/KS_323427_I_L_0005.djvu

			iqiiio>»TgmÖn>Q»U^‘Oi
2 fi i OM, öTno ii i O »moi MOMidi  |j O i
WYDANIE 4e
.1 ri-WKSL.^^^ -l-ó '
i
lfc|^lXĄZi9Ś^U/lCiSKĄ
f _AV {SvMC-^rEfovppOKft.
		

/KS_323427_I_L_0007.djvu

			- ,
*>; >y • . -
		

/KS_323427_I_L_0009.djvu

			SSvy^c., -nm.sPfA
Ę M * rw ljm ^

V PRZEZ /^AX^
M KAROLA RÓŻ1±mZŁu
WYDANIE
		

/KS_323427_I_L_0010.djvu

			Źr* m kit i
v lublin j
tl
&W.Ü94!
		

/KS_323427_I_L_0011.djvu

			przedmowa.
Wczoraj czytałem Pamiętnik Karola Róży­
ckiego, a dziś jeszcze pełen jestem tego pamię­
tnika ; myśli moje nie wróciły jeszcze z podróży
na Wołyń : cięgle jeszcze krążę koło obozowych
ognisk pułku wołyńskiego, błęltaję się po krętych,
drogach między Cudno wem i Zamościem, w uszach
jeszcze mnie brzmi jego hasło sława Bogu! Bo
opisy Różyckiego sę tak żyjęce, tak malownicze,
tak prawdziwe, że czytajęcemu zdaje się, iż nie
na księżkę patrzy, ale na kraj wołyński; że
z kart wychodzę konie i ludzie, a wypadki toczę
się przed oczyma. Zapominamy wtenczas o księż-
ce, o pisaniu; czekamy z biciem serca i bez od­
dechu, kto wygra bitw ę, jak się skończy wyprawa?
Po przeczytaniu, nikt. nie wętpi o prawdzie opi-
sów\ Jest to doskonały portret, na który spójrza-
wszy mówię wszyscy, że musi być podobny, choć
nie widzieli nigdy człowieka, Mórego cień tylko
spotykaj ę. Wielki malarz nie może
		

/KS_323427_I_L_0012.djvu

			Ażeby dzieło zrobiło takie wrażenie, potrzeba,
ażeby w to dzieło wcieliła się cała dusza piszące­
go. Wtenczas książkę pokochamy jak żywego
człowieka, jak przyjaciela : zalety coraz bardziej
oceniamy, wad nie widziemy, widzieć nie chcemy;
gniewamy się na tych, którzy je wytykać zechcą.
Pamiętnik Różyckiego ważny jest nawet
krytycznie sądząc, pod względem historycznym
i literackim. Lepiej on daje poznać rewolucją niż
grube księgi : bo nam pozwala zajrzeć w duszę
rewolucji; a uczeni strategowie gadają nam
ustawicznie ojej ciele, o jej ruchach, o jej stro­
ju. Z Parni ętnika Różyckiego dowiadujemy
się sercem naszem, jakie to były uczucia, które
pobudziły do powstania narodowego i ożywiły
"powstanie : a nie przejąwszy. się tern uczuciem,
jakże pisać, jakże rozumieć historją wojny naro­
dowej ? Nie zapomina Różycki o szczegółach
swoich marszów, obozowania, szyku bojowego;
ale nie robi z nich głównej rzeczy. U niego duszą
wyprawy jest wiara w dobrą sprawę ; reszta jest
przypadkiem. Inni pisarze tyle nam prawią o
drogach, mostach, lasach i raportach, że zdaje się
jakoby tylko lasy, drogi i mosty wojowały z sobą,
a ludzie przypadkiem tylko się tam zaplątali,
wszyscy naturalnie uzbrojeni w patriotyzm jak
w karabiny dane od rządu ; męztwo znaleźli jakoś
przypadkiem, jak ładunki wsadzone w kieszenie
od nieznajomej osoby; jeśli wygrali to dla tego
tylok, że albo wpadli niespodziani, albo lepszą
mieli pozycją; przegrali znów, bo mieli mniej
armat; cofniono ich z boju, bo nierozsądkiem
byłoby za Ojczyznę ginąć. Tego rodzaju pamię­
tnik jest historją arytmetyczną dodawania,
		

/KS_323427_I_L_0013.djvu

			żenią i dzielenia korpusu, historją drożną poruszeń
wojsk, historją armat i koni, z dodatkiem kilku
słów o ludziach, z zamilczeniem wszakże o ich
uczuciach, jako o rzeczy mniej interesującej w
wojnie rewolucyjnej.
Pamiętnik Różyckiego, jako utwór literacki,
ma formę nową i oryginalną. Dowódzca przypo­
mina towarzyszom broni wspólnie odniesione zwy-
cięztwa i wyjawia im swoich działań wojennych
cele i przyczyny, których odkryć dawniej nie
mógł lub nie miał czasu. Opowiada tylko, nie
pisze ; nie używa on pióra jak narzędzia, którem
wyrabiają się książki, ale tylko jako pomoc dla
ust swoich, jako trąbkę przez którą oficerowie
komenderują na okrętach ; nie rysuje piórem na
papierze floresów stylowych, ale wylewa przez
nie swoją duszę. Dusza jego jest ognista, męzka i
prosta : i styl jego ognisty, męzki i prosty. U
niego wojna rewolucyjna nie jest wojną uczonych
na ten cel żołnierzy, ale obywateli bijących się
za wolność.
Czytaliśmy Pamiętnik w kilku; słuchacza­
mi byli rodacy poświęcający się naukom, pisarze
jak to mówią z profesji. Wszyscy słuchali ze
łzami w oczach; wszyscy uznali, iż to dzieło jest
nowym dowodem prawdy dawnej ale mało cenio­
nej : że sztuka cała pisania leży nie w książkach
ale w duszy ; że dosyć być niepospolitym człowie­
kiem, aby zostać niepospolitym pisarzem.
Należałoby prosić pułkownika Różyckiego, aby
pozwolił Pamiętnik swój wParyżuprzedrukować.
Szanowalibyśmy święcie styl, poprawilibyśmy tyl­
ko pisownię bardzo błędną i często kaleczącą
		

/KS_323427_I_L_0014.djvu

			razy. Jest to drobną wprawdzie rzeczą w poró­
wnaniu do stylu; błędy te są jak na dobrym
rnundurze powstańskim guziki nieregularnie osadzo­
ne i szwy potrzebujące naprawy. Są ludzie, którym
1 to oczy razi. Szanowny pułkownik,imając teraz
dosyć czasu, niech odda literatom swój mundur
do tej reperacyi.
Adam Mickiewicz.
N. B. Przedmowa ta stanowiła artykuł w pier­
wszym numerze prospektowym z d. 4 Listopada
1832 roku Pielgrzyma Polskiego, pisma periody­
cznego wychodzącego "w
		

/KS_323427_I_L_0015.djvu

			Ten Pamiętnik ogłoszony był w Bourges w
drukarni Souchois, w roku 1832m, pod tytułem :
«Powstanie na Wołyniu, czyli Pamiętnik Pułku
Jazdy Wołyńskiej, uformowanego w czasie wojny
narodowej Polskiej, przeciw despotyzmowi tronu
Rossyjskiego, 1831 roku; pisany przez dowódzcę
tegoż półku Karola Różyckiego Półkownika. » Pn-
|irzedzonvm był następującym spisem :
LISTA IMIENNA OFICERÓW PÓŁKU
JAZDY WOŁYŃSKIEJ.
Półkownik, dowódzca półku :
Różycki Karol. Krzyż Kawalerski.
Major :
Dunin Stanisław. Komend, lo Szwadr.
Kapitanowie, komendanci Szwadronów :
Grudziński Michał, ozdob. krzy. zło.
Przyborowski Tadeusz, ozdob. krzy. zło.
Dunin Karol, ozdob. krzy. zło.
Dłuski Jan, ozdob. krzy. zło.
Porucznicy :
Pilchowski Seweryn.
Czajkowski Michał, ozdob. krzy. zło.
Omieciński Jan, ozdob. krzy. zło.
Pilchowski Adolf, adjutant pół. ozdob krz. zło.
Domaradzki Józef, ozdob. krzy. zło.
S.... A.... ozdob. krzy. zło.
Faliński
		

/KS_323427_I_L_0016.djvu

			Bernatowicz Konstanty.
H.... R....
Podporucznicy :
Wyliżyński Marcin, ozdob. krzy. zło.
T.... A....
Budzyński Michał.
Budzyński Wincenty, ozdob. krzy. zło.
Domaradzki Adam.
Zakaszewski Erazm.
Wyhowski Antoni, kassjer połku.
Topczewski Antoni, ubiorczy półku.
Kulikowski Florjan.
S.... T.... kwatermistrz.
Ostaszewski Krzysztof.
Wielobycki Franciszek.
Paszuta Mikołaj.
Raczyński Ludwik.
Morgulec Xawery.
Krzyżanowski Eustachy.
Przybyli do Solca :
Porucznik: Niemojewski Jan N... ozdob. krzy. zł.
Podporucznik :
O.... A....
Bogdanowicz Antoni.
Berzewiczy Jan.
Podolecki Jan-Kanty.
Kapelan :
X. Kołomyjski.
Doktor półkowy :
		

/KS_323427_I_L_0017.djvu

			PAMIĘTNIK
PÓLKU JAZDY WOŁYŃSKIEJ
1831 roku.
TOWARZYSZE MOI!
Nieraz przy ognisku obozowem, wieczorem,
chciałem wam powtórzyć początkowe szczegóły,
tyczące się działań naszego półku, od chwili je­
go zawiązania ; ale utrudzeni codzień marszem,
albo krwawą rozprawą z wrogiem naszej ziemi,
szukaliśmy spoczynku we śnie krótkim, albo też
zaledwo posileni pokarmem, rzucaliśmy nasze ognie,
aby nieprzyjaciela znaleźć przy jego ogniskach.
—Tak zszedł czas znojów miłych,czas nadziei i szczę­
ścia ! przeminął on jak gody, wesoło, bośmy trwogi
nieznali! Smutnie czujemy obecne nasze położe­
nie, w którem starali się nasi nas postawić, i teraz
niestety ! nadto mamy czasu przypomnieć o tśm
co było.
Zgasły ognie obozowe, rozsiodłane konie nasze,
groty z naszych lanc rdzawieją ! — My smutni!
ale tyran zwycięztwa nie ma, koszt na kupny
tryumf swój, wygrabia on z fortun naszych. —
Tysiące naszych braci katuszy jego uległo, ukuł
kajdany na dzieci nasze; ale'miłość kraju, ale
nadzieje bytu naszego, wyrwie chyba z
		

