/KS_452048_II_L_0001.djvu

			m
		

/KS_452048_II_L_0005.djvu

			OiMOH'pi"9jjJQjMOIIrQ■11  6iI■Oih  OlnQilIpi11QM . OTIIQ IMO üiB
P 0 Ś. P.
RÓŻY PARCZEWSKIEJ.
W-ILN 0.
JDrukiem Józefa
		

/KS_452048_II_L_0007.djvu

			MOWY
		

/KS_452048_II_L_0009.djvu

			m f '
r J MOWY POGRZEBOWE
po ś. p.
RÓŻY PARCZEWSKIEJ.
W I L N O .
12^1 \v /
D r u k i e m J ó z e f a Z a w a d z k i e g o .
1 8 5
		

/KS_452048_II_L_0010.djvu

			Rękopism: „Mowy Pogrzebowe po ś. p. Róży Parczewskiej" nie-
zawiera w sobie nic przeciwnego nauce S. Kościoła. Wilno 1853 r.
Listopada 12.
X. Kozłowski. Kanonik Katedry Wileńskiej) Rektor Seminaryum Dyec.
w Świadectwo to potwierdzani. Wilao <1. 7 Grudnia 1853 roku.
§ Biskup Wileński Wacław Żyliński.
izś
Pozwolono drukować, z obowiązkiem złożenia w Komitecie Cenzury
prawem oznaczonej liczby cxemplarzy Wilno 23 Grudnia 1853 roku.
Cenzor Paweł
		

/KS_452048_II_L_0011.djvu

			Krótkie wspomnienie o Róży Parczewskiej.
Róża Parczewska urodziła się 15 Września 1799
roku z Ignacego i Salomei z Dziewońskich Pułkowni-
kowstwa Parczewskich , Parafijań Kościoła Niemen-
czyńskiego.
Po śmierci ojca w r. 1821., mając wówczas lat
22 wieku, aby przez zamąźpójście nie zrobić jakiejś
różnicy albo i uszczerbku w sytuacyi braci swoich
Alexandra i Konstantego, dla których od lat jeszcze
swoich dziecinnych stale była z najtkliwszem, na je­
dną nawet chwilę, nieprzerwanem przywiązaniem,
postanowiła stanu swego nie zmienić i nie zmieniła.
Od momentu tego postanowienia, całkiem się poświę­
ciła, naprzód wychowaniu najmłodszego brata Anto­
niego, rok szósty wówczas mającego; później córki
starszego brata Alexandra, Salomei; a
		

/KS_452048_II_L_0012.djvu

			w ciągu ostatnich lat pięciu dwojga małych bez matki
sierót Konstantego i Felicyi, zrodzonych z tego brata,
którego pierwiej samego prawdziwie z macierzyńską
troskliwością wychowała.
Przywiązująca się do osób ją otaczających; stała
w dochowaniu przyjaźni; najmocniej kochająca swoje
rodzeństwo, od którego nawzajem doznawała rodzin­
nego przywiązania i miłości, gruntownie przejęta
czystemi zasadami religii i duchem prawdziwej po­
bożności; umiejąca się zastosować do każdego wie­
ku, stanu i okoliczności;—najłagodniejsza i najskrom­
niejsza w pożyciu; przejęta całą mocą najczystszej
litości, miłosierdzia i dobroczynności ku biednym, ś.
p. Róża Parczewska zniewalała dobrocią swą serca
nie tylko rodzeństwa, przyjaciół i domowników, ale
i każdego, kto tylko miał szczęście poznać charakter
jej duszy i serca. Przez zamiłowane i rozważne czy­
tanie wielu pouczających, nawet w obcych językach
dzieł, dobrze oznajomiona z nauką historyi i litera­
tury, zasiliła się darem przyjemnego w każdem zda­
rzeniu zajmowania towarzystwa;— a posiadając na­
der rzadki talent malarstwa, umiała trafnie wybie­
rać niepospolite do robót swych wzory;—prześliczne-
rni zaś, tak olejnemi, jak i miniaturowemi płodami
swej pracy, nie jednego z przyjaznych sobie udaro-
wała. Jako wysoką nagrodę swojego talentu, miała
szczęście otrzymać od szczęśliwie nam
		

/KS_452048_II_L_0013.djvu

			Najjaśniejszego Cesarza Jegomości MIKOŁAJA I. ko­
sztowny brylantowy fermuar, za ofiarowaną Jego
Cesarskiej Mości miniaturę Zbawiciela na kości z Pe-
titota.
Wypracowała i do kościołów poświęciła trzy wiel-
k iej ręki obrazy olejne: 1. Przemienienia Pańskiego
(z Rafaela). Obraz ten w ciągu lat kilkunastu zo­
stawał w kaplicy Kościoła Katedralnego Wileńskiego
mającej tytuł Niepokalanego Poczęcia N. P. M., a
obecnie na prośby brata zmarłej Alexandra Parczew-
sk iego, i za zezwoleniem Czcinajdostojniejszego Pa­
sł erza Dyecezyi Wileńskiej, JW. Wacława Żyliń­
skiego, przeznaczony do wielkiego ołtarza erygują­
cego się Kościoła Parafialnego Niemericzyńskiego.
2. Niepokalanego Poczęcia N. P. M. do kościoła XX.
Bernardynów w Kretyndze; i 3. Matki Boskiej, do
kościoła Żydomlańskiego.
Bratu zaś swemu Alexandrowi 'zostawiła minia­
tury na kości słoniowej:
/ 1. Matki swojej.
2. Ludwika XIV.
z Petitota 3- Ludwika Burg™“ «®0-
4. Pani la V'aliere.
5. Pani la Rochfoucolt.
L 6. Malarza Vandyka.
z Rafaela . 7. Świętej Familii,
z Owerbeka 8. Zbawiciela błogosławiącego
		

/KS_452048_II_L_0014.djvu

			Wszystkie te wyżej wymienione aquarellowe prace,
noszą na sobie najdokładniejszą cechę oryginałów,
z których były kopijowane. Nadto jeszcze przebija
się w nich widoczny charakter indywidualności ar­
tystki—jako to: ta precyzya w rysunku najdrobniej­
szych części, ta uwaga, ta cierpliwość i niezmordo­
wana praca w wykonaniu szczegółów : słowem tak
w tych drobnych utworach, jako też i w większych
olejnych obrazach wyświecają to rzadkie zamiłowa­
nie sztuki, które samo tylko połączone z pięknym
talentem, pokonywa nieprzezwyciężone trudności.
A z obrazów olejnych następujące:
1. Obraz Najświętszej Panny Bolesnej. Osoba
siedząca w naturalnej wielkości z pochylonem ku
dołu obliczem, na kolanach trzyma leżącą cierniową
koronę Syna swojego, w którą ma wzrok wlepiony.
W obliczu wyraz pełen godności, świętości, i tego
anielskiego smutku, który jest daleki od ziemskiej
rozpaczy; owszem, w pięknych rysach oblicza Ma-
dony przebija się la pokora i zgodzenie się z wolą
Bożą oraz zaspokojenie z dokonanej aczkolwiek tak
bolesnej dla Matki ofiary.
Prześliczny ten obraz każdego pojmującego sztukę
bardzo zadowalnia ; rysunek bowiem dokładny, kolo­
ryt bez przesady i trafnie naśladujący oryginał szkoły
włoskiej, z którego był kopijowany. Obraz ten nie­
wątpliwie pierwsze miejsce trzyma w licznym
		

/KS_452048_II_L_0015.djvu

			prac ś. p. Róży Parczewskiej. Wysokość jego łokieć
1 i 9 cali, szerokość łok. 1 i cali 2.
2-gi Obraz Ukazania się Chrystusa Apostołom,
kopija z czarnego sztychu Rembrandta.
Chrystus stoi w światłości okryty białym pła­
szczem , figury zaś otaczające Chrystusa tak aposto­
łów jako też i prostego ludu ukryte są w światło­
cieniu (clair-obscure). Rozłożenie umiejętne światła
łamiącego się po figurach ukrytych w cieniu, prze­
zroczystość kolorytu, oto są zalety tego pięknego acz
niewielkiego obrazku, mającego wysokości cali 17j-
szerokości cali 20^.
3-ci Uwolnienie Ś. Piotra z okowów przez Anioła,
jest kopiją z Pompeo Batoni należącego do nowej
szkoły włoskiej.
Tu okazała artystka nie tylko rzadki talent w wy­
konaniu technicznem , ale nadto jeszcze to wzniosłe
i szlachetne, a tak właściwe płci pięknej uczucie,
które na ten obraz z taką miłością sztuki i tak hoj­
nie wylała.
Zadziwienie i przestrach Ś. Piotra; jasna prze- -
zroczystość zlatującego z wysokości Anioła, wyraz
świetności i godności w twarzach, atoli bez żadnej
przesady; dokładność rysunku i staranne wykoń­
czenie rąk, owej to strasznej skały, o którą się czę­
stokroć talent nawet niepoślednich artystów rozbija,
śmiałe i umiejętne traktowanie draperyi; oto są spra-
		

