/KS_320176_I_0001.djvu

			' ^ ^^5^ i"'
к у •
ШШ•-'■'У-Wb*
‘ чЫ О В
L»> ,^i >1
*■ i-7 -
‘ A t/k
>*/ i
:Л’:
v.-
>:
'»г-.
. -jf7, T.^
i-,v'• ■ .•■^^'■- ' ,'s‘ -Ä%,. -W.. W W ^ '' ' , i
_ .TW.
s. ..-■■■'^^Ж.л w
: i
>4
		

/KS_320176_I_0002.djvu

			ä
%
'riĄ i „Ä:.
■/i; , iA . c^:,
/ЪА :'A4
		

/KS_320176_I_0008.djvu

			Ж
fci
.Az_
ХХ'Х:;
'f’Ä
		

/KS_320176_I_0009.djvu

			^ (/
mm.-
SZLACHTA DßOBHA
w świetle poezyi ludowej.
Szlachta, jakkolwiek mieniąca się być równą mię­
dzy sobą i na dowód tej równości powtarzająca ciągle
zasadę, że ^szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie“,
od najdawniejszych czasów wielkie okazywała różnice
i stopnie społeczne. Szlachta wyższa, arystokracya
czyli magnaci stali na czele narodu; przodowały tu
rody historyczne Zamojskich, Sapiehów, Radziwiłłów
i t. d.; za nimi szli senatorowie i wyżsi urzędnicy pań­
stwa nie wielkiego rodu, niżej szlachta dobrze jeszcze
osiadła, urzędnicy ziemscy lub posłowie (podkomorzy,
sędzia, stolnik i t. р.), a najniżej szlachta drobna od
właściwego jej ubioru zwana chodaczkową, siermiężną,
kapotową lub szaraczkową, od sposobu osiedlenia także
okoliczną, zagonową, zagrodową, albo zaściankową. Te
środkowe i niższe pokłady szlachty odgrywały przez
swą zwartą i ilościowo wielką masę, pewną rolę polity­
czną, dając nieraz uczuć swoją potęgę na sejmie panom,
przed których nazwiskiem, urzędem lub majątkiem
ustępowali pojedynczo. Talenta same i zdolności
w szlachcie niższej zdarzające się musiały złożyć wprzó­
dy hojne daniny pochlebstw i kadzideł dumie arysto-
Dodatek miesifeioy do Priegl. Tyg. TI.
		

/KS_320176_I_0010.djvu

			kracyi, zanim wolno im było zbliżyć się do tych ko­
rzyści, jakich z ni^ wspólnie naród pozbawiały... Z tej
najliczniejszej klasy dadzą, się znowu trzy wydatniejsze
warstwy czy odcienia z różnego sposobu życia wynika­
jące wydzielić; z drobnej szlachty bowiem jedni upra­
wiają rolę, drudzy pracują w urzędach, inni wreszcie
prywatne u możniejszych przyjmują obowiązki.
Pierwszą kategoryę stanowią właściciele drobnych
posiadłości, ledwie wystarczających na utrzymanie li­
cznej zazwyczaj rodziny. Ubóstwo przeszkadza im na­
bywać tych nawet wiadomości, któreby pierwszą po­
włokę ciemnoty rozpędzić mogły i wskazały sposoby
polepszenia bytu materyalnego; zastarzałe uprzedzenia,
grubą pleśnią przesądów pokryte, nie dopuszczały ich
do przemysłu i rękodzielnictwa.
Druga kategorya zapełnia najniższe stopnie urzę­
dów. Zatrudnienia, którym się oddają i wyłączny
w miastach pobyt, ułatwiają im sposobność nabycia
oświaty, na której trudniącym się rolą zupełnie prawie
zbywa; lecz że ta oświata jest powierzchowną, pozostali
przeto szlachtą, straciwszy tylko prostotę swoją i na­
turalne zalety.
Do trzeciej kategoryi należą oficyaliści i służący
różnych kondycyj. Śmiesznych i szkodliwych wyobra­
żeń skutkiem, szlachta uboższa wolała oddawać się naj­
więcej godności człowieka ubliżającym w owym czasie
i prawdziwie niewolniczym obowiązkom: ekonomów,
pisarzy prowentowych, gajowych, i t. р., a nawet lokai,
niż korzystniejszym a nadewszystko niepodległym rze­
miosłom. Gruba ciemnota i zepsucie moralne
		

/KS_320176_I_0011.djvu

			tę oajpośledniejszą warstwę szlachecką, której osobny
poświęcamy ustęp.
W porównaniu z resztą szlachty, mają zagonowcy,
pergaminem tylko do uprzywilejowanego stanu przy­
klejeni, mniej w sobie pierwiastków sprawie demokra­
tycznej przeciwnych; byt zaś materyalny i moralny
a nawet pozycya socyalna w znacznej części zbliża ich
nawet z wielu względów do ludu, przynajmniej więcej
do ludu, niż do wysokiej szlachty. Śmieszne ich ob­
stawanie przy klejnocie herbowym, wypływało z boja-
źni utracenia niepodległości osobistej, której stan chłop­
ski nie posiadał, ale Achilesowa ta pięta szaraczka była
i bywa—^jak się okazuje z poezyi ludowej—jedną z głó­
wnych przyczyn niezgody obu klas społecznych. W sa­
mowoli wzrosła i wychowana, nienawidzi ta drobna
szlachta przemocy i despotyzmu, choć sama dla re­
szty ludu jest despotyczną a przynajmniej uciążliwą
i znienawidzoną, ßozdrobiona, uboga, zrównana pra­
wie z ludem przez ucisk i ciężary, miała ona długi czas
wobec chłopa stanowisko uprzywilejowane. Często
zdarzało się widzieć, że szlachcic o kilkunastu głowach
rodziny ma jednego parobka, równi są ludzie, z małą
różnicą jednako ubodzy, przecież jeden był panem, drugi
niewolnikiem. Obydwaj nieraz rąbali drwa arenda-
rzom na traktowej karczmie, jeden atoli miał prawo
rozkazywania i gnębienia, drugi obowiązek ślepego po-
słuszeństwa i znoszenia krzywdy *). Stosunek ten anti-
') Uwagi sekcji towarzystwa demokratycznego o szlachcie
w .Okólnikach* tegoż towarzystwa, Poitiers 18.S8. str. 115 i nast.
		