/KS_323427_I_L_0018.djvu

			z osobna sercem. — Niezapominajmy więc obozu
jak cnoty Narodowej.
Wiadomość o Rewolucji narodowej w prowin­
cjach nazwanych Królestwem Polskiem, przyję­
liśmy na Wołyniu z taką. radością, jakiej doznaje
na widok matki obudzonej z letargu dziecko, któ­
re się już miało za osierocone. — Odwiedzaliśmy
się wzajemnie w domach naszych, a wzrok każde­
go przy pierwszem spotkaniu się, był obrazem
uczuć jakiemi serca napełnione były. Nadzieja
wskrzeszenia. Ojczyzny, praw narodowych i wol­
ności, jaśniała na licach młodzieży. — Starce nasi
zdawrali się odzyskiwać zdrowie, a kobiety nasze
złorzeczyły- swojśj płci i siłom. — Mało mówi­
liśmy z sobą, niema radość przepełniała wszystkie
serca krwią polską żywione, a uściśnienia rąk od­
tąd mocniejsze się zaczęły. — Postępy Rewolucji
stopniowo do nas dochodziły. — Dużo młodzieży
naszych prowincji udawało się pojedynczo do obozu
pod Warszawę. — Zimowa była pora. — Ja jak
wiecie koledzy, po dwudziesto - letniej blizko
wojskowej służbie, i długiej słabości, nie byłem
jeszcze w stanie dzielić tych pierwszych trudów
walecznego wojska naszego. — Czekałem wiosny,
abym mógł zanieść resztę sił, ostatek życia, tam
gdziem go zanieść był powinien. — Zdawało się
przytem, że uzbrojeni w miejscach naszych ro­
dzinnych, użyteczniejsi stać się możemy powsze­
chnej sprawie naszej. — Czas płynął dla naszych
chęci zbyt leniwo, a Rząd Narodowy z Warszawy
nie wyrzekł nic stanowczego, jakiego rodzaju
chce mieć poświęcenie się z nas.
W przeciągu tego czasu starałem się wyrozumieć
fabrykantów leśnych, zawołanych strzelców, i z po­
ciechą znalazłem, że nie mniej jak ja,
		

/KS_323427_I_L_0019.djvu

			Polskę.— Powiększyłem natychmiast u siebie wy-
robek leśny, i rachowałem że w okolicy trzech mil,
na pierwszą wiadomość, pod pozorem polowa­
nia w borach, ośmset przeszło strzelców stanie;
kilkunastu z nich wiedziało już o moich zamiarach^
niewiedząc o sobie, i ci mieli swoje seltcye. Ale
wiecie koledzy, że w tym samym czasie wielu
z was pojedynczo odwiedzało mnie w mojem
ustroniu, i nakoniec podobało się wam zaszczycić
mnie waszem zaufaniem, oddając mi tymczasowe
naczelnictwo nad sobą. Nieodmawiałem wam
mojego towarzystwa; towarzystwa mówię, bo
mnie znacie, i wierzycie zapewne, że oprócz
szczęścia kraju, innych żądań nie miąłem. Interes
własny w tej epoce czarniejszą był zbrodnią nad
wszystkie inne, a miłość własna o tyle tylko prze­
baczana, o ile przez nią przewyższaliśmy innych,
w poświęceniu siebie. — Zostawiałem żonę i pię­
cioro dzieci, a krwawe ukazy tyrana, wydane w tym
właśnie czasie, wszystkie podobne sieroty, z do­
mów przeznaczały na Sybir. — Podły mąż, sto­
kroć podlejszy człowiek, któryby takiemi ofiarami,
dopuścił się kupować jakiekolwiek widoki dla sie­
bie na ziemi! —Ojczyzna sama tylko do nich ma
prawo, przy Jej tylko ołtarzu, te drogie sercu mo­
jemu istoty zostawiałem. Taką mieliście rękojmię
mojej bezinteresowności; z śmiałością pytam was,
czyście w czynnościach moich ją wyśledzili ?
Wiosna i nadzieja szczęścia naszej ziemi zasi­
liły zdrowie moje. — Zazdrościliśmy bohaterom
Grochowa, i tylu innych bitew, a względem nas
jeszcze nic nie wyrzeczone.— Nie naznaczono wo­
dza, ani czasu, w którym' moglibyśmy zacząć
działać, a wojska ciemiężcy naszego z najwido­
czniejszym przestrachem, obsiadały
		

/KS_323427_I_L_0020.djvu

			punkta naszych prowincji. — Korzystano z cza­
su cholerycznego, każda wieś miała wartę, aby
utrudnić przejazd a tem samem zerwać kommuni-
kacją mieszkańców. Broń wszelką, kosy, noże, sie­
kiery nawet, odbierano, a do męczenników dawnych
z pod Sądu Sejmowego, dodawano bez przekona­
nia, bez samego pozoru, coraz nowe ofiary i wywo­
żono do Kurska.
Jak kiedy zbłąkanego nocą wędrowca, wschód
słońca uradował, tak uradowała nas wiadomość,
że nasz sławny, nasz waleczny Dwernicki, prze­
szedł Bug i krwawą, drogą, ku nam maszeruje. —
Wiadomość ta doszła mnie po zwycięztwie pod
Boremlem; -dwadzieścia pięć mil i wojska mo­
skiewskie dzieliły nas od tego bohatera; z drżącemi
sercami czekaliśmy chwili działania. — Ni prze­
strzeń miejsca, ni korpusy najemne i niewolne,
niebyły przeszkodą dostać się nam dó niego.
Ż 13 na 14?26. Kwietnia W P syn
znanego wam z patryotyzmu i waleczności pół-
kownika, kommunikował mi polecenie pana
Chruścikpwskiego, powstania w dniu 15 (27) te­
goż miesiąca. Krótki ten termin zwrócił mnie z dro­
gi w której byłem dla widzenia się z hrabią Win­
centym Tyszkiewiczem, zwrócił mnie do domu,
abym wezwał was towarzysze moi, na czas, na
ten dzień wspólnego naszego wesela; ale zaledwo
wyprawiłem rzemieślników dla wbicia grotów
w drzewca przygotowane w borach, a tem samem
odkryłem się z zamiarem naszym, smutna przy­
szła wiadomość, która ścisnęła nasze serca,
jak mróz grudniowy ściska nasze wody; ale on
ściska tylko ich powierzchnią, a rzeki płynąć nie
przestają, tak równie uczucia nasze smutnie ob­
ciążone były, ale miłość Ojczyzny pałać w
		

/KS_323427_I_L_0021.djvu

			nieprzestawała. — Bohater nasz, syt sławy której*
niśprzeżyją Polacy, łamiąc się korzystnie z pięć
razy większą! od swojej siłę, a wodząc nowo przy­
bywającego nieprzyjaciela, chciał ocalić zasłużone
krajowi, waleczne swoje wojsko, i wszedł z niem
w granice Austryi. — Pan Chruścikowski odwo­
łuje powstanie naszych prowincji, a nieszczęśliwe
to odwołanie dochodzi nas tegoż samego dnia 15
(27) Kwietnia, w -wieczór, kiedy wielu już było
skompromitowanych. — Komu występek ten przy­
pisać? jak go nazwać, zbrodniczym czy nierozsą­
dnym ? nie wiem; złorzeczyć mu jednak muszę, bo
widziałem okropne skutki, i z wami byłem blizki
paść jego ofiarą. — Więcej on nam jeszcze złego
zrobił, bo zawiesił działania naszych, a odkrył za­
miar wrogom w dowodach, i w całą przygotowa­
ną rewolucję naszych prowincji, zaszczepił nie-
sprężystość i zadał pytanie, czy niejesteśmy za­
niedbani zupełnie ? Czyn ten i uwagi nad nim
zachwiały mniej odważnych, a srogość żelaznego
rządu śledziła wszystkich tych, na, których pada­
ło najmniejsze podejrzenie poruszenia, i na nowo
więzienia po powiatach dopełniano ofiarami.
Sobańscy, Wincenty Tyszkiewicz, Jełowiccy,
Potoccy, Korsak, Rzewuski, Dobek, Bernatowicz,
Nagorniczewski, Gołyński, Pobiedzióski i wielu
innych obywateli Podola, wyszło uzbrojonych
w pole, a wkrótce szesnaście szwadronów kawa-
lerji i znaczny oddział piechoty uformowano pod
naczelnictwem Jenerała dawnych wojsk Kołyski.—
Każdy z tych synów Ojczyzny pałał zemstą, i chę­
cią bronienia swojej ziemi. — Dla nas koledzy
naznaczyłem dzień 5 (17) Maja do wystąpienia
zbrojnego. — Przy zawiązaniu się naszego oddzia­
łu wykonałem przysięgę, którą pamiętacie : «
		

/KS_323427_I_L_0022.djvu

			‘deszłachwilajaśniejęea iuościę Boga, niknę zastępy
tyrana przed nielicznemi rotami wale.cznych braci
naszych! * Ja Karol Różycki przysięgam Panu
Bógu Wszechmogącemu, w Trójcy Sw. Jedynemu
że obrany tymczasowym naczelnikiem oddziału,
władzy mojej nie użyję inaczej jak ku dobru Oj­
czyzny naszej 1 od czego mnie nie odstręczy żadna
moc, bojaźń prześladowania, nie ujmę. wszystkie
skarby wroga, ani żadne widoki osobiste; tak mi
Boże dopomóż i niewinna męka Chrystusa Pana. »
— Podobnęż przysięgę każdy z was wykonał prze-
demnę, albo upoważnionym, z dodatkiem : « Że na
czas i miejsce wyznaczone pręż tymczasowego na­
czelnika stanę, i cokolwiek mi poleci wykonam. »
Z 4 na 5 zebraliśmy się w lasach Korowiniec
Mały, o mil cztery od Żytomierza, miasta guber-
njalnegd Wołynia, osadzonego działami i wojskiem,
ale zebraliśmy się nie wszyscy. — Bo wiecie że
ze spiskowych naszych, jedni ujęci jęczeli od tego
dnia w kajdanach, inni odcięci byli przez nie­
przyjaciół naszych, niektórzy zaś przerażeni od­
wołaniem dawniejszem, haniebnie pozostali w do­
mu, i zamiast wyrachowanych 480 koni, stanęło
130.— Ubolewaliśmy nad tymi którzy zostali ujęci
a mało odważnymi pogardziliśmy.
Niewiele palnej broni i pałaszów uzbrajało nas,
ale uzbrajały nas lance, ta odwieczna polska broń,
której każda inna ustępie musi. — Pod okiem
rzędu trwożliwego tyrana, nie mogłem wam dostar­
czyć zwykłych grotów, ukute więc zęby bronowe
i odostrzone zastępie je miały. Nieraz u nas da­
wniej narzędzie rolnicze przekute było na broń,
naszej zaś broni, na oswobodzonej ziemi, o jak
mile użylibyśmy do'roli!
Na miejscu zbioru podzieleni byliście na
		

/KS_323427_I_L_0023.djvu

			plutony; przeznaczyłem komendantów plutono­
wych i podoficerów; ustawieni zostaliście w szereg,
a kilka mniejszych poruszeń były pierwszą naszą
musztrę.. — Uprzedziłem was, że uległość, ścisłe
wypełnienie poleceń, i nie wchodzenie w zamiary
moich dążeń marszowych, jest konieeznem. — Do
szanowania spokojności i własności mieszkańca nie
potrzebowałem was zachęcać, samiście to czuli
równie jakja, a tak, furaż, żywność, przewodnik
i wszystko zgoła, płacone było.— Wskazana wam
była na prędce służba obozowa, służba placówek
i wedet, które pierwszej już nocy, w porządku za­
jęły miejsca swoje. — Związki przyjaźni, są­
siedztwa, pokrewieństwa, tam zaraz zawieszone
były, szacunek wzajemny pozostał, a węzeł spra­
wy świętej, wiązał nas silniej nad wszystkie inne.
— Jedne były uczucia, jedne cele nasze, tak jak my
byliśmy dziećmi jednej ziemi; słowa « SŁAWA
BOGU» w,miejscu dzikiego « Hurra» zaleciłem
wam powtarzać przy attaku. Rozesłałem w różne
strony dobrze zapłaconych szpiegów, i zamierzy­
łem sobie zrobić kilka szybkich marszów w różnśj
dyrekcji tejże okolicy, żeby pod zasłoną naszą,
mogli wyjść z nami inni, go towTi ziomkowie nasi.—
Poczem mieliśmy się udać na Podole, wesprzeć
powstanie Kołyski, a w miarę, naszego powodzenia
zamierzałem powrócić, zebrać moich strzelców
pieszych i osadzić nimi niedostępne miejsca w la­
sach miedzy Romanowem a Zwiahlem; te chcia­
łem mieć za punkt oparcia się, a jazdą przecinać
mieliśmy blizkie trakty transportowe prowadzące
z głębi kraju do czynnej armji nieprzyjacielskiej.
Oddaliliśmy się natychmiast od Żytomierza w pro­
stej dyrekcji na Lubar, a z 6 na 7 w nocy, od­
miennym kierunkiem, zbliżeni byliśmy do
		

