiej strony siła ducha rodowego
zdobywała się nawet na prawa własne, obyczajowe, nie pi­
sane, ale podaniami żyjące. Jak księga elbląska jest ukła­
dem niemieckim prawa polskiego zwyczajowego (Balzer), tak
i prawo maydebórskie jest niemieckiem zestawieniem pol­
skiego prawa, na północy najdawniejszego i najważniejszego.
Stąd to pochodzi, że było ono własnością prawie wszystkich
miast polskich. Nic niezwykłego w obec tak rozbudzonego
życia, że u Obodrzytów, u Łużyczan, u ludów nadłabskich
i nadwiślańskich przyszła do wielkiego znaczenia sztuka bu­
downictwa tak drewnianego jak i ceglanego.
Sztuka wyrobów zduńskich, szkliwionych, sięga w epoce
grodzisk sławiańskich aż po Turyngję i Frankonję, począwszy
od „cmentarzysk wenedyjskich“ w Meklemburgji aż po
Salę. Skoro uczeni mówią o śladach Wenedów we Fran-
konji, to jestto chyba ważnym przyczynkiem dla wyjaśnienia,
jak oświata i sztuka promieniowały od wschodu na zachód,
jak Frankonja zasiloną była zdobyczami kultury sławiańskiej.
Tak przeto wyłuszczyliśmy te podłoża, aby jędrniej wy­
świetlić doniosłość znaczenia sztuki ceglarskiej dawnej Sła-
wiańszczyzny, która wyodrębniła ją przemysłem własnym
i ustaleniem wiązania sławiańskiego. — Jeżeli gałąź te­
chniki owej miała swój sposób własny, to rzuca ona światło
na rozmiar jej władania a zatem łęki, sklepienia i kopuły mo­
gły być już dobrze znane u Obodrzytów.
Rys. 25. Wiązanie polskie w krokiewki i w
		

/KS_454429_III_L_0036.djvu

			Rys. 26. Pas ceglany z kościoła OO. Dominikanów w Krakowie,
na ścianie szczytowej od wschodu.
W
iązanie sławiańskie wnet musiało się
przekształcić na wiązanie polskie, kiedy
to ostatnie staje się właściwością sztuki gre­
ckiej nawet. U Hellenów wiązanie ciosów
zw. opus isodomum (rys. 15 str. 18) jest
pokrewieństwem zbliżonem bardzo do wią­
zania polskiego („das opus isodomum
benannte man die im polnischen Verbände
liegenden Steine“ Wanderley str. 103).
Opus isodomum oznacza właściwie układ
^ ^ jednako równy pod względem wysokości
Słupek węgłowy z cegły warstwy. Sposób wiązania zaś kamieni głów-
wykonany z odrzwi Ade- e . . , f ,
lajdy w Sandomierzu ką i wozówką jest właściwością, która ma
jedno miano wszędzie: wiązanie polskie.
Rzymianie także używali nierzadko murów ciosowych o wiązaniu
polskiem. Były bowiem te dwa wiązania, sławiańskie i pol­
skie, przez długi czas najważniejszymi układami, używanymi
powszechnie. Kiedy Rondelet w dziele swojem omawia wią­
zania ciosowe rzymskie, to podaje na tablicy X pod fig.:
2. 4-tą i 5-tą wiązania polskie, złożone w każdej warstwie
z główki i wozówki na przemian. Opisując je podaje: „On
en trouve plusieurs exemples dans les ruines des
		

/KS_454429_III_L_0037.djvu

			antiques“ *). Ten sam uczony omawia także mury ceglane
i na tablicy LXIV podaje we fig.: 3., 4., 6. i 7. same
tylko wiązania polskie, jakby innych zupełnie wówczas nie
znał lub nie uznawał. To bardzo znamienne!
W Lombardji panuje wiązanie polskie, dlatego Coma-
cini pozostawili wiele dzieł, mających nazwę „macina mu-
tata“. W Holandji powstał układ odmienny, ale zawsze
oparty na wiązaniu polskiem, albowiem pozostała tu tylko
jedna warstwa polska wozówkowo-główkowa, której towa­
rzyszy stale warstwa czysto główkowa. — Dopiero z końcem
epoki ostrołucznej powstały tu i ówdzie wiązania nowe: ko­
wadełkowe i krzyżowe, tak że właściwie przez całe średnio­
wiecze w całej Europie panowały tylko dwa wiązania nasze:
sławiańskie i polskie. — Mury mięszane czyli nadziane,
z rzymska opus mixtum zwane, były najpowszechniej w Pol­
sce całej używane, przy okładzinach z tych dwóch wiązań
od Wołynia aż po Magdeburg (Majgdziebór), po Trzewir na­
wet, od ziemi Spiskiej po Królewiec.
*
* *
Istnieje jeszcze jedno wiązanie cegieł, o którem nie mó­
wią dokładnie dzieła naukowe. Jest to układ tak zwany wo-
zówkowy, posługujący się tylko cegłami na pozdłuż kładzio-
nemi **). Występuje on dzisiaj tylko przy murach na pół ce­
gły grubych i dla tej przyczyny zowiemy go wiązaniem
obkładkowem, czyli wzdłużnem, gdyż tu istotnie niema
żadnej przewiązki poprzecznej. — Dzieje wszakże architektury
okazują nam mury nadziane, przybrane od lica obkładką,
która polega na wiązaniu wozówkowem. Uderza nas taki spo­
sób wykonywania murów na dziełach z najpierwszego okresu
sztuki starochrześcijańskiej, jak n. p. na grobowcu Stej Kon­
stancji (S. Costanza) w Rzymie, zabytku, który już w r.
*) Rondelet J. Traite theorique et pratique de 1’art de batir.
Rok 1834. Tom II. str. 4.
**) W dziele Marxa (Handbuch der Architektur) jak i w innych
książkach nazywa się wiązanie owo kominowem (Schornsteinver­
band), wedle poglądów
		

/KS_454429_III_L_0038.djvu

			354 był grobem córki Konstantyna Wielkiego. — Wiązanie
przeto owo nie występowało nigdy samoistnie, lecz stanowiło
tylko lico zewnętrzne murów wypełnianych, a ponieważ jest
tylko odmianą wiązania sławiańskiego i uchodzić może słu­
sznie za pierwowzór dla tego ostatniego, dlatego odnośnie
do murów nazwać go możemy wiązaniem staro-sławiań-
skiem. Byłby tu może jeden z najpierwszych objawów no­
wości do sztuki rzymskiej wprowadzonej i w tym względzie
podzielamy zdanie uczonego: „depuis Constantin les construc-
tions chretiennes se distinguent essentiellement des edifices
pai'ens... „(Hubsch. str.
III). Konstantyn Wielki
był Dakiem, zatem po­
chodząc ze Sławian
pierwszy musiał ściągnąć
tych mistrzów z półno­
cy, którzy tu w oko­
licy Odry i Łaby
uprawiali bardzo wcze­
śnie sztukę ceglarską.
Ostatnie badania uczo­
nych wykazały, że nie
z Włoch na północ, lecz
całkiem przeciwnie z pół­
nocy szła sztuka ceglar-
ska na południe i do
Holandji, także i do Anglji. Już za Karola Wielkiego
znano w Niemczech cegły i dachówki i potem w okolicy
Hildesheim. Jeszcze przed chrześcijaństwem znanem być mu­
siało ceglarstwo nad Łabą i nad Odrą i na Pomorzu, skoro
zapiski kronikarskie mówią w VIII lub X wieku o niem jako
o rzeczy wysoce doskonałej *).
Jest przeto rzeczą zupełnie łatwą do przypuszczenia, że
sztuka budownicza Rzymu jeszcze od czasów Konstantyna
*) Powołujemy się na wywody M. Hasaka w dziele Handbuch der
Architektur (II. 4. 4.) i na wzmianki w III części „Utworu kształtu“
str. 36, także na dzieło: Froehner, „La colonne Trajane“.
Rys. 28. Rzut poziomy świątyni w N o c e r
		