/KS_320176_I_0012.djvu

			społeczny, zapisany głęboko w duszy chłopa w wieko-
wej pogrążonego niewoli, znalazł swój wyraz w ostrej
satyrze ludowej.
Drobna szlachta, wylęgła na piaskach Mazowsza,
rozrosła się olbrzymio i zaludniła potężny szmat ziemi,
aż do niedawna będąc jedyną prawie przedstawicielką
mniejszej własności; lecz dzisiaj czasy się zmieniły na
wielką dla niej niekorzyść. Wskutek zmiany ustroju
gospodarstwa, niemniej też skutkiem podzielności gruntu
między liczne potomstwo, stopniała w ostatnich czasach
masa szlachty i zmieszała się z chłopstwem. Są okolice
niegdyś zamieszkałe wyłącznie prawie zaściankami,
w których dziś nie posłyszysz nawet o szaraczku. Czy
zginęła tam bez śladu szlacheckośó? Bynajmniej. W pie­
śniach, w melodyach, w tradycyi przekazała ona ludo­
wi swą spuściznę, jak tego dowodzą podania i pieśni tu
i owdzie między ludem powtarzane. Nie wykazano
jeszcze wzajemnego oddziaływania pieśni szlacheckiej
na ludowe i tych na szlacheckie, a byłoby to arcy-
ciekawem studyum. Chociaż w narodzie dwa te stany
całym ogromem przywilejów dla jednego, a uległości
i pracy dla drugiego de jure rażąco od siebie odskaki­
wały, to jednakże tyle między niemi było stopni i ana­
logii, że różnice te de facto znacznie się łagodziły
a z czasem nawet zacierały. Magnaci w zetknięciu
z cudzoziemcami za granicą przejmowali chętnie obyczaj
obcy, lecz bracia zaściankowi w codziennych z włościa-
wnaj W. Helmaua: Demokracya polska w Bibl. pisarzy polskich, Brock-
hansa, Lipsk 1866, str. 95, 129 i
		

/KS_320176_I_0013.djvu

			nami żyjący stosunkach przejęli się ich zwyczajami,
obyczajami,—opowiadali ich baśnie i śpiewali ich pieśni,
pstrząc je niekiedy czemś szlacheckiem, w wyższej niby
sferze zasłyszanem, „by się przecież zbytecznie z gmi­
nem nie pospolitować^^. Wszakże, gdy bieda zajrzała
szaraczkowi za kołnierz, trzeba było jednak do łaski
„mudża“ (jak i do żyda) zapukać i mimo herbu zaśpie­
wać znowu jego piosnkę. Jakby oddając im wet za
wet za psucie pieśni chłopskich, śpiewa czasem lud
utwory muzy szlacheckiej, mieniące się być od pie­
śni włościańskich wyższemi, tak w doborze wyrazów,
jak i w zakroju melodyj, w istocie jednak będące—z ma-
łemi, ale niezwykle pięknemi wyjątkami—napuszonemi
wierszydłami. Utwory te szlacheckiego pochodzenia,
spisywane wraz z niejedną włościańską piosenką w ka­
jetach—zkąd dostały się i do druku,—rozpowszechnio­
ne w kraju za pomocą podróży, jarmarków i odpustów,
rozlegają się po bawialniach, gotowalniach i kreden­
sach, po garderobach, oficynach dworskich i folwar­
kach, po oberżach i ogródkach spacerowych, a śpiewają
je oficyaliści, panny służące i respektowe, ochmistrzy­
nie, dworacy i t. р., a z tej raałoszlacheckiej sfery
dostały się także i pod słomianą strzechę ^).
Lecz mimo te wzajemne zapożyczanie się w naj­
droższe skarby myśli i uczuć, istnieje przedział między
temi dwoma światami. A kto się zżył z ludem, roz­
pozna od razu kreacyę szlachecką od wytworu ludo­
wego, jak rozróżni na pierwszy rzut oka rojną osadę
*) Kolberg: Lud (Sandomierski) eerya I etr.
		

/KS_320176_I_0014.djvu

			szlachecką, luźoie rozrzuconą i ukrywającą si§ w zieleni
drzew a brnącą po uszy w biocie, od cichej wsi chłop­
skiej ogołoconej z sadów i topol, tworzącej z stodołami
i chlewami dwa długie przejrzyste szeregi. Nam przed­
stawiają się różnice tych różnorodnych utworów fantazyi
tak wyraźnie oddzielonemi i zakre^lonemi, że nie może­
my zrozumieć, jak je mógł pomieszać taki znawca ludu
jak Kolberg. Bo chociaż zabłąka się nieraz pieśń gmin
na na dworek szlachecki i choć ją tu zeszpecą i pokale­
czą, całość przecież w prostocie ducha poczęta nosi na
sobie wybitne piętno ludowe i odwrotnie pieśń szla­
checka, choćby ją powtórzył wieśniak — co się zresztą
daleko rzadziej zdarza niż u szlachty — nie straci
w jego ustach tej indywidualnej, niemal artystycznej
formy wyrażenia się i śpiewu, jaka cechuje utwór nie-
ludowy.
Szlachcic biedny nie różni się wielce od chłopa,
lecz dopóki ma choć parę prętów własnej ziemi, zacho­
wuje całą staroszlachecką ambicyę i dumę mając się
za coś wyższego nad chłopa. Kozłowski podaje cha­
rakterystyczny przykład kłótni ubogiego szlachcica
z bogatym chłopem. Chłop zarzucił szlachcicowi jego
„goliznę“, chwaląc się, że mógłby czapką mierzyć jega
ruble, na co ambitny szaraczek odpowiedział: „Choćbyś
ty chłopie nie czapką ale ćwiercią ruble mierzył, to
wiedz, że z dziada pradziada jam zawsze szlachcic a tyś
cham“. Przyszedłszy do ostatniej nędzy, skoro juź
D Kornel Kozłowski: Lud, pieSni, podania, zwyczaje Mazowsza
czerskiego. Warszawa, 1868, str.
		

/KS_320176_I_0015.djvu

			utrzymać nie może swego kawałka roli, wyprzedaje
wszystko, cokolwiek posiada, nie sieje, nie orze, wy­
prowadza ostatnie ziarno, ostatnią słomkę do ludzi,
płot pali, dach ze stodoły obdziera i dopiero wtedy
spuściznę swoją sprzedaje, zostawiając następcy tylko
niebo i ziemię. Wówczas wynosi się gdzieś o parę mil
na komorne, gdzie pewien czas przebywa i dopiero osta­
tnia potrzeba zmusza go pod groźbą głodowej śmierci
do wejścia w służbę, a więc do zmieszania się z chło­
pem; nieraz zaś nędza i ciemnota, w połączeniu z bar-
dością szlachecką, doprowadza go do zepsucia i występ­
ku, stosunkowo daleko częściej niż chłopa.
Od dawien dawna był szaraczek zwłaszcza mazo­
wiecki, bardzo do bójki i do kłótni skorym; skorszym
on był zawsze „do zwady niż do rady*, nie ruszył się
nigdzie bez potężnego kija w ręku, którem to narzę­
dziem odpierał napaść i uskramiał swego przeciwnika^
wymuszając dla siebie uszanowanie.
Stara pieśń w „Kiermaszu wieśniackim“ maluje
go jak szedł z szarszanem (bronią sieczną), pukawką
(strzelbą) i nieodłącznym kijem.
Szarszan zardzewiały Podeprą swe boki
Z poszew (z pochwy) opadały Zstępnj mn z gościńca
Kijec granowity, Rzuca się do kija
Harkabuz nabity Fotem z barkabuza
Tak idą na roki. Wnet poprawi guza. *)
Wielko- i małopolanie wiele sobie opowiadali ga-
*) ^Kiermasz wieśniacki“, pieśń VII, przytoczona w Tygodnika
literackim Wojkowskiego. Poznań 1840, Nr. 9, przez W A. Maciejow­
		