/KS_323427_I_L_0024.djvu

			rza o dwie i pół mile, zawsze jednak na prawym
brzegu Teterowa ; z tamtąd w kierunku Ulanowa
8 z rana przeszliśmy dwa trakty żytomirśkie;
zwiększył się nasz oddział, a nieprzyjaciel miał trzy
różne strony do szukania nas. — Kilka dni unikać
spotkania się z nim, konieczną, było potrzebą, już to
dla pomnożenia sił naszych, już dla wprawienia
w dokładniejsze ruchy frontowe, które w marszu,
ile razy pozwalało położenie, powtarzane były. —
W Koroczenkach odebrałem wiadomość że zna­
czny transport rekrutów, niewielkim pieszym kon­
wojem prowadzony do armji nieprzyjacielskiej,
przechodzić ma natychmiast przez Cudnów. —
W otw’artej pozycji doszła mnie ta wiadomość;
wsią więc zakryty stanąłem, i w kilka godzin, pod
samym Cudnowem, 56C rekrutów uwolnionych,
błogosławiło nam rozsypując się w stronę lasów.
— Oficer konwoju wylękły, na kolanach dzięko­
wał za zostawione swoje życie, które mniśj może
cenił od bumażek jakie mu kazałem powrócić. —
50 karabinów z bagnetami i tyleż z ładunkami ła­
downic było piśrwszą naszą zdobyczą, a 80 cza­
praków nowych huzarskich robionych w Cudnowie,
przykryło siodła naszych jeźdźców. — Oddział ko­
zaków ucierał się z moją arjergardą i odkrył mój
marsz; dla nieokazania więc siły małśj, i strony'
dążenia, przeszedłem w Dubiszczach na Lewy
brzeg Teterowa, w stronę leśną. — Nocowaliśmy
pod Futorami Muraczyńskiego, jak wiecie, w są­
siedztwie nieprzyjacielskiej piechoty, ale ona o nas
nie wiedziała.
Z poruszeń oddziałów nieprzyjacielskich od Ży­
tomierza wysłanych, poznałem, że chciały nas
szukać koło mojego domu, położonego w brzegach
lasów, o dwie mile od Cudnowa. — Z tego
		

/KS_323427_I_L_0025.djvu

			wiska nazajutrz o trzeciej rano poszliśmy w cią­
gły marsz na Podole. — Bagażów żadnych mieć
nie wolno było, bryka mocna z amunicją i kassą,
uprząż i konie dobre, nieprzeszkadzały nam jak­
kolwiek złe przebywać drogi. — Już miałem nie­
miłą. wiadomość, że Jenerał Kołysko po znacznej
stracie pod Daszowem, zbliżał się nad rzekę Bug
podolski ku Janowowi, ale oraz w kilka godzin, je­
den z moich wysłanych, doniósł mi, że szwadrony
jenerała mężnie starłszy się z nieprzyjacielem,
miały w niewoli jenerała moskiewskiego i działa.
Oddział nasz rachował już przeszło dwieście koni,
podzielony był jak wiecie na dwa szwadrony, szyk
bowiem bojowy był w jeden szereg, dla łatwiej­
szych poruszeń, i dla łatwiejszego użycia każdego
grotu.
Nie pretendujmy koledzy, żeby szyk jednosze*
regowy mógł być naśladowany przez kawalerję, że
nam jednak był on właściwy, czas późniejszy miał
was o tern przekonać; a ja służąc ciągle dawniej u
ułanów, w samem uderzeniu na front nieprzyja­
cielski nigdy niewidziałem dobrze zachowanych
dwóch szeregów; stawałysię one jednym wtenczas,
kiedy ułani uderzali odważnie w front wytrzymu­
jący, nigdy inaczej wtenczas, kiedy "złamany
pierzchał przeciwnik ; w nieśmiałem zaś uderzeniu
na front nieprzyjacielski, nieraz z dwóch robiło się
trzy, i więcej' szeregów, a groty lanc te tylko by­
ły czynne, te swoją robiły powinność, które mę-
żniejszem ramieniem niesione były w pierwszym
szeregu, a zatem w jednym. W szyku zwy­
czajnym, dwuszeregowym , dość jest ażeby
pierwszy szereg pierzchnął, a wtenczas, choć­
byśmy przypuścili że drugi niechciał go na­
śladować, to nie możemy wymagać po nim,
		

/KS_323427_I_L_0026.djvu

			mógł zachować porządek i wstrzymać nieprzyja­
ciela, kiedy już był roztrącony i popchnięty przez
swoich. — Te uwagi, i wiara w-' waszą odwagę,
doradziły mi w jednym szeregu mieć szyk bojo­
wy; mieliśmy front dłuższy i łatwiejszy do wyko­
nania poruszeń, a w nazie potrzeby wolałem w od­
stępie pluton za plutonem postawić żeby się wspie­
rały, jak ściskać szeregi i odebrać sposobność
drugiemu szeregowi użycia swoich grotów.
Mieliście zawsze rozrachowane .plutony na
dwóch, trzech, i sekcje czyli pół plutony, żeby
można było rotami, trójkami, lub pół plutonami
w miarę miejscowości maszerować.
W Ulanowie dla przecięcia kommunikacji za­
brana była poczta. — Konie pocztowe niezdatne
po	
			

/KS_323427_I_L_0027.djvu

			różnych raportów mniej znaczących spłonęło, i
rozgrzewało nasze kociołki, a 800 rubli wiezionych
stało się własnością, naszych jeźdźców.
Oddział znaczny kozaków przez Troszczę, a
strzelcy konni z działami od Berdyczowa ruszyli
przeciwko nam, Żytomirskie zaś komendy błądziły
za nami,amy w tym czasie zyskaliśmy dwa marsze.
— Rott z pod thnielnika ciągnął na Latyczów,
my między Chmielnikiem a Janowem przeszliśmy
naprawy brzeg Bugu i stanęliśmy na wysokości Li-
tyna w dyrekcyi Xawerowki, skąd lewem skrzy­
dłem korpusu Rotta jednym forsownym marszem
zamierzałem dostać się do Kołyski. Tam, kiedy wy­
słannicy moi dają mi dokładną wiadomość, " koło
dwunastej w południe, o ruchach Rotta i Kołyski,
widziałem że ostatni ma kierunek na Sołodkowce;
wiedziałem także że od Proskurowa na Stary Kon­
stantynów, Zasław, Ostróg, Łuck, wyciągnięta była
linja nieprzyjacielska, łatwo więc wnosiłem, że Ko­
łysko nie zechce wrzdtuż linji i granicy austryja-
ckiej zmieniać dyrekc i, ale raczej uda się do Ga­
licji. — Jenerał Szczucki, jeniec uwolniony od Ko­
łyski, odpoczywał tej nocy z bataljonem piechoty,
która rozebrana spała o ośmset sążni od nas; mo­
głem go mieć na nowo jeńcem z korzyścią nad
piechotą znużoną i śpiącą, wszystko już" było do
tego przygotowane, kiedy stosując się do ruchów
naszych braci pod Kołyską, me należało nam
wprzęgać się w tej okolicy w bitwę. — Zwołałem
więc was. — Ośw iadczyłem : że zdaje się iż Ko­
łysko zmierza ku Galicji, w tern położeniu pomocy
mu nie zaniesiemy. — Puśćmy się zatem zuchwal­
szą ale nadziei drogą, puśćmy się tam, gdzie nie-
będzie Chruścikowski nakazywać i odwoływać po­
wstań, aby nas w nieporozumienie
		

/KS_323427_I_L_0028.djvu

			rozrywał na czystki niemajęce wiadomości o so­
bie, i na pastwę wrogom naszym, pod wrotami do­
mów naszych zostawiał, idźmy do Królestwa!
Nietaiłem wam niebeśpieczeóstw i trudów, jakie
przebyć njieliśmy, owszem, pamiętacie zapewne
żem mówił : połowa większa nas zginęć może, ale
reszta stanie w szeregach wojska narodowego,
ażeby dała znać tym walecznym zastępom, że na­
sze prowincje jedno z niemi czuję, jedno myślę;
niech się dowiedzę, że niema nikogo ktoby nas ra­
zem wezwał, prowadził, czas i drogę wskazał; —
niech się dowiedzę o tem smutnem naszem położe­
niu, i niech powiedzę nam, czy jest tam dla nas li­
tość? czy sętam tacy którzyby chcieli po nas go­
dniejszych ofiar, nad te, które dótęd wróg z nas
sobie wybiera?
Noc była, wiatr przez księżyc pędził chmury,
światło migało, zakurzone lica wasze chwytałem
tylko wzrokiem, ale dość widziałem żebym was po­
znał.— Tak widzi ojciec w ciemnę noc i dżdżystę,
przy błysku piorunu, dzieci które prowadzi i po­
znaje znajome mu rysy ; tak ja was poznałem,
poznałem że chcecie tego, czego ja chcę, a wkrótce
głosy powtórzyły com widział : idźmy!
Zwróciłem marsz ku Winnicy, aby tem porusze­
niem niedać poznać nieprzyjacielowi strony, w któ-
rę prawdziwie zamierzałem, i żeby się uniósł w stro­
nę przeciwnę, i tak było. — Rott rozumiał zapewne
że my go z daleka oskrzydlajęc, do Galicji dężyć
mamy, bo wysłał kawalerję z działami na Bar, któ­
ra szybko ten punkt ubiegała ; a my w zmienionym
przykro kierunku, w trzydziestu czterech godzinach
przez Bug przeprawiwszy się, stanęliśmy w Janowie,
n jeden wielki marsz od Rotta, dalej jeszcze od
Baru, gubięc zarazem na naszej lewej stronie
		

/KS_323427_I_L_0029.djvu

			działy kozaków i strzelców, które nas wprzód ści­
gały o trzy wielkie mile. — Oddziały te, wnosząc
widać że na środek korpusu Rotta wpędziły nas,
a tern samśm dopełniły swojej powinności, spo­
czywały.
Oddział nasz zwiększył się o jeden pluton.—Ka­
żdemu przybywającemu ochotnikowi, wystawiałem
w obec frontu ważność naszego poświęcenia się,
trudy które przeciążać mogę siły człowieka, i nie-
beśpieczeństwo, wśród którego żyliśmy; a tego
tylko przyjmowałem do naszych szeregów, który
się takiemi uwagami nie odstręczał. Cześć naszym
współziomkom! niepotrafiłem przerazić żadnego
szczerością obrazu naszego położenia. Pamiętacie
zapewne jeźdźca w okularach, on jeden prosił o
uwolnienie, więc je dostał.
Ogólny mój zamiar widzieliście ; komendantom
szwadronów wskazałem główniśjsze punkta moje­
go dążenia, i zastępstwo po sobie przeznaczyłem
w razie gdybym poległ.
Z Janowa przed wymarszem wysłałem trzech
z osobna żydów bez wyboru, dając każdemu pie­
niądze, aby w Chmielniku zamówili furaż i żyw­
ność, choćby najdroższą ceną ; polecenie to, ode­
brali w obecności wielu, spieszyli zarobić na cenie,
i służyli nam dobrze , zawożąc wiadomość do
Chmielnika, że my" tam idziemy, kiedy po po­
pasie, jednym marszem stanęliśmy w Krasno-
Pierwszą bitwę życzyłem mieć sobie z niezbyt
większą od naszej siłą, żeby niezawodną odnieść
korzyść, i stopniami was oswoić. — Unikaliśmy
więc siły wielkiej, ale postanowiliśmy raczej zgi­
nąć naraz wszyscy, jak przed największą nawet
uciekać.—Piętnastego, przeszedłszy Krasnopol,
		