/KS_454429_III_L_0039.djvu

			Wielkiego, jako Daka, zaczęła się zasadniczo wyodrębniać
i wyróżniać od sztuki klasycznej a to dzięki wpływom no­
wym z północy zaczerpniętym.
Wiązanie wozówkowe jako starosławiańskie (rys. 10
str. 11), potem wiązanie główkowe a parzysto wozówkowe jako
sławiańskie, (rys. 11 str. 12) wreszcie wiązanie wozówkowo-
główkowe jako polskie — (rys. 12 str. 13) to razem trzy
świadectwa niezmiernie doniosłe dla upewnienia nas, jak da­
lece wykształconą była sztuka ceglarska na ziemiach sławiań-
skich północnej Europy i w Polsce. — Z wiązań owych po­
wstała z czasem odmiana wiązania holenderskiego, jakie po­
lega właściwie na połączeniu
warstwy polskiej z warstwą
czysto główkową. Wiązanie
holenderskie jest tylko po­
sunięciem naprzód wiązania
polskiego dla przejścia z mu­
rów nadzianych lub dętych
do murów litych, ceglanych.
Rzeczą znamienną jest
szczegół ów, że w Anglji pra­
wie bez wyjątku rozpowszech­
niło się nasze wiązanie polskie,
(wozówkowo-główkowe), któ­
re najniesłuszniej zwane tam
bywa wiązaniem flamandzkiem. Snać sztuka ceglana fla­
mandzka odziedziczyła sposób z Polski — to pewna — a kiedy
tam się zakorzeniła przeniosła układ do Anglji pod nazwą swoją
własną, a nie nazwą pierwotną. Wiązanie atoli w Anglji zwane
flamandzkiem nie jest niczem innem jak rdzennie wiąza­
niem polskiem. — („In England, wo dieser Verband (pol­
nischer Verband) wie angedeutet, den Namen flämischer
Verband führt, wird er des hübschen Musters wegen häufig
zur Anwendung gebracht“. — Marx Erwin, Handbuch d.
Arch. III. 1.).
Jeżeli wieki tak długie przetrwały nazwy: wiązanie sła­
wiańskie czyli wendyjskie, wenedyckie i wiązanie pol-
Rys. 29. Dwunalęcza z chrzcielnicy
S. Giovanni in fonte w
		

/KS_454429_III_L_0040.djvu

			skie, to nie należy stanowczo lekceważyć tych dowodów,
lecz przeciwnie winniśmy nawiązać do nich wywody uczone
błądzące do dziś dnia po dziełach naukowych: skąd się
wzięła rzymska sztuka sklepiona? i gdzie tkwi początek sztuki
Rawennańskiej ?... Wszyscy badacze zgodnie przyznają, iż cała
sztuka Rawenny, jak sztuka czasów Konstantyna Wielkiego,
odbija rażąco od tła artyzmu greckiego i rzymskiego, a sztuka
bizantyńska to nowość myśli i poczucia dotychczas niezna­
nego. — Czem możnaby słusznie to uzasadnić, biorąc oczy­
wiście pod rozwagę znamiona tak jak one występują na tle
całych dziejów sztuki! ? Oto pytanie doniosłe, pożądające od­
powiedzi.
Na zabytkach konstantynowskich i rawennańskich bar­
dzo wybitnie dochowało się wiązanie staro-sławiańskie, które
widoczne jest n. p. na pałacu Teodoryka. Pojawia się ono
potem w Bolonji często na dziełach budownictwa caglanego
(pałac przy St. Stefano), także w Cremonie. Wiązanie pol­
skie doskonale uwydatnione bije w oczy z murów S. Ma­
ria e Donato na Murano (wiek XII) — z murów wielu
kościołów Werony. Na apsydzie S. Fosca na Torcello jest
i wiązanie sławiańskie miejscami i wiązanie polskie, tak że
główki wpadają całkowicie na wozówki. Wiązanie polskie
obejmuje dzieła Włoch, Niemiec, Anglji, Holandji, Szwaj-
carji, Austrji i Francji. Mówi to jasno o sztuce ceglanej,
która rozchodziła się z Polski na wsze strony. (Rys. 29 str. 37).
Jak zatem nieprawdziwe są wyroki dotąd głoszone, ja­
koby Polska niczego nie wykształciła w sobie ale brała go­
towe od wszystkich. — Ze przytem nie samo jedyne to wią­
zanie przywołuje na pamięć myśl i poczucie polskie, wyka­
żemy krótko, ponieważ są inne objawy sztuki, wielce wa­
żne a mało doceniane.
Przedewszystkiem pojawiają się w sztuce rzymskiej
i w sztuce Konstantyna Wielkiego założenia w kole lub w wie-
loboku pojęte, a są one znowu nowością w tym kierunku.
Badania dotychczasowe wykazały, że najgęściej występują one
w krajach północnej Europy, szczególnie w Polsce i w Austrji.
W Niemczech niema żadnego założenia w kole,
		

/KS_454429_III_L_0041.djvu

			Kohte mówi: „...die Gruppe in Strelno ist wohl die einzige,
welche sich auf deutschem Boden erhalten hat“. — Tymcza­
sem grobowiec Konstancji — S. Costanza — w Rzymie to
koło z wnękami od wnętrza, przyczem w środku przestrzeni
występują słupy parami *). Pierwiastek ten wielce znamienny
stanowi pewną odrębność, zwłaszcza, iż w osiach głównych,
nad słupami wykonane są łęki od wnętrza niższe, od
zewnątrz wyższe, zatem stożkowate. W związku z grobowcem
owym stoi założenie Minerwy Lekarki (Minerva medica), także
. y "e dli u b £ .
Rys. 30. Zdobiny z popielnic przedhistorycznych. Górą „w jedlinkę“ — dołem
„w k r o k i e w k i“.
w Rzymie, o tyle ciekawsze, że skutkiem dziesięcioboku
przyjętego, wpadają na kończynach osi poprzecznej kąty czyli
węgły z przyporami. — Ustawianie słupów parami tuż koło
siebie, nie należy do cech sztuki ani greckiej ani rzymskiej —
jest tymczasem do dziś dnia znanem i używanem w drewnia-
nem budownictwie polskiem, które przechowało ten pierwia­
stek z czasów pra-dawnych. — Zakładanie małych budowli
okrągłych świątyniowych należy do rzadkości wyjątkowych
w Grecji — w Rzymie zaś pojawia się widocznie pod wpły­
wem sztuki obcej, z północy idącej. — W tern wszakże założeniu
*) Rzut poziomy, grobowiec Konstancji w dziele „Utwór kształtu“
tom II jako rys. 327 na str.
		

/KS_454429_III_L_0042.djvu

			uwydatnianie osi w sposób taki, jak w rzucie poziomym świą­
tyni Minerwy Lekarki, to znamię całkowicie obce wśród ar­
tyzmu klasycznego, natomiast częste nader na zabytkach naj­
dawniejszych w Polsce. Rzecz godna zastanowienia, iż gro­
bowiec Teodoryka w Rawennie jest również dziesięciobo-
kiem, którego węgły wpadają na kończyny osi poprzecznej.
Nikt nie podniósł dotychczas tej osobliwości, która w oczach
historyków nie odgrywa znaczenia. Na tle tymczasem całej
sztuki polskiej jest to wiązanie układu ściśle wedle po­
czucia naszego.
Najbardziej wszakże okazałym przykładem w tym kie­
runku to rzut poziomy świątyni znanej pod nazwą chrzciel­
nicy w Nocera, dziś Santa Maria Maggiore, której rzut
poziomy na podstawie badań ostatnich podajemy, albowiem
apsyda jest przydatkiem późniejszym. Było to koło wewnątrz
mieszczące w otoku pierścień słupów zbliźnionych, ale tak
ustawionych, że każda para wpada doskonale w osie główne
i przekątniowe, a nawet w osie pośrednie. Słupy należą
do szesnatoboku, którego węgły są ściśle związane z osiami
jego (rys. 28 str. 36). Rozwiązanie bardzo wiele mówi: nie
należy ono stanowczo do ducha sztuki rzymskiej, jest oddzia­
łaniem myśli dotychczas nieznanej, wychodzącej z zasady, że
na osiach nie pola występują lecz zawsze węgły i kąty, czyli
krawędzie. To samo czytamy z układu części kapłańskiej ka­
tedry w Parenzo, pod wpływem sztuki sławiańskiej mają­
cej także kształt wieloboku o krawędzi w osi głównej. Jak da­
lece silnem było to prawo, świadczy wprowadzenie filara
uwięzłego czyli pilastry po za apsydami bocznemi w osiach
tychże *). (Rys. 39 str. 52).
Prawo połowienia, wymagające uwydatnienia przede-
wszystkiem osi głównej, jest widocznem na wielu wieżach
Wenecji (n. p. C am pani la przy kośc. S-go Marka, wieża
S. Samuele i wieża S. Zaccaria**).
*) J. S. Zubrzycki: „Utwór kształtu“. Część III., gdzie jest także
rzut poziomy odnośny.
**) Rysunki dwóch ostatnich w dziele Mothesa: Die Baukunst des
Mittelalters in Italien str.
		