/KS_320176_I_0016.djvu

			dek o niezgrabnych i głupich „mazurach“, którzy jak
szczenięta rodzili się ślepo, o bożj^m świacie nie wiedząc
i nie widząc nic więcej, nad głębokie swoje piaski. Pod-
ochociwszy sobie na uczcie, śpiewali sąsiedzi o szaracz-
ku, wytykając mu jego pijatykę i zawadyactwo:
Mazurowie mili Mazurowie naszy
Gdzieście się popili Fo jaglanej kaszy
W Warce na gorzałce Słone wąsy mają.
W Czersku na ziem piwsku. W piwie je maczają
Skoro się popiją
Wnet chłopa zabiją.
Dwa te ostatnie wiersze, potwierdzone także przez
„Pamiętniki“ Paska, rozbrajały gniew szaraczka, z któ­
rym byłby wybuchnął niechybnie na podobne szyder­
stwo. Przekonany o swojem męztwie, odcina się więc
wesołemu śmiałkowi rodzinną piosnką, w której chwali
się swemi zaletami:
Znaj polaku pany A nie wiele mierzą
Śmiałe mazosany Śmiejąc się uderzą
Gotowi do boju Ohocia w piasku brodzą
W zwadzie i pokeju. Lecz ostrożnie chodzą. *)
U rodaków swoich pańskiego stanu, szaraczek wzbu­
dzał śmiech i politowanie, głównie z powodu swego
ubóztwa. Szczupłe ich posiadłości maluje przysłowie:
,,jak pies usiądzie na dziedzictwie szlachcica, to ogon
za granicą trzyma” i drugie, kreślące ich dostatek bła­
hy: „u szlachty co dzbanek to panek”. Odgryzał się
wasan odpowiedzią, że rola jego choć nie szeroka ale za
to głęboka i długa, dąsał się, rozdy mając swój pawi ogon
i wołając z dumą starożytną: ,,Znaj co jest szlachcic!”
•j Kolberga: Mazowsze tom I str.
		

/KS_320176_I_0017.djvu

			Trochę majętniejszy szaraczek trzyma sobie pa­
robka do najniższych posJug i do grubszej roboty, uboż­
szy bierze się sam do każdej roboty, jak parobek—pasie
bydło, wywozi gnój, orze, sieje, kosi i młóci. Wszyscy
członkowie rodziny, zwłaszcza kobiety, pracują bez wy­
tchnienia prawie, lecz wskutek rozdrobienia i rozpro*
szenia fortun oraz dla braku ulepszeń w gospodarstwie,
szlachcic jest biedakiem: „Fortun sześć lecz nie ma co
jeść“, powiada o nim przysłowie. Ale choć tak w biedzie
pracuje razem z chłopem przecież i dziś jeszcze wstydzi
się zrównać z nim zupełnie. Czeladź np. je i robi razem
z swym panem, wszelako gdy zjawi się gość we dwor­
ku, odsuwają natychmiast od stołu parobków i dziewki.
Rodzina szlachecka siada oddzielnie przy stole, służba
przy stoliku; obie grupy czerpią z innych mis chociaż
potrawy z jednego pochodzą garnka, chyba, że szla­
chcianka swoim obficiej doleje mleka do juszki lub bo-
gaciej kartofle ozdobi słoniną. Ten ostatni wypadek
zachodzi też w stosunku parobka do gospodarza, chło­
pa, tylko że obaj jadają zawsze z tej samej miski. Do-
brzyniak, gdy już zupełnie schłopieje, nie wdzieje
przecież „chłopskiego kapelusza“, ale nosi zawsze czap­
kę sukienną z daszkiem na lato a z barankiem na zimę.
Szlachcianki żnące razem z chłopkami zboże w „rę­
kawiczkach“, tak jak je odmalował Mickiewicz w „Za­
ścianku“ (w „Panu Tadeuszu“), są prawdziwemi foto­
grafiami rzeczywistości.
') A. Fetr6w; Lud ziemi Dobrzyńskiej w Zbiorze wiadomości do
antropologii krajowej, tom VI str. 91 i
		

/KS_320176_I_0018.djvu

			Po za temi oznakarai „dumy“ szlacheckiej w ziem
i dobrem tego słowa znaczeniu, występującej w chara­
kterze, obyczajach, zwyczajach a nawet w ubraniu sza-
raczka, stoi on pod względem oświaty, hygieny, wycho­
wania, moralności a nawet pod \'zględem ekonomicz­
nym na równi a bardzo często jeszcze niżej od chłopa.
Podniósł to Smoleński w swem pięknem i gruntownem
studyum o drobnej szlachcie *), podając za przyczynę
tego zjawiska położenie socjalne obu klas z epoki pań­
szczyźnianej. Przed uwłaszczeniem miewał chłop cza­
sem szkółkę, utrzymywaną przez swego dziedzicznego
opiekuna, szlachta jednak pozbawiona i tej patrymo-
nialnej opieki, pozostawiona własnym siłom jako „nie­
zależna'', nie miała nawet możności dotknięcia się brze­
gu słonecznej szaty cywilizacji. Nasiąkłszy prostackie-
mi obyczajami, przewyższała chłopa skalą przesądów,
posiadała bowiem oprócz powszechnych jeszcze swoje
własne, rodowe. W pamięci zagonowców zatarła się
świadomość dawnego stanowiska, pozostało im jedynie
dawne pojęcie o szlachectwie i herbie oraz przeświad­
czenie, że są lepsi i zacniejsi od chama; traktują go
więc protekcyonalnie a chociaż zasiędą z nim w karcz­
mie, przecież nie bratają się z nim, wymagają nawet
pewnych od niego oznak szacunku. Boli to naturalnie
chłopa, który w korzystniejszych czasem pracując wa­
runkach, zostawszy właścicielem większego, jednolitego
kawała ziemi, jest panem swej osady i w stosunkach
Władysław Smoleński: Drobna salachta w Królestwie Pol-
skiem. Warszawa 1886 (Spółka nakładowa), str. 36, 39, 44, 50 i
		