/KS_323427_I_L_0030.djvu

			pasaliśmy konie i sami skromnym obozowym obia­
dem posilaliśmy się; tam odebrałem wiadomość od
moich wysłanników, że dwa oddziały nieprzyjaciół
idę ku nam; — jeden z, prawej naszej strony i
z tyłu, miał przybyć przez Krasnopol, a drugi
z przodu, przez Mołoczki. —Na lewo były błota a
na prawo bagnista rzeczka;poznałem się na pręd-
ce z naszem położeniem, i zaledwie po ukończonym
popasie kazałem siąść na koń, i być w pogotowiu,
kiedy wedety nasze za Krasnopolem stojące które
już miały rozkaz wejść na miejsca, przez wystrza­
ły ostrzegły nas o zbliżeniu się nieprzyjaciela. —
Wychodziliście w porządku w równiny, ja obser­
wowałem nadchodzących przeciwników. — Wi­
działem oddział piechoty nie mocniejszy nad pół
bataljonu i 40 kozaków' wchodzących do Krasno­
pola. — Wysłałem podoficera z kilku ludźmi spa-
trolować Mołoczki, wieś przez którą była droga
naszego dążenia, konieczna, i dla przeszkód
wzmiankowanych jedyna. — Wkrótce powrócił
podoficer i raportował, źe piechota stoi pod tą
wsią; zatrzymałem was frontem do Krasnopola,
żeby nie ośmielić stamtąd idącego przeciwnika; —
zatrzymał się i on na widok nas. — A "wtenczas,
odstępując w schody pół szwadronami, zbliżaliśmy
się ku Mołoezkom, od których chciałem odciągnąć
».rugi oddział Moskałów, gdyż chciałem żeby wy­
szedł w otwarte pole. — Jakoż dostrzegłem źe dro­
gą wysadzoną posuwał się ku nam; dla drzew du­
żych i foss, wzdłuż drogi, nie mogąc go frontem
szwadronowym attakować, kazałem z obydwóch
stron drogi po trzy plutony ustawić, a dwa plutony
stanęły w allejach. — Powtórzyłem przestrogę, źe
wtenczas tylko attak jazdy jest dobry, jest sku­
teczny, kiedy się całym pędem konia wytęża.
		

/KS_323427_I_L_0031.djvu

			Plutony po bokach drogi ustawione, pod rozkaza­
mi komendantów szwadronowych, miały odcięć
nieprzyjaciela odewsi, i zwróciwszy, z tyłu ude­
rzyć ; z dwóma zaś plutonami Seweryna Pilchow-
skiego, i Michała Czajkowskigo, postanowiłem
środkiem attakować od czoła. W tym porządku
zbliżaliście się ku niemu, kiedy ujrzałem źe się w
czworobok zwinął i stanął; od 150 kroków kazano
wam iść kłusem, a od 80 usłyszeliście gwiżdżące
kule; puszczaj cugle ! zawołałem, i zabrzmiały pier­
wszy raz słowa « sława bogu! » a konie nasze
całą siłę pędu wniosły nas w szeregi niewolników.
— Padają! krzyczę pardon! Pierwszy który o ży­
cie prosił, utracił je od własnego komendanta;
wyrwał mu z rąk waleczny kapitan karabin, prze­
bił pardonu wołającego żołdaka, i zawołał : « Ba­
gnetami dzieci kłuć!» Sztykami rebiata!» ale póź­
no już byłot szeregi roztrącone konały na zębach
naszych bron; kapitanjednak nieprzestawał być mę­
żnym; chybił celu jego bagnet, bo suknie tylko na
piersiach moich przeszył, a szóstą zadając ranę
konikowi mojemu, już niemiał w ręku-bagneta,
bo już życia niemiał. — Kilka strzałów i zębów
bronowych utonęło razem w jego łonie, padł go­
dzien pamięci, gdyby godniejszej swojego męztwa
bronił sprawy. — Pamiętacie koledzy źe ko­
lumna ta mała podpłynęła posoką; litość by od­
wracała niewinne oczy wasze od tego widoku, a
uszy przeniosłyby szybko do serc waszych błaga­
nia, ale młode oczy wasze widziały dużo łez, a
uszy słyszały jęki waszych rodzin, które wyciska­
ło bożyszcze tej tłuszczy. •—Pamiętacie jak bracia
nasi ścisnęli ich, i z czworoboku w piramidę zrzu­
cili. — Pamiętacie, kiedy jeźdzce płochliwszych
koni pieszo deptali po głowach, i siłą
		

/KS_323427_I_L_0032.djvu

			rąk wtłaczali groty po drzewca w swoje ofiary.
Kazałem doboszom bió odbój : do nogi bron,
żeby drugi oddział blizko stojący w Krasnopolu
słyszał ten apel. — Obydwa te oddziały były imie­
nia Xięcia Welingtona. — Rozwleczono nako-
niec kupę, i na jej dnie znaleziono oficera który
klęcząc prosił życia; zostawiono mu je tem chęt­
niej, źe utrzymywał : « Za Ojczyznę moją całą
krew moją oddam, ale wy z carem naszym woj-,
nę macie. » Dogodziło się temu młodemu ofice­
rowi, bo tak na dnie w cudzej krwi zachował się,
że swojej ani kropli nie uronił. — Płaszcz mój
okrył przemokłe jego ramiona, jednym chlebem
żył z nami, a po kiku marszach uwolnionym zo­
stał. — Stanęliście potem w kolumnę plutonową, a
ja drugiego wyglądałem oddziału nieprzyjacielskie­
go, kiedy nadbiegł i doniósł podoficer plutonu as-
sekuracyjnego przy koniach powodowych, kassie
i broni, że oddział ten nie wychodzi z Krasnopola, .
i po odboju w bębny, słysząc źe broń złożona, ob­
sadza stodoły, a kozacy na widok attaku unieśli
się w stronę z której przyszli. — Nie naszą więc
rzeczą było, attakować' ich w takiem położeniu, a
nadto nam ubiedz należało szybko wysokość Cud-
nowa, osadzonego piechotą i działami, wysokość
Zasławia i Żytomierza, i. stać się wcześnie panami
drogi wielkiej z Nowogród-Wołyńska, do Ostroga
prowadzącej, żebyśmy nie byli przymuszeni trzy­
mać się prawego brzegu Słuczy, strony bagnistej i
coraz odleglejszej od naszego dążenia.—Co prędzśj
zatem zebrano na wozy 230 karabinów, tyleż ładow­
nic z ładunkami i pałaszami, oraz bębny, jako
naszą zdobycz, a słowa sława bogu! na znak
wdzięczności, potrzykrotnie wykrzyknęliśmy.
Pamiętacie żeśmy winni szybkości naszego atta-
		

/KS_323427_I_L_0033.djvu

			ku, źe tylko jeden Rosołowski od dwóch kul był
ranny, bagnetami zaś dziewięciu innych jeźdźców
naszych ranionych było i szesnaście koni, między
któremi, konie Czajkowskiego i Pilchowskiego Se­
weryna po kilka ran odniosły. Zabraliśmy naszych
rannych, a Moskale dostali kilkadziesiąt złotych na
wódkę; lecz mało było takich, którzyby z temi
pieniędzmi mogli powrócić do karczmy w Mołocz-
kach, gdyż oprócz zabitych, z całego tego oddziału,
jeden oficer tylko, dobosz, i trzech frontowych,
nieranni byli; trzech ostatnich na usilne ich proś­
by, zabraliśmy z sobą i w nasze wcielili szeregi.
— W Wiśle dopiero mieli oni spłókać posokę, któ­
ra ich płaszcze zafarbowała.
Pamiętacie, że z Krasnopola czyli Mołoczek, pu­
ściliśmy się prostą dyrekcją na Cudnów, gdyż
chciałem żeby się tam na nas przygotowano, a
w nocy, przykro zmieniwszy marsz nasz na Lubar,
obok tego miasta, szybką stępą przeszliśmy i na­
zajutrz stanęliśmy w Miro polu.—Czuję razem z wa­
mi nieprzyjemne przypomnienie posiadacza tego
miasteczka, i nieodnawiałbym żalu naszego, ale
kiedy powinnością jest hołd cnocie narodowej skła­
dać, występkiem byłoby pokryć milczeniem zbrod­
nię popełnioną w sprawie Ojczyzny. PanMiropola
oświadczył kilku naszym kolegom, że chcąc mieć
oczyszczone swoje dobra z buntowników, daje na­
tychmiast znać Moskalom o nas. — Ocalenie swo­
je winien or przykładnemu porządkowi jakiśeie
zachowywali; porzuciliście go w jego domu, a przy
raporcie żądaliście odemnie nkarania. — Pogardź­
my mówiłem szpiegiem moskiewskim, wszakże ro­
ty" którym on usługuje, cała potęg; tyrana nie
przeraża nas, a cóż jeden potwór wylęgły na tej
ziemi, może nas zajmować? niech żyje
		

/KS_323427_I_L_0034.djvu

			jak zły Polak z obciążonem sumieniem, niech
służy naszemu ciemiężcy, niech czeka od niego
orderu, tej cechy hańby i upodlenia w teraźniej­
szym czasie.
Po popasie koni i ugotowaniu jedzenia, udaliśmy
się w dalszy marsz, trzymając się jeszcze prawej
strony Słuczy. — W pięć godzin po nas, pan Miro-
pola miał już u siebie żądanego jenerała mos­
kiewskiego, któremu wystawił swoje doniesienie,
jako nowy dowód wierności, a później w kilka ty­
godni tłumaczył się przed naszymi ziomkami, że
nas miał za Kozaków Dońskich, bo podług niego,
nadto mieliśmy być porządni na powstanie. Ale
tłumacząc się, zapomniał zapewne dodać : że wi­
dział pomiędzy nami sąsiadów swoich, znajomych
i z nimi mówił, widział Omiećińskiego, Czaj­
kowskiego, Pilchowskich, Szaszkiewicza i wielu
innych.
W przechodzie za Ulcho, konwój harmat ko­
ścielnych i moździerzów rozbrojony, a kilka wo­
zów tych narzędzi, zagrabionych z przed domów
Bożych, zatopiono w Słuczy. — Prom i mosty ka­
załem poniszczyć, ażeby oddziałowi sprowadzone­
mu przez pana z Miropola, utrudnić przejście. O
pięćset sążni za Baranówką, gotowano jeść i pasiono
konie; wiedziałem że nieprzyjaciel który ku nam
w czasie noclegu nie śmiał się zbliżyć, stanął na
prawym brzegu Słuczy ; popas nasz kończyliśmy
spokojnie, gdyż byłem pewny że promów niemo-
że sprowadzić, chyba za sześć godzin, albo musi
krążyć na Rogaczew. — W marszu przed wieczo­
rem uwiadomiony byłem, że część Moskali, prze­
prawiła się do Baranówki i rabowała dom szano­
wnego obywatela Mejzera, ale godziny miałem
porachowane. Mówiłem już, że trakt wielki z
		