/KS_452048_II_L_0016.djvu

			wiedliwe zalety artystki i jej pięknego obrazu, które­
go wysokość łok. 1 cali 16 — szerokość łok. 1 i 6
cali,
4-ty Obraz przedstawia rozmowę Chrystusa z Ni­
kodemem. Obie figury całe, wielkości naturalnej,
siedząc rozmawiają przy stole, nad którym wisi
starożytna lampa.
Świetność i świeżość kolorytu, czystość półto­
nów w przejściach z cieniu do światła, miłą dla oka
czynią harmoniją. A lubo traktowanie nieco trwo­
żliwe, raczej może nader staranne, wyświeca
wszakże to uczucie piękna, które jest jednością
z trzech pierwiastków wchodzących w indywidualność
skończonego artysty. To silne uczucie piękna tu
właśnie dowodzi, iż słaba a trwożliwa ręka kobiety
kierowana niem, dosięgnąć może poniekąd celu, na­
wet i w większych utworach artystycznych, a jeśli
nie całkowicie zastępuje, to w znacznej części dopełnić
może pojęcie głębsze sztuki i wyobraźnię: te dwa
drugie pierwiastki samodzielnego i twórczego geniju-
szu. Wysokość obrazu łokci 3 i cali 12, szerokość
łok. 2 i cali 15.
5-ty, Ś. Romuald śpiący ma wiele wyrazu i świę­
tości w twarzy. Jest to raczej błogość która pokazuje,
iż dusza pomiędzy aniołami gości, kiedy ciało śmier­
telne na ziemi spoczywa. Wysokości łok. 1 i cali
13j-, szerokości łok. 1 i wier.
		

/KS_452048_II_L_0017.djvu

			6-ty i 7-my te dwa aczkolwiek nie duże Obrazki,
pierwszy Głowa Chrystusa Pana i drugi Chrystus po­
między Faryzeuszami zwracają uwagę znawcy ze
względu precyzyi cieniów i gradacyi światła, niemniej
śmiałości w wykonaniu.
8-my Obraz, Madonna pod białą osłoną ze zło-
żonemi rękoma jakby do modlitwy, z wyrazem skrom­
ności dziewiczej, tak co do kolorytu i układu, zdaje
się czynić miłe przypomnienie obrazu ze szkoły wło­
skiej Garofala, wysokości cali 23, szerokości cali 17-J.
9-ty Obraz—Sąd Ś. Pawła—posiada wiele szcze­
gólnych zalet mianowicie pod względem światła i ko­
lorytu. Niektóre zwłaszcza figury pod wpływem
natchnienia robione, mistrzowską wykonane są ręką.
Wysok. łok. 1 i cali 4, szerok. łok. 1 i cal. 9.
10-ty Portret Zofii Potockiej kopija z Lampiego.
Z rzadką wykonana jest cierpliwością i dokładnością,
a lubo koloryt i sposob traktowania od innych ma­
lowideł różny, wszelako i te trudności pokonane do­
wodzą , wysokiego poczucia i talentu w sztuce.
11-ty Obraz Maryi Egipcijanki, pięknie i śmiało
zaczęty lecz niezupełnie skończony. Wysokości łok.
1 i 9i wier., szerokości łok. 1 cali 2i.
Nakoniec 12-ty Obraz. Widok grobowca greckie­
go pod względem perspektywy i pewnej ręki arty­
stki, nie jednego miłośnika sztuki uwagę zwróci.
I oto są zebrane i wyrażone w krótkości
		

/KS_452048_II_L_0018.djvu

			we kwiaty estetycznego życia skromnej i cnotliwej
wedle pisma Ś. Niewiasty. Wszelakim siłom odpo­
wiada stosowny zarobek, ale czyny tej Chrześcijań­
skiej niewiasty w miarę wątłych Jej sił i zdrowia,
nie jednego zaprawdę mocniejszego na siłach, a
mniej chętnego ku pracy i ku czynom Chrześcijań­
skim przewyższyłyby męża!!— Zamiłowana w ci-
chem pożyciu i w gronie swojej rodziny, ś. p. Róża
Parczewska, prawie nigdy z domu się nie wydalała.
Raz tylko jeden w 1847 r., będąc z synowicą swoją
Salomeą w wodach Ciechocińskich, zwiedziła Często­
chowę i Warszawę, gdzie przez kilka miesięcy obło­
żnie była chorą na gorączkę; a od tego już czasu
corocznie podlegała zapaleniu płuc, i następnie z tejże
choroby 20 Października roku 1852 o godzinie 12
w nocy, po uprzedniem opatrzeniu SS. Sakramentami,
Bogu ducha oddała przy nieutulonym żalu i boleści
wszystkich ją otaczających. Do tej ostatniej wszakże
na tym świecie chwili życia, swoim zwyczajem naj­
mocniej się troszczyła, o los drogich jej sercu nie­
letnich dziatek braterskich Konstantego i Felicyi.
A. P. J.
		

/KS_452048_II_L_0019.djvu

			PBZEIÓWIENIE
X Michała Jfabłońskiego
Proboszcza Kiernowskiego
przy wyniesieniu zwłok ś. p.
liii Mwaitinw
22 Października, 1852
		

/KS_452048_II_L_0020.djvu

			■
,3 . ..v: , >
■u J.
> V ' • ■’ \
•> , .'
...
		

/KS_452048_II_L_0021.djvu

			Drodzy sąsiedzi i wy przyjaciele domu tego!— Ja-
, kiż smutny wypadek, nas wszystkich dzisiaj w to
miejsce zgromadził?... w to mówię miejsce; gdzieśmy
niekiedy wspólnie przelewali nasze uczucia; gdzieśmy
podzielali naszą wspólną radość; gdzieśmy chwile,
spokojnych godzin w szczero - życzliwej przyjaźni
przyjemnie i wesoło spędzali— Niestety! dziś wtem
miejscu, zbyt wielki smutek znaleźliśmy; właśnie jak
niegdyś w pośród Izraela, głos żalu i rozpaczy, ty­
siącem ust powtarzany, obija się o uszy nam: ,,o
Boże!... zabrałeś nam to, co najlepszego — to, co naj­
droższego mieliśmy!''''— Już w naszem gronie, naszej
Róży nam niedostaje; już Jej utęskniony wzrok nasz,
oglądać więcej tu nigdy nie będzie; już Ją doczesnie
utraciliśmy. Już nieubłagana śmierć nam Ją wy­
darła. Już straciliśmy Tę, której życie było cnoty
religijnej i towarzyskiej wzorem. Już Ta, która ży­
jąc dla wszystkich, dla wszystkich też żyć przestała.
O! ileż z tej nieodżałowanej straty, z tej wielkiej
szkody, wiele innych nam szkód wynikło!—
		

/KS_452048_II_L_0022.djvu

			w Niej pobożność; przykładną w obowiązkach wiary
Chrześciankę, parafia, drogą cząstkę owczarni
Chrystusa, cierpiąca ludzkość, swe wsparcie i całą
pociechę, zacna Rodzina, swą świetną ozdobę;
słudzy i poddani pełną dobroci Panią: zgoła wszy­
scyśmy w niej nieocenioną, niczem niepowetowaną
stratę ponieśli. Słusznie Ją przeto żałujemy żalem
wielkim: bo cóż może dotkliwiej zranić serce, jak
skon osoby ukochanej, osoby, którśj życie stanowiło
całe szczęście domu... całą chwil płynących przyjem­
ność?...—O! jeżeli kiedyś po śmierci odrodnego Absa-
lona, żal Dawida przebijał niebiosa i nieobrażał Bo­
ga, jeżeli boleśne wołania: ,,Absalonie! synu mój
Absalonie!” były słusznym wykrzykiem ojcowskiej
Dawida miłości, czyż tedy mniej słuszna?... czyż
mniej sprawiedliwa jest żałość Twa dostojna rodzino
Parczewskich!... po stracie—klęsce—boleści—jaką Ci
nieubłagana śmierć w tych dniach zadała?... chluba
dziewic, perła Rodziny, kochanie przyjaciół, jedyna
siostra swych Braci umarła!... ach! czujemy całą moc
tego smutnego wołania: „Droga Różo nasza!... Naju­
kochańsza Siostro nasza Różo!” Szanujemy przeto
wszyscy tę sprawiedliwą żałość, dzielimy ją z serca; już
oczy nas wszystkich łącząc łzy do łez waszych, wszyst­
kich nas serca, do wspólnej z wami przywiodły ża­
łości; a żałość ta powszechna, niechaj tłumaczy,
ile zeszła w Bogu Róża, od wszystkich
		