/KS_320176_I_0019.djvu

			SZLACHTA DROBNA W ŚWIETLE POEZYI LUDOWEJ. 11
gospodarskich nie tak zależnym jak szlachcic a nieraz
nawet, zaprowadziwszy ulepszenia w gospodarstwie,
o których biednemu szlachcicowi przy rozkawałkowa­
niu gruntu ani myśleć nie można, dostępuje majątku,
co przy wrodzonem poczuciu godności chłopskiej stawia
go na te wyżyny, zkąd może z góry spoglądać na ,cia-
raszka“. Gdy się więc obie te klasy, świadome swych
sił i przewagi zmierzą, w pieśni słyszemy następujące
wynurzenia w dyalogu:
CMop. Jakiem jechał z Kacza de Kościana (wsie w Foznahskiem)
Wstąpiłem w oberże, siedzi szlachta sama
Kazałem dać wódki dobrej goździkowej
A ta biedna szlacMa ze mną do rozmowy.
Szaraczek. Poczekaj ty chłopku, w tobie harda dusza
A ja piję dobrą wódkę ty tylko korunsa.
Poczekaj ty chłopku, będziesz ci ty miętki
Ino znów na zaciąg każą ci na piętki. •)
Chłop. A wy pankowie na symne (sejmie) pomrzecie
Kilizeli (Aniżeli) wy mi zaciąg nakażecie.
Pomarli ci starzy, pomrą i ci młodzi
Zaciągu mego nie doczekacie radzi. ’)
W tańcu po dożynkach, gdy się podochocą, śpie«
wają w Pleszewie, wsi z Poznańskiego, w której szlachta
zagonowa mieszka naspół z chłopami, następującą spro­
śną śpiewkę:
Szlaeheie. f Ej kropi deszczyk kropi
/ Całujcie mnie — chłopi.
Za nim Chłop. ' Oj leje kieby płachta,
Catujta mię — ślachta. *)
*) Za czasów pańszczyzny deptano chłopu pięty, aby szedł prę­
dzej do robotyI...
*) Kolberg Lud (poznański) tom XII str. 279 Nr. 520.
•) Kolberg; Lud (poznański) tom XIII str. 119 Nr.
		

/KS_320176_I_0020.djvu

			Stosunki społeczne, mające swe źródła w przywile­
jach stanowych, rozdzieliły obie klasy a na dnie duszy
chłopskiej zostawiły męty i kwasy nienawiści. W przy­
słowiach ludowych oznacza „mądry jak szlachcic“ tyle
co chytry, przysłowie „nadął się jak szlachcic“ służy
do wyśmiewania ich dumy i gdy kto w nowe suknie
się ubierze a chcą go wyśmiać powiadają „wystroił się
jak szlachcic do karczmy“. Przysłowie „chłopska rzecz
siła jeść, szlachecka wiele pić“, wyszydza ich opilstwo,
a znane ich niechlujstwo maluje się w sposobie mówie­
nia „czarny t.. jak u szlachcica“.
Najlepszą bronią w ustach ludu, używaną wobec
szlachty, a nietylko wobec niej—jest szyderstwo. Chłop
okazuje pozornie wobec szaraczka pewną pokorę, w du­
szy jednak drwi z niego, zwłaszcza z jego rodowej du­
my, którą sztachetka obnosić zwykł na swej tarczy.
Oto kilka piosenek szyderczych na temat genealogii
herbowej w jedną zebranych całości a śpiewanych
w Krakowskiera, w Poznańskiera, na Mazowszu, sło­
wem w całej Polsce.
Jechol Kuba do Warsęgi na welekcyją (obiór króla)
Najął sobie na przedmieściu w karczmie stancyją,
Zacęli go przyjaciele na piwko prosić
A on zBcął famulią swoją wynosić;
Mój ojciec był wojewodą, bo woził wodą
Wsytkim zydkom po Warsędze cynił wygodę,
Mój swagier był kastelanem z psycyny to tej
Bo miał cubek, kieby źrubek kosmaty.
Ciołębiowski: Lud polski. Warszawa 1830, str. 132.
Zegota: Pieśni ludu polskiego w Galicyi. Lwów 1838, str. 182
i 183. Liczne waryanty podaje Kolberg w swych zbiorach z Poznań­
skiego, Krakowskiego, z Mazowsza, z Łubekkiego i t. d. i t.
		

/KS_320176_I_0021.djvu

			SZLACHTA DROBNA W ŚWIETLE POEZYI LUDOWEJ. 18
Mój stryjasek był chorąży na welekcyi
Bo on nosił chorągiewkę — na prosecyi, (na procesyi kościelnej)
Jeden brat był dobrym łowcem — bo dobrze strzelał
Oj w lesie tam niejednego pałką dobijał.
Drngi brat był wielgim panem, piechtą nie chodził
Po seść koni w jednej nocy z karćmy wywodził.
Moja siostra jesce panna, wionka nie traci
Bo jnź miała więcej chłopców niśli nas braci.
Moja matka dobzy byli, cuda cynili —
Na gorąckę umierali, bo ich spalili;
Moja ciotka nie umarli, dyó juó nie óyją,
By z niej dusa nie skocyła zdzirgli jej syją.
W Poznańskiem śpiewają trochę inaczej, tam dzia-
duś szlachetki był senatorem dla tego, że miał siwą
brodę, śtryj był wielkim panem, bo nosił papiery za
uczonym, młodszego brata „Bóg szczęściem darzył, bo
dobrze dla psów zreć warzył“, starsza siostra także
wielka pani, bo chodziła w szubie a sam Kuba, który
takim rodowodem się chlubił, „miał zjechać rychle na
króla Jana“ ^). W Krakowskiem robią stryjaszka kasz­
telanem „bo miał głowę, kieby szkapa kasztanowatą”,
młodszego brata ,,każdy za cześnika szacował — bo on
stryczkiem i pałecką piesków częstował”. Z sióstr była
jedna kasztelanką i kradła a druga przędła zgrzebne
przędzionki, ciotka zaś „taki miała pysk, że jej żaden
pies nie przeszczekał w starem karczmisku”. Oto jeszcze
inna genealogia „Maćka” t, j. szlachcica zagonowego,
wytykająca mu niesprawiedliwe sądy za czary i szy­
dząca z jego niskich posług. ®)
*) Kolberg: Lud (poznański), tom XII, str. 266—267, Nr. 618.
’) J. Konopka: Pieśni ludu Krakowskiego, 1831, str.
		