/KS_323427_I_L_0035.djvu

			wogród-Wołyńska przejść nam trzeba było nim
zajęty zostanie , niernogłem więc pomścić się
nad zbójcami, niernogłem pomocy podać ziomko­
wi. — 18 (30) Maja, przebyliśmy wspomniany
trakt wielki, uprzedziliśmy Moskali od Ustroga
ruszonych, i w nagrodę szybkich kilku marszów,
zabraliśmy prowadzony do armji transport prochów
i różnych pocisków, 49 wozów, z których dwie becz­
ki tylko prochu kazałem zostawić, resztę zaś roz­
bić z beczek i pak i zatopić w stawie Kilkijow-
Natej także drodze zabraliśmy 110 wozów nie­
przyjacielskich świeżo wyprawionych z Nowogród-
Wolyńska do głównej armji, z żywnością i owsem;
konie pociągowe z wozów, których było ‘231, zda­
tniejsze kazałem zabrać w szeregi, na miejsce od-
sednionych i rannych, owies , krupy i suchary ,
oraz wozy kute na części rozrzucano i rozdawano
w marszu mieszkańcom tej okolicy. — Wchodząc
w leśną pozycję poleciłem zatrzymać 20 wozów
z owsem, i kilka wziąść pod bron zdobytą i ran­
nych. — W najporządniejszym korpusie^ wozy
w czasie wojny opóźniają marsz, a często sta­
ją się zgubną zawadą, dla tego chociaż kazałem
arjergardzie zasłaniać nasze, ale byliśmy zawsze
od nich na przód o ośmset sążni. — Ranni tylko,
broń z amunicją i kassą, ciągnęli zaraz za kolumną,
bo ta strata byłaby dla nas interesującą. — Od te­
go punktu marsz nasz zaczął być nie tak nagły, i
mniej bezsenne noce, żebyście nabrali nowych sił
na nowe i wielkie jeszcze trudy. — Łuck był dosyć
na lewo żeby nam mógł grozić.
Wchodziliśmy wr widła dwóch rzek; na prawo była
Słucz, a na lewo Horyó. — Tem niebeśpiecznem
przejściem chciałem zwrócić uwagę jenerał
		

/KS_323427_I_L_0036.djvu

			bernatora Lewaszowa, że zamierzam udać się na
prawo ku Owruczowi, gdzie miało być powstanie ;
z drogi tej także na wszelki przypadek dostać się
nam można było do Litwy, gdzie wiedziałem z pe­
wnością że powstania działały.
19 (3i)maja weszliśmy do Międzyrzecza ; okrzyki
radosne powitały nas; były tam szkoły Pijarów,
zastaliśmy młodzież naszą., nadzieję kraju, nadzie­
ję Polski. — W kilka minut, każde drzewce na­
szych lanc sciskały młode płonie niezdolne jeszcze
grubości ich okrążyć; ognisty wzrok tonął w na­
szym wzroku, i rzeźwił uczucia pracą sfatygowa­
ne. — Każdy nasz koń widział przy sobie nowego
jeźdźca, który, zaledwie koniec grzywy z pyłu
mógł mu oczyścić. — « Pójdziemy z wami! » za­
wołali wszystkich klass uczniowie, a głos ten bez
wątpienia słyszeliście całą mocą dusz waszych. —
Zwołałem ich do porządku; starszych przeznaczyłem
w szeregi, w które z uniesieniem i pychą wstąpili,
a młodszym radziłem czekać aż ich wiek uzdolni.
— Słyszeliście każdego z tych jak rachował swoje
lata, a rachunek ten nie z wiekiem, ale z miłością
Ojczyzny był zgodny : stajnia Steckiego niebyła
zamknięta, i razem z służbą dworu tego znakomi­
tego Polaka, poszła powiększyć liczbę naszą. —
Trzeci szwadron był dopełniony, a my po odpo­
czynku ciągnęliśmy dalej. — Oficerowi arjergar-
dy poleciłem, żeby z wszelką grzecznością niepo-
zwalał małym naszym ochotnikom iść Za kolumną,
ale uprzedzali oni nas, i przy drodze zastawaliśmy
zadyszałe dzieci z płaczem i prośbą aby je zabrać.
— Niebyło ani dość silnych, ani dość przerażają­
cych uwag któreby wszystkich zw róciły, niektórzy
z nich zatrzymali się i bez wiadomości mojej poob-
siadali wozy ze zdobytym
		

/KS_323427_I_L_0037.djvu

			Na drugi dzień, szwadrony w tym samym po­
rządku przechodziły przez Berezno, jak wyszły
z Międzyrzecza, a pod wsią Tyszycą, o milę za Bereź-
nem, oficer prowadzący arjergardę raportował
mi, że kawalerja Rossyjska zbliża się za nami tąż
samą drogę, i że on po małym odporze, podług in­
strukcji, opuścił wozy z furażem, a zasłonił konie
powodowe, rannych, kassę i broń. — Pozycja była
leśna. — Awangarda nasza wchodziła do wsi Ty-
szycy, za którą widać było pole i na prawo rzekę
Słucz; rozkaz mieliście iść kłusem, żeby wcześnie
postawić się można było. — Wychodząc ze wsi, wi­
działem zaraz za nią fossę, na prawo w brzeg Słu-
czy wkopaną, a na lewo wyciągniętą w głąb lasu;
mostem przez nią przechodziliśmy, przypatrzyłem
się jej, i chciałem z niej korzystać. — O sto kroków
za tą przeprawrą uformowaliście odwrotnie front ku
wsi; trzeci szwadron odebrał rozkaz uformować
się przy drodze za dwóma pierwszemi, o trzysta
kroków z tyłu i na prawo pod lasem, który za nie­
wielkim kwadratem pola znowu się zaczynał, już to
dla assekurowanianas, a równie dla tego był opar­
ty o las, żeby nieprzyjaciel niemógl sił naszych oce­
nić. — Za tym szwadronem stała kassa, ranni i broń,
my dwóma szwadronami pierwszemi uszliśmy je­
szcze ku fośsie kroków dwadzieścia, usuwając front
w lewo, żebyjego lewe skrzydło oprzeć o rzekę. —
Tak przygotowani, widzieliśmy kłusem zbliżają­
cych się nieprzyjaciół; wychodzili oni ze wsi, i mię­
dzy wsią a fossą, formowali się do frontu. — Były
to dwa szwadrony strzelców konnych Derbski'ch
pod komendą półkownika Petersa; oficer ten, stojąc
na moście w interwalu swojego dywizjonu, kazał
rozpocząć ogień karabinowy, niemając przeciw so­
bie ani jednego strzału, gdyż chciałem go
		

/KS_323427_I_L_0038.djvu

			lić przez to, do przeprawienia się przez fossę;
trwał ogień pamiętacie cięgły, broń drżęcę rękę nie­
wolnika kierowana o ośmdziesięt kroków nie nio­
sła nam szkody, lulkiśmy nasze dopalali, a Peters
jeszcze nieśmiał przejść fossy, trzeba go więc było
sprowadzić na jednęz nami stronę, i dlatego ka­
załem kłusem szwadronowi drugiemu Michała
Grudzińskiego, zajść plutonami w koło, aby rozu­
miał że zaczynamy rejteradę; jakoż w tym samym
momencie usłyszeliście moskiewskie hurra ! a mo­
stem i węzkiemi kilku ścieżkami przeprawili się
Moskale, i stawali do frontu. Czekaliśmy aż się
przeprawię wszyscy; hurra trwało, szwadron dru­
gi galopem plutonami do frontu powrócił, las po­
wtórzył nasze Sława Bogu! ucichło hurra, a
lance nasze już tłoczyły wrogów w fossę. — Ra­
tujcie się dzieci (spasajties rebiata), zakomendero­
wał Peters, przebił się na most przez swój front
ciśniony, i ucieczkę ocalał. — Ofiary niewoli je­
dne zaległy fossę i pola Tyszycy, kikunastu w głę­
bi Słuczy wieczne znalazło schronienie, 48 z dwo­
ma szwadronowymi wachmistrzami w niewoli naszśj
było, a oficerowie za pomocę swoich koni wier­
nie Petersa spełnili komendę, oprócz jednego ka­
pitana zabitego. — Nic łatwiejszego niebyło, jak
ścigajęc malę resztę z przestrachem uciekajęcę w la­
sach, pobić albo zabrać w niewolę, i w każdym
innym czasie opuszczać takę sposobność, byłoby
nieroztropnościę, występkiem byłoby komendan­
ta; ale my, gonięc się za wylękłym Petersem co­
fnęlibyśmy nasz marsz, zamiast go kontynuować;
z miłych pól Wołynia zalanych wrogiem wydrzeć
się nam potrzeba było, a nieszukać w samych na­
wet zwycięztwacli korzyści. — Rozrzędzenie Chru-
ścikowskiego w takim nas stanie postawiło. —
		

/KS_323427_I_L_0039.djvu

			niony był jednak Peters kilkaset sążni za wieś, i
caty prawie furaż dostał się nam napowrót. — Pa­
miętacie koledzy! że na odbitych wozach znaleźli­
śmy powiązanych młodych naszych ochotników
Międzyrzeckich, których omijając, Peters w swojej
ucieczce, w takim stanie dopuścił rąbać, a może i
sam rąbał; bo żołnierz, który na placu lękasię zaj­
rzeć w oczy swojemu przeciwnikowi, bezbronne­
mu nie przebacza, i na bezbronnym bez strachu
wywiera całą swą śrogość, bo innych laurów nie­
godzien. Prócz odebranych z jego mocy sześciu,
zabrał on jeszcze goniących za nami dziesięcioro
dzieci, cnotą tylko i chęcią dojrzałych, oraz pod­
oficera Porczyńskiego z dwóma ludźmi, któremu
pozwolono było na moment zostać w Bereznem. —
Pamiętacie dwóch młodych studentów ? Goniąc
Moskali zastaliśmy ich we wsi, w ciasnemprzejściu,
między budynkiem a cmentarzem ; tam oni z wo­
zów zsiadłszy, bronili się Moskalom, kilku z karabi­
nów swoich ranili, nakoniec jeden z nich ranny, a
drugi, obok swojego towarzysza spał snem wie­
cznym, snem cnoty i miłości ojczyzny; przeniesiony
za ścianę, pod którą walczył i krwią swoją oblał,
spoczywa pod nią, pałaszami zagrzebany. — Było
jeszcze z naszej strony pałaszem rannych sześciu,
"i Adolf Pilchowski. — Tam pod Stanisławem Du­
ninem, komendantem pierwszego szwadronu, padł
także koń od kuli. — 78 koni, 120 karbinów, kilka­
dziesiąt pałaszy i pistoletów, było naszą zdobyczą.
Peters tłumacząc się ze swojej straty i ucieczki,
rozniósł wiadomość, że nas znalazł dziesięć tysię-
cv, i tem na później usłużył nam bardzo. •
" Przez Łuck, Torczyn, Włodzimierz, Korytnicę,
Łubom, Opalin i Włodawę, wzdłuż Bugu, wyciągnię­
ta była linja nieprzyjacielska. Kowel najbliżśj
		