/KS_452048_II_L_0023.djvu

			była; ale gdy i tak jeszcze za słabe są współczucia
na pocieszenie, Cię strapiona Rodzino, dozwól
więc wznieść się głosowi szacunku i szczerej przy­
jaźni , aby przypomnieć na pociechę i ulgę strapio­
nym sercom Waszym, słowa litującego się Chrystu­
sa: że ,,Błogosławieni są umarli, którzy umierają
to Parni’'’— „kto wierzy we mnie, chociażby i umarł,
żyć będzie— Te słowa: jeżeli kiedy, to w obecnej
chwili największego nabierają znaczenia. Tu, gdzie
chrześcianska miłość, przyjaźń i szacunek, społem
nas wszystkich zgromadziła u bramy wieczności, iż-
byśmy skropiwszy łzami te szanowne zwłoki, już Je
na wieczny przeprowadzili spoczynek; a w sercach
wdzięczno - pomnych nie wygasłą utwierdzili pa­
miątkę.
Rozżalonym tą niepowetowaną stratą, jakąż inną
dać zdołam pociechę?... Jedno, i znowu toż samo, że
,,Błogosławieni są umarli, którzy umierają w Panu”—
i dalej: „kto wierzy we mnie, chociażby i umarł, żyć
będzie.” A tak : siostra wasza Róża, a nasza wierna
przyjaciółka żyje! — żyje duch Jej nieśmiertelny na-
łonie wiecznego odpoczynku i niezgasłej światłości!—
Pokój więc Tobie zacna Dziewico!! pokój Tobie,
przyjaciółko nasza!! szkoda, żeś zawcześnie z po-
środka nas odeszła — Twoje piękne przymioty, za-
krótko nas uweseiały! zostawiłaś dla nas po sobie
smutek i żal głęboki. Zaiste, my ludzie , gdybyśmy
		

/KS_452048_II_L_0024.djvu

			tylko na obecność pamiętali; gdybyśmy rozdzielając
się z miłą nam osobą, żadnej niekładli granicy ża­
lowi: to na ówczas nie tylko nam smucić się, ale
rozpaczać by było potrzeba. Lecz gdy Religia Świę­
ta,—gdy same nawet nasze wewnętrzne przeczucie
zapewnia nas: że nie tu jest kres naszego przezna­
czenia i nadziei; że owszem, grób jest koniecznem
przejściem z tego, do lepszego życia; że człowiek,
rodzi się by umierał; a umiera, aby żył wiecznie—
wypada więc nam, w obecnej chywili z ufnością wznieść
naszą myśl od znikomości do rzeczy wiecznie trwa­
łych; zwrócić oczy od tego nędzy padołu, do sie­
dliska szczęścia: — bo kiedy się wszystko dla czło­
wieka tu kończy; kiedy doczesność przeminie; kie­
dy dni życia ulecą, a gruba pomroka zamknie śmier­
telną powiekę; to w tenczas człowiek, tylko tę zie­
mię opuścił, to tylko ziemskie zakończył życie: ale
nie przestał on żyć poza grobem w Tej nieprzeży-
tej wieczności! tam więc go już szukać potrzeba
w wierze; tam go wspomagać modliwą.—
Oby więc to słońce życia wiecznego, osuszyć
zdołało łzy wasze! oby ta powszechna żałość, tych
tłumnie zgromadzonych tu kmiotków—głęboko zasmu­
conych sług i domowników; oby ów szacunek, jaki
na ustach nas wszystkich spoczywa; oby ten żal
nieutulony, jaki serca nas wszystkich napełnia;
zdolnym był złagodzić boleść waszą zasmucona
		

/KS_452048_II_L_0025.djvu

			dzino!... a szczególnie żal Twój zawsze szczerze ko­
chający swą siostrę Alexandrze! niemniej jak i nieobe­
cni tu, Konstanty i Antoni! Oby to przekonanie, że Bóg
dobrotliwy, duszę ukochanej siostry waszej Róży,
przyjmie do chwały swojej, mogło przynieść Wam
zupełną pociechę!— Niechaj Twa wielka wiara, drogi
Alexandrze, i pocieszająca Religia, staną się balsa­
mem gojącym cierpienia serca Twojego: a pamięć,
że życie Twoje jest jeszcze potrzebnem dla Domu
tego, niedozwoli uledz zbytniemu żalowi: lecz pro­
wadzi Cię przed ołtarze Zbawiciela naszego, który
tam tylko pociesza wszystkich zbyt zasmuconych
przed chwilą. Wy zaś na wpół osierociałe młode
szczepki Rodu Parczewskich, Kostusiu i Felisio!
straciwszy tę troskliwą zastępczynię waszej matki,
rosnijcie pod opieką Boga, na pociechę i podporę
dziś strapionego, a do Was wielce przywiązanego
stryja waszego Alexandra ; oraz pomnijcie w modli­
twach, jakie z niewinnych serc waszych wylewać
się będą, o duszy zmarłej Cioci waszej Róży.
Jeszcze gdy na ten Dom wspomnę; gdy na was
wielce zasmucone tym zgonem Salunio! Stefanio i
Wiktoryjo! jako nieodstępne nieboszczki Towarzy­
szki i przyjaciółki! swą zwracam uwagę; gdy wni­
kam w uczucie serc waszych, pozwólcie! niech ten,
co tyle słuszny żal wasz szanuje i współ podziela,
w smutku i we wszystkiem.... ukaże i
		

/KS_452048_II_L_0026.djvu

			Wszechmocną Boga Prawicę. Bóg Abrahamów, co nie­
gdyś zażądał od Izaaka ofiary; Bóg cierpiącego proroka,
co go rodziny, dostatków i wszelkich pociech po­
zbawił ; Bóg, mówię; tych trapionych, jest Bogiem
i waszym! Panem i Rządcą Najwyższym! — On za­
żądał i od Was zbyt cennej ofiary, alić razem upo­
mina słowy Pawła Ś. ażeby nie gardzić Jego nawie­
dzeniem, ani słabnąć od dopuszczonego na was
nieszczęścia! — Pamięć na Boga, niech wybudzi cał­
kowite poddanie się woli Jego; Święta Religia nie­
chaj osuszy łzy Wasze, a przynajmniej niech w ser­
cach waszych, uśmierzy boleści gwałtowność. Po­
wierzcie żal wasz świętym modlitwom, kędy jest
droga do pociech dla wszystkich strapionych i nie­
szczęśliwych.
A teraz idźmy społem wszyscy, których zgon
w Bogu zeszłej Róży, zasmucił, u trap ił, przeraził;
idźmy wszyscy znajomi! przyjaciele! i wy zapłakani
słudzy i domowniki!—Idźmy, mówię; wszyscy; a Te
szanowne zwłoki naszej dozgonnej przyjaciółki na
miejsce już wiecznego Jej spoczynku przeprowadźmy.
Złączmy razem nasze smutki, nasze tęskne westchnie­
nia i nasze boleści, i złóżmy we wspólną jedną mo­
dlitwę :
Wieczny spoczynek, daj Róży Panie! a Świa­
tłość wiekuista niechaj Jej świeci.
		

/KS_452048_II_L_0027.djvu

			PRZEMÓWIENIE
X. Fortunata Ciechanowskiego
Professora Seminarium
po wkiesiekiu zw łok ś. p.
w t> r
DO KOŚCIOŁA W NIEMENCZYNIB
22 Października 1852
		

/KS_452048_II_L_0028.djvu

			i •
		

/KS_452048_II_L_0029.djvu

			Czujcież tedy; bo nic wiecie dnia ani godziny.
Math. XXV. 13.
Chryzostom, podając wiernym prawidła życia i
przez to chcąc przysposobić duszę chrześcijańską do
szczęśliwego zejścia z tej ziemi powiada, że przygo­
towanie się na śmierć szczególniej zalgży na czuwa­
niu. Ażeby się dobrze przygotować na śmierć, trzeba
ustawicznie czuwać przeciw'ko niespodziewanym jej
napadom, i to będzie treścią mej mowy.
Ktoby uwierzył temu, mili bracia, że można
znaleźć ochronę od śmierci, zabezpieczyć się od niej
i w niejaki sposob zmienić jej charakter zabójczy
w żywotny?— oto ważna tajemnica, której Zbawca
świata przedsięwziął nas nauczyć; i ta tajemnica za­
wiera się w tem jednem słowie czuwajcie. Do tego
słowa, zda się, Syn Boży przywiązał
		