/KS_320176_I_0022.djvu

			14 SZLACHTA DROBNA W ŚWIETLE POEZTI LUDOWEJ.
Mać — śpiewają ^) — nie umarli Piąty był hetmanem
Chociaż nie żyją. Z buławą dużą
Bo umieli kreślić, guślić Chodził ci a nią do pałacu
I spalili ją — Na noc, na stróżą.
Jeden wujek był stolnikiem A szósty byt kapłunem
Stoły nakrywał. Zacnym prałatem
Drugi wujek byt podstolim Bernardyńskim kanafarzem
Pajfury zmywał Cóż komu na tern.
(lub: pod stołem ligał) Braciszek też był podskarbim
Trzeci zaś był miecnikiem Skrył się już w niebie,
Siable slnfował Bo zabierał depozyta
A kiedy było potrzeba W nocy do siebie.
I wóz okował. Któż się teraz familii
Czwarty wujek wartkim łowczym Swojej wydziwi
Choć nie w gorączce "Wszyscy byli dobrzy ludzie
Bo zabijał, dobrze łowił Wszyscy poczciwi.
Wsy po bolączce.
Celem satyry ludowej bywa najczęściej ubóstwo
„szlachciury”, ukrywające się pod zewnętrznym blich­
trem fałszywej ambicyi. Znana w całem Mazowszu *)
piosnka maluje najlepiej tę błyszczącą nędzę: Szczyci
się w niej szlachetka że ma „prześliczne szaty” t. j, ko­
szulkę dreliszkową dratwami szytą, dalej żupan żółta­
wy „tylko od święta w którym dawniej pasał cielęta”,
kożuchem dobrze podbity dla proporcyi, kontusz lisia-
sty pstro nakrapiany ze sznurkiem konopianyra iszklan-
nerni guzami, opasany łyczakowym pasem, przy nim
’) Ze zbioru pozostałego po Z. u Kolberga: Lud (krakowski), tom
VJ, str. 188—190, Nr. 367—368.
-) Kolberg: Lud (krakowski), tom VI, str. 186 i nast. (dwa wa-
ryanty).
^) K. W. Wójcicki: Pieśni ludu, wydanie Kaczanowskiego. War­
szawa 1836, tom II, str. 237 i nast.—Kolberg: Lud (krakowski) tom VI,
str. 189 Nr. 368, str. 191 Nr. 371 i Lud (poznański), tom XII, str. 268
Nr. 516. Porównaj waryant podany przez W. Smoleńskiego: Szlachta
drobna str.
		

/KS_320176_I_0023.djvu

			frendzle z jęczmiennej słomy. Spodnie także nie lada
po cztery groszy za łokieć, miał też szabelkę ostro to­
czoną, wypróbowaną w kilku potrzebach—z chłopami
w karczmie na piwku!—O szlachcie drążkowej (zwanej
tak dla tego że na sejmikach stali przy poręczach krze­
seł, w których możni panowie siedzieli) w Samborskim
i Kołomyjskim obwodzie krąży między ludem szyder­
cze przysłowie:
Co ffórka to pagórek,
Co chałupka to dworek *)
co tłomaczą sobie jako satyrę na zbyt gęste zaludnienie
szlachty w tych stronach Galicyi. W Kieleckim wy­
szydzają znów konkurenta szlacheckiego—bez butów:
Zdarły mi się buty
Kupie sobie słapcie,
Będę się zalecał
Kozłomłockiej ®) ślachcie
Wspominając dawne lepsze czasy, opowiada bie­
dny szlachcic z Mazowsza jak dawniej opływał w do­
statkach a wszystkiego było i wiele i tłusto: „ser jak
kocia głowa, gomółka jak smoła, kasza ze szmalcem
tłusta, świnina z kapustą” i w pas wina bywało
a wszystko z grubiańską przesadą i przechwałką, które
biczem satyry smaga pieśń ludowa niemiłosiernie ■*).
*) Żegota: Pieóni ludu polskiego w Galicyi, str. 185 w uwadze.
®) Miejscowość w Kieleckiem.
’) X. Wł. Siarkowski: Lud z Zbiorze wiadomości do antropologii
krajowej, tom IV, str. 158 Nr, 253.
Wójcicki: Pieśni ludu, tom II, str. 366—369. Żegota: Pieśni
ludu polskiego, str. 196.—Kolberg: Lud (krakowski), tom TI, str. 193
Nr.
		

/KS_320176_I_0024.djvu

			Ks. Bar%cz opowiada o chodaczkach na Rusi, nie ma­
jących si§ czem przyodziać a zadzierających nos do
góry, jako na jednych saniach przyjeżdżali po dwana­
ścioro do kościoła, a przybywszy na oznaczone miejsce,
wchodzili osobnemi drzwiami i witali się, jak gdyby
z daleka przybyli i dawno się nie widzieli, po przywi­
taniu wzajemnem zaś pchali się do wielkiego ołtarza, by
się nie mieszać z tłumem, O jednym z tych szlachci­
ców chałastrowych krąży następująca „fantazya”: Przy­
był raz obcy do domu takiego szaraczka, a niezastaw-
szy nikogo prócz dzieci, zawołał: — Dzieci... — My nie
dzieci, odpowiedzieli potomkowie rasy szlacheckiej. —
A cóż wy?—My panicze! Poprawił się więc obcy i rze­
cze. — Panicze, a gdzie wasz ojciec? — To nie ojciec. —
A cóż? — Jegomość. — A gdzież jegomość? — Ubrał się
w wór, wziął w rękę kół i poszedł świnie paść.—A gdzie
wasza matka?—To nie matka, to jejmość.—A gdzie jej­
mość? — Poszła chusty prać, obiecali suchej rzepy
dać ^). Złość do tej szlachty drobnej wiecznie pnącej
się do góry objawia się przy każdej sposobności. I tak
np. przeniesienie się chłopów ze wsi ,,Szczury” (pod
Ostrowem w Poznańskiem) którą zajęła szlachta przed­
stawia się w tych uszczypliwych słowach dyalogu:
„A co to za wieä“? .Szczury*.
.A jest tam chłop który?“
jWynieóli się płachtę (razem)
Przed parszywą flachtą.'^ ®)
1) Ks. Baracz: Bajki, fraszki, podania, przysłowia i pieóni na Bnsi,
1866, str. 51—52.
*) Kolberg: Lud (poznaAiki), tom X, str.
		