/KS_323427_I_L_0040.djvu

			naszej lewej stronie położony, osadzony był dzia­
łami i piechotę.; dochodziliśmy do Dębrowicy ;
punkta położenia wojska nad Bugiem już mi do­
brze były wiadome, widziałem że przejście do Kró­
lestwa jest trudne, ale niepodobnem niebyło, boś-
cie wy mężni byli I
Wysłani moi do Dębrowicy donieśli mi, że Pe­
tersa wiadomość o naszej sile, doszła do Kowla;
chcęc zatem z niej korzystać, po spoczynku przez
24 godzin, i rozgłoszeniu że składamy awangardę
tylko powstania, przeszliśmy na lewy brzeg Mory­
nia ; przez Bereznice, Włodzimierzec, byliśmy
w Rafatówce, gdzie z rozbitego powstania Olizara
przybyło nam kilku konnych, i 80 pieszych ludzi,
ostatni zaraz byli uzbrojeni; tam przeprawiliśmy
Się na lewy brzeg Styru, zanoszęc wiadomość że
zamierzamy zdobywać Kowel; niewolników kaza­
łem Styrem spławić do Pińska, żeby umniejszyć
sobie ciężaru, a razem oddalić w stronę przeciwnę,
gdzieby ich zeznanie o siłach naszych niebyło nam
szkodliwe.
Jeden zasiedatel szpieg z podLityna prowadzony,
z ogolonę głowę powrócił do domu, drugi ujęty
na rabunku domu obywatelskiego z swoim pisa­
rzem, po odbytym sędzię, zostali na gałęzi.
Koło Hulewicz dowiedziałem się że siła zbrojna
Kowelska zdjęła mosty, barykaduje ülice, i osadza
wyższe miejsca za miastem działami. Takie przy­
gotowania dwóch tysięcy blisko nieprzyjaciół, zape­
wniały mnie, że się oszukuję mniemaniem o naszej
sile, a z tego wnosiłem razem, że wezmę na swoję
pomoc wojska nad Bugiem stojęce i odsłonię mi
granicę. Wolnym marszem przebywaliśmy prze­
strzeń ku Kowlowi, żeby mu dać czas skommuni-
kowania się i wcięgnięcia w ruch wojska.
		

/KS_323427_I_L_0041.djvu

			między Kowlem a Niesochojźami przebyliśmy,
w ostatniem miasteczku zabrać kazałem pocztę >
kurjerz depeszami Dy bicza dostał się w ręce na­
szej awangardy : za Turję zaczęliśmy robić półko­
le koło Kowla, utrzymując zawsze Moskali w
uprzedzeniu, że mamy zamiar uderzyć na niego. •
Odebrawszy zaś wiadomość że wojska z nad gra­
nicy ruszyły już, i są w marszu, zmieniłem przy­
kro na prawo naszą dyrekcję, rozminęliśmy się z
jedną kolumną, o kilkaset sążni pod Maciejowem,
przeszliśmy koło niej bez drogi ze spuszczonemi na
dół chorągiewkami.— Przechodziliśmy pod Łubom
mając go na lewo, skąd kilku godzinami wprzód
•wyciągnął nieprzyjaciel, na wezwanie pomocy.—
W Lubomiu były bagaże wojenne, ale niemieliśmy
czasu do stracenia, zmieniliśmy jeszcze raz kieru­
nek na lewo za Lubomiem, ominęli ciągnących
Moskali z Opalina, i rozstawione szwadrony hu­
zarów rhiędzy Jeziorami Szatzka, a szybkim mar­
szem o ćwierć mili niżej Dorohuska nad Bu­
giem, we wsi Przewozach stanęliśmy.
■ Zastaliśmy tam galary; szwadrony stały nad
orzegiem, piechota ustawiona była w ulicy,, a
w.edety zajęły odległe dość wzgórki, żeby wcześnie
mogły ostrzedz nas o nieprzyjacielu który mógł się
zwrócić z drogi ku Kowlowi, ale my przez całą noc
forsowny zrobiwszy marsz, i do pierwszej po po­
łudniu w przeciwną z nim idąc stronę, oddaliliśmy
się od siebie wzajemnie.— Spokojnie zatem pier­
wszy szwadron przeszedł Bug w pław, a tym
czasem ustawiano galary w poprzek rzeki, i dru­
gie dwa szwadrony, wozy z bronię, rannymi, k^ssą,
i piechota przez nie przeszły.
Nowa radość zabłysła na waszych czołach, dłonie
na nowo ściskały się wzajemnie, a okrzyki wesołe
u
		

/KS_323427_I_L_0042.djvu

			rozległy się po równinach lewego brzegu Bugu!
Mnież tylko nieczuć trzeba było tej chwili ? Jak
kropla rosy nie odwilży wnętrza głazu mchem
nasępionego, tak radość ożywić nie mogła uczuć
moich ; czytałem depesze Dybicza o których wy nie
wiedzieliścienic on nie miał korzystnego w nich
dla siebie, ale dość było przykrem, dość zasmuca-
jącem, dowiedzieć się, że główna kwatera tego
'enerała była dotąd w okolicy Pułtuska.
Galary kazałem ro z przędz, z wodą puścić, albo
poniszczyć.— Rozesłałem w okolice Krasnostawu,
Zamośiciai Hrubieszowa, dla zapewnienia się o po­
łożeniu i sile nieprzyjaciół, a dochodząc wysokości
Chełma, w Woli Czerniejowskiej stanęliśmy na noc,
skąd także wysłałem kilku ludzi pod różnemi
pozorami, dla przejrzenia potrzebniejszych pun­
któw od strony Zamościa ; po ośmnasto godzin­
nym wypoczynku, byliśmy w marszu. Zostałem
uwiadomiony, że naszą, drogą, przez Bug, prze­
szedł mały oddział huzarów; kazałem go śledzić,
i doniesiono mi że z daleka nas krążył, i mijał
Chełm; wnosiłem więc z pewnością że o naszśm
przejściu donosi Jenerałowi Rydigerowi. — Ode­
brałem także wiadomość dokładną, że Kraśniczyn,
Wojsławice, Uchanie i Jarosławice, zajęte przez
korpus tegoż Jenerała; przez Hrubieszów zatem
zostawała tylko droga do Zamościa, ale dal­
sza i łatwo być mogła przecięta od Jarosła­
wie,albo też od Włodzimierza, przez korpus Kaj-
zarowa.— Uchanie, punkt prawie pośredni na linji
naszego dążenia, zajęte były przez samą kawalerję,
i chociaż punkt ten w pół godziny mógł być z
Wojsławic posiłkowany, obrałem go jednak do
naszego przejścia, gdyż nie miał tyle wąwozów i
nizin ile Hrubieszów, droga była bliższa, a
		

/KS_323427_I_L_0043.djvu

			dzieją złamania nieprzyjaciół pod bokiem naszych
braci, zachęcająca.—Przewodnicy mieli rozkaz pro­
wadzić nas na Hrubieszów, w samym zaś marszu
wieczorem zwróciliśmy na Uchanie. O dwie mile
od Uchań uprzedziłem was o moim zamiarze, ode­
braliście potrzebne informacje, ponieważ zaś w
nocy mieliśmy napaść na obóz, poczem spiesznie
trzęba się było sformować żeby nowych sił uni­
knąć, a trębaczów nie było, mieliście więc rozkaz
żeby po napadzie, moją komendę, «Stój «każdy
komendant szwadronu i plutonu i każdy podoficer
powtórzył,po której jeźdzce zbierać się mieli w
plutony, i spiesznie stawać we front szwadronowy.
Droga od Chełma ku Uchaniom na którąśmy weszli
byli, cięgnie się lasem, a ten o kilkasśt sęini od
miasta kończy się; obóz nieprzyjacielski stał na
wzgórzu, przy drodze z Uchań do Wojsławic pro­
wadzącej, przewodnicy nasi położenia obozu dobrze
nie znali, żeby w ciemną noc, naprowadzić nas na
niego mogli z pewnością, ogniów zaś nie palono.—
Dowiedziałem się, że w brzegu lasu przy naszej
drodze, mieszkał gajowy, tego zatem jako sąsiada
obozu na przewodnika postanowiłem zabrać, żeby
nam go wskazał, jakoż był wzięty.—O kilkanaście
sążni od mieszkania gajowego, stała wedeta nie­
przyjacielska; za zbliżeniem się naszem, uszła ona
bez slrzału do placówki, którą dostrzegłem idąc na
czele.— Mieliście rozkaz, do wedeti placówek nie-
strzelać, żeby przez to nie ostrzedz nieprzyjaciela.—
Placówka ta była złożona z czterech tylko koni;
dwóch naszych braci za pomocą języka rossyjskie-
go zbliżyło się ku niej, i bez strzału także z jej
strony razem z nią zniknęli w ciemności nocnej.—
Żeby więc nie spóźnić się po zaalarmowaniu obo­
zu, którego spodziewałem się, kazałem wam
		

/KS_323427_I_L_0044.djvu

			kłusem, a przebywszy most wręzki na błotach,ufor­
mowaliście front spiesznie, i jak można najciszej.—
Ranni nasi, kassa, broń i konie powodowe, zostały
przy drodze, pod zasłonę, piechoty i szwadronu asse-
kuracyjnego, dwoma zaś szwadronami poszliśmy
wpaść na obóz, ale go szukać jeszcze trzeba było
gdyż wiecie że gajowego podoficer Wielobyski
przez nieostrożność upuścił; niezachęćiło go dwie­
ście złotych które mu za tę usługę ofiarowałem,
nikczemnie z przestrachu uciekł gajowy, szliśmy
więc spiesznie choć nie na pewno, ale strzałów
jeszcze nie słychać było; stanęć zatem kazałem,
a ubiegłszy kilkadziesięt kroków, szczęściem znala­
złem obóz i w tym momencie wpadało do niego
dwóch konnych z placówki, która uciekajęc przed
naszymi, zbłędziła; jeden z nich natręcił się na
mnie i był cicho zsadzony z konia, a drugi zwrócił
się w tył, i równie przyjęty został przez naszego
jeźdźca gonięcego za nimi od lasu.— Powróciłem
do was i przepowiedziałem czem być mieliście
później,' komcnderujęc donośnie ażeby zwieść
nieprzyjaciela : « Pułk naprzód , dyrekcja na pra­
wo, galopem!»a hasło nasze, «»ława bogu » trwa­
ło bez przerwy i budziło śpięcych wrogów, ale
budziło nie na długo, bo nowym snem usypiali;
konie ich rozpierzchły się nieunoszęc żadnego
jeźdźca, wielu na pieszo broniło się strzałami, bo
nas niewystarczało żeby każdy z nich mia’ prze­
ciwnika, ale żadnego kolej nie minęła, a strzały
choć gęste, lecz z przerażeniem i w nocy niesione,
nie zrobiły nam szkody. — Pułkownika, -komen­
danta tego obozu, w jego namiocie aresztowanego
kazałem pilnować; chciał on się ucieczkę oswobo­
dzić, i sobie winę przypisze że strzałem w nogę i
lancę w bok zatrzymany został; kilku
		