/KS_454429_III_L_0043.djvu

			Patrząc na pałac Teodoryka w Rawennie musi nas za­
stanowić owo wnękowanie, jakie tam po lewej i prawej stro­
nie wystawy głównej się odznacza *). Dołem wskutek połowie­
nia widzimy dwa łęki sklepienne zwieszone środkiem, w osi,
na wsporniku. Górą na zasadzie połowienia podwójnego wy­
łania się podział pól parzysty o pięciu słupkach, dźwigają­
cych po cztery nałęcza. Nie jest to wątek zdobniczy przy­
padkowy i oderwany. — Nie! Takie samo prawo zjawia się
na każdym boku graniastosłupa ośmiościennego chrzcielnicy
San Giovanni in fonte w Ravennie. Zdobniczość składa
się z dwóch pierwiastków t. zwanych „d w u nałę czy“, które
należą do osobliwości bardzo rozpo­
wszechnionych po całej Polsce. — Pas
pomiędzy dwunałęczami wydobywa oś
główną, zatem trzy węzły działowe.
Wsporniki w osi każdej wnęki pocho­
dzą z połowienia dwukrotnego. Zasada
czysto nasza, związana z naszymi za­
bytkami najstarszymi. (Rys. 29 str. 37).
Oto wiązanie sławiańskie, pol­
skie pomiędzy kształtami w cegle bu­
downictwa pierwotnego.
Rzecz szczególna, iż wraz z przy­
byciem Ostrogotów do Rawenny wy­
stępuje tu wyraźnie nowy szczegół archi­
tektoniczny, dotychczas nieznany w świecie klasycznym: wieża.
Z jednej strony rozpowszechniają się założenia dośrodkowe,
w kole, sześcioboku lub w ośmioboku — powstaje rozwią­
zanie tak osobliwe, jak rzut poziomy S-go Wawrzyńca
w Medjolanie, lub rzut S-go Wita w Rawennie, potem nie­
przeliczony szereg chrzcielnic wczesnoromańskich jak we
Florencji, Pizie, Parmie, Agliate, Asti, potem we Francji Sw.
Krzyża w Mont-majour, w Westfalji kaplica w Drüggelte**),
a wszystko to jest w nieprzerwalnym związku z tradycją ową
*) Widok pałacu w części III „Utworu kształtu“ Rozdział IV.
*) Kugler Fr. — Handbuch der Kunstgeschichte 1859. tom II.
str. 53 tudzież str. 100.
Rys. 31. Grzebyk spiżowy
o „dwunałęczu“ z cza­
sów przed Chr., znaleziony
w Holsztynie pod górą
		

/KS_454429_III_L_0044.djvu

			do której należy kościół Sw. Prokopa w Strzelnie, tak od­
bijający niezwykle od obrazów architektury całej. — Z dru­
giej strony wieże tak przy bazylice Sw. Pawła (fuori le mura)
w Rzymie, jak przy świątyni pierwotnej, konstantynowskiej
Sw. Piotra także w Rzymie, jak przy kościele Sta Maria in
Cosmedin, wreszcie przy bazylice Sw. Apolinarego (in
Classe) kóło Rawenny, potem wieże wszystkie wczesnoro-
mańskie rozsiane po Europie z wyrazem dwudziału lub
prawa połowienia, najwyraźniej mówiącego o pochodze­
niu nie ze sztuki klasycznej — to wszystko
przemawia za myślą twórczą, idącą z pół­
nocy Europy, gdzie sztuka ceglarska była
tak wydoskonalona, iż wykształciła aż
trzy wiązania cegieł własne: staro-sławiań-
skie, sławiańskie i polskie — gdzie wyraz
prastaro-dawny stołp określa budowle
wyniosłe, wieżowate. — Jaką drogą osta­
tecznie mogły się utrzymać określenia
tych wiązań przez tyle wieków, jeżeli nie
skutkiem budowli wykonywanych a rze­
czywistych? Budownictwo istotnie roz-
krzewione stworzyło pole dla nazw ogól­
nie znanych, nie pojęcie oderwane, nie
obrazy i rysunki, których nie używano.
Często bardzo, wczytując się w dzieła
naukowe, znajdujemy twierdzenia gołosłowne, jakoby architek­
tura Rzymu w pierwszych wiekach po Chrystusie podlegała Go­
tom, a około 7 i 8 stulecia Longobardowie we Włoszech
pracowali. — Zastanówmy się po krotce jakie właściwości
mogli nanieść Gotowie i Longobardowie ?
Mothes powiada tak: „Kaum nöthig ist wohl die Erinne­
rung daran, dass die Gothen bis zum 375 n. Chr. in Da­
kien sassen, wo um diese Zeit unter dem Andrang der Hun­
nen die Spaltung in Ostgothen und Westgothen erfolgt zu
sein scheint... *).
Rys. 32. Kolczyk starole-
chicki o „dwunałęczu“
wykopany w okolicy Pło­
cka, razem z pieniądzem
X-go stulecia.
*) Mothes Oscar: Die Baukunst des Mittelalters in Italien, str.
		

/KS_454429_III_L_0045.djvu

			Ci Dakowie atoli to mieszkańcy Panonji, o których
pisze tak wiele Lelewel i Szafarzyk. Ten ostatni w osobnym
rozdziale „O Słowianach na Podunaju i o Wenetach nad
Adryatykiem" rozpatruje dawność szczepu sławiańskiego. Do­
dajmy to, cośmy znaleźli w piśmiennictwie obcem. Oto ba­
dacz francuski Froehner *) twierdzi wyraźnie, że Dakowie
mówili językiem sławiańskim („les Daces parlaint un dialect
des langues slaves“) i że Getowie a Dakowie to rodzina je­
dna (les Getes appartenait a la meme familie que les Daces
et parlaient une langue analogue a la leur“). Pisarze rzym-
Rys. 33. Trzy rodzaje zdobiny najstarszej „w jedlinkę“ czyli „w cetynkę“
na urnach starosławiańskich.
scy Tacyt i Plinjusz w opisach swoich mieszają ciągle
szczepy niemieckie ze sławiańskimi, stąd Getowie są
u nich często Gotami, a Goci Sarmatami, Sarmaci Germa­
nami i t. d. Ptolemeusz wyraźnie mówi, że Sarmację zamie­
szkuje aż 56 narodów. Jakże to trudnem było w istocie okre­
ślenie dokładne pochodzenia tychże, dlatego nie winno nas
przerażać bałamutne nieco opisywanie ich charakteru. Bądź
co bądź Winitowie i Wenedowie z jednej strony, a Ge­
towie czyli Dakowie także za Gotów nieraz brani to z pe­
wnością najstarsze plemiona sławiańskie. Z tych Wenetów,
którzy zamieszkiwali Ilir j ę pochodzili pracownicy Rzymu na
*) Froehner W.: La colonne Trajane (Conservateur du Louvre)
1872-
		