/KS_320176_I_0025.djvu

			„Gazetka mazurska” takie wkłada w usta chodacz-
ka nowinki: „Mazurowie bracia mili, gdzieżeście byli
i cożeście słyszeli? Byliśmy w Czersku na złem piw-
sku a cóżeśmy słyszeli, wszystko tu opowiemy, niczego
nie zataiwszy: wbili i to dobrze
uczynili, matkę nam spalili i to dobrze uczynili, szła
z dymem do nieba, czegóż jej potrzeba i ciotkę nam
utopili, to dobrze uczynili, bo pragnienie miała, brata
nam też powieszono i to dobrze uczyniono, w górę po­
szedł w górę za jałówkę burę“. Słowem „wesoła no­
wina, krzewi się rodzina” ^). Posłuchajcie innej humo'
reski w dyalogu, na temat chodaków — przepyszna:
1. Przyszedł Mazur do Mazura chodaka pożyczyć.
jPożyczże mi miły bracie, pójdę się zalecać“.
„,Nie pożyczę, ho kosztuje
Jak uderzysz noga w nogę, chodak się zepsuje.*“
2. „A jakże to miły hracie teraz z nami będzie“
Wszakże łyka na chodaki dostaniemy wszędzie.““
,Jak zepsuję, tak odrobię,
Pozwólcie mi miły bracie niech wyskoczę sobie,
Bo mi będzie bardzo nudno teraz na wętrobie“.
3. ,„Pożyczam ci miły bracie chodaka nowego
A to czynię jak dla brata i rodaka mego
Tańcuj sobie z moją miłą
Nie zalewaj gorzałczyskiem i piwiskiem głowy
Bo mi jatro masz odrobić chodak nowy““. “)
Lotne strzały satyry ludowej wymierzone s% nie-
tylko przeciw szlachcicowi, ale także przeciw jego lepszej
połowicy. Jeżeli szaraczek nie zniża się po rękę miesz­
czanki, jak to nuci lud Kielecki w szyderstwie:
U Ze zbioru po ks. M u Kolberga; Lud (krakowski) tom VI
str. 188—189 Nr. 367.
®) Kolberg: Lud (krakowski) tom V str. 201 Nr. 5 i tom VI
str. 109 Nr. 369.
Dodatek miesięczny do Przegl. Tyg. VT,
		

/KS_320176_I_0026.djvu

			18 SZLACHTA DEOBNA W ŚWIETLE POEZTI LUDOWEJ.
Dworecek z deacutecek, podłoga z tarcic
Tyä aoble miescanka, ja sobie tlachcic —
Nie cały ja Slacbcic, ino pół ólachcica (szlachcic siermiężny)
Nie chodzę po ziemi, ino po tarcicach. ’)
to szlachcianka nie pójdzie za „naieszczucha”, jak świad­
czy między innerai następująca piosnka od Gałańczy
(w Poznańskiem):
Zalecał mi się z Poznania ówiniarz
1 co niedziela to do mnie przylaz
A choć padało i było slisko
To się przywlekło to świniarzysko.
Zalecał mi się roczek po roczku
Wreszcie wzioł dziewkę o jednem oczku
Wybił jej drugie, wprawił jej szklanne
I patrzy w dziewcze jak w malowane. ®)
Oświadczającemu się zaś parobczakowi chłopskie­
mu — może umyślnie tak po grubiańsku, aby mu tem
dokuczyć — wprqst odpowiada;
,Zasię chłopcze, chamski synie
Nie mos do mnie nici“
Szlachcianeczki znane są we wsi z swej pretensyo-
nalności i z zamiłowania w „fatałaszkach”, opiewa to
pieśń mazowiecka;
ChciałA mnie ólachcionka, miałem się z nią żenić
Zacęła grymasić musiołem odmienić.
Sprawie mi sukienkę, sprawże mi falbonę,
Sprawże mi slafrok, w cemze rano wstanę.
Sprawie mi salopę z frendzlami do koła
Bękawiczki z palicami, książkę do koćcieła.
U Kolberg: Lud (kielecki) tom XIX str. 82 Nr. 266.
*) Kolberg: Lud (poznański) tom ХШ str. 81 Nr.
		

/KS_320176_I_0027.djvu

			SZLACHTA DROBNA W ŚWIETLE POEZYI LUDOWEJ. 19
Sprawże mi chustkę pstr%, bo Święta nadchodzą,
Sprawże mi kapelus bo tak w miastach chodzą
Najlepsza to chłopka, nie wie co grymasy
Zje ze solą kasę, jak nie ma okrasy,
Szlachcianki są jak wiadomo niebardzo pracowite
i pilne, nie imają się każdej roboty. Nie chcą np. pójść
na pańską wieś, bo
Na pańskiej wsi trzeba robić
Ä ja szlachcianka, szlachcianka
Albo inna:
Szlachcianka się ubierze
Żytka z pola nie zbierze
O gatganka szlachcionka
Lepsza ze wsi wiochnionka
Oddając rękę tylko „takiemu jaka ja sama”, sta­
wia pańskie warunki: „Byle było sześć koni w karecie—
byle były słagi w aksamicie—byle była kapela, pańska
polityka. Byle były stoły marmurowe i kryształowe
okna i t. d. «). Dla tego przestrzegają parobczaka wiej­
skiego przed ,,fumą” szlachcianki a on sam za nic nie
chce jej mieć za żonę. Znaną jest powszechnie piosenka
w najrozmaitszych waryantach na temat:
Ja szlachcianki nie chcę, boby mię zniszczyła i t. d.
albo:
*) Kozłowski: Lud str. 123 Nr. 53.
®) Kozłowski: Lud str, 291 Nr. 156.
*) Kolberg: Lud, tom XII str. 102 Nr. 177 (od Rawicza w Po-
znańskiem).
*) Zbiór wiadomoSci do antropologii krajowej, tom VI str. 107—
108 Nr. 21. — Kolberg; Lud, tom III Nr. 70, tom IV Nr. 110, tom VI
Nr. 206.—Petrów: Lud (dobrzyński) pieśń Nr.
		