/KS_323427_I_L_0045.djvu

			przyprowadzono także do tego namiotu, ale jeden
z tych, nikczemnie strzelił do naszego kolegi Czaj­
kowskiego który mu życie zostawił, i stał się
przyczynę że wszyscy skonali na grotach, jak wie­
lu innych, nim w to miejsce nadbiegłem.— Prze­
biegając obóz wzdłuż, widziałem że za kilka minut
skończy się skutecznie nasz napad, i kiedy na
ustroniu upatrywałem miejsce do zebrania frontu,
i między potrzebę "wydania do tego stosownej ko­
mendy, a chęci ę nieopuszczeuia choć jednej jeszcze
korzystnej chwili, -wahałem się, dał mi się słyszeć
szczęk broni od strony Uchań ; natychmiast więc
posłałem po szwadron assekuracyjny, dwóm pięr-
wszym kazałem się formować, a z sobę wzięwszy
ośmiu jeźdców i starszego Ostaszewskiego, udałem
się dla rozpoznania nowo przybywającej siły. Mały
mój oddział frontem wchodził w ulicę ogrodzonę
i prawie ję całę zajęł; przypuszczałem cięgnęcę się
kolumnę ku sobie i usłyszałem komendę w ruskim
języku : « Pułk 4 uralski naprzód. » Pod zasłonę
nocy i w ścisłem miejscu, dość jest czoło kolumny
konnej choćby najgłębszej złamać, a zwrócone
dwie lub trzy szóstki wstecz, potręcaję następne,
i zostawiaję za sobę korzyść najsłabszemu nawet
przeciwnikowi— majęc więc przed sobę o piętna­
ście kroków czoło kolumny kozaków, ośmię grota­
mi i dwóma pałaszami uderzyłem, a pułk silę wła-
snę i siłę przestrachu wtłoczył się na powrót
w miasto i z korzyścię naszego oddziału był ści­
gany. Ale mnie trzeba było powrócić, i zasłonić
trzecim szwadronem dwa pierwsze, żeby się co
prędzej uformowały; zatrzymałem zatem mój ma­
ły oddział, poleciłem Ostaszewskiemu obserwować
i uwiadamiać mnie spiesznie gdyby powracali ko­
zacy, bo chciałem ich z ulicy nic wypuścić na
		

/KS_323427_I_L_0046.djvu

			Szwadronu assekuracyj nego nie było jeszcze; pa
troi kawalerji idący z Wojsławic i uciekający od
zniszczonego obozu, wlazł na niego; Przyborowski
więc, komendant tego szwadronu, był czynny; pa­
miętacie jak półk kozacki powrócił, i na nowo za­
trzymany w ulicy, był party przez całe" miasto ze
stratą, w której rachował pułkownika dowódzcę,
poległego na ulicy od lancy jeźdźca Alfreda z Czar-
toryi, i jednego kapitana. — Szybkie uformowa­
nie szwadronów, przez walecznych zawsze komen­
dantów, Dumna i Grudzińskiego, dó odparcia tśj
nowej siły przyczyniło się znacznie.
Opuszczaliśmy pobojowisko; półkownik i stu
trzynastu strzelców konnych Siwierskich, byli na­
szymi jeńcami, z tych kilkunastu z ran umarło,
albo dla słabości zostawiono w wioskach. — Pół­
kownik Bogdanow, nasz jeniec, miał przy sobieex-
pedycją swego jenerała korpusu, w której cytowane
było wezwanie Lewaszowa gubernatora Wołyń­
skiego, żeby nas starać się koniecznie zbić, albo
ujętych i okutych, pod ścisłą strażą do Żytomierza
dostawić; tłumaczyłem mu, że twierdza nasza po­
łożona od jego obozu o trzy tylko mile, że nam
do Żytomierza wracać daleko, i że gościnniejsze
znajdzie przyjęcie od przygotowanego dla nas
w Żytomierzu, jakoż półkownik ten i ośmdzie
sięctu przeszło żołnierzy oddani zostali w twier-
Konie, kilkaset karabinów, pałasze i pistolety,
były naszą zdobyczą. — Baraki pełne zrabowa­
nych rzeczy i trunków, kazałem zapalić, żeby spło­
nęły z bronią i rynsztunkami, których niepodobna
było zabrać bez obciężenia siebie. — Czternastu
jeźdźców naszych ubranych było w ładownice o-
fłuerskie. Dzień się zaczynał; kozacy na
		

/KS_323427_I_L_0047.djvu

			za miastem stojąc rozpoznawali nasze siły; piecho­
ta nasza mając polecenie zająć ulicę główną i osa­
dzić punkt w którym przez nią w poprzek prze­
chodzić mieliśmy, przyjęła ogniem nadchodzący
patrol huzarski, odparła go, a przepuściwszy ko­
lumnę naszej jazdy, sama przeprowadzona była
przez ogrody w pole, i zasłonioną została arjer-
gardą kawalerji.
Z pomiędzy nas, dziesięciu było rannych od pa­
łasza, zabity nikt niebyt. — Dążyliśmy do Gra­
bowca, mając ciągle przed naszą awangardą i za sobą
kozaków; chcieli oni opóźnić nasz marsz, gdyż kawa-
lerja z artyllerją od Wojsławic spieszyła przeciąć
nam drogę. — W Grabowcu ustawili się kozacy nad
wąwozem, który nam trzeba było przechodzić;
ale wkrótce, po słabym odporze odstąpili, uciekli
na lewo, przepuścili nas, złączyli się w jedną mas-
* sę z tymi, co byli za arjergadą i następowali ją ra­
zem. — Arjergarda komenderowana przez Kon­
stantego Bernatowicza, wytrzymywała ogień ciągły
z janczarek; Seweryn Pilchowski i Adam Domaradz­
ki ze zwykłem sobie męztwem, naprzemian wspie­
rali ją swojemi plutonami. — Konie nasze od dwu­
dziestu godzin niejadły i zmęczone były; zebrałem
więc pół szwadron na nowo zdobytych koniach
o milę po przejściu Grabowca i przepuściwszy ko­
zaków przez Rudę, którąśrny przeszli, kazałem
razem z arjergardą natrzeć na nich, poczem uciekli
bez powrotu kozacy, a my odpoczywaliśmy i poi­
liśmy konie. — Jana Omiecińskiego z kilku ludźmi
wysłałem do gubernatora fortecy Zamościa z rapor­
tem o naszem zbliżeniu się; zastał on w tej twierdzy
Jenerała Chrzanowskiego z korpusem, który będąc
wprzód przez kogoś źle uwiadomiony o naszem po­
łożeniu, spieszył nam na pomoc, zszedł się z
		

/KS_323427_I_L_0048.djvu

			jak wiecie w łańcuchu wedet, o tysiąc kroków od
twierdzy. Szwadrony Krakusów, kolumny piechoty
i artyllerja, witały nas okrzykiem. Ach! jak te
życzenia były nam miłe, * jak ten język naro­
dowy mówił do nas! a narodowe kolory, cią­
gnęły ku sobie oczy nasze! Powitaliśmy ich wza­
jemnie, trzykrotnem sława bogu !
■Tak  skończyliśmy marsz przeszło cztero-ty-
godniowy, po stu trzydziestu dwóch milach krętej
drogi, wśród obozówr wojsk naszego ciemięzcy;
opieka Boga nas osłaniała. Oprócz zabranych na
wozach pod Tyszycą w niewolę, jeden także Do­
minik Strumiłło ranny pod Grabowcem, został
jeńcem, a dwóch tylko mieliśmy zabitych i dwu­
dziestu ośmiu w ogóle ranuych było, którzy później
wykurowani zostali
Dżdżysta, zimna wiosna i trudy przeciążające
niewprawne natenczas jeszcze siły wasze, były
przyczyną że prawie połowa ludzi miała spuchnię­
te nogi, tak że bótów wdziać nie mogli, ale kilko­
dniowy odpoczynek pod twierdzą, i nadzieja że
Użytecznymi będziemy, powracała nam zdrowie.
Raport mój posłany był sztafetą do Naczelnego
Wodza; czekaliśmy naszego przeznaczenia, żebyśmy
wcieleni zostali do któregobądź pułku jazdy, ale
wkrótce uwiadomiony zostałem że nam nadano ty­
tuł jazdy wołyńskiej.
Każdy oficer, każdy żołnierz załogi i korpusu
Chrzanowskiego cieszył się naszem przybyciem
które choć niewiele, zwiększało jednak siły naro­
dowe, cieszył się, bo każdego z nich życzenia były
przychylne dla Ojczyzny, widzenie się zaś codzien­
ne z Jenerałem, niemogło w nim odkryć tych uczuć,
aż nakoniec przekonał on mnie i zasmucił, że ich
wcale nie miał. — Do skromnego naszego
		

/KS_323427_I_L_0049.djvu

			darowania jakie zamierzałem, chciałem mieć dzie­
sięć, a najwięcej dwanaście dni czasu; przywie­
źliśmy z sobą pieniądze składkowe, i te nam miały
wystarczyć, nie biorąc nic ze skarbu narodowego i
przeciąg ten czasu był potrzebny jeszcze dla ugrun­
towania was w mustrze, dla wypoczynku i wygo­
jenia koni; szło także o miejsce spokojne z którego
dostać by można było potrzebnych szczegółów i
rzemieślników, prosiłem zatem Jenerała o ten czas
i o przeznaczenie na lewym brzegu Wisły miasta
Zawichostu, lub innego, skąd po dwunastu dniach
stanąć mieliśmy gdzie tylko rozkaże. Na to ode­
brałem taką odpowiedź : « Te wszystkie powsta­
nia, więcej mi robią niepokoju swojemi żądaniami
jak pożytku; Tomaszów panu przeznaczam, nale­
żysz pan do moich rozkazów, tam odpoczniesz i
umundurujesz się.» Wiem, że uległość i spełnie­
nie ścisłe rozkazów, jest pierwszym obowiązkiem
żołnierza, jest nawet cnotą od męztwa pierwszą,
widziałem niebeśpieczneminiestosownem to prze­
znaczenie , ale, jeżelim był przyzwoicie uległy
przez cały ciąg dawniejszej mojej służby, to w te­
raźniejszej przejąłem się tem bardziej tą powinno­
ścią, bez ogłoszenia więc wam tak nieprzychylnego
rozporządzenia, spełniłem je. — Pamiętacie, sta­
nęliśmy w Tomaszowie o dwie stacje pocztowe od
Zamościa, a o trzy mile od korpusu Kajzarowa, któ­
ry się w tych dniach przez Bug przeprawił, o pół
mili zaś od granicy austryjackiej; konie nasze po-
siodłane zawsze, indzie ciągle uzbrojeni, ,ia noc
•występowaliśmy na plac. Patrole nieustannie zmie­
niały się, a mundury nasze szyto na wozach, żeby
w potrzebie zabrać się ze wszystkiemu — Czwar­
tego dnia tego odpoczynku i tej spokojnej organi­
zacji, droga którąśmy przyszli od fortecy,
		

/KS_323427_I_L_0050.djvu

			już była, a więc mieliśmy z dwóch stron nieprzy­
jaciół, a z trzeciej granicę Austryi; emisarjusze i
patrole uwiadomiły mnie że Moskale się zbliżają,
ale nieruszyliśmy wprzód z Tomaszowa aż odebra­
łem odpowiedź na moją sztafetę. — Odpowiedź tę
dawał mi gubernator twierdzy, gdyż Chrzanowskie­
go nie było już w Zamościu; wyszliśmy pamiętacie
0 pierwszej rano, a we dwie godziny, w Tomaszo­
wie, trzy tysiące Moskali na naszem miejscu stanę­
ło, z dwóch stron wpadając do miasta; przez Józe­
fów zostawała nam droga, którą drugiego dnia
stanęliśmy pod twierdzą.
1Znał dobrze Chrzanowski zgubne położenie To­
maszowa, i jemu zapewne najlepiej wiadomo dla
czego nam go przeznaczał. Nie zastałem tego Jene­
rała w twierdzy, poszedł na lewy brzeg Wisły
z korpusem i stamtąd dopiero dał mi rozkaz że­
bym się także przeprawił, uwiadomił mnie źe do
pierwszego należę korpusu, kazał nieodwłocznie
szyk bojowy zmienić na dwa szeregi, a Solec mia­
sto do dalszej organizacji przeznaczył.
W Solcu odebrałem z komissji wojny potrzebne
druki do organizacji, zaprowadzona była kancelarja
1 rada gospodarcza, kilkuset krawców i różnych
rzemieślników pracowało, wy odbywaliście musz­
try ; listę oficerów do zatwierdzenia przedstawiłem.
Chrzanowski bez rozkazu znowu nas porzucił i
przeprawił się na prawy brzeg Wisły, a ja dziesią­
tego dnia raportem przez sztafetę pytałem się Na­
czelnego Wodza o przeznaczenie nasze na linji bo­
jowej, donosząc mu : żeśmy gotowi , że broń
mamy zdobytą kompletną, ładunki wymienio­
ne w twierdzy za proch zdobyty, a lance nowe ró­
wnie jak i oporządzenie, sprawione z kassy którą-
śmy z sobą przywieźli, prosząc go oraz żeby
		