/KS_454429_III_L_0046.djvu

			polu architektury — jeszcze w czasach tuż przed erą chrze­
ścijańską aż do Konstantyna Wielkiego. — Uczeni niektórzy
pytają, dlaczego nie wiemy nic o śladach budowli dackich?
Przeciwnie są one mnogo przedstawione na rzeźbach słupa
Trajana — lecz co mógł rzeźbiarz w budownictwie z drzewa
wyobrazić, to uprzytomnił n. p. w widoku hali wielkiej. Bu­
downictwa ceglanego nie mógł pochwycić dla braku wiado­
mości lepszych — natomiast podał nam rzeźbiarz rzymski
(może nawet sam Apollodoros) kopalnię wzorów ze zdobni­
ctwa geckiego czyli dackiego. Na podstawie tej mówi uczony
francuski o sztuce narodowej narodu geckiego czyli
dackiego, („l’art national du peuple dace“).
Mając to na względzie niepodobna nie przyznać słu­
szności poglądom owym, jakie głoszą, że kształty zasadnicze
stylu gotyckiego wyszły z pierwiastków Gotów („die Grund­
formen! des gothischen Stils in ihren ersten Keimen von den
Ost- und Westgothen ausgegangen sein“ *). Ci Goci zajmują
Prowancję i Pireneje także, gdzie wytwarzają budownictwo
swoje własne, odrębne. — Łatwo zrozumieć, że tymi krzewi­
cielami sztuki mogli być ci Gotowie, którzy w rzeczy samej
zwali się Getami i byli Sławianami, jacy wykształcili aż trzy
swoje wiązania cegieł własne. — Oto co pisze Lelewel: „Go­
towie we dwu najznamienitszych oddziałach Terwingów i Gru-
tungów poznać się dali. Rzymianie nazywali ich Wissigotami
i Ostrogotami. Nazwiska jako nazwiska narodów niemieckich
są poczytane z niemiecka west i ost-Gotów. Tymczasem nie-
odrzeczy może sądzić, że nazwiska te Rzymianie przejęli od
Daków Sławian, którzy jednych wyższymi, drugich niższymi
nazwali. Wysz-goci mieszkali rzeczywiście w siedmiogrodz­
kich górach; Ostrogoci blisko porohów i na ostrowach,
wyspach Dniepru“.**) Lelewel mówi także: „Jordanes pomięszał
nazwisko Getów z Gotami, starodawne sprawy geckie Gotom
przypisał". — Widać z tego, że w samym szczepie Gotów
były gałęzie czysto sławiańskie, wszak na grobowcu Bole-
*) Mothes Oskar — jak wyżej — str. 169.
**) Lelewel. Narody na ziemiach sławiańskich, str. 557. i str.
		

/KS_454429_III_L_0047.djvu

			sława Chrobrego napis głosi: „...Dzierżyłeś jak prawdziwy
szermierz Chrystusa berło w kraju Sławian, Gotów i Po­
laków“....
Zatem sztuka Gotów wschodnich to sztuka Ostrogotów,
których nazwa sama świadczy o pochodzeniu sławiańskiem,
przetłumaczonem na Ostgothen.
Wszystkie znamiona odbijające od sztuki rzymskiej, po­
cząwszy od świątyni Minerwy-Lekarki aż do dzieł Konstan­
tyna Wielkiego, to wpływ sztuki geckiej, Ostrogotów pewnie
Sławiańskich, wykształconych w budownictwie ceglanem pra­
wieków.
Idźmy dalej za wskazówkami osobliwości na tle sztuki
klasycznej. W Rawennie nietylko Ostrogotowie (po nie­
miecku Ostgothen) lecz nadto i Longobardowie mieli być
czynni. — Ci ostatni atoli znani są jako gałąź dzika, która
przechodziła z miejsca na miejsce a najdłużej przebywała po­
między Wenedami, w okolicy Dziwina (Magdeburga) i w Pa-
nonji. — (Szafarzyk I. 187). — Otóż ci Longobardowie nie
mogli do Rawenny przynieść sztuki swojej własnej, której
nie posiadali nigdy. — W r. 1826 konkurs we Włoszech
ogłoszony przyniósł pracę nagrodzoną, która na wstępie orze­
kła, że Longobardowie jako naród barbarzyński i ciemny, nie
mieli ani budownictwa swojego, ani budowników. Rzecz to
pewna, że Włosi więcej przez Longobardów stracili, jak zy­
skali — a nazwa Lombardja nie ma nic wspólnego z Lon­
gobardami, jest tylko podobną w brzmieniu.
Ostrogotowie jako Sławianie i Gotowie jako mieszkańcy
połabscy, o których mówi napis Bolesława Chrobrego — na­
pis zawierający Gotów pomiędzy Sławianami a Polakami —
ci byli rozkrzewicielami sztuki budowniczej we Włoszech je­
szcze od czasów rzymskich. — Oni to wnieśli sposób sklepie­
nia, a nie Etruskowie. Wiązanie polskie czyli gotyckie
nie łączy pojęć przeciwnych sobie, lecz zlewa w jedno objaw
ducha a poczucia sławiańskiego. Pierwotnie, w czasach przed­
historycznych musiał być szczep gecki, dacki a gocki jedno,
zatem Gotowie to Sławianie, którzy potem dopiero się zmięszali
z Germanami. Kiedy sztuka ich budownicza kwitła, byli
		

/KS_454429_III_L_0048.djvu

			Sławianami, stąd sztuka polska albo gotycka, wiązanie ce­
gieł polskie czyli gotyckie. Zdaje się przeto, że Grimm
ma słuszność twierdząc, że Gotowie i Getowie to narody
trackie. Bielowski we „Wstępie krytycznym" mógłby wyka­
zać, że sławiańskość Gotów była zaczątkiem ich kultury pó­
źniejszej. Stąd na pieniądzach gotyckich kłos zboża jako
symbol sławiański. Kłos i cho­
inka to najważniejsze pier­
wiastki zdobnicze z czasów
przedhistorycznych na pisan­
kach naszych dochowane.
Postawmy teraz pytanie,
skąd wziąćby się mógł wątek
zdobniczy, u Rzymian opus
spicatum zwany? (rys. 16 str.
18). Rzymianie linji skośnych
w zdobieniu nie znali prawie
i nie używali. — Mylnie bar­
dzo wywodzą uczeni nasi, ja­
koby wzór podobny, występu­
jący na murach kościoła S-go
Prokopa w Strzelnie to naśla­
downictwo opus spicatum.
Jaki budowniczy rzymski mógł­
by dzieło owo wykonywać? —
Nie! to wręcz przeciwnie, z Pol­
ski wiązanie owo przedostało się do Rzymu drogą przez
Dację i przez Ilirję Winitami zamieszkałą! — Zdobnictwo
złożone z utworu kształtowego o linjach skośnych w dwóch
kierunkach to znak uczczenia kłosa i jodły albo sosny u Sła-
wian, a równorzędnie z tym wyrazem nad oby powstały okre­
ślenia w naszym języku tylko znane: podoba „w okłos“
i podoba „w choinkę“ albo „w jedlinkę". — Taki wą­
tek piękna znachodzi się jako kłos na pieniądzach starogo-
tyckich, jeszcze sławiańskich.
* *
*
J
Rys. 34. Dwie wieże starolechickie jako
s t o ł p y z baldachem. Z drzwi gnieź­
nieńskich. (Prawy obraz od
		

/KS_454429_III_L_0049.djvu

			Rys. 35. Cegła starożytna z kościoła Św. Jakóba w Sandomierzu
z łęków nadokiennych.
K
ołłątaj, sławny uczony polski,
pozostawił dzieło trzytomowe
„O początkach rodu ludz­
kiego“. Mąż o ile nieszczęśliwy
o tyle przenikający głębie ducha,
choć więziony przez lata, objął
wzrokiem nieograniczoność nauki.
Wywody jego znowu nazwano
„ „„ . , , . poezją, bawiącą wyobraźnię, a je-
Rys. 36. Jelca miecza obosiecznego 1 v 6 e 66 y * *
z zabytków starosławiańskich. dnak tkwi W poglądach j6g0 siła
nadzwyczajna, wprost genjalna.
Nie zdaje się nam, lecz pewni jesteśmy, że dzieje sztuki
polskiej odkryją wiele prawdziwości w orzeczeniach śmia­
łych, w które świat polski nie mógł dotąd uwierzyć.
Dotkniemy na razie rzeczy jednej. Oto po urnach wy­
dobytych w głębokości 50—60 stóp pod powierzchnią ziemi
Troji znaleziono rysunki ściśle podobne do zdobień, jakie
nas zachwycają na popielnicach całej Polski, Łużyc i Pomo­
rza. — Dość wpatrzyć się w okazy historyczne po dziełach
rozsiane, aby o tern się naocznie przekonać. Woła uczony
niemiecki, że to jest uderzającem, a wszyscy pobieżnie
		