/KS_320176_I_0028.djvu

			Nie chcę modnęj pani, ni za żadną winę
Zdejmie obręcz z beczki, zrobi krynolinę. ')
Śmieszniej wygląda konkurent szaraczkowy, do-
Btający harbuza od panny, dla której się zadłużył.
1. Pocóżeicie przyjechali 3. I ten nożyk z rybiej kożci
Kiedy my wam nie kazali Powiadają, że jejmoSci
Poco waspan depce A waspan się pyszni
Kiedy panna nie chce. I oddać nie myśli,
2. Ta kolaska malowana 4. Ta chusteczka w kieszeni
Powiadają (że) pożyczana Tego chłopca co od świni
A waspan się pyszni A waspan się pyszni
I oddać nie myśli. I oddać nie myśli. ®)
Inny konkurent, podszyty tchórzem, radby do
„waćpanny”, tylko boi się, żeby się niezdradzić. „Oj
jakżeż tam do waćpanny—powiada do niej—kiedy ku­
ry i gęsi krzyczą, psy szczekają, kiedy dziewka nie śpi
a matka czuwa”. Dziewczę śmiałe i rezolutne daje mu
następujące rady: „Rzuć kurom tatarki (hreczki) niech
idą spać na banteczki, wygnaj gęsi na wodę niech zbie­
rają łobodę, a psom chleba nie żałować, dać dziewce na
wódkę niech zgasi kaganiec a matce na czepiec niech
idzie spać za piec, tylko bywaj serce u mnie”. Wszyst­
ko to jednak nie wystarcza staremu, który nakoniec
woła: „A jakże tam do waćpanny, kiedy wszyscy pisz­
czą?” Do żywego tem oburzona panna odpędza go więc,
kończąc temi słowy: „A pójdźże ty czarcie łysy, kiedy
ty się boisz myszy, nie bywaj że u mnie”. ®)
zbiór wiadomości do antropologii tom VI str. 129.—Kolberg;
Lud, tom I Nr. 170 i 171, tom VI Nr. 269 i 699, tom XII Nr. 89,90
i 9.3, tom XVIII str. 194 Nr. 359. (Sandomierskie, Krakowskie, Kielec­
kie, Mazowsze i t. d.) i wiele innych.
®) Kolberg: Lud (poznański) tom ХП str. 31 Nr. 69.
ä) Żegota Pauli: Pieśni ludu polskiego w Galicyi, str. 124 Nr.
		

/KS_320176_I_0029.djvu

			Jużto wogóle odgrywają konkurenci zagonowi
śmieszną rolę w satyrze ludowej. W staroszlacheckim
polonezie zalotnym przemawia do wieśniaczki górno­
lotnym stylem: , Z wysokich parnasów pompatyczne
składam intenta, niebądźże okrutna ani bałamutna,
fortunę i serce składam na kobierce” i t. p. ^), to
znów nieśmiało i niezgrabnie „napoły zemdlony”
przybywa do niej i pyta: ,,co ważę i czy się tu
bywać odważę” ®). Wobec tego nie dziw, że dziewczęta
gardzą nimi, lub wyśmiewają w takich mniej więcej
słowach:
Przyjechałeś na ogłędy
A sam nie wiesz siedzieć kędy,
Nie wywabisz mnie
Hej hej czerkieaie!
Czy cię licho do mnie niesie
Eu memu nieszczęSciu.
A dalej powiada, że „koń jego na powodzie por­
wany wojewodzie”, z żupana pożyczanego pas opada,
a buty podarte—a ciągle powtarza „Niewywabisz mnie.
Hej hej Czerkiesiel” (To ostatnie przezwisko dają szla­
chcie dla. tego, że nosiła dawniej żupany, kontusze
i czapki z czerkieska). Na takie szyderskie wymawiania
odpowiada zagonowiec dumnie...: „Wąs barabas, czap­
ka czerkieska, nie uważaj mościa panno choć fortuna
kiepska” Szaraczek jest w miłości trochę śmieszny,
ale w gruncie poczciwy, tak go przynajmniej maluje
*) Kolberg: Lud, tom IV str. 191 Nr. 363 (Kujawy).
*) Polonez staropolski zalotny, tamże Nr. 352.
•) Żegota Fauli: PieSni ludu polskiego w Salicyi, str.
		

/KS_320176_I_0030.djvu

			22 SZLACHTA DROBNA W ŚWIETLE POEZYI LUDOWEJ.
charakterystyczny dyalog ludowy, który tu w całości
przytaczam:
Szlachcie.
Chłop.
Szlachcic.
Chłop.
Szlachcic.
Chłop.
Szlachcic.
Chłop.
Szlachcic.
Chłop.
Szlachcie.
Chłop.
Szlachcic.
Chłop.
A zkądżeście w tej sukmanie?
Od Skalmiza mościpanie.
Nie znacie też Przybeniey? *)
Wsak to w nasej okolicy.
Znacież tamtejszego pana?
Etózby nie znal kaśtelanal
Adyć się tam sługiwało
Znom jego rodzinę całę.
A dajcież mu wódki jeszcze
Niech się z tym chłopem napieszczę.
On zna w Przybeniey pana
Jemu i rodzina znana.
Znacież jego córkę, syna?
Znom ich — ładnać to dziewcyna
Ale jak zazwyczaj bywa
Nie ze wsyćkiem jest scęśliwa.
Nieszczęśliwa! a to czego?
Cóż się to jej stało złego?
Czyli słaba, czy choruje?
Zdrowa, ale coś faluje.
Skądże macie te nowiny?
W karcmie gadały dziewcyny
Ze juz niejednego miała
Ale o nich zapomniała.
O nowino jakieś smutna
Jakżeż ty dla mnie okrutna
A ja mniemał, stalszej niema
Co obieca to dotrzyma.
Teraz mi jegomość powiedz
Czy nie jesteś z Jakubowie,
*) Czasopismo naukowe Ossolińskich. Lwów 1833, rok VI, zeszyt
Ш, str. 70. — Porównaj Kolberga: Lud, tom XII Nr. 522 i tom XVIII
Nr. 358—360.
®) Przybenica wieś pod Skalbmierzem. Pieśń tę śpiewają zre-'
sztą także w Poznańskiem i w Kieleckiem ze zmianą miejscowości,
w Poznańskiem up. Tomice i Jakubowice.
Może i niemieckiego ,feht* brakuje,
		

/KS_320176_I_0031.djvu

			SZLACHTA DKOBNA W ŚWIETLE POEZTI LUDOWEJ. 23
Bo ja stj'sat zdała trocba
Ze ona się we was kocha.
Sztüchdc. Ach to wszystko co slyszałeS,
Przed nieszczęsnym wygadałeS
Jam ci to jest jej kochany
Teraz od niej zapomniany.
0 nowino niesłychana,
Jakżei mi jest opłakana
Moja miłość nie ma granic
A mimo niej wszystko za nic.
Chłop. Ej i cegoz tak się smucić,
Kiej niestała, to porzucićl
Szlachcic. Ja jej porzucić nie mogę
Kocham, kocham Józię drogę
Pomimo jej niestałości
Nie mam żadnej zawziętości.
Chłop. Toć i nie ma co nazekać,
Mozę jegomość docekać
Ze kiedy jego nie chciała
Nie będzie żadnego miała.
Szlachcic. Ach, broń Boże! jako żywo,
Ja ję chcę widzieć szczęśliwą
Nie życzę więc tego nawet
By jej kto oddał wet za wet.
Chłop. Padam do nóg, ale zycę
Pozucić tę niewdzięcnicę
1 odtąd nigdy na świecie
Żadnej nie wiezyć kobiecie
Szlachcic. Bądź zdrów! kochany sąsiadzie
Niech cię Bóg szczęśliwie wiedzie
A gdy będziesz w Przybenicy
Kłaniaj się mojej dzjewicy
Powiedz, że się łzami myję
Ale dla niej tylko żyję.
Tę słabość charakteru zachowuje szlachcic i w po­
życiu małżeńskiem a pantoflowy stosunek jego do żony,
która z śmiałej, rezolutnej dziewczyny wyrosła na „Ъл-
’) Kolberg: Lud (kielecki), tom XIX str. 194—195. — Porównaj
S. Lipiński: Pieśni ludu Wielkopolskiego, str.
		