/KS_452048_II_L_0030.djvu

			błogosławieństwo. Tem słowem kończył on prawie
zawsze wszystkie swe boskie nauki, a wykonanie
tego słowa jest jakby skróceniem i treścią chrześci­
jańskiej mądrości. Bo do czegóż zmierza mądrość
Ewanielii? oto do wielkiego dzieła zbawienia. Od
czegóż zależy to najważniejsze dzieło ? od śmierci. I
jakiż sposób pewniejszy i skuteczniejszy do zabezpie­
czenia się od śmierci i do zasłonienia się od niespo­
dziewanego jej napadu, jak czuwanie?
„I w samej rzeczy, powiada S. Bernard, szcze­
gólne okoliczności śmierci pomimo najsilniejszych
starań zawsze będą dla mnie niewiadome, ale jak­
kolwiek bądź śmierć niewiadomą jest, mogę atoli
zrobić tak, że mię nigdy niezawiedzie. Pomimo wszel­
kich mych zastanowień i badań dla przeniknienia
w przyszłość nigdy jednak niedowiem się o czasie,
o miejscu i o rodzaju mej śmierci, a to dla tego, że
te są tajemnicą, które Ojciec niebieski zachował w swej
wszechmocności i wszechwiedności. Ale niewiedząc
czasu śmierci, mogę żyć w każdej chwili w takiej
baczności nad sobą, że nie będzie godziny, w któ-
rejby śmierć niezastała mię czuwającym niewiedząc
miejsca śmierci mogę atoli tak oczekiwać na każdem
miejscu, że nie będzie żadnego, gdziebym nie był
zasłoniony od jej zasadzek: nieznając rodzaju śmierci
t. j. niewiedząc czy będzie powolna lub nagła, spo­
kojna lub w okropnych boleściach, czy będę
		

/KS_452048_II_L_0031.djvu

			umysł spokojny przy śmierci, czy strwożony, mogę
jednak przedsięwziąć takie środki, że śmierć nie bę­
dzie nigdy niespodziewaną. Oto co stanowi różnicę
między Pannami mądremi, których wspomina Ewan-
gielija , a Pannami nieroztropnemi. Jedne nie więcej
wiedziały od drugich o chwili przyjścia Oblubieńca,
lecz w tej niepewności jedne zawsze trzymały po­
chodnie zapalone, a przeciwnie drugie zdrzymały i
pochodnie ich zagasły.”
I to jest właśnie, mili bracia, za co powinniśmy
oddać pokłon Opatrzności Boskiej. Albowiem przez
tę niepewność Bóg utrzymuje nas w porządku i znie­
wala do ustawicznego czuwania nad czynnościami,
do mierzenia wszytkich kroków naszych, do waże­
nia każdego słowa, do oczyszczania myśli, do urzą­
dzania chęci i pożądań serca. Gdybym wiedział, kie­
dy, gdzie i jak umrę, możebym żył w najgłębszym
spoczynku. Przeciwnie niepewność czasu, miejsca
i sposobu śmierci zmusza mię do pilnego nauczenia
się wszystkich obowiązków i do należytego ich wy­
pełnienia.
O jakże wiele jest ludzi często najprzezorniejszych
i najuczciwszych, co o tej prawdzie zapominają i
wiedzieć nie chcą. Cóż innego można pomyślić, gdy
widzimy ludzi takich ze wstydem Chrześcijaństwa
we wszystkich stanach, — ludzi,— którzy chcą być
czujnymi i zdolnymi do wszystkiego, a zaniedbywają
		

/KS_452048_II_L_0032.djvu

			jedno najważniejsze dzieło zbawienia, ludzi tyle
uważnych na najmniejsze korzyści życia , a puszcza­
jących na traf główny interes, który śmierć ma roz­
wiązać; ludzi przepędzających dnie, miesiące i lata
na urządzaniu rachunków i zdaniu sprawy przed in­
nymi ludźmi sobie podobnymi, a nie myślących nigdy
0 urządzeniu tego wielkiego rachunku, który zdać
muszą kiedyś przed Bogiem? O jakież to jest zaśle­
pienie wielu Chrześcijan! dałby to Bóg, byście w ich
liczbie nie byli. Bo gdzież dzisiaj sługa wierny i
roztropny, któryby zawsze czuwał na przyjście Pana
swego? Ijestże to czuwanie odkładać do chwili śmierci
wykonanie pewnych obowiązków, opłacenie długów
1 uczynienie restytucyi które dla potomstwa staną się
nowym przedmiotem występków i powodem potę­
pienia ; — nagrodzenie sług, objaśnienie trudności i
wątpliwości, których rozwiązanie zależy od tysiąca
okoliczności, pojednanie się z nieprzyjacielem i t. d.?
Czyż to czuwamy, kiedy się tak mało ćwiczymy
w dobrych uczynkach, kiedy tak łatwo grzeszymy,
kiedy w grzechach trwając nieuciekamy się do po­
kuty i wystawiamy się tym sposobem na wszystkie
skutki niespodziewanej i złej śmierci.
Ach! mili Bracia, chrońmy się tego nieszczęścia.
Lękajmy się śmierci, ale oszczędzajmy tak tę bojaźń,
ażeby ona służyła nam za obronę; czuwajmy w tej
chwili, gdy się lękamy. Przy wódźmy sobie
		

/KS_452048_II_L_0033.djvu

			na pamięć owe przekonywające porównania, których
używał S. Chryzostom dla przedstawienia jaśnie
swym słuchaczom prawdy, rozważanej obecnie. Bo,
nikt nieuzbraja, mówił ten S. Ojciec okrętu płyną­
cego na otwarłem morzu, kołysanego bałwanami i
i blizkiego utonięcia, lub rozbicia się ; — nie myśli
fortyfikować miasto, gdy się zbliżył już nieprzyjaciel
i obiegł je, i nie zaczyna ubierać pałacu gdy król
już weń wchodzi. Te przykłady lepiej od wszelkich
rozumowań dają nam poznać niezbędną potrzebę
czuwania.
A S. Grzegorz dodaje: „Nie będzie już czasu do
gotowania się na sąd Boży, gdy się ukażą owe znaki
zwiastujące przyjścia Syna człowieczego, nie mówię
na niebie i na ziemi , ale w nas samych: kiedy się
zaćmi słońce, t. j. kiedy nasz rozum będzie w po-
mięszaniu, w nieładzie i w ciemnościach , w które
zwykle obecność i okropność śmierci go wprawia,
gdy się zaćmi księżyc t. j. gdy nasza wola oznaczo­
na niestałością tej gwiazdy osłabiona i skołatana nie
będzie w stanie uczynić żadnego przedsięwzięcia: gdy
z firmamentu gwiazdy będą padały t. j. gdy zmysły
nasze strwożą się i gdy je stracimy.”
Przypomnijmy sobie piękną uwagę S. Augustyna
który powiada, że iżby umrzeć po chrześcijańsku
nie dość jest, gdy się zbliża śmierć myśleć o niej,
przygotowywać się, ale trzeba już być
		

/KS_452048_II_L_0034.djvu

			nym, a to dla tego że Jezus Chrystus, którego wszyst­
kie słowa są wyrokami i który umiał zamknąć w je­
dnym wyrazie najgłębsze tajemnice zbawienia, nie
powiedział do nas: „gotujcie się wówczas, ale bąaztie
gotowi.” Zkąd idzie okropny ten wniosek, że jest czas
w którym można się gotować na śmierć i być od­
rzuconym od Boga. Tak się przytrafiło owym Pan­
nom nieroztropnym, one się gotowały, biegły po olej
dla swych pochodni, ale już było za poźno; Oblu­
bieniec wszedł do sali, a one wróciwszy znalazły już
drzwi zamknięte. Ileż to umierających odrzuca Bóg
wówczas nawet, gdy się przygotowują; oni się obu-
dzają z letargu, biorą do rąk pochodnią wiary, lecz
braknie im namaszczenia miłości i oni się niepokoją
i trwożą; w tern się zbliża oblubieniec, porywa ich
śmierć, bramy miłosierdzia dla nich zamknięte i Bóg
ogłasza, że ich niezna.
Bądźcie więc zawsze gotowi, mili bracia, i niech
to przygotowanie nie zależy tylko na zamiarach płon­
nych i bezskutecznych, ale na czynach i skutkach
na rachunku sumienia, na częstych spowiedziach, na
świętych osobnościach, na pożytecznych czytaniach,
na jałmużnach, na modlitwach, na wszelkich ćwicze­
niach Chrześcijańskich, bo bez tego wszystko jest
zwodniczym pozorem, złudzeniem.
Ale jakaż jest praktyka tego czuwania tak nie­
zbędnego
		