/KS_454429_III_L_0050.djvu

			dzą, czy twierdzą, jakoby z Troji sztuka owa do Europy
przyszła. To nie Troja lecz duch sławiański w prawiekach
pracujący zaszczepił w tej krainie zwyczaj, jaki równocześnie
opanował całą Sławiańszczyznę w Europie. Po objawach
sztuki poznajemy, że Kołłątaj miał słuszność pisząc, „że lud
scytyjski był w samej rzeczy ludem sławiańskim i że Pelas-
gowie, którzy najwcześniej zaludnili Grecyą i Włochy, są
Stawianie“ *). Na zasadzie uczonej wywleka on, że Deuka-
lion był Scytem, nawet królem scytyjskim**), dalej, że za
świadectwem Homera, „Halizanowie i Amazonki przybyły na
pomoc Trojanom z odległego kraju Alyba“ ***), wreszcie wy­
kazuje, że Amazonki te z rodu Scytów i że „cała Azya mniej­
sza najdawniej zamieszkaną była od S cytów-Bo c h ów ****).
Drogą ową zagadka staje się przybliżoną do rozwiązania
i na podstawie jej możemy wnioskować, że kreski rysowane
„rysikiem“ po glinie mokrej są właściwością sztuki staro-
sławiańskiej i stanowią to wiązanie zdobnicze, którem do dziś
dnia posługuje się lud polski w wyszywankach, wycinankach
i po kraszankach swoich, pisankach.
Mamy tu do nadmienienia owe zdobiny, jakie ujęliśmy
w linjach najbardziej wymownych na rys. 30 (str. 39) i na
rys. 33 (str. 43). — Nadoba złożona z kresek dwustronnie
się pnących to znak choinki lub „cetynki“, która przy
wiązaniu polskiem najpowszechniej jest znaną jako jedlinka.
Dowodzi to uczczenia błogosławionego dla drzew cetyno-
wych, iglastych. Pięknym pierwiastkiem jest ujęcie cetynki
w czworoboku na ukos ustawionym (rys. 30). Występują
gdzieniegdzie zdobinki owe parami, lub rozszczepiają się
u góry w kształcie rozsochy, która także symbol swój w ten
sposób znajduje. To rozdzielenie gałązek u góry na dwoje
jest godłem wielce doniosłym. Już w czasach daleko w głąb
przedhistoryczny sięgających powstaje drogą sztuki wypię­
knionej znak uczczony o dwóch kabłąkach. — Jestto dwu-
*) X. Hugona Kołłątaja „Rozbiór krytyczny zasad historyi o po­
czątkach rodu ludzkiego“ tom II. str. 301. — **) To samo tom I.
str. 113. — ***) To samo tom III. str. 69. — ****) To samo tom III,
str.
		

/KS_454429_III_L_0051.djvu

			nałęcze znane po wyrobach spiżowych i złotych sztuki naj­
starszej, staro-sławiańskiej, którą najniesłuszniej nazwano
halsztadzką od jednego ogniska, kiedy obejmowała ona prze-
rozległe kraje sławiańskie. Powołujemy się dla przykładu na
pierwiastek zdobniczy bijący w oczy z grzebyka, którego
ozdoba sięgać może w przeszłość na 1500 lat przed Chrystu­
sem. Mamy tu przepięknie utworzony kształt dwunałęcza,
z którego rozwija się pierwiastek nawet trójnałęcza, albowiem
dwa kabłąki małe, środkowe, objęte są górą jednym łękiem
półkolistym (rys. 31. str. 41.). Nie jest to nadoba wyjątkowa,
bo oto możemy ją szczęśliwie zestawić razem z zausznicą
dużą, na ucho zakładaną, którą uważać musimy za objaw ści­
śle spowinowacony. — Zmiana polega tylko na tern, że gdy
w grzebyku wspomnianym nałęcza wypukłością unoszą się
w górę, tu na zausznicy wypukłość się zwiesza. Jak tam tak
i tutaj dwa łęki mniejsze ujęte są łękiem trzecim, dużym
(rys. 32. str. 42.).
Uważamy utwór kształtowy tu wymieniony za podstawę
dla sztuki zdobniczej całej Sławiańszczyzny a Polski w szcze­
gólności. Stąd pochodzi to, że we wszystkich tworach arty­
stycznych trzymano się ciągle i stale i wszędzie zasady dzie­
lenia pól „w cetno“, na dwa pola co najmniej lub na ilość
pól parzystą w każdym razie. — Tak zrozumieć możemy ja­
sno, jaką drogą przedostało się dwunałęcze do sztuki ce­
glanej w Rawennie (rys. 29. str. 37.) — gdzie zanieśli ją
Sławianie, Wenetowie, Weneci, ci którzy założyli Wenecję.
Jest to wiązanie polskie, sławiańskie „w cetno“ —znane nam
jako pierwiastek samoistnie występujący t. j. „dwunałęcze“.
Jest jeszcze jeden szczegół w zdobnictwie polskiem po-
czestne miejsce zajmujący: swastyka, świastyka. Wiadomo po­
wszechnie, iż znak ten symboliczny szeroko jest rozpowszech­
niony i bodaj czy nie okaże się to prawdą cenną co Kołłątaj
pisał o szczepie scytyjskim rozgałęzionym w Azji i w Europie,
od Kaukazu po Normandję. — Zastanowiwszy się bliżej wyznać
musimy, że świastyka jest wyobrażeniem linijnem czterych stron
głównych świata. Od tej prostoty pochodzi także znak drugi,
nieco bogaciej rozwinięty, jaki utrzymał się na pisankach ludu
		

/KS_454429_III_L_0052.djvu

			polskiego. Jestto tak zwany młynek, o tyle spokrewniony
ze świastyką, że ma cztery linje należące do czterych kie­
runków świata, ale o tyle znowu bogatszy, iż wprowadza
linje ukośne, połowiące kąty proste. Ze świastyki pozostały
końce załamane. W symbolu młynka polskiego, znanego
również na wyszywankach i na wycinankach, czytać możemy wy­
obrażenie czci dla siły wiatrów, których kierunki dają się ująć
dwiema osiami głównemi i dwiema osiami przekątniowemi. —
Jedna oś w rysunku 40 (na str. 59) jest pionowa, druga pozioma,
a skośne idą raz z lewej ku prawej, drugi raz z prawej ku
lewej. — Swiastyka i mły­
nek uprzytomniają nam
zasadę pierwotności w
odznaczeniu zawsze osi
głównej przy każdym u-
tworze kształtowym sztu­
ki sławiańskiej i polskiej.
Tym sposobem, histo­
rycznie ważnym, możemy
udowodnić powstanie w
cegle wiązania starosła-
wiańskiego, które szukało
prawa połowienia w każ­
dych dwóch warstwach
sąsiednich. (Porównać rys. 10. str. 11. z rys. 37. obok). Wi­
dzimy na rysunku 37. takie wiązanie, jak na grobowcu Stej
Konstancji w Rzymie, o którym już mówiliśmy. Ponadto zadzi­
wia nas tu wiązanie drugie wielce niezwykłe, a mianowicie
w przymurku podokiennym. Są tu cegły układane w dwóch
kierunkach, jak linje skośne, linje przekątniowe młynka z ry­
sunku 40. Jeżeli występują te kierunki podwójnie tutaj, ozna­
cza to zamiłowanie nadzwyczajne do powtarzania każdego
pierwiastka parzysto.
Układ cegieł tak, jak tu widzimy, pochodzi ze sposobu
wiązania linji skośnych także parami w tak zwane kro­
kiew ki, jakie przedstawiliśmy na rys. 30. (str. 39.). Mogą
one być same w sobie pojedyncze lub podwójne. Tą drogą
Rys. 37. Wiązanie starosławiańskie i „w je
dlinkę“ na murach bazyliki S. Pudenciany
w
		