/KS_320176_I_0032.djvu

			24 SZLACHTA DROBNA W ŚWIETLE POEZYI LUDOWEJ.
bę Z piekła” czyli na „Heroda“, smaga następna pieśń
ludowa:
Stała się u uas wielka pogłoska
Pobiła męża pani Pawłowska
Wybiła, wyprała .
I za drzwi wygnała
Do sieni.
Stoi Pawłowski w sieni niechcący
Załomał ręce narzekający
Na żonę.
bOJ żono, żono, cóżem ci winien
Czy ci nie robię co-ć-em powinien
W domu nie nocuję.
Dla żony pracuję
Dla ciebie“.
„Cicho Pawłowski, jeszcze nie dosyć
Jak cię pochwycę będziesz się prosić.“?
Wyleci za mężem
Z ognistym orężem,
Z głowniami.
Widzi Pawłowski, że to nie żarty
Że gniew jejmości jest zbyt uparty
Wziąwszy się do pasa
Dśr, dćr, der — do łasa.
Przed żoną.
„,0j mężu, mężu, byś się ty wrócił.
Żebyś mi serca więcej nie smucił,
Nóżki bym ci wymyła
Twój brudek wypiła
Dla ciebie.““
Albo inny obrazek w tym guście, także z pożycia
małżeńskiego szlachty zagonowej ®).
’) Zwrotka widocznie zepsuta albo źle spisana.
®) Kolberg: Lud (poznański) tom XII str. 227—228 Nr. 435—
487.—Porównaj Lud tom IV Nr. 222—228 (Kujawy).—S. Lipiński: Pieśni
ludu wielkopolskiego, str. 115.
ä) Kolberg: Lud tom IV str. 53—54 i str.
		

/KS_320176_I_0033.djvu

			Za łeb go uchwyciła
O ziemię go uderzyła
Kijem go bita.
,Nagotnj tu jeść
Pojadę ja precz
A jak z gośćmi tu przyjadę
Już gotowo nie zastanę
Kijem mi weźmiesz".
Po niejakim czasie żona przyjeżdża i zastaje wszyst­
ko w porządku tak jak rozkazała. Biedny raęiulek
siada więc do stołu koło swej połowicy, czem oburzona
zaczyna znowu bójkę i gonitwę, a
On-ci do niej rączki składa
1 do nóżek ij upada
,Stój (woła) bo zabijesz!"
(A ona) Kadabym była
Bym cię zabita
Bym takiego psa hultaja
Bym takiego poganina
Ze świata zbyła,
Z całej piosenki wynika następujący końcowy
morał, pełen ironii i szyderstwa z niedołęgi:
„Fatrztaż panienki
I wy mężatki
Kiedy męża żona bije
To w nim wątroba nie gnije
Piękny i gładki".
Z pieśni szlacheckich, śpiewanych po dworkach
i w przedpokojach pańskich, dałaby się dokładniej od-
rysować fizyognomia zagonowców z ich pesymistycz­
nym na świat poglądem, z wycieczkami na panów i ma­
gnatów, z swą całą nieznajomością ludu wiejskiego, któ­
rego położenie wydaje mu się najszczęśliwszem, ale pło­
dy te muzy Szlacheckiej wymagałyby osobnego studyuńą%,; д'Г
Henryk Biegeleisen.,
2*;,
		

/KS_320176_I_0034.djvu

			NAÜKI PRZYRODNICZE.
I*. J A. N К T.
Fizyka matematyczna i fizyka doświadczalna.
(Łekcya wetępna, wygłoszona na fakultecie nank w Qrenobli)
przełożył H. S.
W obecnym stanie fizyki, znajdującej się w pełni roz­
woju, coraz silniej występuje dążnośd do stałego połączenia
metody doświadczalnej z matematyczną. Chciałem właśnie
dzisiaj rozważyć warunki tego sojuszu, jego korzyści oraz
niebezpieczeństwa; namnożyły się przykłady i teraz nadszedł
czas, aby zużytkować nauki przeszłości; ze wszystkiego bo­
wiem możemy korzystać w historyi nauki, niemniej z błędu
jak z prawdy i nigdy, chociażby to miało stać się na błędnej
drodze, nie pozostanie bezpożyteoznem wniknięcie w dzia­
łalność znakomitych uczonych, którzy nas poprzedzili.
Jesteśmy przeświadczeni o użyteczności, a nawet ko­
nieczności fizyki matematycznej, jeżeli wogóle nauka taka
jest możliwą; celem jej bowiem jest na miejsce doświadczę
nia, — które z natury rzeczy nie może być doskonałem i za -
wsze przeto połączone jest z pewnym błędem — postawić
dokładny i ścisły rachunek. Ażeby jednak ta dokładność
i ścisłość nie były iluzyą, ażeby cały aparat matematyczny,
nęcący nas swą jasnością, istotnie był ii tylko tłomaczeniem
rzeczywistości, koniecznem jest, aby podstawowy fakt,
		

/KS_320176_I_0035.djvu

			■■ !Й''- ■-
Ä -;S ^‘*S;35,,:
-^ -■^V>^i:r -V-^^.'-.-'v-^S
■|*-J.-  ",V>^' Ä» . '1 r .1 ' ^ -•1  ^ f T_“ä
■5SS4...'
Ä-.y-.'i
j-iSS-,!
• V.'-;., ^t." =" 1 • •'-'
•Ł'»^
^
"ЩЯ
Ш п
i' V Л C.
' *' • * Ł ' ' .' -'Jr ' >' * e » ^ ' #.'"•*
		

/KS_320176_I_0037.djvu

			- - . 4 i'.'-
b^ł*riisi!Ł->J ■• - ,;_;-.V;, I.":«;,-.
t e
М
-гф:Щ
? T r f -
'.■■• '.Л •• •• ■ .да"
АЛ;  И{'^
		

/KS_320176_I_0038.djvu

			Biblioteka im. Hieronima
Łopacinskiego w Lublinie
		

/KS_320176_I_0039.djvu

			■ ' ""4"
■ t>-
.:>Ą  ^
'■
		

/KS_320176_I_0041.djvu

			I ,
,.н.
"y'f
		

/KS_320176_I_0042.djvu

			Biblioteka im. Hieronima
Łopacińskiegoшщ ш Lublinie