/KS_452048_II_L_0035.djvu

			Oto sprowadzam ją do 3cli punktów, które za­
wierają w krótkości całą moralność Ewangelii, i
które są jakby głównemi zasadami naszego sprawo­
wania się względem śmierci. Naprzód trzeba być
zawsze wstanie w jakim byśmy chcieli umrzeć, a
przynajmniej nie być nigdy w stanie, w którymbyśmy
się wzdrygali na wspomnienie o śmierci, a to dla
tego że można umrzeć wszędzie i w każdej chwili.
Poiołóre, trzeba czynić wszystko przez wzgląd na
śmierć; dla tego nie potrzeba nic przedsiębrać, nie
wykonywać, nie urządzać codziennych spraw pier-
wiej, nim w myśli niepostawimy siebie w obec wie­
czności i śmierci, niepomyślimy o zdaniu rachunku
przed Bogiem z każdej sprawy. Uprzedzeni tą myślą
już nie chcemy, nie mówimy, nic nie czynimy, coby
nie było według prawa Bożego. Potrzecie, trzeba
często wchodzić w siebie samego, badać siebie, aby
dobrze poznać wszystkie swe obowiązki, wszelkie
dobro, które należy wykonywać, a którego niewy-
konywamy, wszelkie zło, którego się chronić należy,
a nie chronimy się. Dla tego wszystkiego trzeba
wyznaczyć sobie pewny czas w roku, w miesiącu,
w tygodniu, rozmyślać o tem, czynić mocne posta­
nowienie , opłakiwać przeszłość, zapewniać sobie
przyszłość i nabywać coraz większej bogobojności.
Tym sposobem bojaźń nasza staje się naszą najpo­
tężniejszą podporą, bo służy do obudzenia w
		

/KS_452048_II_L_0036.djvu

			czujności. W takich też usposobieniach była ś. p.
Róża Parczewska, która spędziła z zasługą 53 lata
na tern wygnaniu. Od lat prawie młodocianych go­
towała się na śmierć. Wy, którzyście czas niemały
zostawali w blizkich stosunkach ze zmarłą, którzy­
ście byli obecnymi wszystkich chwil ostatniej jej sła­
bości, poświadczycie prawdziwość słów moich.
Z jaką spokojnością czekała wyroku niechybnej
śmierci, jak się korzyła przed potężną prawicą Pań­
ską, jak uwielbiała Boga Ojca swojego! Wiadomo
wam, że, choć ciało jej upadało pod srogą boleścią,
wielka atoli jej dusza nieupadła nigdy w wierze przed
Bogiem. Widzieliście na twarzy wyrytą pociechę
nadziei, zadziwiającą wytrwałość w cierpieniach i
łagodne jej w Bogu skonanie.
„Błogosławieni umarli, którzy w Panu umierają.”
S. p. Róża Parczewska wśród boleści zasiewała,
spodziewać się możemy, że zbiorem jej teraz będzie
radość. Strumieniami czerpała ze źródła dolegliwo­
ści, teraz stanęła przy niewyczerpanem źródle ży­
wota. Bóg sam karmić Ją będzie obfitością swego
domu, jako sprawiedliwy Sędzia udzieli Jej zasłużoną
koronę. Oddawna już nagromadziła sobie skarbów
niebieskich, całe Jej życie było poświęceniem dla
bliźnich, ścisłem dopełnieniem obowiązków. Ale nie
będę tu wyliczał Jej zasług, Bóg sam je policzył
niezatartem pismem skreślił je w księdze żywota,
		

/KS_452048_II_L_0037.djvu

			niemi wzbogacona stanęła przed Bogiem!—Zostawiła
nam świetny przykład dochowanej cnoty aż do kresu
życia; naśladujmyż ją, równie jak ona żyć w Panu
pragnijmy, równie jak ona pragnijmy umrzeć w Panu.
Wytrwajmy w trudach, mężnie postępujmy wśród
przykrych doświadczeń, po Ciasnej i śliskiej drodze,
która nas prowadzi do żywota. Przyjdzie czas, co
mówię! wieczność cała; tam odpoczniemy. Kiedy
nas wszystko opuści, kiedy my od wszystkiego oder­
wać się będziemy musieli, uczynki tylko nasze to­
warzyszyć nam będą przed tron wiecznego Boga.
Całe życie nasze niechaj będzie świątobliwe, naten­
czas i śmierć taką będzie. Zawsze szukajmy Boga
we wszystkiem, a znajdziemy go i w śmierci, po­
siądziemy go wiecznie, w nim się cieszyć będziemy:
wiecznie będziemy szczęśliwymi. „Błogosławieni u-
marli którzy w Panu umierają.”
		

/KS_452048_II_L_0039.djvu

			MOWA POGRZEBOWA
miana przy złożeniu zwłok ś. p.
W N1BMBNCZYN1E
2 3 Października 185 2 r.
PRZEZ
X. Augustyna Lipnickiego,
Professora Semlnarjuin
		

/KS_452048_II_L_0040.djvu

			V
'
■
■
		

/KS_452048_II_L_0041.djvu

			„Omylna wdzięczność i marna jest piękność,
niewiasta bojąca się Boga, ta będzie chwalona!
Przypowieść XXXI. 30.
Jakaż wieść smutku, jakiż to głos jękliwą trąbą ża­
łoby nas tu zgromadza, nas trwoży i łzy wyciska?
Jakież to brzemie nowe, krzyż świeży do licznych
brzemion i krzyżów dawnych na barki^ nam włożył
Najwyższy? Cóż tak zasępia stroskane serca nasze,
cóż to okrywa kirem żałoby sąsiedztwo całe, świą­
tynię Pana i czoła wasze, słuchacze! ?.. Ach! myśl
moja, serce moje zlewa się z myślą waszą, z sercem
waszem u tego śmierci pomnika. Tuśmy się zbiegli
duszą; zdumiali, przerażeni i smutni stoimy nadgar­
stka prochu. Omdlałym, zbłąkanym wzrokiem pró­
żno szukamy drogiej osoby... Zgasła, zniknęła...
niesłyszą głosu, niewidzą łez, smutku martwe Jej
zwłoki. Ugodzeni śmiertelnym ciosem w
		

/KS_452048_II_L_0042.djvu

			stronę serca Bracia, strapieni krewni, domownicy,
przyjaciele , sąsiedzi, poddani — daremnie w tych
martwych szczątkach ulgi szukacie. Wznieście się
duszą na skrzydłach wiary tam, gdzie Ojczyzna nasza,
gdzie Ojciec niebieski, gdzie i Jej dusza zapewnie
stanęła; tam ulga dla was, tam pociecha, tam tylko
ochłoda jedyna. Wygnańcy raju, tułacze ziemi prę­
dzej lub później wszyscy smutną pielgrzymkę życia
zakończym, w garstkę się prochu zamienim, staniem
w podwojach wieczności, i jakże szczęśliwi będzie­
my, jeśli się tam przeniesieni, kędy spoczynek wie­
czny, nagroda i chwała; kędy się wszystko wynosi
z tej ziemi, co najlepsze, najdroższe sercom naszym,
co najgodniejsze Boga i Nieba.—Póki żyjemy jednak:
krzyże , cierpienia codzienną strawą, łzy napojem
serc naszych być muszą. „Błogosławieni, którzy pła­
czą,” mówi Zbawicie] świata (Math. V—5). błogo­
sławieni , szczęśliwi wiecznie będziemy, jeźli łzy
nasze Bogu się spodobają, błogosławione będą od
Boga. I dzisiaj smutne są serca nasze; — i dzisiaj
płaczem, ale płaczmy w Bogu i w Jego ręku Ojcow­
skich złóżmy ofiarę serc naszych i nasze krzyże „On
nas pocieszy i smutek w radość zamieni”— (Joan.
XXI—20). Korzystajmyż z tej uroczystśj i pożegnal­
nej chwili. W gorących modłach polećmy Bogu mi­
łosiernemu duszę ś. p. Róży Parczewskiej, a własne
dusze obdzielmy drogą spuścizną pięknych Jej
		