/KS_454429_III_L_0053.djvu

			rozwinęło się w naszem budownictwie ceglanem wiązanie takie,
jakie przedstawia nam rys. 18. (str. 22.). Nie dość na tern, bo
z kierunków skośnych, przekątniowych młynka polskiego
wyłania się jeszcze jedna zdobina czcząca w dalszym ciągu
błogosławieństwo kłosa polskiego. — Gdy w pasie pewnym
cegły ułożymy pionowo i poziomo naprzemian, tak jak to
uprzytomnia rys. 19. (str. 24.), wtedy powstaje wiązanie pol­
skie „w o kłos“ bardzo znamienne dla sztuki ceglarskiej
Rys. 38. Wiązanie wnękowe o „dwunałęczu“
z cegłami w jedlinkę czyli w „cetynkę“.
w Polsce. Nietylko sam układ zaznacza symbolikę okiści, po­
nadto cegły w dwóch kolorach wprowadzają rytmikę poe­
tyczną. — Następuje cały szereg odmian i połączeń. Jeżeli
zespolimy oba kierunki tak, iż będą znamionowały krokiewki
a przytem zaznaczą silnie dwukierunkowość pochyłą, wtedy
otrzymamy pas o wiązaniu i „w kro kie w kę“ i „w o kłos“
(rys. 25. str. 33). Z podstawy owej wyłoniły się wreszcie
wiązania zwane „w organki“ na zasadzie układania skoś-
		

/KS_454429_III_L_0054.djvu

			nego cegieł względem siebie, jak to widzmy na rys. 17.
(str. 21.). Nadmienić wypada, że organki mogą' być płazem,
gdy cegły są położone; dalej organki mogą być wrębem,
gdy cegły biegną ustawione szerokością swoją— wreszcie organki
mogą być stojące (stojakiem), gdy cegły są postawione
przez swą długość. Widać z tego, jak głęboko były odczute
pierwiastki polskiego budownictwa ceglanego, które wyłaniały
się ze znaków do czci zewnętrznej należących. Wiążą się one
dalej z różami, różyczkami, które znalazły potem zasto­
sowanie jako klucze sklepienne czyli zworniki. Zdobina
w o kół nie jest także bezpodstawną, wszak z kształtem młynka
jednoczy się ściśle zdo­
bina zwana u ludu
„w kopinkę“ wido­
cznie na przypomnie­
nie kiści z gałązki
modrzewiu, Bożodrze-
wem zwanego. Na pi­
sankach i w wyszy-
wankach jest ona czę­
sto powtarzaną (Rys.
40. str. 59.).
Wiązanie na ukos
nietylko w pasach po­
ziomych było zastosowywane. Często bardzo wprowadzano je
także do wnęk ulubionych, jakie już widzieliśmy na rys. 29.
(str. 37.), lecz w tłach wnękowych było tam wiązanie staro-
sławiańskie. Zaznaczyć wypada, iż silnie zakorzenionym jest
szczegół na północy po zabytkach mienionych krzyżackimi,
zdobina w jedlinkę, taka, jaką widzimy na rys. 38., str. 51.
Pierwiastki te, o których mówimy, są właściwością
wszystkich zabytków dawnych ziem polskich. — Na wieży
myszej, czyli na wieży Popiela, nad Gopłem w Krusz­
wicy, spostrzegamy prastare wiązanie polskie, jakie już
było daleko w XII. wieku poza Polską rozpowszechnione. —
Od tej pamiątki związanej z baśnią wieku IX. aż do kościoła
Marjackiego w Krakowie i do murów rądla Florjańskiego
Rys. 39. Rzut poziomy apsydy dużej i małej kate'
dry w Parenzo. Wiązanie polskie „w
		

/KS_454429_III_L_0055.djvu

			w Krakowie wszędzie jest wiązanie polskie. Na murach
zamku prastarego w Bydgoszczy widnieje wiązanie cegieł
sławiańskie (wedle rys. 11. str. 12.). Mury zamku krzyżac­
kiego w Bierzgłowie mają wiązanie sławiańskie: dwie wo-
zówki i główka. — Komaskowie we Włoszech budowali prze­
ważnie wiązaniem polskiem! Czyż to nie mówi tak wiele,
że nie potrzeba już dowodu żadnego na wykazanie, jaka to
ręka wykonywała budowle krzyżackie, jaki duch, jakie poczucie,
zasilało piękno budowli krzyżackich oraz wdzięk miast po­
łudniowych jak Werona, Spoleto i t. d.
Na zabytkach sztuki Duninowskiej, Iwonowskiej, Kazi­
mierza W. i Kazimierza Jagiellończyka, jak i na budowlach
nazywanych krzyżackiemi, stwierdza się wszędzie prawo poło­
wienia z uwydatnieniem osi głównej przez krawędź lub linję
podziału. Jestto nieprzerwany łańcuch tego samego poczucia,
które kazało na południu ręką Wenetów budować katedrę
w Parenzo, z wprowadzeniem krawędzi i laszni na osie głó­
wne, (rys. 39. str. 52.). Ani w sztuce greckiej, ani rzymskiej,
ani w sztukach innych narodów nie znajdujemy tego. Jest to
właściwość polska bodaj czy nie ze symbolu świastyki po­
czątek wiodąca. Wyróżnia ona style nasze nadzwyczajnie
a jest wybitnie napiętnowaną na budowlach, któremi zasiano
ozdoby kielichów Dąbrówki w Trzemesznie i jakie prawie tak
samo pojęto wśród obrazów Drzwi Gnieźnieńskich. Dla
lepszego zrozumienia sądu naszego powołujemy się na rys.
34. (str. 46.), zaczerpnięty z obrazów, które nam przedsta­
wiają budownictwo najdawniejsze w Polsce. — Mamy przed
sobą dwie wieże, stołpy o kształtach tak odrębnych i tak
niezwykłych, że musimy do nich przywiązać naszą uwagę naj­
bardziej skupioną. — Wieża ta w całości wyobrażona tern
nas zadziwia, iż ma w dwóch piętrach najwyższych po dwa
otwory okienne, zatem widzimy tu takie samo dwunałęcze,
jakie już rozważaliśmy odnośnie do rys. 29. (str. 37.), rys. 31.
(str. 41.) i rys. 32. (str. 42.). — Jeszcze na wiele wieków
przed budową wieży S. Spirit o w Rzymie, prawo dwu-
działu w Polsce było zakorzenione i dlatego nie ta wieża była
wzorem dla wieży przy cerkwi Uśpienia we Lwowie, lecz
		

/KS_454429_III_L_0056.djvu

			podania wiekowego, miejscowego. W taki sam sposób „w cetno“
budowali Weneci w Wenecji i w okolicy na południu. Tem
więcej mówić można tu o duchu rodzimym, bo u spodu wieży
i cerkwi Uśpienia w wielu miejscach bardzo jasno wy­
stępuje wiązanie ciosowe czysto polskie (długa wozówka
i główka prawie kwadratowa). To samo zauważy każdy wzdłuż
kościoła 00. Bernardynów we Lwowie, u dołu, najsilniej
na przedzie jego (taka sama wozówka ciosowa bardzo długa
a główka w czworobok umiarowy). — Pomiędzy wieżą myszą
nad Gopłem a dziełami Odrodzenia w Polsce zachodzi przeto
jeszcze związek, który potem słabnie, zatraca się, aż przepada cał­
kowicie. Dziś niepodobna namówić kogo do pielęgnowania
wiązania polskiego — to też architekci polscy nie używają
go wcale, a malarze n. p. przy ozdabianiu kościołów naśla­
dują ciosy bez wątku wyraźnego, żadnego! — W katedrze
lwowskiej ściany części kapłańskiej pokryto malowidłem nie
naśladującem wiązania z cerkwi Uśpienia i kościoła Bernar­
dynów.
Wszystko to, cośmy dotychczas bardzo pobieżnie wy-
łuszczyli zmierza ostatecznie do wykazania prawdy wielkiej:
naród sławiański a naród polski szczególnie nie był tak upo­
śledzony i tak zacofany, jak to przedstawia nauka polska,
dzisiejsza. Całkiem przeciwnie sądzić można z sumiennością,
iż kościół Sgo Wawrzyńca w Medjolanie, Sgo Wita
w Rawennie a nadewszystko Stej Zofji w Konstantyno­
polu to dzieła będące odblaskiem i siłą wypadkową sztuki
starosławiańskiej z nad Odry, Łaby i Wisły. Jak Konstantyn
Wielki w Rzymie i okolicy, tak cesarz Justynian w Konstan­
tynopolu podtrzymywał ducha sławiańskiego i uprawiał sztukę
sławiańską. Z ojca otrzymał nazwisko W prawda — był bowiem
Sławianinem — był cieślą zanim dosięgną! tronu, a tak ze świtą
sławiańską wniósł nowe pojęcia, które najlepsze znalazły od­
bicie w architekturze pomnikowo-epokowej.
Kiedy zatem artyści włoscy nazwali sztukę z północy do
nich idącą sztuką gotycką, to odnosili ją na pewno do tych
właściwości, jakie wyłoniły się ze znamion tu w zarysie po­
ruszonych. Gotyckie a polskie w sztuce to jedno i
		