/KS_323427_I_L_0051.djvu

			nasz jednoszeregowy zachować raczył. Umiał
Wódz Naczelny Skrzynecki ocenić nasze szczere
chęci, oświadczył ukontentowanie ze Spiesznej or­
ganizacji, a półk wyszedł na linję bojowę.
Jednostajność ubrania i uzbrojenia, stan koni
poprawiony, porzędek do któregoście się sami
przyczynili, wspólnę nam wszystkim robił przyjem­
ność; niezadziwiałiśmy widza prostym ubiorem na­
szym, ale chimeryczne nawet oko niemogło się zrażać
nieregularnościę. Czapka biała z barankiem czar­
nym, i małem na orle piórkiem, czamarka krótka
granatowa z wypustkami białemi i kołnierzem,
rajtuzy granatowe wygodne z wypustkę, i skórę
odziewały oficerów i jeźdźców ; ich szarfka su­
kienna, a nas pasy białe z frendzlę srebrnę zmię-
szanę z amarantem, przepasywały; do białych ło­
siowych pendentów zdobytych, wszyscy jeźdźcy na
lewej stronie mieli przytwierdzone małe olsterka
z kartuzę na ładunki a w nich nakryte pistolety;
pałasz każdego uzbrajał, po czterech skrzydłowych
w plutonach, miało sztucce, albo skrócone karabin­
ki z flintpasami, a lance z choręgiewkami narodo­
wego koloru, stanowiły głównę broń naszę. —
Siódla bez olster i jak można najlżejsze, z małym
mantelzakiem i płaszczem, nakryte czaprakami gra-
natowemi, z zielonych moskiewskich przefarbowa-
nemi, albo też nowemi tego koloru, rzemienie do
nich z surowcu, i trenzle surowcowe z werblika-
mi. — Paradne mundury oficerów z rozprutemi
były rękawami, na spodzie kaftan biały atłasowy.
Po ukończeniu umundurowania i osiodłania, zo-
stajęce karabinki i pistolety zostawione były z od­
działem przeznaczonym do rezerwy, gdzie razem
mieliśmy kikaset lanc nowych, nasze zaś domowe
lance, rozdane były pospólstwu w
		

/KS_323427_I_L_0052.djvu

			Pieniądze składkowe, któreśmy przywieźli z so­
bą, wyszły zupełnie, resztę potrzeb z małych mo­
ich funduszów załatwiałem; a że kassa ta była wła­
snością publiczną i do bezpośredniego mojego
rozporządzenia zostawiona, wrezwałem więc was
żebyście z niej jak najściślej kassjera'półkowego
obrachowali, a wezwanie to załączam tu : (a) załą­
czyłbym tu także szczegółowy wasz rachunek na­
szej kassy, ale cnotliwe polskie serca co ją złożyły,
spokojnie zaczekają na czas, w- którym winny im
hołd publicznie będziemy mogli oświadczyć.
Odtąd przestaliśmy zależeć od siebie, zaczęliśmy
wspólnie działać z innemi korpusami, a czyśmy go­
dnie powołaniu naszemu odpowiedzieli, nie do nas
należy sądzić; ja tylko zamilczeć nie mogę szacun­
ku mojego dla was; nabyliście do niego prawa wa-
szem męztwem, staraniem w służbie wewnętrznej,
troskliwą opieką nad żołnierzami, godnymi naszej
przyjaźni, waszą bezinteresownością; ustępowa­
liście chętnie dla żołnierzy prawa waszego do krzy­
żów, byli między wami, co się prosili ażeby ich
zostawić w szeregu jako podoficerów, nieżądali
wdziać znaków oficerskich, i przy końcu dopiero
kampanji, przyjęli nominacje. Listę oficerów do
krzyżów, w skutek powtarzanego rozkazu Jenerała
korpusu, przedstawiłem : chowajcie te drogie pa­
miątki, godnieście je nabyli, nie zniży ich ceny
ciemiężca, jak żąda w zemście swojej; ukazem
rozdał on polskie krzyże Moskalom, na znak że nie­
mi pogardza, a biedne narzędzia jego samowładz-
twa przyjęły je w równej pokorze, jak przyjmują
na czoła wypiekane piętna przed Sybirem. — Na­
sze krzyże, nasze stopnie, Ojczyzna nasza nam
dała.
Winienem jeszcze wam podziękować, za
		

/KS_323427_I_L_0053.djvu

			manie karności w szeregach, za wzory dla żołnierzy
odwagi waszej; widziano was w każdej bitwie na
przodzie, w sto piętnaście koni, łamaliście cały
półk pod Iłżę, tam w czasie attakn, kiedym wołał:
upuszczaj cugle 1» żołnierz szwadronu trzeciego dał
mi się słyszeć : «ja mojego konia wykiełzałem.» Po
tej bitwie, przyznano nam nasz szyk jednoszere-
gowy i pochlebnie powiedziano, żeśmy sobie sami
na to prawo napisali, umiejąc się formować pod
kartaczami; wspólnem zaufaniem ożywiliśmy się,
nienadto nawet wymagałem zimnej krwi po was
wtenczas kiedy umyślnie odwróciwszy front od
nieprzyjacielskich dział, zakazałem patrzeć na gra­
naty, rozrywane za ogonami waszych koni; nie­
nadto mówię, bośeie to ściśle i z pogodę na czo­
łach wypełnili; nad Wisłę, pierwszy mój szwadron
oddzielnie stojęcy, wołał na mnie, żebym go pro­
wadził do szarży na 16 szwadronów roźwiniętych
nieprzyjaciół,! w miejscu krzyczęcych hurra,—nie-
śmieli oni na trzysta koni naszych uderzyć, bo
każdy z tych półków w różnych czasach miał z o-
sobnä z wami do czynienia ; nieprzyznałbym się do
nieprzyjęcia walecznego wyzwania mojego szwa­
dronu, ale wierzycie zapewne, że nie osobista bo-
jazó od tego mnie odstręezyła, chciałem wykonać
trzema szwadronami ten attak, któryby się po­
wiódł zapewne, ale te natenczas podzielone były
przeszkodami, a w poprzek kartaczowego ognia
sprowadzajęc, mógłbym je zniszczyć.
Nie wystawę ubiorów naszych, ani zwierzchnię
postacię której śmy się zrzekli, przerażać chcieliśmy
naszego przeciwnika; patrzył on na ostrza naszych
lanc, które nieraz wprzód dały mu się uczuć nim
je
		

/KS_323427_I_L_0054.djvu

			(A.) Wojsko Polskie Sztab półku, Solec.
Półk Jazdy Wołyńskiej. 28-czerwca 1831 r.
RÓŻYCKI MAJOR, DOWÓDZCA PÓŁKU JAZDY WOŁYŃ­
SKIEJ, DO KORPUSU OFICERÓW TEGOŻ PÓŁKU.
Wśród dómów naszych, jeszcze na Wołyniu, po­
wierzyliście mi tymczasowe naczelnictwo powsta­
nia ; Rząd Narodowy przyznał mi je nadal, a
przyznał, wierzycie zapewne, bez mojego oto ubie­
gania się.
Gzy dotąd dopełniłem mojej powinności, do wa­
szego odwołuję się przekonania, i w niem tylko
chcę mieć świadectwo; co zaś do pieniędzy które
składały kassę naszą, złożonych przez dobrowolne
ofiary Wołynianów, z tych wiuienem publiczny zdać
rachunek. — Tym więc celem wzywam was kole­
dzy, żebyście z pośród siebie wybrali : jednego
kapitana, trzech poruczników, trzech podporu­
czników, dwóch podoficerów i dwóch jeźdźców,
którzy zajmę się obrachowaniem kassjera półko­
wego Wyhowskiego, na którego ręce, wszystkie
fundusze były składane. — Prawo bezpośredniego
rządzenia pieniędzmi, było przy mnie, a te były
własnością narodową, i dla tego kommissja obra­
chunkowa wybrać się mająca,, odbędzie czynność
s-woją ściśle i z dokładnością; niech przyszłość ob­
winiać mnie nie może, że fundusze tak święte, źle
użyte zostały.
Karol Różycki.
Odpowiedź. —Szanowny Majorze! Winniśmy
Ci ocalenie naszego życia, winniśmy Ci honor jaki
mamy służenia naszej Ojczyźnie; Twoja
		

/KS_323427_I_L_0055.djvu

			jest rękojmię. Twoich czynności, których my jesteś­
my świadkami. — Wiadomo nam jest, jak zostały
użyte iundusze nasze, lecz kiedy taka jest Twoja
wola, ulegamy jej i raportujemy : że z pomiędzy
nas obrani do kommissji obrachunkowej; kapitan
Przyborowski. Porucznicy : Faliński, Omiecióski i
Domaradzki Józefąt. —Podporucznicy : Budzyński,
Zakaszewski i Topczewski. — Podoficerowie : Ol­
szewski i Wielobyski. — Jeźdźcy: Zakrzewski i Pio­
trowski — D : podpisy. _____
W drukarni braci Rouge, Dunon et Fresnś,
Paryż, ulica du Four-Śaint-Germain,
		

/KS_323427_I_L_0058.djvu

			Biblioteka im. Hieronima
Łopacińskiego w Lublinie
rok
Mow
DO
PSAŁ’
M* WĘĘKĘKĘfĘĘKttĘttĘĘĘtfM
Wzywanie do po kutyI przez Piotra Skargę,
Dziennik podróży Józefo Kopcia.
Wiesław i pieśni rolników, Brodzińskiego.
Początek i progres wojny moskiewskiej
przez Stanisława Żółkiewskiego.
Threny, satyr i wróżki Kochanowskiego.
Wspomnienia z czasów wojny narodowej .
polskiej 1831 r. i Sonety wojenne przez
Stefana Garczyńskiego.
Pamiętnik oblężenia Częstochowy 1655 r.
przez kB. Augustyna Kordeckiego, t. 2.
Konrad Wallenrod, Adama Mickiewicza.
Zamek Kaniowski, Seweryna Goszczyńskiego.
Duch od Stepu, Bohdana Zaleskiego,
Kantyczki. (Według wydania. I?8:> roku.)
mam
Następujące Serje Biblioteki ludowej sę pod
prassę: zawierać będę. oprócz zapowiedzianych
już Śpiewów historycznych J. U. Niemcewicza,
pieśni Franciszka Karpińskiego, dzieło Hugona
Kołłętaja o konstytucji 3 Maja, Zbiór odezw
Tadeusza Kościuszki z 1794 roku, i inne cel­
niejsze historyczne i literackie utwory; prócz
tęgo, większym drukiem, księżki elementarne
dla ludu, żywoty świętych i bohaterów .pol­
skich, śpiewy narodowe, i krótkie w przedmio­
tach naukowych traktaty«
W drak. Itouge iiract' Paryż, u 	
			

/KS_323427_I_L_0062.djvu

			Biblioteka im Hieronima
Łopacińskiego tu Lublinie