/KS_452048_II_L_0043.djvu

			czynów i pociech wiary, które w obecnej okoliczno­
ści Kościoł nam niesie.— To będzie treścią mowy.
Boże wielki! zawsze potężny! wywiodłeś z nice-
stwa światy, — nicestwU je wrócisz chwilowie. I
z garści prochu stworzyłeś ciało nasze, w garść je
prochu zamienisz. Nas niedołężnych, zmysłowych
ludzi bardziej uderza, przeraża Twoja potęga, kiedy
wywracasz i niszczysz, niż kiedy tworzysz, budu­
jesz. Rychlej z uśpienia przebudza chłosta i kara, niż
głos miłości, dobrodziejstw Twoich. Spraw litości­
wie, byśmy w obecnej przygodzie ze smutku w na­
dzieję , z nadziei w miłość dla Ciebie urośli. Niech
głos tej klęski, kary nad nami przebudzi serca
zamarłe, zwróci ku Tobie. Niechaj poznamy wszyscy,
żeś Pan nasz Bóg nasz! A rany dusz naszych ukoj
balsamem pociechy Twojej, a duszę ś. p. Róży przyjm
litościwie w Ojcowskie objęcia!
Niewielki zakres i szczupłe pole działania chrze­
ścijańskiej niewiasty. Płci męzkiej otworzył Stwórca
wszystkie bramy społeczne i wszystkie drogi życia;
niewieścią zamknął w obrębie życia cichego, w ści­
ślejsze ujął granice. Tamtej władaniu oddał świat
cały. świat moralny, naukowy, materyalny; tej zaś
maluśki światek w kole rodzeńskiem zamknięty
w cztery mieszkania ściany. Tamtej wszystkie za­
szczyty i wszystkie prace, wszystkie zawody i
wszystkie niebezpieczeństwa; wszystkie
		

/KS_452048_II_L_0044.djvu

			szczeble i wszystkie ciosy; tej dał zaledwie kilka
stanowisk: matki, małżonki, pani domu, dziewicy-
wdowy... ale tych cichych urzędów rozciągłość
więcej ściśniona, więcej też ożywioną być może.
Jak gdy ognisko w szczuplejszy i potulniejszy obręb
zamknięte, rzęsistszem światłem sieje, jaskrawsze
rzuca promienie: tak światło duszy kobiecej w dro-
bniejszem kołku życia zawarte, trwalej i przezro-
czyściej jaśnieć jest w mocy. Oto dziewica Anioł,
oto małżonka, matka, pani domu, w której się wszyst­
kie niewieście cnoty uosobiły; niby gwiazdy duchowe,
niby rajskie światełka słowy i życiem przyświecają
rodzinie w szczęściu i niedoli, w radości i smutku,
w zdrowiu i cierpieniach, w każdej dobie żywota.—
Jakaż dusza obojętną zostanie, czyjeż się serce nie-
wzruszy na widok tego światła świętego, które się
widzi w osobę wcielone, na które się patrzy co­
dziennie , z którem się ciągle spotyka, które uwiel­
bia , podziwia?— Płeć z przyrodzenia samego upo­
sażona tyle w łagodność, słodycz gorącą miłość
wszystkiego co boskie, święte i piękne nie jestże
zdolną przelać te drogie skarby duszy w serca i
dusze dziatek, rodzeństwa, przyjaciół? — Któż dziś
przewodniczy najczęściej rodzeństwu, domowi całe­
mu bogobojnością, pobożnością, cichemi cnotami?—
Któż to jak Anioł stróż czuwa nad kolebką dziecię­
cia , kto pierwszym jego nauczycielem i
		

/KS_452048_II_L_0045.djvu

			kiem życia ? — Któż to na rolę serc młodziuchnych
pierwsze rzuca nasiona prawdy i cnoty, któż je po­
lewa ze łzami w oczach, z modlitwą w ustach,
z miłością w sercu?— Kto pielęgnuje długo, staran­
nie, nim z ciała wzrostem urośnie dusza dziecięcia,—
nim uposaży ją w drogą spuściznę ojców wiary i
cnoty?—Komuśmyż, naprzód po Bogu i matce Ko­
ściele, winni swą wnętrzną wartość i szczątki cnót
nadpradziadów, co się gdzie niegdzie w naszem spo-
łecznem przeświecają życiu ? — Wróćmy wspomnie­
niem w ubiegłe lata młodzieństwa, rzućmy się
w objęcia najdroższych matek, a tu się nauczymy,
tu przekonamy, ileśmy od nich wzięli,—o ile z bożej
woli płeć żeńska nie samem życiem ciała, ale i duszy
życiem posaży rodzaj człowieczy.
Powaby ciała i dalsze światowej barwy przy­
mioty, w które duch mody przesadnie stroi płeć żeń­
ską, których się od niej nad wszystko domaga,
czemże są w obec niebiańskich tych ozdób i wieczno­
trwałej piękności ducha, co z Boga wyszła, do Boga
wraca; co nigdy nie więdnie, niebiednie, niegaśnie
ani pod kosą śmierci, ani za grobem w wieczności.
Owszem z każdym dniem życia coraz się świeższą,
promienistszą i nadobniejszą stawa;—coraz się bar­
dziej przybliża do wzoru niestworzonej, najdosko­
nalszej piękności, którą jest Bóg sam i który wy­
rzekł do nas przez usta Syna swego: „Bądźcie
		

/KS_452048_II_L_0046.djvu

			skonali jak Ojciec wasz niebieski doskonały jest.”
(Math. V—48). Pięknością taką chrześcijańskich nie­
wiast są ciche, często nieświetne przed światem
cnoty: anielska czystość myśli i uczuć, świeża nie­
winność życia , słodka łagodność , pokorna cichość,
pobożność i bogobojność głęboka , żywa wiara , go­
rąca miłość Boga i bliźnich. Takie i tym podobne
ozdoby duszy niby rajskie gwiazdy rzęsistem świa­
tłem jaśnieją w kole rodzinnem, społecznem, dro­
gie są ludziom i Niebu miłe ; zdolne zwabić na zie­
mię Boga Samego, jak niegdyś piękność duszy Maryi,
z Nieba sprowadziła na ziemię oblubieńca dusz na­
szych Jezusa Chrystusa.
Ztąd pismo boże zachwala Ester Królowe, „iż
nieszukała strojów białogłowskich.” (Ester II. 15).
Na innem zaś miejscu za to wychwala niewiastę,
że „szukała wełny i lnu i robiła dowcipem rąk swo-
,,ich, i w nocy wstawała i dała korzyść domowni-
„kom swoim i pokarmy służebnicom swoim. Rękę
„swą otworzyła ubogiemu, a dłonie swe ściągnęła
„ku niedostatecznemu, nie będzie się bała domowi
„swemu zimna śnieżnego: bo wszyscy domo-
„wnicy jej mają po dwu sukniach. Usta swe
„otwarła mądrości, a zakon miłosierdzia na języku
„jej. Upatrowała ścieżki domu swego, a chleba pru-
„żnując nie jadła.” To zaś wszystko ostatecznym
zamyka wyrokiem: „Omylna wdzięczność i
		

/KS_452048_II_L_0047.djvu

			„jest piękność: niewiasta bojąca się Boga, ta będzie
„chwalona.”
Jakżeż słodko przy świetle tych uwag i pod tej
prawdy wpływem spocząć zbolałym wzrokiem na
tych zwaliskach wątłego domku pięknej przed Bo­
giem duszy ś. p. Róży Parczewskiej!—Jakżeż rosko-
sznie na tem domowem , niezbyt rozległem, a tyle
ważnem, tyle bogatem w nadzieje polu życia nie­
wieściego spotkać się z życiem ś. p. Róży!
Urodziła się 15 Września 1799 r. z Jaśnie Wielmo­
żnych PP. Ignacego i Salomei z Dziewońskich Pułkowni-
kowstwa Parczewskich, Parafijan Niemenczyńskich
i w tejże Parafii urosła, spędziła i zakończyła dro­
gie dni swoje. Jak rajski kwiatek rosła i rozkwitała
piękna dziewicza Jej dusza na gruncie wiary, pod
tarczą bojaźni bożej, pod ciągłym wpływem czystej
Chrześcijańskiej miłości! — Szły dni za dniami, rok
za rokiem gonił, a na dziewiczej serca Jej roli po­
bożność i miłość Boga coraz się głębiej, coraz prze­
stronniej krzewiły.—Żadna rosa nauki, żaden po­
siłek pięknego przykładu, żaden tajemny powiew
Ducha Świętego niemarniał i niezastygał na Jej pło­
miennej duszy. Przekonywało się o tem rodzeństwo;
doświadczali domownicy wszyscy, gdyż piękność
duszy palonej świętym ogniem miłości Boga i bliźnich,
musi koniecznie wytryskać w życiu i w powierz­
chownych odbijać się znakach. Jej blasku rajskiego
		