/KS_454429_III_L_0057.djvu

			słusznie nazwaćby można najwłaściwiej sztukę średniowieczną
naszą sztuką polską, jak tego pragnie p. St. Szyller*),
jednak sztuka polska odnosi się do całości a nie tylko do
jednej epoki i do jednego stylu. Sztuką polską jest także
styl Zygmuntowski. — „Gotyk polski“ nie uzasadnia rzeczy
wcale, albowiem jest to równobrzmienie: wszak mówimy wią­
zanie polskie albo gotyckie. Styl średniowieczny mógłby no­
sić miano stylu Piastowskiego, ale rozwinął się także prze­
pięknie za Jagiellonów pierwszych. — Jagiellonowie atoli stali
się zakładnikami stylu Zygmuntowskiego. — Zatem nie od
Piastów i nie od Jagiellonów nazwa stylu średniowiecznego
w Polsce, lecz od ziemi po nad Wisłą, gdzie skupiły się i do
najwyższego rozkwitu przyszły pierwiastki z nad Odry, Warty,
Łaby i Niemna. Niestety! ostatnimi czasy zaczęły się u nas
wydobywać głosy, podnoszące tylko barok, a mieniące sztukę
ostrołuczną — nie polską (! ?). Jestto w dalszym ciągu cios
wymierzony przeciw prawdzie dziejowej, którą najlepiej od­
czuwa lud polski, pragnący koniecznie stylu gotyckiego jako
polskiego, nadwiślańskiego!... nie rozumie baroku!...
Żleby było, gdyby wiara w takie przekonania bałamutne
się szerzyła, wiara w przekonania obalające rodzimość ostro-
łukuL. Nie! Styl ostrołuczny jest rdzennie polski, oparty na
pierwiastkach swojskich, naszych własnych. Wiązania jego
rozmaite, jakie wyłuszczyliśmy, służą za pewnik, jak pewni­
kiem są podobne zdobiny w sztuce ludowej jeszcze do dziś
żyjącej (n. p. „w kątki“ Wisła VIII. 364 lub „w drab ki“ i t. d.).
Zanim przyszli do nas z przemocą obcokrajowcy kwitła
owa sztuka wzniośle i barwnie. Czyż potrzeba silniejszego
poparcia nad okazanie kościoła S-go Jakóba w Sandomie­
rzu? — Pierwiastki związane ze sztuką popielnicową i gro­
dziskową, tworzące wyrazy znane pod określeniami osobnemi:
jak zdobnictwo faliste, sznurowe i wstęgowe, odbija
tu jak w zwierciedle.
Wiemy, że na miejscu, gdzie dziś stoi kościół S-go Ja­
kóba, był kościół parafjalny. Z niego pewnie pochodzą ściany
*) Czy mamy polską architekturę? Warszawa 1916 str.
		

/KS_454429_III_L_0058.djvu

			0 wiązaniu sławiańskiem i z nim niezawodnie łączą się okazy
sztuki ceglarskiej, przepysznie rozwiniętej. — Rys. 1. str. 3.,
8. str. 9., 9. str. 10., 20. str. 25., 22. str. 27., 23. str. 29.
1 24. str. 31. to okazy na plecionce oparte, zbliżone do
zdobnictwa wstęgowego. Rys. 2. na str. 3. jakiż to piękny
rozwój ozdoby sznurowej, a wszędzie prawie zapanowała
linja falista, szczególnie na rys. 35. str. 47.
Na rys. 5. (str. 6.). mamy uwydatnione osie przekątniowe
z młynka polskiego na rys. 6. (str. 7.) i rys. 7. (str. 8.) są
przeciwnie wydobyte osie główne t. j. pozioma i pionowa. —
Podział przytem parzysty jest stanowczo zatrzymany na rys. 3.
(str. 5.), gdzie mamy cztery kółka jakby z pasa krakowskiego,
przeplecione w sposób taki, że kółka gładkie wymijają się
z kółkami dziurkowanemi.
Całe odrzwia księżniczki Adelajdy, z południa do ko­
ścioła prowadzące, to szczyt piękna twórczego na polu sztuki
ceglanej, które nie da się z niczem porównać. Piękno żywe
podania narodowego mówi, że główka jedna to przypomnie­
nie założycielki (rys. 4. str. 6. wedle rysunku W. Gersona),
a główka druga (rys. 21. str. 25), to wspomnienie na brata
jej Leszka Białego, którego czyn wzniosły żyje do
dziś w pamięci ludu. Wolał zrzec się tronu jak porzucić przy­
jaciela, opiekuna Goworka. Jakże szczytnie pomogła archi­
tektura do uwiecznienia tych postaci bardzo miłych sercu
polskiemu. Podanie łączy się z prawdą!
Godnie i dumnie bogactwo sztuki rozpleniło się po łę­
kach nadokiennych, które poniszczono, ale jakie rys. 22.
(str. 27.) odtwarza z pewnością wszelką. Inne łęki składały
się znowu z cegieł tak wykonanych, iż przechodzą w dzieła
sztuki rzeźbiarskiej (rys. 35. str. 47.). I na tych cegłach prawo
połowienia, zasada tworzenia „w cetno“, wszak po dwa
ptaki na każdem polu!
Była w Polsce sztuka ceglarska za czasów pogańskich,
były kopuły jeszcze przed sztuką bizantyńską i były rzeźby
przebogate jeszcze przed Piastami, albowiem Massudy mówi :
„W kraju Słowian były gmachy przez nich czczone. Jeden
z nich wystawiony był na górze, wedle filozofów
		