/KS_452048_II_L_0048.djvu

			nic przyćmić, wonności niebiańskiej nic w świecie
spłoszyć nie może: wszyscy co mają dusze szlachetne,
uczuć ją muszą zetknieniem serca swego z sercem
niewinnej niby anielskiej istoty. Przed i po stracie
rodzica zdarzonej w roku 1821 dla swoich braci,
WW. Im. PP. Alexandra i Konstantego Parczewskich
była ciągłą pociechą, uosobioną miłością siostrzeń-
ską. Dowiodła im jeszcze w chlubniejszy sposob
przywiązania swojego, gdy dla całości ich majątko­
wych położeń, a bardziśj, by nierozdzielnie z Nimi
życia całego chwile podzielać, dla Nich wyłącznie
pracować, żyć dla Nich, zrzekła się drogich nie­
wieściemu sercu zaszczytów matki, małżonki. Stała
się matką, raczej siostrzeriską miłość z macierzyńską
złączywszy, sześcioletniemu bratu swojemu W. Anto­
niemu Parczewskiemu i siostrą czułą i matką uczuć
najtkliwszych, najgorliwszych starań i opiekunką była.
Odtąd najmilszym dla Niej przedmiotem stała się
ważna macierzyńska powinność: wychowania na nie­
wzruszonych i życiodawczych wiary zasadach po­
tomstwa braci swoich. Opatrzność, której wyroki
nam niezbadane, tyle boleśnych sieroctwa i cierpień
ciosów, tej szalechetnej zadała Rodzinie, dziwnem
zrządzeniem zdarzyła, że macierzyńska opieka ś. p.
Róży dla dzieci dwojga braci niezbędną była. Pojęła
nowe swe posłannictwo ś. p. Róża Parczewska;
uczuła całą ważność brzemienia, co na Jej
		

/KS_452048_II_L_0049.djvu

			Najwyższy złożył, i z pełnych uczuć miłości, z ca-
łem poświęceniem się Chrześcijanki jęła łagodzić cier­
pienia, nagradzać te straty, jakie rodzeństwu i ma-
luchnym sierotom braterstwa dotkliwe losy zadały.
Tym to sposobem córka starszego brata WJPana
Aleksandra Parczewskiego, Panna Salomea Jej winna
całe swe wychowanie, a dwoje malutkich po matce
sierot młodszego brata W. P. Antoniego, Kostuś i
Felisia, było przedmiotem głównym troskliwości naj­
czulszej ostatnich pięciu lat życia ś. p. Róży. Któż
policzy ile to myśli, uczuć i ofiar z zapomnieniem
o sobie, dla nich poświęciła! Ileż modłów gorących,
ile błagalnych ofiar za niemi w Niebo przesłała!
Przebóg! śmierć nieubłagana przerwała dzieło niedo­
konane, wielkie dzieło! wychowanie pobożne dwojga
sierocych istót, którym bogate może nadzieje daleka
przyszłość wróżyła. Biedne sieroty! już poraź drugi
tracicie matkę; poraź już drugi i ostatni zarazem.
Ach! Bóg niech odtąd Ojcem, a dwakroć matką
wam będzie. Smutne Rodzeństwo! spadł wieniec
z głowy Twojej, znikła pociecha i chluba Twoja.
Śmierć Ci wydarła osobę, tylą najsłodszemi ogniwy
spojoną; skruszyła silną Domu podporę, porwała
duszę towarzyskiego życia Twojego, w tenczas gdy
Ci najwięcej potrzebną i pożądaną była... Wielka jest
strata Twoja, głęboka rana w sercu; jednak się po­
krzep i nieupadaj na duchu. Krzyżem jest życie
		

/KS_452048_II_L_0050.djvu

			sze, a meztwo siłą. Oto Zbawiciel w osobie Matki
wdowy po jedynaku strapionej, i Twojej duszy po­
ciechę niesie, i Tobie mówi: „Niepłacz.” (Luc. VII.
13). Toć słowo Boga, słowo życia i wszelkich po­
ciech, słowo potężne, które z nicestwa porywa światy
do bytu, zdolne jednym odgłosem śmierć w życie,
łzy smutku we łzy radości, krzyże w roskosze,
dolinę płaczu w raj istny zamienić. Ufajmy tylko,
i czystem sercem w Bogu jedynie pociech szukajmy,
a niezawiedzie i nieopuści nas.
Niełudźmy siebie i niezawodźmy, słuchacze ka­
tolicy, zowiąc najczulszą miłość rodzeństwa, płodną
w ofiary i poświęcenia się wielkie, tylko powszednią
rzeczą i pospolitą cnotą. Wprawdzie jest ona pier­
wszym po Bogu serc naszych odgłosem, pierwszem
uczuciem. Lecz jakże słaby głos ten, jakże uczu­
cie to zimne, mdłe i niestałe, gdy się nie wspiera na
skale wiary, gdy niezasila ogniem chrześcijańskiej
miłości! Lada wiatr przeciwności wyziębia je, lada
powód niesnaski rozrywa, lada burza niezgody roz­
trąca. Spojrzyjmy w około siebie: strach nas ogar­
nie,—struchlejem. Tu syn na ojca, ojciec na syna
zastawia sidła i zdrady knuje. Tu matka córkom,
a córki matce złorzeczą. Tam powaśnieni w otwar­
tej wojnie zaledwo w domach się mieszczą małżon­
kowie nieszczęśni: dwa serca zaprzysiężonej wobec
ołtarzów wierności, niby dwa ognie działowe
		

/KS_452048_II_L_0051.djvu

			kielną złością nawzajem dyszą. Owdzie rodzeństwo
całe rozbite i rozdzielone duchem, swarliwe, śpik-
nięte na się wzajemnie, w codziennem życiu wysta­
wia obraz piekła. 1 małoż dzisiaj rodzeństw takich,
małżeństw, dzieci, ojców i matek na świecie?
Wpatrzmy się w serce człowieka. Cóż zmiennej-
szego, przewrótniejszego i wątlejszego być może?
Oto, jak dziecko cacka chwyta się jednej rzeczy,
w jeden zatapia przedmiot i wnet go porzuca i depce,
goni za drugim, już go namiętnie porywa, ale na­
tychmiast i ten przed nogi srzuca,  i znowu goni—
i znowu depce: tak dalej i dalej toż samo i jedno,
aż gdy znużone i skołatane próżnem ściganiem, a
nieposłuszne głosowi Boga, stronne od Jego światła
i ognia, w skale się kruszcu zakuwa, albo się nu­
rza w występków kałuży, lub w ciasnej i niedostę­
pnej twierdzy samolubstwa zamyka. Tak to serce
ludzkie, bez Boga i chrześcijańskiej miłości, ście­
śnia się, marnieje w ohydny potwór, albo się w bryłę
skalistą przemienia; a najpiękniejsze, najpowsze­
chniejsze uczucia wrodzone, jak lekkie dymy i drobne
pyłki pierzchają i nikną na zawsze.
Miłość rodzeństwa ś. p. Róży Parczewskiej nie
na pajęczej światowych zasad podstawie, lecz na
odwiecznej opoce wiary była opartą, jak ów dóm
ewangeliczny zbudowany na skale: „I padł
		

/KS_452048_II_L_0052.djvu

			przyszły rzeki i uderzyły na on dom, a nieupadł:
bo na opoce był zbudowany.” (Math. VII. 24).
Przetoż nieobaliły jej żadne pociski przeciwnych
losów i żadne wiatry nie zagasiły jej ognia lecz go
bardziej wzdymały i podniecały.
Jak samolubcza lub wydziedziczona od Boga i
wpływu wiary, miłość ścieśnia, zamyka serce i więzi
w jednym wyłącznie przedmiocie, tak wbrew prze­
ciwnie chrześcijańska miłość roztwiera bramy serca,
a wprowadzając doń Boga nieogarnionej wielkości,
ogarnia wszystkich ludzi, łączy w jedną rodzinę
braterstwa i bez różnicy kocha jak siebie, więcej
niekiedy niż siebie dla Boga i w Bogu.
Tak też i chrześcijańska miłość ś. p. Róży jedy­
nie w kole rodzeństwa zmieścić się wcale niemogła,
lecz ogarniała swym dobroczynnym wpływem całe
sąsiedzkie koło, całą czeladkę domową, całą gro­
madkę poddanych i całą wielką rodzinę w Chrystu­
sie i Kościele w jego niektórych członkach. Ztąd
ta łagodność słodka i cicha w pożyciu i wszystkich
z ludźmi stosunkach; ta ujmująca uprzejmość, po­
rywająca dobroć, którą umiała przelać na wszyst­
kich co się zbliżali do Niej; ta dziwna trafność za­
stosowania się do rozmaitych położeń, charakterów
i usposobień ludzkich; ta dobroczynna pełna współ­
czucia, zawsze gotowa z pociechą, ratunkiem litość,
miłosierdzie dla nieszczęśliwych ściganych
		

/KS_452048_II_L_0053.djvu

			chorobą albo innemi klęskami. Te piękne w wyso­
kim stopniu przymioty jednały serca dla Niej i obcych
i swoich, i równych i niższych, wszystkich co Ją
poznali tylko i w jakikolwiek sposób zbliżeni z Nią
byli. Przekonana głęboko, że całą siłę i życie czerpa
dusza chrześcijanina w źródle łask boskich za po­
średnictwem niekrwawej krzyża ofiary, innych Sa­
kramentów ŚŚ. i częstej gorącej modlitwy, umiała
wierząc korzystać z tych niebieskich posiłków. Msze
ŚŚ., uroczyste pamiątki Kościoła; publiczne modły
zwabiały Ją zawsze do świątyń Pańskich. Odbiegłszy
nieraz ważnych zatrudnień domowych z roskoszą
w nich ostatek czasu spędzała. Widziano w Niej
szczerą, prawdziwą pobożność, skromność; skupie­
nie ducha, które Ją zwykle w domu bożym zdobiły.
Miłowała też „ochędóstwo domu bożego.” Miłem
Jej było czynić możebne ofiary na korzyść jeszcze
niewykończonej Niemenczyriskiej Świątyni.
I przyrodzonych darów umysłu i talentów nie zako­
pała w ziemię. Kształcąc umysły i serca młodych odro-
stków swojej rodziny, kształciła własny rozum przy
świetle wiary i na zasadach Katolickiego Kościoła;
zdobiła Ją najroźliczniejszych, zawsze gruntownych
i ważnych rzeczy wiadomość, a ta z najzdrowszych
czerpana źródeł, wszystkim Jej zdaniom i sądom o
rzeczach dawała zdrową podstawę i określenia trafne.
Ktokolwiek bliżej Ją poznał z tej strony
		

/KS_452048_II_L_0054.djvu

			musiał tyle rozległych wiadomości zasób w Katolickiej
damie.
I niepomierny talent sztuk pięknych w dzie­
dzinie malarstwa rozwijała korzystnie. Piękna i za­
wsze prawie religijnej treści wybierała wzory, a
z tych prześlicznie wykonywaną olejną i miniaturową
robotą, nie jedną z przyjaznych osób dla siebie uda-
rowała, zostawując swojemu bratu Aleksandrowi
kilkanaście sztuk arcy pięknych. Jeden zaś obraz
przemiemienia Pańskiego, zanosząc Bogu w ofierze
złożyła w darze Wileńskiej Katedralnej Świątyni, i
i ten jak się spodziewać należy przez Najczcigodniej­
szego Pasterza naszego, który zaszczycał osobę ś.
p. Róży i cały Dóm Parczewskich życzliwością szcze­
gólną, przeznaczonym zapewme zostanie na upię­
kszenie tego nieukończonego jeszcze Niemenczyriskie-
go Kościoła. I tu nauka dla nas jak mamy i może­
my czcić Boga wszelkim talentem; z sercem dziecię­
cia, co najdrobniejsze przedmioty uświęca czułą ojca
swego miłością , wnosić myśl bożą w krainę nauk,
sztuk pięknych i rzemiosł nawet; a przez te dzieła
rozumu, uczucia albo rąk naszych, (choć bardzo
słabym jaki mieć mogą głosem) opowiadać wielkie­
go Boga, którego twórczą, najwyższą potęgę nie sa­
me Aniołów i ludzi rozgłaszają usta, ale i niemy
głos najdrobniejszego robaczka, martwego kamyka
i najlichszego ziarnka
		

/KS_452048_II_L_0055.djvu

			Tak uposażona, tyle bogata w ozdoby duszy ś. p.
Róża Parczewska stanęła w obec Sędziego umarłych i
żywych. Przeszła do życia, o którem tyle pamiętać umia­
ła, tyle dlań żyć pragnęła. Stało się to 20 b. mca, o 12-tej
z północy. Opatrzona SS. Sakramentami i zasilona
na drogę wieczności, zgasła spokojnie, jak gorejąca
świeca w przybytku Pańskim, w śród nieutulonych
w żalu krewnych i obcych, co się modlący otaczali
Jej łoże.
Patrzycie smutnie; szukacie wzrokiem zbola­
łym w tych martwych szczątkach i pod tym kirem
żałoby tej pięknej duszy, która Wam drogą była,
która uniosła Wasze nadzieje; pociechy, Dostojni
Bracia, zacne Rodzeństwo, sąsiedzi, przyjaciele, do­
mownicy, poddani! Niemasz Jej tu, tam Ona, gdzie
kiedyś wszyscy będziemy. O! dałby Bóg (ufamy
w miłosierdzie Jego) by jak najrychlej Ona, byśmy
i sami, po dokonaniu pielgrzymki życia, tam się
ujrzeli i powitali, gdzie wieczne życie i szczęście,
kędy Ojczyzna nasza!
O niepłaczmy! śmierć nie jest w mocy potargać
więzów przyjaźni i chrześcijańskiej miłości. Grób
jej niepochłania, ale rozdziela tylko drogie osoby, by
kiedyś je z nami wiecznemi ogniwy, żywszą miło­
ścią serdeczniej połączyć. Jeżeli w chwale już bożej
ś. p. Róża,— jeżeli ją prędzej lub później posiędzie,
niezapomni o Was i niepotarga najdroższych zwią-
		

/KS_452048_II_L_0056.djvu

			zków naszych. I ztamtąd, jak tu na ziemi, choć nie­
widzialnie zsyłać Wam będzie pociechy i powitania,
j modlić się za Was do Boga, aż się złączycie wszyscy
w jedno rodzeństwo święte, by się już nigdy nieroz-
stać. Tylko wzajemnie póki żyjecie o Jej niezapo-
minajcie duszy. W gorących modłach, w śś. ofia­
rach nieustawajcie Ją boskiej polecać litości. Ach!
straszne są sądy Boga i ścisła sprawiedliwość Jego,
przed którą nic skalanego i cieniem grzechu stanąć
nie może A któż bez winy? „kłamcą jest ktoby się
mienił bez grzechu”— mówi pismo ś. (Joan. I. 18).
Bóg z nas każdego, same nawet sprawiedliwości
nasze osądzi; szanujmyż cienie umarłych, bójmy się
sobie przywłaszczać sąd boży nad nimi, by się nie-
ziścił na nas wyrok Pisma bożego. „Sąd bez miło­
sierdzia temu , który miłosierdzia nie czynił. A mi­
łosierdzie przewyższa sąd.” (Jakob. II. 13). I jak ciała
zmarłych braci grzebamy w ziemi, a ich pamiątki i
spadkobierstwo zachowujemy sobie, wzajemnie się
obdzielamy niemi, tak też słabości i ułomności, je­
żeli były jakie w ich życiu, składajmy w grobie za­
pomnienia i zakrywajmy grobowym głazem, a piękne
dusz ich przymioty,— zasługi i piękne czyny te naj­
cenniejsze duchowne pamiątki nośmy w skarbnicy
serca, niby najdroższą spuścizną dzielmy się niemi.
Tak po umarłych biorąc w spadkobierstwie piękne
życia przykłady odpłacajmy ich duszom
		

/KS_452048_II_L_0057.djvu

			modlitw i ofiar. Na tem się wspiera obcowanie na­
sze i zagrobowe stosunki, tem się podsyca miłość
dusz wiernych, tułaczych jeszcze na ziemi i przesie­
dlonych w krainy wieczności.
Słuchacze Katolicy! ludu boży tak licznie tej
uroczystej chwili obecny, oddajcie chlubną posługę
modłów, ofiar, pamięci duszy tyle Wam drogiej za
życia, tyle ulubionej od Was. Wy drobne różnych
stanów i wieku sieroty, któreście Ojca w Niej miały,
matkę i opiekunkę razem i wy nieszczęśliwi tyle
wśpierani przez Nią, wy zasmuceni poddani, coście
w Niej Panią i Matkę razem stracili; wy domownicy
których tak boli Jej strata odmieńcie łzy swoje, we­
stchnienia, we łzy, westchnienia modlitwy. Oddajcie
Jej dobroć za dobroć, pamięć za pamięć choćby
w modlitwach tylko. I wszyscy złączmy wołania
nasze i modły z pieniem i modlitwami Matki naszej
Kościoła i z jednej duszy, z serc zjednoczonych niby
jednemi usty, polećmy Bogu Ojcu naszemu w Niebie-
siech duszę ś. p. Róży.
„Wieczne odpocznienie racz Jej dać Panie, a
światłość wiekuista niech Jej świeci. Amen.
		

/KS_452048_II_L_0058.djvu

			,i'm
A&"u\
o .V . ■ :
- ■ '
- •
		

/KS_452048_II_L_0060.djvu

			Biblioteka im. Hieronima
Łopaciriskiego m Lublinie
--- wmr
Dochód ze sprzedaży tdj książeczki, przeznacza się na budowę
Niemenczyńskiego Kościoła.
Cena kop. sreb. 30
»
		

/KS_452048_II_L_0062.djvu

			igF
m r
Biblioteka im. Hieronima
Łopacińskiego w Lublinie
z. 11.2000
śzmm i
wśmii
mmm a