/KS_454429_III_L_0059.djvu

			najwznioślejszych na ziemi policzony... W po­
środku innego budynku wielka kopuła“...
Dlaczego w to uwierzyć my nie chcemy, kiedy dziejo­
pisarze wielostronnie tak nam sztukę przedchrześcijańską
przedstawiają?
Jak z jednej strony pierwiastki zdobnictwa wstęgo­
wego, rozsiane po urnach starosławiańskich, przypominają
się ściśle na cegłach Sandomirskich (rys. 2. str. 3 — rys. 8.
str. 9 — rys. 9. str. 10 i rys. 23. str. 29) — tak z drugiej
strony zasada połowienia czyli wiązania w cetno tkwi
jeszcze w krzyżu, który razem z czteroma kółkami często
u spodu urny naszej się zjawia. Wpływ ten za czasów Kon­
stantyna Wielkiego w Rzymie zaznaczył się na studni przed
bazyliką św. Piotra, która miała po trzy słupy od przodu
i w głębi — zatem miała dwa pola*). To samo lampa spi­
żowa ze zbioru Bazylewskiego ma po bokach pięć słupów,
zatem cztery pola**).
Oto jak potężnym był wpływ sztuki sławiańskiej.
Po wywodach naszych może ocuci się uczucie polskie
i pocznie wracać do wielkości własnych...
Szlachetnie i dumnie ocalić nas może z odrętwienia wie­
kowego tylko ta siła zacna, która bije z prawdy rzeczywistej
i co najważniejsza, karmi nas sokami żywotności czysto naro­
dowej, polskiej. Nic to nie znaczy, że dzieje poprzekręcały
nazwiska nasze — zabytki mówią o duchu polskim i o po­
czuciu polskiem***). Z tej przyczyny, jeżeli W. Gerson jeszcze
*) Rysunek w dziele Holtzingera z r. 1889 rys. 2. str. 17.
**) Rysunek to samo u Holtzingera. Die altchristlichen Kirchen
fig. 55. str. 69.
***) Ani Paweł, zwany Rzymianinem, ani Ambroży Przychylny,
mieniący się Włochem, nie byli obcymi, bo świadczą o tern na ich
dziełach wiązania ciosów polskie i liczne pierwiastki rodzime sztuki
polskiej. Byli to budowniczowie polscy, dla dogodzenia upodobaniom
przybierający tytuły obce, bo tak postępowano ogólnie. Wiemy dosko­
nale, że Kam pi an czyli Novocampianus tonie nazwisko rodowe,
żadne, lecz to przezwanie żywcem N o wopolczy ka, zatem rodzina
lwowska, z kaplicą przy katedrze związana, z pochodzenia czysto polska,
choć w papierach nazywano ją także Neufeld. — Taki był duch czasu
niezdrowy. Wolfowicz to ci Wilczkowie, którzy są silnie ze
		

/KS_454429_III_L_0060.djvu

			przed laty z powodu wystawy światowej w Paryżu (1867)
nawoływał naród polski do wskrzeszenia przemysłu ceglar-
skiego, o ileż to gwałtowniej domagałoby się dzisiaj ?... Po­
trzeba nam przedewszystkiem krzewienia zamiłowania do cegieł
i do wyrobów glinianych, aby drogą tą nawiązać się z prze­
szłością naszą odwieczną. Mieliśmy wspaniałą sztukę ceglarską
i mieliśmy murarzy, jakich nie posiadała zagranica. Dziś jeszcze
murarz polski ma swoją sławę, jako robotnik najzdolniejszy
przy wiązaniu cegieł i sklepień. — Hańbą dla nas jest spro­
wadzanie cegieł i dachówek z zagranicy. Kraj, który był
ogniskiem sztuki ceglarskiej, ma dzisiaj być skazany tylko na
wytwór, pochodzący z pieców pierścieniowych. Te ostatnie
nie przyczynią się nigdy do wprowadzenia sztuki pięknej
w wyroby ceglarskie. Przemysł kupiecki, pożądający odsetek
jak największych od kapitału, to nie przemysł artystyczny,
który mógłby zaszczepić piękno dawne na polu budownictwa
ceglanego.
Na domiar nieszczęścia zaczęto u nas czasy ostatnimi
szerzyć wyobrażenia, jakoby tylko barok nadawał się do sztuki
nowoczesnej (secesji), a sztuka ostrołuczna nie nasza, obca.
Nic bardziej zdrożnego, jak takie twierdzenie. Barok to sztuka
najbardziej świecka, najmniej religijna. W rzeźbie barokowej
anioły przypominają zalotnice, które obnażają nogi, kolana
i uda i wdzięczą się wyzywająco, a prorok przybiera ruchy
wytwornisia salonowego z układem ciała, jakby tu chciano
usilnie kłam uwieczniać. Ani święty żaden, ani męczennik nie
znali się na zgrabności wykwintnej. Zatem barok nie ma nic
wspólnego ze sztuką kościołów polskich, to rzecz naniesiona.
Tymczasem ostrołuk, jako sztuka polska, gotycka, to objaw
pierwiastków rdzennie swojskich, wśród bogactwa zdobniczego,
powiązani (Patrycyat — Łozińskiego)., Zupełnie nic nie oznacza twier­
dzenie gołosłowne, jakoby kościół S-tej Anny w Wilnie miał być
dziełem niemieckiem, ponieważ nie znamy zgoła nigdzie zabytku, któ­
ryby przypominał za granicą bogactwo sztuki polskiej, z którą jędrnie
związany .jest pomnik z Wilna. Wykazaliśmy na innem miejscu bez­
podstawność powtarzania, że twórcą tego kościoła Puhrbach. (Czaso­
pismo techniczne — Organ Tow. Politechnicznego we Lwowie. Rok
1^13, str.
		

/KS_454429_III_L_0061.djvu

			które trzeba przyswoić sobie. Budownictwo ceglane polskie
musi wejść teraz na drogę stosowania jak najszerszego, a murarz
polski kiedy jak kiedy ale teraz ma pole do popisu i do
okazania zdolności swoich.
Linja falista, na urnach przedwiecznych panująca, znak
wody — życia płynącego, niechaj znajdzie nadal pełne zasto­
sowanie. Wiązanie „w kr o kie w ki", oznaka domowiny
jako przybytku, niechaj znowu stanie się wątkiem zdobnictwa
naszego!
Sięgnijmy tylko po samodzielność własną!...
To pewna, że największa samodzielność nasza wtedy
żyła w sztuce, kiedy ona nie podlegała żadnym wpływom
ościennym, lecz przeciwnie słała nasienia swoje na wsze strony
świata starego.
Wiązania polskie liczne a rodzime są i będą świadectwem
sztuki naszej, własnej.
Potrzeba wiary naszej w ożycie sztuki polskiej!
Lwów 16jIX 916.
Rys. 40. Wiązanie polskie linji „w młynek" i w tak zwaną
		

/KS_454429_III_L_0063.djvu

			DZIEŁA PROF. ZUBRZYCKIEGO:
Styl starochrześcijański (r. 1884 — tablic 25) wyczerp.
Sztuka średniowieczna (r. 1886 — tablic 85) wyczerp.
Wystawa architektoniczna w Turynie (wyczerp.).
Filozofja architektury.
Siedm lamp architektury — Ruskina (wyczerp.).
Bazyliki średniowieczne.
Rozwój gotycyzmu w Polsce (wyczerp.).
Sposób zakopański w architekturze (wyczerpane).
Dwie właściwości Kościołów gotyckich w Polsce
(wyczerpane).
Żółkiew. — Opis zabytków (wyczerpane).
Wieża Marjacka w Krakowie (wyczerpane).
Architektura Kościołów Marjackich w Polsce.
Jarosław — Opis zabytków (wyczerpane).
Architektura Placu Dominikańskiego w Krakowie.
Architektura Rynku Krakowskiego.
Zwięzła Historja sztuki. Wyd. II. w 3 częściach.
Kościół warowny w Bóbrce koło Lwowa (wyczerp.)
Rohatyn — Opis zabytków (wyczerpane).
Styl Nadwiślański.
Styl Zygmuntowski.
Po Ziemi Ojczystej — Dział I. Katedry Polskie.
całość w XVIII. zeszytach.
Skarb Architektury w Polsce. 4 tomy po 100 tablic.
Utwór kształtu, w III. częściach.
Cieśla Polski — 40 tablic.
Polskie Budownictwo Drewniane. — Zeszyt I. —
Zeszyt II. w druku.
Murarz Polski — I. zeszyt w druku. Całość w V.
zeszytach (40
		

/KS_454429_III_L_0065.djvu

			NAJNOWSZA KSIĄŻECZKA do MODLENIA
DLA MŁODZIEŻY
ułożona przez Jadwigę z Łobzowa
pod tytułem
„POLKA
przed BOGIEM“
Do nabycia w księgarniach.
Öl!«®
BIBLJOTECZKA
JADWIGI Z ŁOBZOWA
obejmuje blizko 75 książeczek
obrazkami licznymi ozdobionych.
ii!!iij!lliiii!!i!iii;i»iil!l!!l!iiii;ii!i!!liiiiiiM
BARWNIE OPISANE
DZIEJE POLSK I POD TYTUŁEM
P O L A C Y
w trzech częściach
(JADWIGI Z ŁOBZOWA).
Do nabycia w
		

/KS_454429_III_L_0068.djvu

			I
Biblioteka im. Hieronima
Łopacińskiego w Lublinie
.
’ v;~:£r* •"